Reklama

Michał Macek: Gol po wyrzucie z autu? Nie ma przypadku [WYWIAD]

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

03 lipca 2024, 13:17 • 13 min czytania 3 komentarze

Co czwarty gol na EURO 2024 padł po stałym fragmencie gry. Moc tego elementu udowodniło choćby wczorajsze starcie Turcji z Austrią, w którym trzy na trzy bramki zostały zdobyte po rzutach rożnych. O kornerach, jedenastkach, rzutach wolnych i przede wszystkim tych z autu rozmawiamy z Michałem Mackiem, trenerem stałych fragmentów gry, który zastanawia się, kto pierwszy z europejskiego topu podpatrzy warianty Puszczy Niepołomice.

Michał Macek: Gol po wyrzucie z autu? Nie ma przypadku [WYWIAD]

Ile goli na tym turnieju padło po stałych fragmentach gry?

Michał Macek, trener stałych fragmentów gry: Czekaj, policzmy. Dziesięć po rzutach rożnych, cztery po autach, dwa po rzutach wolnych i osiem po karnych.

Czyli 24 na 100 goli. Wyjątkowo łatwo obliczyć, ile to procent.

Co czwarty gol po stałym fragmencie, nieźle.

Reklama

Uważasz, że to przypadek czy po prostu efekt większej wagi przywiązywanej do tego elementu gry?

Tu nie ma przypadku. Sztaby poważnych zespołów, również reprezentacji, poświęcają stałym fragmentom coraz więcej czasu. Choćby wspomniana statystyka udowadnia, że nie można ich deprecjonować. To jeden z nielicznych elementów gry, który jesteś w stanie w miarę precyzyjnie zaplanować. I bez dwóch zdań jest to coraz lepiej przygotowywane.

Które reprezentacje wyróżniłbyś szczególnie podczas tego turnieju?

Anglię, Niemcy i Hiszpanię. Akurat wszystkie trzy grają dalej. Każda z nich ma doskonale wypracowane stałe fragmenty. Przyjemnie obserwować Hiszpanów i ich krótkie rozgrywanie rzutów różnych – stwarzają w ten sposób bardzo duże niebezpieczeństwo. Niemcy również świetnie wykonują rożne – choćby ten w meczu z Danią, po którym padł ostatecznie nieuznany gol.

Reklama

Widać, że Julian Nagelsmann przygotował sporo ciekawych schematów. Tu kolejny rzut rożny. Skupiają uwagę na bliższym słupku, a właściwy atak przeprowadzony jest zza pola karnego.

No i oczywiście Anglicy, którzy udowodnili, że gdy wszystko inne zawodzi, w ostatnich sekundach meczu można zdobyć bramkę po wyrzucie z autu. Nie było tam ani grama przypadku.

Zresztą chwilę później, już w dogrywce, strzelili gola po rzucie wolnym. Ktoś powie, że wcześniej piłka została wybita z pola karnego, ale to, że przed polem karnym był zawodnik, który kontynuował na moment przerwaną akcję, nie wzięło się z niczego. 

Dwie z trzech wymienionych przez ciebie reprezentacji spotkają się w ćwierćfinale.

I myślę, że w tym meczu przygotowanie stałych fragmentów odegra bardzo istotną rolę. Nie tylko w ofensywie, ale i w defensywie, bo nie zapominajmy, że to działa w obie strony. Wypracowujemy schematy ataku, ale tyle samo, albo i więcej czasu, poświęcamy na obronę.

Wymieniłeś reprezentacje, które twoim zdaniem są najlepiej przygotowane do turnieju. A gdybyś miał wskazać konkretny stały fragment gry, który zapamiętałeś? Najlepiej rozegrany albo najbardziej pomysłowo?

Włochy. Bramka z rzutu różnego, którą rozegrali krótko i później na zamknięcie. W meczu z Albanią próbowali ten wariant dwukrotnie i za drugim razem padł gol.

Jakie jeszcze?

Na pewno Słowacy w meczu z Ukrainą. Zdobyli bramkę po wyrzucie z autu. Na pierwszy rzut oka mogło to wyglądać na przypadkową sytuację, ale gwarantuję, że wszystko było zaplanowane co do milimetra. Słowacy zastosowali zmyłkę rzucającego. Haraslin trzymał piłkę w rękach, po chwili Hancko i ją zabrał.

Wznowił grę szybkim wyrzutem do Haraslina. Dośrodkowanie i gol. Fenomenalne rozegranie. Ćwiczone i testowane przez Słowaków już we wcześniejszych spotkaniach.

Kolejne, co przychodzi mi do głowy to Austriacy i ich wznowienia. Co mecz, to inne rozpoczęcie gry od środka. Wszystko wypracowane, rozpisane na kilka wariantów. Przyjemnie się to oglądało.

Opowiadasz o różnych wariantach. Ile czasu trzeba poświęcić, żeby je solidnie przygotować?

W sztabach są trenerzy delegowani do stałych fragmentów gry. Od nich zależy, jak bardzo będzie to rozbudowane. Wspomniana Słowacja na cały turniej miała przygotowane cztery warianty rzutów rożnych i rotowali nimi. Jeden bardzo charakterystyczny: zawodnicy stali w okolicy jedenastego metra, cofali się do szesnastego, robili nawrotkę i rozbiegali się. Inne zespoły przygotowują stałe fragmenty pod konkretnego przeciwnika, co mecz inne warianty. Różne są podejścia i tym samym różna ilość czasu, którą sztaby poświęcają.

Ale to już chyba nie te czasy, kiedy na rozegranie rzutu rożnego czy wolnego poświęcano kilka ostatnich minut na treningu dzień przed meczem?

Zdecydowanie nie. Wiadomo, że inaczej wygląda to w klubach, gdzie jest o wiele więcej czasu, a inaczej w reprezentacjach, ale nawet w tym drugim przypadku praca zaczyna się dużo wcześniej. Często te stałe fragmenty są przygotowane na długo przed zgrupowaniem i zawodnicy dostają od trenera analizy, które później, już na zgrupowaniu, są trenowane. Zdarza się, że selekcjonerzy angażują również zewnętrznych trenerów do przygotowania różnych wariantów.

Angażowałeś się kiedyś w taki sposób?

Zdarzało się. Choćby przed barażowym meczem ze Szwecją wysłałem trenerowi Czesławowi Michniewiczowi kilka propozycji i akurat jedna z nich została wykorzystana. Rzut rożny na Roberta Lewandowskiego, który strzelił głową, niestety nad poprzeczką. Pomagałem też reprezentacji do lat 20 prowadzonej przez trenera Miłosza Stępińskiego. Gol z rzutu rożnego w meczu z Portugalią padł po przygotowanym przeze mnie wariancie. Generalnie staram się angażować i jakoś pchać temat stałych fragmentów gry. Organizuję konferencje czy warsztaty, pomagam w Polskim Związku Piłki Nożnej, choćby przy okazji współpracy z trenerkami i trenerami z kobiecej ekstraligi.

W ostatnich meczach reprezentacja Polski całkiem nieźle sobie radziła, jeśli chodzi o stałe fragmenty. Gole po rzutach rożnych w meczu towarzyskim z Ukrainą, potem już na turnieju. Ze statystyk wynika, że jesteśmy drudzy po Czechach, jeśli chodzi o zagrożenie stwarzane po stałych fragmentach. Jak to oceniasz?

I chyba nawet pierwsi w przypadku rzutów rożnych. Naprawdę dobrze to przygotował Michał Probierz ze swoim sztabem. Choćby rzut rożny, po którym strzeliliśmy gola Holandii. Zawodnicy dobrze zaatakowali w pierwszej strefie. Spory błąd popełnił Virgil van Dijk, był źle ustawiony, ale o to też chodzi w stałych fragmentach, żeby wykorzystać błędy rywali.

Nasze ofensywne rozegrania to jedno, ale warto też zauważyć, że nie dopuszczaliśmy do dużego zagrożenia po stałych fragmentach przeciwników. Za to też duży plus.

A stałe fragmenty generalnie w Polsce stoją na wysokim poziomie?

Nie da się odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Z jednej strony mamy wielokrotnie wspominaną w tym kontekście Puszczę Niepołomicę i trenera Tomasza Tułacza, który wykonuje znakomitą pracę. Albo już nie tak oczywisty przykład z Białegostoku. Jagiellonia zdobyła po stałych fragmentach 17 bramek – nie wliczając w to rzutów karnych. Zaryzykuję stwierdzenie, że stałe fragmenty gry zagwarantowały Puszczy utrzymanie, a Jagiellonii mistrzostwo. Zespoły, które po stałych fragmentach strzeliły najmniej goli, jak Warta czy ŁKS, spadły z Ekstraklasy.

A z drugiej strony?

Druga strona jest taka, że stałe fragmenty gry wciąż bywają lekceważone albo nawet wyśmiewane. Mam wrażenie, że w przypadku Puszczy czasami jest to traktowane jako mem, te wyrzuty z autu i tak dalej. A prawda jest taka, że Puszcza wypracowała po autach sześć goli i każda drużyna w lidze obawiała się tego.

Coś w tym może być. Trener Tułacz czy choćby Sean Dyche w Evertonie faktycznie bywają przedstawiani z przymrużeniem oka. 

A kto broni innym równie dobrze przygotować stałe fragmenty gry? W przypadku słabszych zespołów bywa to głównym atutem, bo czymś muszą nadrabiać, ale przecież każdy zespół mógłby dopracować te elementy i tym samym zdobywać kilka dodatkowych bramek w sezonie. Dlatego podałem przykład Jagiellonii. Może właśnie bez tych goli ze stały fragmentów zabrakłoby im punktu czy trzech do mistrzostwa? Dlatego od lat powtarzam, że osoba odpowiedzialna za przygotowanie stałych fragmentów gry może mieć dla klubu większe znaczenie niż napastnik. Można tym wypracować kilka czy nawet kilkanaście ekstra goli na sezon.

Jak wygląda praca trenera odpowiedzialnego w klubie za stałe fragmenty?

To zależy, czy pytasz o wzorcowy model – co raz częściej stosowany na zachodzie – czy, jak to wygląda w Polsce.

Zacznijmy od polskiego podwórka.

U nas de facto nie ma trenerów specjalizujących się wyłącznie w stałych fragmentach gry. Przygotowanie tego elementu zazwyczaj należy do zadań asystentów. Ja też pracowałem w klubach na takiej zasadzie, czyli przede wszystkim realizowałem zadania asystenta pierwszego trenera i równocześnie odpowiadałem za stałe fragmenty gry. Trzeba pamiętać, że to nie tylko rozrysowanie rzutu rożnego czy wolnego, ale o wiele więcej.

Co na przykład?

Treningi formacyjne, indywidualne, dopiero na końcu ćwiczenie konkretnych wariantów. Oczywiście do tego dochodzi kwestia szczegółowej analizy, w tym przede wszystkim drużyn przeciwnych. Praca nad stałymi fragmentami na dany mecz zaczyna się w poniedziałek czy wtorek i trwa przez cały mikrocykl. Jasne, wciąż są trenerzy, którzy poświęcają temu ostatni kwadrans ostatniego treningu przedmeczowego, ale te czasy się kończą. W większości profesjonalnych klubów to całotygodniowa praca. Poświęca się uwagę każdemu aspektowi: dośrodkowanie, blokowanie, nabieg, kontynuacja dośrodkowania, finalizacja, obrona.

Pamiętam, jak wyglądała praca nad wyrzutami z autu w Arce Gdynia, gdzie byłeś trenerem. Długie miesiące przygotowań.

Trzeba było zaczynać od podstaw. W okresie przygotowawczym wykonawcy dalekich wyrzutów trenowali górne partie, rzucali piłkami lekarskimi czy piłkami z wodą i tak dalej. Robiliśmy to po treningach jako dodatkową pracę. I progres był widoczny. Zaczęliśmy wprowadzać ten element w trakcie meczów, stwarzaliśmy zagrożenie. Co istotne, jeśli rywal widzi, że daleki wyrzut jest powtarzalny, to przygotowuje się na to. I w tym momencie możemy go zaskoczyć krótkim rozegraniem, korzystając z braku krycia. W Arce zdobyliśmy dzięki temu trzy bramki. Ale powtarzam – to jest często efekt dodatkowej pracy, w moim przypadku wynikającej również z pasji. Nie wszyscy trenerzy mają na to czas i siły. Sztaby nie są tak liczne, brakuje specjalistów.

Kiedyś w sztabach nie było trenerów od przygotowania motorycznego, teraz są.

I mam nadzieję, że za jakiś czas będzie podobnie. Choć trudno mi przewidzieć, kiedy nadejdzie ten moment. Wiesz z czego między innymi słyną najlepsi trenerzy? Z tego, że dobierają do sztabu specjalistów w danych dziedzinach.

Od razu nasuwa się Juergen Klopp, który zatrudniał w Liverpoolu nie tylko trenerów od stałych fragmentów gry jako takich, co osobnego gościa od wyrzutów z autu.

Duńczyk Thomas Gronnemark, znana postać. Kloppa przekonała prosta statystyka. Podczas meczu wykonuje się średnio od 40 do 60 wznowień gry zza linii bocznej. Sytuacji, w których drużyna wykonuje aut na połowie przeciwnika jest co najmniej kilkanaście. Tymczasem z brutalnej statystyki wynika, że w ponad 50 procent przypadków zespół, który wykonuje aut, traci piłkę. Na własne życzenie.

Jest nad czym pracować.

To, o czym mówiliśmy, czyli praca od zera. Dzieci w akademiach piłkarskich nie uczą się wznawiania gry. Z autu to już w ogóle. Na późniejszych etapach również bywa różnie. A teraz podam przykład z drugiej strony: Dania. Na przykład w FC Midtjylland pracują nad tym od najmłodszych roczników. Wystarczą proste rzeczy. Na przykład rozpoczęcie gry w dziadka od wyrzutu z autu. Przecież to żaden problem – zamiast od nogi, rozpoczynasz od autu i tworzysz małą grę. Meczowa sytuacja. W Midtjylland jest cały departament skupiający kilku trenerów odpowiedzialnych wyłącznie za stałe fragmenty i uczą tego na każdym etapie gry w klubie.

Myślę, że wiele osób stwierdzi, że przesadzamy podczas tej rozmowy. Często spotykasz się z takimi reakcjami? Typu: skończ wydziwiać.

Na szczęście coraz rzadziej, bo coraz więcej jest przykładów, które potwierdzają moje tezy i skuteczność dobrze przygotowanych stałych fragmentów. Choćby Arsenal. Po samych rzutach rożnych strzelili w minionym sezonie 17 goli. Oczywiście mają w sztabie odpowiedzialnych za to ludzi. Żeby coś działało, musi być dopracowane. Bezcenne jest zaskoczenie przeciwnika.

A to nie jest trochę jak w kinie czy literaturze? Że wszystko już było, a teraz jedynie przerabia się historie sprzed lat?

Jasne, że tak, ale też o to w tym chodzi. Żeby coś wygrzebać, dostosować, udoskonalić. Łapię się za głowę, kiedy ktoś mówi: o, jak oni to wymyślili, takiego rzutu wolnego jeszcze nie było! Wszystko było. Pierwszy z brzegu przykład: „krokodyl”, czyli zawodnik, który kładzie się za murem. Na początku każdy się z tego śmiał, a teraz wszyscy stosują. Oczywiście wymyślono to dawno temu, ale ostatnio odkurzono. Dalej: „szarańcza”, z której słynął Marek Motyka. Ludzie się z tego śmiali, a to było skuteczne. Kilka razy zastosowaliśmy ten wariant w Arce i stwarzaliśmy zagrożenie. Jeśli coś jest skuteczne, to nie jest głupie. Wiele ciekawych wariantów jest wprowadzanych w niższych ligach, ale że dociera to do małego grona kibiców, to jest „odkrywane” dopiero podczas wielkich turniejów czy meczów Ligi Mistrzów.

Co ostatnio jest na topie?

Na przykład rzut wolny na tak zwaną „doklejkę”, czyli zawodnicy początkowo stoją na pozycji spalonej i w ostatnim momencie doklejają się do przeciwników. Podpatrzyłem to kilka lat temu w trzeciej lidze angielskiej. Zaczęliśmy stosować w Górniku Łęczna, a później w Koronie Kielce. A w minionym sezonie na tym rozegraniu bazował Arsenal. Teraz na EURO Niemcy wykonują rzuty rożne tak jak Arsenal w lidze. Jestem ciekawy, czy jaki czas zobaczymy interpretację rzutu wolnego Puszczy Niepołomice w wykonaniu którejś z topowych europejskich ekip.

Oczywiście to nie był pierwszy raz, gdy rozegrali rzut wolny w ten sposób. Zrobili to kilka lat temu w meczu z Bełchatowem. Podpatrzyłem to, kiedy byłem w Łęcznej i spróbowaliśmy tak zagrać w meczu z Legią.

Zdarza się, że inny trener wypomni ci, że coś od niego zerżnąłeś?

Każdy zrzyna od każdego, to naturalne. Jestem nawet w takiej grupie na WhatsAppie, razem z czterdziestoma trenerami od stałych fragmentów gry z całego świata. Są goście nie tylko z Europy, ale też z Brazylii, Peru czy Indii. Nawet mam wrażenie, że w tamtych krajach to zagadnienie jest zdecydowanie bardziej rozwinięte niż w Polsce. Wspólnie analizujemy nowinki, wymieniamy się doświadczeniami.

I jaki najbardziej dominujący trendy zauważacie w tym gronie podczas EURO?

Może wybloki. Jest bardzo dużo wybloków. Dużo zespołów skupia się na wyblokowaniu przeciwnika i tym samym stworzeniu sobie przewagi. Często powtarza się to przy rzutach rożnych. Choćby wczoraj, w meczu Turcji z Austrią. Ich warianty były stosowane już wcześniej, dobrze dopracowane.

I pytanie, które musi się pojawić. Trzy rzuty karne obronione przez Diogo Costę – szczęście czy umiejętności?

Umiejętności i dobra analiza. Bramkarze mają dziś praktycznie nieograniczone możliwości, żeby przygotować się na stałe fragmenty gry. Wiedzą, jak zazwyczaj strzelają rywale. Między innymi dlatego coraz mniej goli pada bezpośrednio z rzutów wolnych.

Czyli Cristiano Ronaldo niekoniecznie powinien próbować uderzeń z każdej pozycji?

Niekoniecznie. Można by to rozegrać na kilka lepszych sposobów.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. FotoPyk

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Komentarze

3 komentarze

Loading...