Reklama

Jagoda: Praca przy Ekstraklasie? Jestem jak grzybiarz w lesie w okresie suszy

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

19 lipca 2024, 11:11 • 13 min czytania 30 komentarzy

Czasami można odnieść wrażenie, że nie ma innego komentatora, który z takim pietyzmem podchodziłby do meczów Ekstraklasy. Wojciech Jagoda wręcz kocha przy niej pracować. – Obwieściłem z radością, że skończył się mój urlop. Jadąc na mecz Ekstraklasy, czuję, że życie jest fajne – powiedział nam w rozmowie, w której przed startem kampanii 2024/2025 poruszyliśmy różne wątki związane z polską piłką. Dlaczego Wojciech Jagoda nazywa siebie grzybiarzem w lesie w okresie suszy? Za co kocha Jana Urbana? Praca przy jakim klubie jest dla niego orką? Co sądzi o swoich hejterach? Jak naprawdę było z hasłem „Young Leosia” użytym w trakcie meczu i jakie słowne wyzwanie szykuje na otwarcie sezonu? Zapraszamy do lektury.

Jagoda: Praca przy Ekstraklasie? Jestem jak grzybiarz w lesie w okresie suszy

Jak tu szykować się do startu przaśnej Ekstraklasy, kiedy przed chwilą mieliśmy EURO 2024 pod znakiem pięknie grającej Hiszpanii?

Nie odpowiem swoimi emocjami, ale odpowiem wpisami, jakie pojawiają się pod moimi postami na Facebooku dotyczącymi radości związanej z powrotem Ekstraklasy. Jedyne, co tam się pojawia, to ekscytacja. „Wreszcie wraca prawdziwa piłka”. Wiadomo, że jest w tym trochę kokieterii, ale my, którzy kochamy tę ligę, mamy świadomość, jaka ona to jest. Ale nic, co dzieje się wokół, nie wpływa na odbiór Ekstraklasy. A nawet jeśli będzie wpływało w pierwszych kolejkach, wspomnienia z EURO zaraz się zatrą.

To nie jest trochę tak, że tej kokieterii jest jednak za dużo? Że aż za bardzo podkręca się otoczkę wokół Ekstraklasy, szczególnie w Canal+?

Szczerze mówiąc, nie wiem, jak to jest podkręcać, bo sam nie podkręcam. Ja rzeczywiście potrafię się zanurzyć w tej lidze, uwielbiam przy niej pracować i czasami przygotowanie do meczu jest dla mnie fajniejsze niż samo komentowanie. Nauczyłem cieszyć się, że te mecze w ogóle są. I szukać czegoś, co jest naprawdę fajne. Jestem trochę jak grzybiarz w lesie w okresie suszy, który koniecznie chce znaleźć pięknego borowika. To finalnie zależy od grzybiarza, czy wyjdzie z serca tego lasu, a jeśli nie wie, że wtedy grzybów nie może być dużo, taki grzybiarz jest idiotą. Ale ja czerpię radość z samego chodzenia po lesie.

Reklama

Jestem przekonany, że takich ludzi jak ja jest bardzo dużo. Nieprzypadkowo liczba kibiców na stadionach była ostatnio rekordowa. Wydaje mi się, a może wręcz jestem pewien, że w nowym sezonie pobijemy kolejny rekord. Chociażby dlatego, że mamy wracającą Lechię Gdańsk z dużym i pięknym stadionem, GKS Katowice, który już niedługo będzie grał na nowym obiekcie, no i Motor Lublin ze stadionem godnym Ekstraklasy. Najlepsze ciągle przed nami.

Masz jakieś konkretne nadzieje, oczekiwania, typy na nowy sezon? Poprzedni był bardzo nietypowy, wręcz szalony…

Cholernie szalony. To było coś nieprawdopodobnego. Gdybyśmy rozmawiali 12 miesięcy temu, żaden z nas nie przewidziałby, że Jagiellonia będzie mistrzem, w czubie będzie Śląsk, a aktualny mistrz Polski skończy na siódmym miejscu. Coś mi podpowiada, że ten sezon też może być zwariowany. Nie wiem jednak, jak miałoby to wyglądać, i mam w sobie wystarczająco pokory, żeby nie rzucać typami przed 1. kolejką. W przypadku Ekstraklasy to jest naprawdę nie do określenia.

Mieliśmy taki czas, że na przestrzeni siedmiu sezonów sześć razy mistrzem Polski była Legia. Ale w ostatnich latach to był Lech, którego jeszcze można było przewidzieć, oraz kolejni mistrzowie, Raków i Jagiellonia, na których się nie stawiało. Nie pamiętam, jak typowali bukmacherzy rok temu i wątpię, że „Jagę” w ogóle rozważano, ale mam wrażenie, że to taki przypadek jak Leicester. Ktoś musiał być totalnym wariatem albo mieć za dużo pieniędzy, żeby tak obstawić.

Wspomniałeś Legię. Jak oceniasz to, co dzieje się w tym klubie? Mam wrażenie, że Legia w ostatnich latach mocno się pogubiła i zatrudnienie Goncalo Feio nie wygląda jak krok w stronę dawnej wielkości, zwłaszcza że ta kadra wciąż nie imponuje.

Legia zdaniem bukmacherów jest „jedynką”. Drugi jest Lech, trzeci Raków, czwarta Jagiellonia, piąta Pogoń. Wszyscy ci, którzy liczą pieniądze, opierają się na twardych danych, oni się nie bawią, w nich nie ma serca i sentymentu. Oni robią biznes. A skoro typują Legię, wychodzi na to, że coś w tym musi być. Ale trzeba na to spojrzeć swoimi oczami, nie bukmacherów. Ostatnio czytałem wywiadem z Goncalo Feio i muszę powiedzieć, że strasznie mnie zainteresował. Jeśli Legia kiedykolwiek będzie grała chociaż w połowie tak jak ciekawie o futbolu opowiada Feio, będzie regularnie występowała w Lidze Mistrzów. Ale wiadomo, że powiedzieć można wszystko, a z robotą jest trochę ciężej.

Reklama

Dla mnie, czyli osoby, która komentuje Ekstraklasę dwunasty sezon z rzędu, zrobiła ponad 500 spotkań i obejrzała prawie wszystkie, mistrzostwo Legii będzie teraz niespodzianką. Mówię to dlatego, że Feio jest trenerem nieprzewidywalnym, a wszyscy wielcy trenerzy, którzy kolekcjonowali trofea, byli w pozytywnym sensie przewidywalni. Owszem, mieli swoje wady, ale Portugalczyk w poprzednich klubach udowodnił, że nawet jak czegoś nie chce zrobić, okazuje się, że ma krótki lont. Czy nagle będzie potrafił się zmienić? Nie wiem, być może. Jacek Zieliński i Dariusz Mioduski to niespotykanie spokojni ludzie. Może sama styczność z nimi spowoduje, że i szalony Portugalczyk będzie potrafił swój lont wydłużyć. To ważne, bo przecież wszyscy mamy świadomość, że wiedzę piłkarską ma bardzo dużą.

Za przewidywalnego trenera uznałbyś Marka Papszuna?

Dobrze, że zadałeś to pytanie, bo uważam, że zdecydowanie tak, że to właśnie zupełnie przeciwny przykład. Marek Papszun to twardziel, po którym można spodziewać się konkretnych rzeczy. Wiadomo też, czego nie można przy nim robić. To konkretny facet. W tym wszystkim najciekawsze jest to, że przecież kiedyś obaj panowie razem ze sobą pracowali. Ale skoro nawet Papszun, który uwielbia otaczać się fachowcami w każdej dziedzinie, powiedział Feio „stop”, znaczy to, że Portugalczyk musiał mieć problemy sam ze sobą.

Masz jakąś ulubioną postać z Ekstraklasy? Niekoniecznie piłkarza, może być ktoś spoza boiska.

Jeżeli chodzi o trenerów, jestem absolutnie zakochany w Janie Urbanie. Dla mnie to postać z innej planety. Wielka, pozytywna osobowość. Nasz facet, Polak, który zaczynał grać w piłkę w Sosnowcu, odnosił sukcesy w Zabrzu, a potem zachwycał w Hiszpanii. Mam wrażenie, że ten pobyt w innym klimacie, że to codzienne słońce w połączeniu z genami nadały mu innej wizji na świat. Innej niż polska, że ta szklanka zawsze jest do połowy pełna. To niezwykle kulturalny człowiek, który nigdy nie rozpocznie rozmowy bez serdecznego „dzień dobry” i nie zakończy bez serdecznego „dziękuję”. To człowiek, którego nie są w stanie wkurzyć nawet najbardziej gamoniowaci reporterzy. On zawsze się pochyli, wyedukuje, w dobry sposób odpowie. Uwielbiają go też wszystkie kobiety, które mają okazję pracować przy Ekstraklasie, bo przy nikim nie czują się tak wyjątkowo.

No i to oczywiście świetny fachowiec. To, co zrobił Jan Urban z Górnikiem w poprzednim sezonie, powinno być zabronione. I to w klubie, w którym wszystko trzeszczy, o którym bardzo łatwo źle pisać, w którym nie ma tego i siamtego. W pewnym momencie stać się faworytem do grania o mistrzostwo Polski w oczach Zbigniewa Bońka to nie lada gratka. Trzeba być niesamowitym człowiekiem, żeby coś takiego osiągnąć.

Okej, a piłkarz?

Jeśli chodzi o ulubionego piłkarza, jest to Jesus Imaz. Gość o nieprawdopodobnych umiejętnościach. Facet, który robi takie rzeczy, że czasami łapię się za głowę w trakcie meczów Jagiellonii i muszę się hamować, żeby nie wyjść z reakcją szybciej od pierwszego komentatora. A przy tym to cichy, spokojny lider, który prawie nic nie mówi, ale nie musi, żeby mieć respekt i posłuch. Dzięki Bogu, że kiedyś ktoś go wypatrzył. Najpierw jego obecnością cieszyła się Wisła Kraków, a od dłuższego czasu cieszy się Jagiellonia.

Imaz zdążył przegonić Tomasza Frankowskiego, jeśli chodzi o gole strzelone dla „Jagi”. To niesamowite. Ma tych goli ponad 70, ale tego najważniejszego strzelił w zeszłym sezonie na Łazienkowskiej. Gola na wagę mistrzostwa. Wyglądał on na pozornie proste trafienie, ale właśnie w tamtej sytuacji Imaz pokazał wybitną mądrość. Wszyscy biegli w prawo, on pobiegł w lewo. Poczekał, wypatrzył okazję i wpakował piłkę do siatki. Jako niejeden z nielicznych piłkarzy Ekstraklasy potrafił jednym zagraniem wyłączyć dźwięk na Żylecie.

Zejdźmy trochę niżej w tabeli. Jak postrzegasz fenomen Puszczy Niepołomice?

Jakby to powiedzieć wam, kibicom… Wy możecie mecz Puszczy oglądać albo nie. Często nie oglądacie, włączacie skróty i trafiacie na barwne opisy. Wtedy to wygląda fajnie, ale uwierzcie mi, że praca przy meczach Puszczy to prawdziwa orka. To ciągnięcie wozu z węglem w dzień Bożego Narodzenia. To jest coś naprawdę ciężkiego. Jeśli komentujesz mecz drużyny, która w 2. minucie, mając aut na środku boiska, zaczyna szukać gry na czas i urywa 20 sekund, zastanawiasz się, co oni w tej lidze robią.

Ale gdy ocenisz możliwości, gdy widzisz, jakie są efekty, masz do klubu, trenera, prezesa i kibiców absolutny szacunek. Cała Puszcza dokonała niemożliwego, a pamiętam jeden z programów przed początkiem poprzedniego sezonu, w którym typowano spadkowiczów. Kamil Kosowski i Tomek Wieszczycki, ludzie z wielką klasą, mieli takie zadanie, więc wytypowali, że najgorszym klubem w tabeli będzie Puszcza. Mówili, że jak zdobędzie chociaż 20 punktów, nikt w klubie nie powinien mieć pretensji. Nie pamiętam, żeby ktoś uznawał to za kontrowersję. Każdy, także u nas w redakcji, przyjął, że tak właśnie będzie. Dlatego tym bardziej szacun dla pana trenera Tułacza i zawodników, choć zdania nie zmieniam: praca przy ich meczach niesamowicie męczy człowieka.

Przy tak silnej miłości do Ekstraklasy potrafisz wybaczać jej takie rzeczy?

Żeby być precyzyjnym: to nie jest miłość do Ekstraklasy, tylko do pracy przy Ekstraklasie. Nauczyłem się to robić, jestem tym grzybiarzem w okresie suszy. Nawet jeśli znajdę tylko jednego podgrzybka, jestem zadowolony i opowiadam o tym ludziom. Problemu z samą Puszczą nie mam, ba, powiem przewrotnie, że Puszcza ma problem ze mną. Komentowałem jej trzy wyjazdowe mecze i wszystkie z nich przegrała. Jak trener Tułacz widzi mnie przed meczem, mówi „O rany, znowu dali tego gościa”, a mam dla niego złą informację, bo pracuję przy meczu Jagiellonii z Puszczą otwierającym nowy sezon.

Ty jeszcze czujesz, że pracujesz, kiedy wychodzisz do tego lasu na grzyby?

Na to pytanie mógłby odpowiedzieć mój dzisiejszy wpis na Facebooku. Obwieściłem z radością, że skończył się mój urlop. Cieszę się z tego, bo dla mnie kilkadziesiąt dni między końcem jednego sezonu a początkiem drugiego to trochę męczarnia. Ja odpoczywam, jeżdżąc na Ekstraklasę. Wsiada się do służbowego samochodu, jedzie z kolegami, bardzo dobrymi kolegami i przyjaciółmi. Ja dopiero wtedy odżywam. Jadąc na mecz Ekstraklasy, czuję, że życie jest fajne, dlatego tak nie mogę doczekać się piątku. Tego szykowania, wyjazdu spod firmy, zjedzenia czegoś na miejscu przed komentowaniem meczu… akurat w Białymstoku mają świetną scenę kulinarną!

Powiedziałeś o Facebooku i od razu przypomniał mi się fanpage „NIE dla Wojciecha Jagody w Canal+”. Jesteś chyba jedynym komentatorem tej stacji, który ma tak konkretną grupę hejterów.

Do tego tematu opowiem sytuację z zeszłego tygodnia. W programie Meczyków zapowiadającym sezon Ekstraklasy wypowiadaliśmy się o każdej drużynie. Mówiąc o Śląsku Wrocław, widząc, jak mało dobrego dzieje się w temacie transferów i wiedząc, jak wielkim gościem był Erik Exposito i że na jego miejsce wchodzi Sebastian Musiolik, powiedziałem szczerze, że dla klubu lepiej byłoby jak najszybciej skończyć europejską przygodę. Śląsk w poprzednim sezonie potrafił przepychać mecze w sensacyjny sposób, a teraz nie ma gwiazdy, która to umożliwiała, i jej godnego następcy. Dałem za przykład Legię trenera Michniewicza, która, gdyby nie trener Vuković, pewnie z hukiem spadłaby z ligi. Oczywiście pojawiły się wpisy na mój temat w stylu „znowu ten idiota”. A dziś widzę Jacka Magierę mówiącego, że boi się, co będzie w kontekście gry na dwóch frontach, jeśli kadra nie zostanie wzmocniona. A ja powiedziałem przecież dokładnie to samo! Tylko jego nikt nie nazywa idiotą.

Mam taką przypadłość, że jestem odbierany w taki a nie inny sposób, ale nauczyłem się kompletnie tym nie przejmować. Nie interesują mnie wpisy dwóch grup internautów. Jedna pisze, że Jagoda jest idiotą i nie wie, o co chodzi, jednocześnie dodając, że po trzech minutach wyłączyła mecz przez mój komentarz. A skoro wyłączyła tak szybko, skąd wie, jak było? A druga grupa to ta, która pisze „panie Wojtku, jest pan najlepszy na świecie”. W naszej branży nie ma ludzi najlepszych na świecie. Jeśli pojawiają się wypośrodkowane, merytoryczne wpisy, które na przykład dowodzą, że w czymś się pomyliłem albo że ktoś ma inne zdanie, jestem za nie niezmiernie wdzięczny. Takie chciałbym widzieć jak najczęściej.

Szykujesz jakieś nietypowe słowo na komentarz w trakcie meczu w ramach redakcyjnego wyzwania? Tak jak swego czasu zrobiłeś z Young Leosią?

Muszę się z tego wytłumaczyć. Mecz, który wspominasz, rozgrzał Internet do takiego stopnia, że wszystko doskonale pamiętam. To był mecz Jagiellonii ze Śląskiem, a „Young Leosia” to nie był challenge. To było autentyczne, niezaplanowane nawiązanie. Z reguły dzień przed meczem zasypiam około północy przed telewizorem. Skakałem wtedy po kanałach i trafiłem na koncert Young Leosi na Torwarze. Przysięgam. Spodobało mi się to, co zobaczyłem. Dziewczyna miała na scenie wokół siebie kilkunastu facetów, ale to po niej było widać, że jest tam szefem. Zainteresowało mnie to, oglądałem ten koncert dobrą godzinę i słyszałem co jakiś czas, jak krzyczy „Warszawo, zróbcie hałas”. Utkwiło mi to w pamięci.

Absolutnie nie wiedząc kilka minut wcześniej, co powiem, nawiązałem do Young Leosi. Poprosiłem piłkarzy Jagiellonii i Śląska, żeby zrobili hałas, żeby to było fantastyczne widowisko. Ale, co ciekawe, w tym samym meczu miałem challenge dotyczący innego słowa. Chodziło bodajże o goryla, dlatego przedstawiłem opowieść o gorylu, bo akurat Wrocław, skojarzenie z ZOO. Skoro challenge potrafią robić piłkarze reprezentacji Polski na konferencjach prasowych, dlaczego my nie moglibyśmy od czasu do czasu, szczególnie gdy w meczu nic się nie dzieje? Ktoś sprytniejszy ode mnie w trzech słowach wplótł tego „goryla”, a ja nie znalazłem pomysłu, więc wyszła historia o tym, jak mama miała ze mną problemy wychowawcze i zabierała mnie do ZOO, żebym oglądał zwierzęta. Można to było zrobić dużo sprawniej, tak jak w przeszłości Tomek Lipiński, który wylosował słowo „twarożek”. Wykorzystał je w rozmowie z trenerem przed meczem, mówiąc „trenerze, zrobili z was twarożek”. Miał szczęście, że akurat rozmawiał z trenerem, którego drużyna tydzień wcześniej gładko przegrała.

Gdyby z mojej strony były wyłącznie takie głupotki bez znajomości ligi, na pewno czułbym się głupio. Myślę jednak, że ode mnie można dowiedzieć się nie tylko o wrocławskim ZOO, ale przede wszystkim wiele o Ekstraklasie. Na to chciałbym zwrócić uwagę, bo na to zawsze kładzie nacisk Wojciech Jagoda.

Muszę przyznać, że się tobą zainspirowałem i raz kiedyś wykorzystałem frazę „Monika Brodka” w tekście.

Bo zacznę się ciebie bać!

Masz już coś na 1. kolejkę?

Mam, ale nie mogę powiedzieć, co to jest. Wszystkich tych, którzy będę słuchali komentarza do meczu Jagiellonii z Puszczą, zapraszam do znalezienia tego słowa. Żubry przyjeżdżają na Podlasie i jest to ciekawe, bo spotkają się dwa kompletnie różne zespoły. Piątek, godzina 18:00. Bartek Gleń i moja skromna osoba. Jeżeli ktoś wyłapie moje słowo z challenge’u, łatwo mnie znaleźć na Facebooku albo można napisać komentarz pod tym wywiadem. Czekam na spostrzegawczych, kochani, bądźcie czujni! Kto zgadnie, zapraszam do Warszawy w środku tygodnia na dobre piwko.

ROZMAWIAŁ KAMIL WARZOCHA

***

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE (SKARBY KIBICA):

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

30 komentarzy

Loading...