Rocafonda, robotnicza dzielnica miasteczka Mataro. Kod pocztowy: 08304. Do skromnego baru “El Cordoba” serwującego hiszpańskie przekąski wchodzi mały chłopiec. Zmęczony po całodniowej grze na podwórku, ale ucieszony na widok wujka, Abdula, który czekał na niego za ladą. Mama w pracy, akurat na nocnej zmianie w McDonaldzie, a tata spóźniający się z placu budowy. Chłopiec widzi, jak na małym telewizorku jego wujek ogląda mecz Realu Madryt i wścieka się, bo Messi właśnie strzelił kolejnego gola. Wreszcie do pomieszczenia wchodzi Mounir, który słyszał już z samochodowego radia, że Barcelona wyrównała na 3:3. Gdy Barca uderza raz jeszcze, ojciec z wujkiem kryją twarze w dłoniach. Tylko chłopiec celebruje bramkę, jakby sam właśnie pokonał “Królewskich”.
Chłopiec był oczywiście kibicem Barcelony. Dorastał w środowisku sprzecznym z jego kibicowską sympatią, ale nie poszedł w ślady ojca. Zakochał się w Messim i Neymarze, zdążył zobaczyć geniusz Xaviego i Iniesty. Czuł od początku, że Katalonia jest dla niego domem, także piłkarskim, mimo marokańskich i gwinejskich korzeni. Codziennie grał w piłkę w parku, prowadząc niewinne dzieciństwo bez obaw, że coś złego może się wydarzyć. Mounir po wyjeździe z Maroka malował ściany, łapał się, czego popadnie, a Sheila miała stabilny zarobek w McDonaldzie. Żyli skromnie. Mieli pieniądze na wszystko, co potrzebne. Lamine, który narodził się zanim Mounir osiągnął pełnoletność, co prawda zmusił bardzo młodych rodziców do rezygnacji z wcześniej ustalonych marzeń, ale też do cięższej pracy nad domowym ogniskiem.
Dzieciak z klasy robotniczej błogosławiony przez Leo Messiego
Dopóki Lamine nie trafił do “La Masii”, Mounir z Sheilą nie zdawali sobie sprawy, z jak cudownym dzieckiem mają do czynienia. Ojciec chciał, żeby syn zaistniał w akademii Realu, dostrzegał jego talent na przedmieściach Mataro, ale nie miał pojęcia o jego skali. Gdy zawoził 9-latka do Barcelony po raz pierwszy, słyszał tylko, że trzeba o niego dbać, bo jest mały i kruchy. Gdy odbierał z treningu po kilku miesiącach, dostał krótką wiadomość: “On musi przenieść się do naszej szkółki na stałe”.
Boisko w dzielnicy Rocafonda, na którym Yamal jako dzieciak grał w piłkę
Jeśli wierzyć w przeznaczenie, Lamine miał wyznaczoną ścieżkę już kilka miesięcy po narodzinach. Nie każdy może powiedzieć, że został pobłogosławiony przez Lionela Messiego, ba, takich osób jest pewnie kilka na świecie, a wśród nich właśnie Lamine Yamal. Kiedyś Argentyńczyk, gdy miał jeszcze dłuższe włosy, został sfotografowany, jak podchodzi do matki z małym bobasem na rękach. To była Sheila z Laminem, która zgłosiła się do projektu kalendarza charytatywnego organizowanego przez Barcelonę. Wtedy nikomu nieznane dziecko dotknął człowiek, który później stał się największym piłkarzem, jaki uprawiał tę dyscyplinę. Dziewięcioletni Lamine z czasem się o tym dowiedział, dlatego od razu po dołączeniu do “La Masii” szukał okazji, żeby jeszcze raz, tym razem świadomie, zrobić sobie zdjęcie z legendą FC Barcelony.
Nie było to trudne. Młodziutki Hiszpan miał kolejny zastrzyk motywacji, żeby pójść śladami idola. A było mu o tyle łatwiej, że wszystkich zachwycał. Jego kolejni trenerzy w piłce dziecięcej i młodzieżowej zawsze powtarzali to samo: “Za dobry na ten rocznik”. Po kilku sezonach w drużynie siedmioosobowej Lamine przeniósł się na pełnowymiarowe boisko. Zrobił to szybciej niż normalnie robią inne dzieciaki, w kategoriach wiekowych robił awans za awansem, aż wreszcie wylądował w Juvenilu A. Gdy stamtąd trafił prosto do pierwszego zespołu Barcelony z pominięciem rezerw, miał za sobą tylko 2,5 sezonu w futbolu 11 na 11. Takiego tempa nie miał nawet Messi.
Yamal a uwielbienie króla Maroka
Niezwykłość Yamala zwróciła uwagę Xaviego, który na początku sam trochę nie dowierzał, że właściwie bez żadnej fazy przejściowej 16-latek potrafi pokazywać w futbolu seniorskim to, do czego wcześniej przyzwyczaił na boiskach z rówieśnikami.
– Wszędzie staram się grać tak, jak grałem na boisku w parku – tłumaczył. Niektórzy z jego najbliższego otoczenia twierdzili, że to zasługa ponadprzeciętnej dojrzałości, a inni, że ten chłopak po prostu nie przejmuje się otoczką, jaka powstawała wokół niego w ciągu ostatniego roku. – Powinien zostać zbanowany za to, co robi w wieku 16 lat – przyznał w żartach Ferran Torres. Zaś Robert Lewandowski powiedział wprost: – Uwielbiam go. Widziałem wielu młodych i dobrych zawodników na treningach, ale jest w nim coś „wow”. To wyzwanie dla wszystkich, żeby nie zaburzyć jego rozwoju, nie złamać równowagi, jaką powinno mieć każde dziecko. Bo tak, to wciąż chłopiec, dziecko.
Dawno nikt nie wywoływał w Barcelonie takiej furory. Może Ansu Fati, ale widać było jak na dłoni, że Yamal to jeszcze wyższa półka, jeśli chodzi o repertuar zagrań. W debiutanckim sezonie na Montjuic lekkością poruszania się po boisku i dryblingiem potrafił przypominać Neymara. Dojrzałością – nikogo, kto grałby w tym wieku na poziomie Ligi Mistrzów. Tego typu historia wdarcia się na piłkarskie salony to nawet nie rzadkość, a ewenement. Ba, dla króla Maroka, Mohammeda VI, to była wręcz sprawa wagi państwowej, żeby przekonać 16-latka do gry dla kraju, z którego wywodzi się jego ojciec. Najważniejszy człowiek w królestwie specjalnie przyleciał do Hiszpanii, żeby spotkać się z rodziną Yamalów. Przywiózł nadzieję, ale wrócił z niczym, bo w zgodzie z uczuciami Lamine dawno podjął decyzję. Urodził się w Hiszpanii, czuł się Hiszpanem i chciał reprezentować “La Furia Roja”. Nie dał spełnić królowi marzenia o posiadaniu dwóch ikon na mundial w 2030 roku do pary z Brahimem Diazem.
– Tak naprawdę nigdy nie miał wątpliwości. Marzył mi się jako piłkarz Realu grający też dla Maroka, ale kocham swojego syna i zawsze będę przy nim. To jego decyzje. Jeśli on jest szczęśliwy, także ja jestem – powiedział Mounir, który regularnie okazuje swoją dumę z Lamine’a na Instagramie. Właśnie tam, na koncie hustle_hard_304, wstawia z nim zdjęcia z różnych wydarzeń. Cyfry w nazwie nie są przypadkowe, bo nawiązują do rodzinnych stron i klasy robotniczej, z której wywodzi się cała rodzina Yamalów. Korzenie są bardzo ważne także dla piłkarza Barcelony, który po każdym golu rysuje dłońmi ostatnie cyfry kodu pocztowego swojej dzielnicy.
16-latek chodzącą marką. “304” a hołd dla korzeni
Wokół “304” powstał mały kult. W zeszłym roku na ścianie obok wejścia do baru wujka Abdula pojawił się mural ukazujący cieszynkę Lamine’a. Adidas, który niedawno podpisał z nim ogromny kontrakt na 10 lat, w akcjach marketingowych zachęcał Yamala, żeby pokazywał swój symbol. Na butach 16-latka, oprócz flagi Maroka i Gwinei na cześć pochodzenia rodziców, też znajdziemy liczbę 304. Na tym etapie kariery, jeszcze tak krótkiej, można powiedzieć, że Lamine Yamal ma swój znak rozpoznawczy także poza boiskiem. Do tego zaczął biegać w modelu korków, które wcześniej miał na wyłączność Leo Messi. To więc nie tylko niewerbalne zestawienie z legendą czy symboliczne przekazanie dziedzictwa. To namaszczenie.
Młodzież z dzielnicy Rocafonda, która naśladuje cieszynkę Yamala
A przecież wciąż mówimy o dzieciaku, którego trudno nazywać takim nastolatkiem, jakim jest choćby Arda Guler czy Gavi. Nawet Niko Williams, z którym Yamal stworzył braterską więź na zgrupowaniach reprezentacji Hiszpanii, nadal jako młody człowiek ma aż pięć lat przewagi w rozwoju. W futbolu to bardzo dużo. Na tyle, że Yamal pojechał na swój pierwszy wielki turniej, by najpierw trenować i rozgrywać mecze, a “po godzinach” odrabiać lekcje z matematyki, fizyki, chemii czy języka angielskiego. Co więcej, Yamal łamie niemieckie prawo, wykonując swój zawód po godzinie 23:00. To brzmi kuriozalnie, ale hiszpański związek ponosi finansowe konsekwencje za to, że jego piłkarz przed EURO 2024 nie skończył nawet 17. roku życia.
Jesus Navas, który równie dobrze mógłby być ojcem Yamala, zapytał go, jak to jest możliwe, że nie odczuwa presji i mimo nagłego przypływu sławy pozostaje tą samą osobą. Pierwsze skrzypce w Barcelonie, występy w Lidze Mistrzów, wyjściowa jedenastka na mistrzostwa Europy – w ciągu roku życie 16-latka odwróciło się do góry nogami choćby z tych trzech powodów. Ale on odparł ze spokojem: – Jestem taki sam, bo robię to samo. W wolnym czasie wychodzę z kolegami, gram na PlayStation, dalej mieszkam w La Masii i mam 15 minut drogi piechotą na trening. Nie czuję, żeby coś się zmieniło. Wydaje mi się, że to ważne, żeby pozostać sobą. Tak, teraz nie pójdę we wszystkie miejsca, ale też się nie chowam – przyznał Yamal.
I dodał z uśmiechem: – Zdarzają się śmieszne sytuacje. Raz jechałem windą z jakąś dziewczyną. Tylko ja i ona. Spojrzała na mnie i poprosiła o zdjęcie, a potem o numer, mówiąc, że musi go mieć. Nie chodziło o to, że jej się podobam, ale koniecznie chciała go mieć. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Pierwszy raz przeżyłem coś podobnego.
Jeden z hiszpańskich dziennikarzy podłapał temat, dopytując Yamala, jaki ma stosunek do związków z dziewczynami. Ku jego zdziwieniu, 16-latek powiedział: – Planuję się ożenić dopiero w wieku 26 lat. Jestem tego pewien.
Rok jak ze snu i “nie” dla Realu paktem na całe życie
Yamal jest też bardzo pewny kwestii swojej piłkarskiej przyszłości. Zapowiedział już, że nigdy nie zagra dla Realu Madryt, wbrew marzeniu ojca. Świadomie podpisał nieformalny pakt z kibicami Barcelony obowiązujący do końca kariery, więc jeśli kiedykolwiek do takiego transferu dojdzie, Hiszpan okryje się hańbą i nienawiścią jak niegdyś Luis Figo. Trudno określić, na ile jest to możliwe, tak jak szanse na to, czy ta kariera nadal będzie toczyć się w dobrym kierunku za 5-10 lat. Ale daje do namysłu fakt, że Jorge Mendes, jeden z największych agentów na świecie, według hiszpańskich mediów zapłacił ojcu Lamine’a aż trzy miliony euro, żeby przejąć interesy jego syna. Nie robisz czegoś takiego bez pewności, że nie wchodzisz w posiadanie kury znoszącej złote jaja. Bo nawet jeśli Lamine nie będzie chciał nigdzie się wybierać przez długie lata, ma potencjał, żeby stać się jedną z ikon tego sportu obok Jude’a Bellinghama, Viniciusa czy Kyliana Mbappe. Ba, do pewnego stopnia już się nią staje jako wschodząca gwiazda hiszpańskiego futbolu. Jest chodzącą marką, którą Adidas wycenił na 3,2 mln euro rocznie, a to kilkukrotnie więcej niż 16-latek obecnie dostaje od księgowej z Barcelony.
– Pewnego dnia chciałbym z nim zagrać – powiedział niedawno 10-letni Thiago Messi. Lamine jest jednym z jego idoli tuż po tacie grającym teraz w Copa America. Drogi Leo z młodym reprezentantem Hiszpanii już się zapewne nie skrzyżują, ale to nie musi być koniec historii związku obu rodzin. Przed Yamalem 15-20 lat gry w piłkę nożną na najwyższym poziomie i wiele w tym czasie może się wydarzyć. Niespełna 17-latek (urodziny 13 lipca) będzie jeszcze dojrzewał, rósł i nabierał masy mięśniowej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zdąży ewoluować kilka razy, tak jak choćby w letnim okresie przygotowawczym przed minionym sezonem, gdy przybyło mu sześć kilogramów i dwa centymetry wzrostu. A potem 7 goli i 10 asyst w Barcelonie oraz 2 goli i 8 asyst w ekipie “La Furia Roja”, licząc zaledwie od wrześniowego debiutu. EURO 2024 miało być pierwszym testem, czy już teraz Yamal potrafi unieść największą presję z możliwych ze strony ponad 40 milionów hiszpańskich obywateli i… tak, zdecydowanie jest. Chłopak daje radę, a z Niemcami będzie miał kolejną okazję, być może ostatnią, żeby do tytułu najmłodszego asystenta na mistrzostwach Europy dołożyć też rekord strzelecki.
Źródła: sport.es, marca.com, mundodeportivo.com, football-espana.net, fcbarcelonanoticias.com, theguardian.com
Fot. Newspix/Twitter