Zespoły z szemranymi rosyjskimi właścicielami, kluby skazywane za ustawianie meczów, tirowcy, winiarze i przekręty w… Luksemburgu. W europejskich pucharach zadebiutują w tym sezonie nie tylko Heidenheim, Girona, czy Brest, ale także kilkanaście innych dość egzotycznych klubów. Poniżej znajdziecie ich przegląd.
W europejskich pucharach sezonu 2024/25 zagra siedemnaście klubów, dla których będzie to pierwsza przygoda w rozgrywkach UEFA w historii. To wbrew pozorom niemało – najwięcej od 2020 roku. Od 2016 roku tylko w covidowym sezonie 2020/21 debiutowało więcej klubów: dziewiętnaście. Wygląda na to, że jesteśmy świadkami delikatnego odwrócenia trendu spadkowego liczby nowych zespołów w Europie, który trwa od początku tego stulecia.
Siedemnastu debiutantów
Najwięcej debiutantów było oczywiście w pierwszych latach istnienia rozgrywek kontynentalnych. Rekord padł w 1961, gdy w Europie po raz pierwszy wystąpiły aż 34 zespoły, w tym takie marki, jak FC Köln, Monaco, Espanyol, Feyenoord, Górnik Zabrze, Nottingham, Strasboug, Tottenham, Valencia, czy Werder. Następnie z każdym rokiem nowych uczestników było coraz mniej. W 1979 roku mieliśmy ich zaledwie sześciu, w tym Arkę Gdynia. Wszystko zmieniło się po upadku komunizmu, gdy powstały w naszej części Europy liczne nowe kraje, które zaczęły delegować do pucharów swoich reprezentantów. W 1993 roku było ich aż trzydziestu. Dwadzieścia lat temu rozpoczęła się jednak ponowna naturalna tendencja spadkowa, której zwieńczeniem było zaledwie osiem nowych klubów w 2022 roku. Tegoroczna siedemnastka to całkiem niezły wynik. Kto do niej należy?
Nieoczekiwanie aż trzy z nich wywodzi się z pięciu najsilniejszych lig.
Heidenheim
1. FC Heidenheim to założony 178 lat temu klub z niewielkiego pięćdziesięciotysięcznego miasta między Stuttgartem a Monachium, którego założona w 1890 roku sekcja futbolowa przez pierwsze sto dwadzieścia lat krążyła między szóstym a siódmym niemieckim szczeblem ligowym. W 2003 do klubu dołączył Frank Schmidt – piłkarz wcześniej grający głównie w Alemannii Aachen – aby zakończyć swą dość skromną karierę piłkarską. Gdy zawiesił buty na kołek, we wrześniu 2007 roku został trenerem Heidenheim. Od tego czasu prowadzi go do dziś, będąc najdłużej pracującym w jednym klubie trenerem w historii niemieckiego futbolu. Dziesięć miesięcy temu pobił rekordową szesnastoletnią kadencję Volkera Finke we Freiburgu.
Rzeczywistość prześcignęła marzenia. Szalona droga Heidenheim do elity
Choć Heidenheim nie prowadził przez żadną z 33. kolejek tamtego sezonu, to w ostatnich minutach ostatniego spotkania został mistrzem 2. Bundesligi.
Prawie pewne było, że jeżeli klub nie spadnie w pierwszym sezonie, to będzie raczej walczył jedynie o utrzymanie – tym bardziej po przegraniu dwóch pierwszych spotkań w lidze. Jednak od 8 grudnia do końca sezonu zanotowali jedynie trzy porażki, pokonując między innymi Bayern i dosłownie w ostatniej kolejce dzięki pokonaniu 4-1 FC Köln wskoczyli na ósme miejsce w tabeli, które dzięki dubletowi Bayeru daje grę w Lidze Konferencji. Heidenheim zostało tym samym pierwszym od 2017 roku, gdy debiutował Lipsk i Hoffenheim, nowym reprezentantem Niemiec w Europie.
Girona
Trzydziestym klubem La Liga, który zagra w Europie, została także Girona, która jeszcze ćwierć wieku temu męczyła się w piątej lidze. W 2008 roku Katalończycy powrócili na drugi szczebel po prawie półwiecznej nieobecności. W 2017 w Gironę zainwestowała City Football Group, a klub na dwa sezony wszedł do La Liga, by powrócić do niej w 2022 już na dobre.
Zakończony sezon drużyny Blinda, Herrery, Stuaniego, Dowbyka i Cyhankowa był fantastyczny. Wygrali sześć z siedmiu pierwszych spotkań, jeszcze na początku lutego byli liderem ligi, a pokonał ich do tego czasu tylko Real. W końcówce sezonu zaliczyli kilka potknięć, ale między innymi dzięki dwukrotnemu 4:2 z Barceloną bez problemu zajęli trzecie miejsce dające Ligę Mistrzów.
Stali się dopiero dziewiętnastym klubem, który znalazł się na podium mistrzostw Hiszpanii i trzecim z Katalonii po FC Barcelona i Espanyolu. Aby zagrać w Europie musieli jednak spełnić dość restrykcyjne wymagania UEFA, która nie chce, by rywalizowały ze sobą kluby z jednym właścicielem, a ten łączy Gironę z Manchesterem City. Udziały zostały przekazane do niezależnego zewnętrznego trustu, który zmieni zarząd, inwestor nie będzie wpływał na decyzje sportowe, ani dofinansowywał klubu oraz przeprowadzał transferów między obiema drużynami. Zabroniona jest także współpraca techniczna i reklamowa oraz wspólny skauting.
Brest
W 2004 roku dość zapomniany już dziś klub La Berrichonne de Châteauroux dotarł do finału Pucharu Francji, gdzie przegrał 0:1 z PSG. Paryżanie zakwalifikowali się też do Ligi Mistrzów, dzięki czemu finalista mógł zadebiutować w Pucharze UEFA. Był to ostatni przypadek, gdy nowy francuski klub pojawił się w Europie. Przez ostatnie 20 lat do pucharów z Ligue 1 oraz Coupe de France awansowały wyłącznie kluby, które już kiedyś w Europie grały.
To najdłuższa taka seria w całej historii wszystkich europejskich krajów. Osiemnastoletnie serie bez nowego reprezentanta miały w latach 1972/1990 Islandia oraz w latach 1994/2012 Liechtenstein, ale ten kraj deleguje wyłącznie zwycięzcę pucharu, którym prawie zawsze jest FC Vaduz. Dwudziestoletnia seria dobiegła jednak w tym roku końca i będziemy mogli w końcu zobaczyć kogoś nowego z Francji.
Stade Brestois to nieco inna historia, niż niemiecki i hiszpański debiutant. Piraci z Brestu grali w najwyższej lidze Francji już w końcówce lat siedemdziesiątych, ale zdołali osiągnąć co najwyżej środek tabeli. W 1991 roku na cztery kolejki przed końcem zajmowali co prawda piąte miejsce, ale… spadli z ligi, bo zbankrutowali. W 2010 jesienią przez chwilę byli nawet liderem Ligue 1.
Mimo spędzenia w niej osiemnastu sezonów nigdy nie dotarli do miejsca dającego grę w Europie. Na początku 2023 roku trenerem klubu znajdującego się w strefie spadkowej został Éric Roy, który od dwunastu lat nie trenował żadnego klubu. W latach 2010/11 prowadził Niceę, z którą miał burzliwe rozstanie zakończone zapłatą przez klub 700 tysięcy euro odszkodowania. Od tego czasu pracował w telewizji oraz był dyrektorem sportowym w Lens oraz Watfordzie. Zadanie wydawało się trudne, ale utrzymał Bretończyków w lidze. W kolejnym sezonie dokonał cudu. Dysponując składem bez wielkich gwiazd, z zaledwie dwoma reprezentantami: Kamorym Doumbią z Mali oraz Steve’em Mounié z Beninu przez cały sezon plasował się w czołówce tabeli, by zakończyć na trzecim miejscu dającym grę w fazie ligowej Ligi Mistrzów.
Pafos w Lidze Europy
W 2000 roku połączyły się dwa kluby z cypryjskiego Pafos: Evagoras i APOP, do których w 2014 dołączył AEK Kuklia tworząc Pafos FC. Nazwa pierwszego z tych zespołów pochodzi od imienia poety Evagorasa Pallikaridesa, który w 1957 roku został w wieku dziewiętnastu lat skazany na śmierć przez Brytyjczyków władających wtedy wyspą. W herbie nowego klubu umieszczona jest dziś jego podobizna. W 2017 zespół został przejęty przez rosyjskich biznesmenów o wątpliwej renomie i od tego czasu regularnie, choć dość powoli poprawia swoje miejsce w lidze cypryjskiej. W zakończonym sezonie był piąty, a drogę do debiutu w Europie otworzyło mu zwycięstwo 3-0 w finale Pucharze Cypru z Omonią. Dzięki temu rozpoczął swą przygodę w pierwszej rundzie Ligi Europy, w której zdążył już przegrać 0-3 ze szwedzkim Elfsborgiem, Co ciekawe, jako zawodnicy klubu pojechali na Euro 2024 Rumun Adrian Rus i Chorwat Ivica Ivušić. Pozostała trzynastka debiutantów to kluby znacznie mniej znane.
Trzy kluby z historią match-fixingu
Marka Kalev Tallinn to historia nie tylko estońskiej piłki, ale w ogóle sportu w tym kraju. Zdobył piłkarskie mistrzostwo Estonii jeszcze przed wojną – w 1923 i 1930 roku. W 1955 wygrał ligę Estońskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Sekcja koszykarska także wygrywała tytuły w latach trzydziestych, ale została przez Sowietów zamknięta w czasie wojny ze względu na burżuazyjny rodowód. Później klub reaktywowano i w 1991 roku wygrał nawet koszykarską ligę Związku Radzieckiego. Łącznie dwadzieścia razy był mistrzem swojego kraju, podobnie jak sekcja siatkarska (mistrzowie ZSRR 1968). Sekcja piłkarska została jednak zlikwidowana już w 1962 roku. Klub reaktywowano w 2002 i już pięć lat później powrócił na najwyższy szczebel ligowy, gdzie radził sobie bardzo kiepsko praktycznie co sezon przegrywając ponad dwadzieścia meczów i często spadając do drugiej ligi. Sezon 2023 był jednak dla klubu wyjątkowy. Po raz pierwszy w historii zanotował dodatni bilans bramek w Meistriliidze, co pozwoliło na zajęcie trzeciego miejsca. Prezesem Kaleva jest legenda estońskiej piłki – Ragnar Klavan – 130-krotny reprezentant kraju, jedyny Estończyk w Lidze Mistrzów w barwach Alkmaar i Liverpoolu. Przygodę w Europie zespół zaczął od potyczki z Urartu. Mimo prowadzenia 1:0, Kalev przegrał u siebie 1:2 i w czwartek czeka go ciężkie zadanie w Armenii.
Za Kalevem niesie się echo oskarżeń o ustawianie meczów przed dziesięciu laty. Niestety podobną historię ma AC Virtus z San Marino, który rok temu mimo wygrania pucharu kraju nie otrzymał od UEFA licencji na grę w Lidze Konferencji ze względu na wyrok za match-fixing. W tym roku jednak pozwolono mu na debiut, który zakończył się dotkliwym 1-11 w dwumeczu z rumuńskim FCSB. W Lidze Konferencji Virtus powalczy teraz z Florą Tallinn.
To nie koniec tego typu historii. W poprzednim sezonie w Europie nie zagrał pierwszy, drugi, piąty, szósty ani siódmy zespół ligi białoruskiej. Zamiast nich wystąpiły trzecie BATE, czwarte Dynama Mińsk oraz ósme Tarpieda-BiełAZ Żodzino i dopiero dziewiąty Nioman Grodno. Wyżej notowane zespoły nie wystąpiły o licencję, albo zostały wykluczone przez UEFA za oszustwa. Tak było też z klubem Isłacz Minski Rajon, którego gracze w 2016 ustawili wynik meczu z Dynamem Brześć. Klub odbębnił zatem karę w tamtym roku, a w tym pozwolono mu jak gdyby nigdy nic zadebiutować w Europie dzięki zajęciu czwartego miejsca. Warto zaznaczyć, że afery w białoruskim futbolu odbiły się na wynikach klubów tak mocno, że liga ta zajmuje obecnie… 53. miejsce w rankingu UEFA wyprzedzając tylko Gibraltar i San Marino! W bezpośrednim pojedynku tydzień temu Isłocz wygrał zaledwie 1-0 z La Fioritą właśnie z San Marino.
Walia i Litwa
Caernarfon Town F.C. to walijski przeciętniak, któremu system barażowy dający jedno miejsce w Lidze Konferencji pozwolił na debiut w Europie. W lidze zajęli dopiero piąte miejsce częściej przegrywając niż wygrywając, w półfinale baraży pokonali szósty zespół w lidze, a zajmujący czwarte miejsce Newtown otrzymał tęgie lanie 0-5 u siebie od Penybont. W finale Caernarfon wygrał gładko 3:1 prowadząc do przerwy 3-0 i mimo przeciętnego sezonu zagrał w Lidze Konferencji z północnoirlandzkimi Crusaders, których dość nieoczekiwanie wyeliminował po rzutach karnych. Co ciekawe, grający w klubie Cai Powell-Roberts występuje też w nieoficjalnych meczach reprezentacji Ynys Môn – leżącej na Morzu Irlandzkim największej walijskiej wyspy znanej pod angielską nazwą Anglesey, którą widać z wybrzeża w Caernarfon. Za tydzień w drugiej rundzie Walijczycy zmierzą się z Legią.
FA Šiauliai powstał w 2007 roku, a od czasu awansu z czwartej ligi w 2016 systematycznie pnie się po litewskiej drabince ligowej. Sezon 2023 klub z Szawli skończył na trzecim miejscu, dzięki czemu debiutuje właśnie w Europie meczami z estońską Levadią. W pierwszym z nich przegrał u siebie 0-2. Uważni czytelnicy pamiętają potyczki Wisły z FK Šiauliai w 2010 roku, ale był to kompletnie inny, nieistniejący już dziś zespół. Od drugiej rundy rozgrywki Ligi Konferencji zacznie TransINVEST dzięki wygraniu Pucharu Litwy. Zespół ten dokonał tego jako drugoligowiec. Dopiero po wygraniu finału pucharu awansował na najwyższy szczebel rozgrywek i po raz pierwszy zagra w Europie. Klub powstał niejako w odpowiedzi na sukcesy Hegelmanna Kowno, którego właścicielem jest niemiecki koncern transportowy. Jego litewski konkurent z tej samej branży postanowił z kolei utworzyć TransINVEST, dzięki czemu mamy w tym roku na Litwie „derby tirowców”. Dwóch debiutantów w jednym sezonie nie daje zbyt wielkich nadziei na zbieranie przez Litwinów punktów rankingowych. Szczególnie, że w eliminacjach Ligi Mistrzów gra klub z Poniewieża, który dopiero po raz pierwszy zdobył mistrzostwo kraju. Debiutant mistrzem kraju, drugoligowiec zdobywcą pucharu – sytuacja identyczna jak z Jagiellonią i Wisłą Kraków w Polsce. Czy to się może dobrze skończyć?
Debiutant mistrzem kraju, drugoligowiec zdobywcą pucharu. Czy to się może dobrze skończyć?
Litwini borykają się także z problemem wielu krajów grających w systemie wiosna-jesień. Ich reprezentanci grają w Europie dopiero po pół roku od wywalczeniu kwalifikacji, kiedy mogą reprezentować już znacznie niższy poziom. W tabeli ligi litewskiej, która jest teraz w środku sezonu, Szawle zajmują piąte miejsce, TransINVEST jest ósmy, a Poniewież zajmuje przedostatnie dziewiąte miejsce. Z tym ostatnim zmierzy się Jagiellonia i wszystko wskazuje na to, że jej odpadnięcie byłoby sensacją.
Ukraina i Czarnogóra
Trudny ze względu na trwającą wojnę sezon ligi ukraińskiej zespół Polissia z Żytomierza zakończył na piątym miejscu. Nazwa klubu pochodzi od regionu Polesia, którego zachodni kraniec zahacza o Polskę w okolicach Włodawy. W Żytomierzu powstawało i upadało wiele klubów, ale dopiero inwestycja właściciela wielkiej sieci handlowej w 2021 roku pozwoliła na finansowe wzmocnienie Polissii. Kwalifikacja do Europy w pierwszym sezonie występów w ukraińskiej Premier-lidze jest jednak wielką niespodzianką. Ukraińcy zmierzą się za tydzień w drugiej rundzie eliminacji Ligi Konferencji z Olimpiją Lublana. W składzie zespołu jest Bohdan Mychajliczenko, który wszedł w końcówce niedawnego meczu z Polską i był na Euro 2024.
FK Mornar, który siedzibę ma w czarnogórskim kurorcie – mieście Bar – w latach 2010-19 siedem razy walczył w tamtejszej pierwszej lidze, zawsze zajmując co najwyżej dziesiąte miejsce. W ostatnich latach idzie im znacznie lepiej i właśnie zostali wicemistrzem kraju. W pierwszym meczu Ligi Konferencji pokonali groźne Dinamo Tbilisi 2:1. Na zwycięzcę tego dwumeczu czeka w drugiej rundzie kolejny debiutant – Radnički 1923 Kragujevac. Klub z miasta, w którym produkowano zastavy, w latach siedemdziesiątych i pod koniec dziewięćdziesiątych grał bez większych sukcesów w najwyższej lidze jugosłowiańskiej. W 2012 był blisko kwalifikacji do pucharów, ale później spadł aż do trzeciej ligi. Od tego czasu radzi sobie coraz lepiej. W zakończonym sezonie zajął piąte miejsce i pierwszy raz zagra w Europie.
Słowenia, Macedonia, Kosowo i Luksemburg
NK Bravo to także dość młody, bo założony w 2006 roku, klub. Pnie się stopniowo po drabince ligowej Słowenii, a czwarte miejsce w tym roku dało mu grę w Lidze Konferencji, w której przegrał u siebie 0:1 z walijskim Connah’s Quay Nomads.
Tikwesz Kawadarci ma bogatą, prawie stuletnią historię. W latach siedemdziesiątych wygrał dwukrotnie ligę macedońską, która była wtedy trzecim szczeblem w Jugosławii. Jednak po bankructwie w 2006 roku musiał walczyć w czwartej lidze. Trzy lata temu, po siedemnastu latach przerwy powrócił na najwyższy szczebel. W tym roku zajął czwarte miejsce. Zdobył jednak puchar kraju wygrywając w każdej rundzie jednym golem, bądź po rzutach karnych. Oznacza to prawo gry w Lidze Konferencji, w której 3-2 pokonali islandzki Breidablik. Klub ma w swoim logo listek winorośli, a z pobliskim Vardarem Negotino rozgrywa derby winiarzy. W Lidze Konferencji zadebiutowało także kosowskie KF Malisheva, które pokonało 1-0 Budućnost Podgorica.
UNA Strassen to dość przeciętny klub, nawet jak na standardy luksemburskie. Od pięciu lat grał w nim urodzony w Bolesławcu Alan Stulin, który w 2012 roku zagrał w kilku meczach Bełchatowa w Ekstraklasie. W ubiegłym sezonie zajął szóste miejsce, które zazwyczaj nie daje nadziei na grę w Europie. Drugi Swift i piąte Jeunesse nie otrzymały jednak licencji na grę w rozgrywkach UEFA. Powody okazały się dość zaskakujące, jak na luksemburskie standardy: długi wobec piłkarzy, niezapłacone podatki i braki w dokumentacji. Strassen wykorzystał swoją szansę na pokazanie się w Europie remisując pierwsze spotkanie z fińskim Kuopio.
Powroty po latach
Spośród 236 uczestników europejskich pucharów w tym sezonie, 160 grało w nich też rok temu, a aż 215 wystąpiło w nich w XXI wieku. Mamy zaledwie kilka powrotów po latach, a jedynie cztery kluby ostatni raz grały w Europie w ubiegłym stuleciu:
42 lata temu w Pucharze UEFA dzięki zajęciu trzeciego miejsca w lidze rumuńskiej wystąpił Corvinul Hunedoara. Klub ten od 1992 roku gra w niższych ligach, a w ubiegłym sezonie dał się wyprzedzić w wyścigu o wygranie pierwszej ligi Unirei Slobozia, aczkolwiek i tak nie mógł awansować ze względu na rumuńskie przepisy zabraniające gry w Lidze I klubom należącym do miasta. Dzięki wygraniu Pucharu Rumunii dostał się jednak jako drugoligowiec do Ligi Europy, gdzie w pierwszym meczu sensacyjnie rozgromił na wyjeździe 4:0 węgierskie Paksi.
W 1987 roku Celtic i Rangers postanowili zgodnie nie dotrzeć nawet do ćwierćfinału Pucharu Szkocji, co wykorzystał mniej utytułowany klub St Mirren. Zagrał dzięki temu w Pucharze Zdobywców Pucharów. W 1992 spadł z ligi i od tego czasu lawirował między pierwszym i drugim szczeblem nigdy nie zajmując w Premiership miejsca wyższego niż szóste. W zakończonym sezonie udało im się jednak wdrapać na piątą pozycję dającą grę w drugiej rundzie Ligi Konferencji, w której zmierzą się z islandzkim Valurem bądź albańską Vllaznią. Oznacza to powrót do Europy po 37 latach przerwy.
Bologna w sezonie 1998/1999 wygrała Puchar Intertoto w finale przeciwko Ruchowi Chorzów, po czym dotarła do półfinału Pucharu UEFA, a rok później odpadła z Galatasaray w trzeciej rundzie.
Snajperskie duo: Kennet Andersson i Igor Koływanow i Gianluca Pagliuca na bramce dawali nadzieję na sukcesy w przyszłości. Niestety, klub pogrążył się w przeciętności nie potrafiąc przez ćwierć wieku wskoczyć na dobre do górnej połówki tabeli Serie A, co oznaczało notoryczny brak gry w Europie. Między 2019 a 2022 Bolonię prowadził śmiertelnie chory Siniša Mihajlović. Znaczącą odmianą była kadencja Thiago Motty, który właśnie został trenerem Juventusu. Doprowadził on klub na piąte miejsce w Serie A, które oznacza nie tylko powrót po ćwierć wieku do europejskich pucharach, ale grę w fazie ligowej Ligi Mistrzów, dzięki świetnym wynikom włoskich klubów w zakończonym sezonie.
Czwartym klubem, który ostatni raz grał w Europie w XX wieku jest Krywbas Krzywy Róg, który w 2000 roku mierzył się z Nantes w Pucharze UEFA, a następnie wpadł w wieloletnie tarapaty i w 2013 roku został rozwiązany. Zespół, który w ubiegłym sezonie ligi ukraińskiej zajął trzecie miejsce za Szachtarem i Dynamem to właściwie zupełnie nowy twór, jednak odwołuje się do tradycji górniczo-hutniczego klubu i nosi taką samą nazwę. Grę w Lidze Europy rozpocznie dopiero od trzeciej rundy.
Dość wysoko w klasyfikacji powrotów po latach jest Wisła Kraków, której ostatnim spotkaniem w pucharach była 1/16 finału Ligi Europy 2011/12. Poza wymienioną wyżej czwórką, dłuższą przerwę spośród tegorocznych uczestników mają tylko irlandzki Shelbourne, Maccabi Petach Tikwa, maltański Marsaxlokk, Banik Ostrawa, Cercle Brugia i Paksi.
Kogo zabraknie?
W rozgrywkach UEFA nie zabraknie jednak stałych bywalców. 68. raz zagra w nich Real, 67. – Barcelona, a 64. – Benfica i Sporting. Blisko pięćdziesiątej siódmej kwalifikacji do pucharów było CSKA Sofia, które przegrało decydujący baraż ze swoim imiennikiem CSKA-1948. Marnym pocieszeniem jest to, że jeszcze gorzej wypadł lokalny rywal – Lewski i dopiero po raz drugi od 1986 roku żadna z wielkich sofijskich firm nie zagra w pucharach. Ciągłe problemy ma też północnoirlandzki Glentoran, który znów się nie zakwalifikował, a grał w Europie już 46 razy. Kłopoty z powrotem ma też Dinamo Bukareszt. Rosenborg zajął miejsce w drugiej połowie tabeli po raz pierwszy od 1986 roku, a tegoroczne wyniki wskazują, że może się to powtórzyć. Powrócić do Europy nie udało się też utytułowanej Walencji. Po dwudziestu dwóch latach nieprzerwanej gry, zabraknie w pucharach BATE Borysów, po piętnastu latach – Napoli, a po dwunastu – Sevilli. Nic to jednak przy wyczynie FC Basel, które nie zakwalifikowało się po raz pierwszy od 23 lat, zajmując ósme miejsce – najgorsze od 1998 roku.
Czytaj więcej o piłce nożnej:
- Debiutant mistrzem kraju, drugoligowiec zdobywcą pucharu. Czy to się może dobrze skończyć?
- Pogoń w niezmienionym składzie spróbuje przebić własny sufit
Fot. Newspix