Widzew Łódź przygotowuje się do nowego sezonu, ale od jakiegoś czasu są to przygotowania nieco burzliwe. Wszystko to za sprawą dwóch naciskających na transfer piłkarzy, którzy liczą na możliwość odejścia z klubu. Obaj mają bardzo dobre oferty z zagranicy i obaj, mimo ważnych kontraktów, chcieliby skorzystać z okazji już w letnim okienku.
Prawdę powiedziawszy — trudno im się dziwić. W przypadku zawodników grających na co dzień w Ekstraklasie, propozycje spoza Polski zwykle wiążą się ze sporym wzrostem zarobków. Tak mogłoby być, gdyby do skutku doszedł transfer Jordiego Sancheza, którego kusi japońskie Hokkaido Consadole Sapporo. To aktualnie najgorsza drużyna w stawce J1 League i z dziewiętnastu spotkań trwającego sezonu wygrała jedynie dwa. Nie martwi to jednak Hiszpana, mającego na stole umowę, której podpisanie wielokrotnie podniesie jego miesięczny przychód — z naszych źródeł słyszymy nawet o czterokrotnej przebitce, a to nie takie w kijek dmuchał.
Problem w tym, że Sanchez cały czas ma też ważny kontrakt z łódzkim klubem, a Widzew nie ma zamiaru — tu znów oczywiście trudno się dziwić — wypuszczać go w świat bez godnego zastępstwa. Tego, jak udało nam się dowiedzieć, na razie nie ma. W klubie zaczęli szukać kogoś do rywalizacji o miejsce w składzie z Imadem Rondiciem, ale ten proces potrwa.
W ostatnim czasie Sanchez ma coraz silniej naciskać na transfer — grozić strajkiem, uparcie wykłócać się w gabinetach i strzelać fochy na prawo i lewo. Piłkarz liczył na to, że nikt nie będzie blokował jego przenosin do Azji, tym bardziej że już wcześniej mówiło się dużo o zainteresowaniu Japończyków, którzy teraz są gotowi zapłacić za napastnika kilkaset tysięcy euro. Widzew zamierza jednak pozostawać nieugięty i jego stanowisko ma być jasne — póki nie dogadają się z nowym napastnikiem, nie wypuszczą Sancheza do Japonii.
Gorąco w Widzewie. Sanchez chce odejść, Ciganiks też kombinuje
Hiszpan ma żal do klubu i wcale tego nie kryje. Podobnie zaczyna się jednak zachowywać Andrejs Ciganiks, który także dostał ofertę z zagranicy. Łotysz niedawno podpisał z Widzewem nowy, dwuletni kontrakt, ale teraz chyba wolałby, żeby ta umowa nie obowiązywała. On też przebąkuje o strajku i wywiera na klub sporą presję, przekonując, że nie ma najmniejszej ochoty brać udziału w treningach. Ma być przekonany, że włodarze robią mu krzywdę, blokując transfer. Wszystko przez ofertę z FC Luzern. Propozycja od siódmej drużyny ubiegłego sezonu szwajcarskiej ekstraklasy to dla Ciganiksa szansa do zmiany otoczenia, znacznej poprawy wynagrodzenia i, jakby nie patrzeć, sporego piłkarskiego rozwoju. Tylko że znów — Widzew nie ma piłkarza, który załatałby dziurę po wielokrotnym reprezentancie Łotwy i musi szukać nowego lewego obrońcy.
Bo alternatywy na tę pozycję to grający w kratkę Luis da Silva i… to by było na tyle. Widzew potrzebuje więc, dokładnie tak jak w przypadku Sancheza, pewności, że łotewski zawodnik zostanie godnie zastąpiony. A klub z Lucerny kładzie na stół kilkaset tysięcy euro i czeka na rozwój wydarzeń. Tylko jak długo będzie czekał?
Impas po łódzku. Widzew poszuka alternatyw
Na ten moment mamy w Łodzi pat, ale z wyraźnym wskazaniem na klub, bowiem w tej sytuacji interesu Widzewa strzegą zapisy umów podpisanych z oboma piłkarzami. Umów, których nie można tak po prostu zerwać i których zasad muszą się trzymać obie strony. Wiadomo też jednak, że z niewolnika nie ma pracownika i zarówno Sanchez, jak i Ciganiks mogą być wkrótce sporym obciążeniem dla drużyny Daniela Myśliwca. Sytuacja jest rozwojowa, ale wiele wskazuje na to, że niedługo z klubem będą łączeni nowi napastnicy i lewi obrońcy.
Dziś obaj piłkarze trenowali z drużyną. To efekt rozmów pomiędzy stronami i jasnego postawienia sprawy przez klub, który wymaga realizacji zapisów kontraktów. Trudno jednak wierzyć, że Łotysz i Hiszpan zostaną w Łodzi na kolejny sezon.