Choć jeszcze niedawno mieliśmy wrażenie, że Nikola Grbić ogłosi olimpijskie powołania tuż po zakończeniu Ligi Narodów (czyli dziś), to jednak będziemy musieli poczekać kilka dni dłużej. Serb zapowiedział, że potrzebuje trochę czasu na konsultacje ze sztabem i zawodnikami, aby podjąć finalną decyzję. Już teraz możemy jednak zastanowić się: który z Biało-Czerwonych pomógł sobie turniejem finałowym Ligi Narodów w Łodzi?
W pomeczowych rozmowach z zawodnikami w Atlas Arenie temat powołań był równie często wywoływany co brązowy medal Ligi Narodów, który Polacy wywalczyli chwilę wcześniej. I trudno się temu dziwić: bo o igrzyskach w Paryżu siatkarze nie myślą wcale mniej niż kibice.
– Możemy mówić różne rzeczy. Że wypieramy tę rywalizację z głowy, że nie myślimy o decyzji trenera, która jest niechybna – podkreślał Bartosz Kurek, kapitan kadry. – Ale myślę, że nie grałem jeszcze wielkiego turnieju w takiej atmosferze. Tym bardziej wielki szacunek dla tej drużyny, że potrafiła się zjednoczyć, mimo że zawodnicy obserwując swoich kolegów czy wchodząc na boisko, zdają sobie sprawę, że to ostatnie szanse, aby pokazać trenerowi, że warto na nich postawić.
– Ludzie nie wiedzą, co się dzieje w głowach zawodników – przyznawał drugi najbardziej doświadczony siatkarz reprezentacji, czyli Paweł Zatorski. – Oprócz grania bardzo trudnych meczów przeciwko najlepszym zespołom na świecie, wielu z nich nosi jeszcze bagaż walki o skład na igrzyskach. Ja już to przechodziłem kilkukrotnie w swoim życiu. I przyznaję, że to jest bardzo trudne. Przed poprzednimi igrzyskami byłem trzymany do końca w niepewności, wraz z Damianem Wojtaszkiem.
Kuba Kochanowski zdawał sobie natomiast sprawę, że nerwówka w reprezentacyjnej grupie będzie jeszcze trochę trwać. – Wątpię, żeby dzisiaj wyjaśniło się, kto jedzie do Paryża. Myślę, że trener nie będzie takich decyzji podejmował na gorąco – rzucił.
Mamy wrażenie, że podobnych słów na temat powołań słyszeliśmy w ostatnich dniach czy tygodniach mnóstwo. Do igrzysk bliżej i bliżej, a Grbić dalej nie jest pewien. Ale trudno mu się dziwić.
Co z tym atakiem?
Nie istnieje druga taka reprezentacja na świecie. Nikola Grbić ma ponad dwudziestu zawodników, których mógłby śmiało zabrać na igrzyska. Kilku (jak Bartosz Kwolek czy Fabian Drzyzga) odrzucił już na starcie, zanim rozpoczęła się Liga Narodów. Inni (Karol Butryn, Jan Firlej) pożegnali się ze swoją szansą na Paryż już w trakcie trwania tych zawodów. Karol Kłos i Marcin Komenda są z reprezentacją do teraz, ale w turnieju finałowym w Łodzi nie pojawili się na boisku nawet na moment, więc też zostali niejako skreśleni.
Spać spokojnie nie mogą za to Bartłomiej Bołądź oraz Łukasz Kaczmarek. Choć pierwszy jest faworytem kibiców, nie dalibyśmy sobie ręki uciąć, że to właśnie on poleci do Francji. Owszem, stoją za nim statystyki.. czy po prostu forma. W ćwierćfinale Ligi Narodów z Brazylią dał świetną zmianę. W półfinale z Francją miał znakomitego pierwszego seta i mimo gorszych następnych, i tak skończył zawody z dobrą skutecznością. Czy jednak kompletnie zamknął tematu wyjazdu? Chyba nie.
Kaczmarek z Francją skończył tylko 3 z 11 piłek w ataku, ale był częścią szóstki, która doprowadziła do tie-breaka. Ze Słowenią wchodził za to na zmiany i piłek w ataku… praktycznie nie dostawał, ale zdobył po punkcie blokiem i zagrywką. Kiedy, podkreślmy, Bołądź spędził mecz o medal w kwadracie dla rezerwowych. Czy to jakiś sygnał od Serba? Może tak, a może po prostu skoro jeden grał dłużej z Francją, to drugi został rezerwowym na Słowenię. Aby było sprawiedliwie.
W przypadku tej dwójki Grbić będzie musiał po prostu zdecydować, czy woli spory potencjał w ataku Bołądzia, który jest mniej sprawdzony na wielkiej reprezentacyjnej scenie, czy doświadczenie Kaczmarka, który atakuje gorzej (przynajmniej obecnie), ale lepiej blokuje. I będzie mógł mieć parę tygodni na próbę odbudowania formy z poprzedniego sezonu reprezentacyjnego.
Fornal, czyli wreszcie pewniak
Jeśli chodzi o największego wygranego meczów w Łodzi: nie potrafimy wskazać kogokolwiek innego niż Tomasza Fornala. To obok Marcina Janusza siatkarz, który w ostatnich dniach grał najwięcej. I był też zdecydowanie najrówniejszy z całej kadry. Jego największym atutem jest wszechstronność – potrafi zdobyć punkt zagrywką, gra aktywnie w obronie i trzyma przynajmniej przyzwoitą skuteczność w ataku (kiedy choćby Leon z Francją nie kończył niczego). To wszystko nie tylko zapewniło mu już powołanie na igrzyska, ale zapewne miejsce w pierwszej szóstce, o które walczył tak naprawdę… od mistrzostw świata w 2022 roku.
Cierpliwy to i kamień ugotuje – chciałoby się powiedzieć. O ile forma Śliwki, Semeniuka i Leona od tamtego czasu była lepsza lub gorsza, tak Fornal zawsze trzymał poziom. I bardzo możliwe, że w Paryżu dostanie za to nagrodę.
Co natomiast możemy powiedzieć o pozostałych przyjmujących? Wilfredo jest w ostatnich tygodniach w wielkiej formie i choć z Francją rozczarował, to ze Słowenią zdecydowanie odkupił winy (18 punktów na 59 procentach skuteczności, 2 asy serwisowe, 3 punktowe bloki). Śliwki natomiast w Łodzi za wiele nie było, ale jego akurat Grbić nie skreśli na pewno. Semeniuka (również grającego w turnieju finałowym Ligi Narodów mało) pewnie też nie.
Bartosz Bednorz miał swoją wielką szansę we wczorajszym półfinale – ale choć początkowo zaliczał “wejście smoka”, to w tie-breaku nie skończył kilku ważnych piłek. A pamiętajmy, on akurat nie ma argumentu Śliwki czy Kaczmarka pod tytułem: kiedyś w kadrze rządziłem i dzieliłem. Choć znajdą się też osoby, dla których charakterystyka Bednorza jest na tyle cenna, że warto będzie mieć go w Paryżu w składzie na wypadek, gdyby z tonu spuścił Leon.
Cudowni środkowi i ci, co się nie martwią
Jedna pozycja, do której nikt nie może mieć żadnych, a to żadnych wątpliwości, to oczywiście środek. Do Paryża polecą Kochanowski, Mateusz Bieniek i Norbert Huber. Tak być musiało i tak będzie. Każdy z tej trójki miał w Łodzi swoje wielkie momenty. Punkt z zagrywki Bieńka zamknął drugiego seta ćwierćfinału z Brazylią i przerzucił inicjatywę w spotkaniu na naszą korzyść. Huber z Francją był najlepszym graczem na boisku. Kochanowski, podobnie jak Fornal, trafił do “drużyny marzeń” Ligi Narodów.
Na końcu zostaje nam rozegranie i libero. Jak grał w Łodzi Marcin Janusz? Co najwyżej nieźle, ktoś inny powiedziałby, że przeciętnie. Jak podkreślał na naszych łamach Kuba Radomski: jego przewidywalność w wystawianiu bywa problemem Biało-Czerwonych. Szczególnie w meczach z najlepszymi rywalami. Sęk jednak w tym, że mało kto uważa, iż to Grzegorz Łomacz da na dłuższą metę lepszą jakość w grze. A skoro Grbić nie widział w kadrze Fabiana Drzyzgi, to możemy wybierać tylko między tą dwójką.
ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl
Większe dyskusje nie mają pewnie też sensu w przypadku Kuby Popiwczaka i Pawła Zatorskiego. Pierwszy dostał szansę gry od początku z Francją i niespecjalnie ją wykorzystał. Ale nawet gdyby to zrobił, nie spodziewalibyśmy się, że zabierze Paryż “Zatiemu”. Wystarczyło posłuchać Pawła po spotkaniu ze Słowenią, żeby zrozumieć, że to nie jest człowiek, który przejmuje się tematem powołań. Skoro mówił, że “już przez to przechodził przed Tokio”, to raczej nie spodziewa się nazwiska Popiwczaka na olimpijskiej liście.
Oczywiście, pozostaje kwestia rezerwowego, trzynastego gracza, który będzie mieszkał poza wioską olimpijską, na wypadek kontuzji któregoś z kolegów. Tym może być zarówno “Piwko”, jak i Kaczmarek, jak i Bednorz. Ale wiadomo, że to niuans. Bo gra od tygodni toczy się o to, żeby znaleźć się na liście dokładnie dwunastu wybrańców.
Na ich nazwiska poczekamy jednak jeszcze około tygodnia.
KACPER MARCINIAK
Czytaj też:
- Nikola Grbić i kadra Polski to duet, który daje medal. I oby tak pozostało
- Ból głowy Nikoli Grbicia. Dlaczego polscy siatkarze przegrali z Francją? [ANALIZA]
- W roku olimpijskim boli mniej. „Trzeba tę porażkę wziąć na klatę”
- Jakub Kochanowski: Nie nazwałbym się złotym dzieckiem polskiej siatkówki. Miałem wiele szczęścia [WYWIAD]
Fot. Newspix.pl