Reklama

Finały Ligi Narodów 2024, czyli ostatni wielki test przed Paryżem

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

24 czerwca 2024, 15:25 • 6 min czytania 2 komentarze

Może w najpopularniejszym sporcie na świecie, jakim jest piłka nożna, w ostatnich latach fani reprezentacji Polski nie mają zbyt wielu powodów do radości. W przeciwieństwie do fanów siatkówki znad Wisły, których obie kadry – męska i żeńska – przywożą medale dużych imprez. Wczoraj Polki drugi rok z rzędu wywalczyły brąz Ligi Narodów. W czwartek do rywalizacji w turnieju finałowym VNL przystąpią z kolei podopieczni Nikoli Grbicia. Czy podobnie jak przed rokiem, siatkarze sięgną po tytuł przed własną publicznością? Dlaczego turniej w Łodzi warto śledzić? I z jakiego powodu to nie do końca dobrze dla całej dyscypliny, że zawody rozgrywają się akurat tam?

Finały Ligi Narodów 2024, czyli ostatni wielki test przed Paryżem

OSTATNI WIELKI TEST

2024 rok w siatkówce – a także wielu innych sportach – upływa pod znakiem igrzysk. To zawody główne, docelowe. Wynik na nich osiągnięty będzie nadawał ton dyskusji pod tytułem: czy to był udany rok polskich siatkarzy?

Nie znaczy to jednak, że nie warto będzie zwrócić uwagi na to, co w najbliższych dniach będzie działo się w łódzkiej hali. Finały Ligi Narodów to bowiem ostatni duży turniej przed Paryżem. Po nim reprezentacje wejdą w decydujący okres przygotowań, a za miesiąc, 27 lipca, rozegrają pierwsze spotkania na turnieju olimpijskim.

Dlatego też finał VNL może przynieść Nikoli Grbiciowi odpowiedzi na kilka kwestii dotyczących personaliów na igrzyska. Podczas ostatniego tygodnia fazy grupowej Ligi Narodów Serb powołał 17 nazwisk. Ale to i tak zdecydowanie za długa lista w porównaniu do tej, która zostanie ogłoszona na igrzyska. Tam bowiem Grbić będzie mógł zabrać zaledwie 12 graczy. Dodatkowo w razie urazu któregoś z zawodników, kadra będzie miała prawo dokonać jednego transferu medycznego.

Reklama

Do Paryża reprezentacja zapewne pojedzie z dwoma rozgrywającymi, dwoma atakującymi, trzema środkowymi, czterema przyjmującymi i jednym zawodnikiem grającym na pozycji libero. Jak na razie największe emocje wzbudza obsada dwójki na rozegraniu i przyjęciu. O ile pierwsze wybory selekcjonera są jasne – będą to Marcin Janusz i Bartosz Kurek – tak w przypadku ich zmienników pojawiło się nieco kontrowersji. Na powyższej liście w ogóle zabrakło nazwiska Jana Firleja, który w opinii wielu fanów najbardziej zasłużył na miejsce w kadrze. Grbić zapewne postawi jednak na doświadczenie i rezerwowym rozgrywającym zostanie Łomacz. Kolejną palącą kwestią jest pozycja zastępcy Kurka. Do tej pory tę rolę pełnił Łukasz Kaczmarek. Ale w ostatnim spotkaniu fazy grupowej VNL z Kubą selekcjoner powierzył to zadanie Bartłomiejowi Bołądziowi. Można się więc domyślać, że w tej kwestii także ma spory ból głowy.

CO KONKRETNIE CZEKA NAS W ŁODZI?

Tak jak miało to miejsce w poprzednich edycjach finałów VNL, w Atlas Arenie zagra ze sobą osiem ekip, które okazały się najlepsze w fazie grupowej tych rozgrywek. Tam triumfowali Słoweńcy, którzy odnieśli tylko jedną porażkę w dwunastu meczach. Drugie miejsce zajęli Polacy… choć Biało-Czerwoni łącznie zgromadzili 29 punktów – jedno oczko więcej od Słowenii. Przepisy jednak mówią jasno: ważniejsza od punktów, jest suma zwycięstw. A tych Polska miała „tylko” 10. Dalej były kolejno: Włochy, Japonia, Kanada, Francja, Brazylia i Argentyna. Dlatego też, jako druga najlepsza ekipa z tej ósemki, w ćwierćfinale zagramy z drugą najgorszą, czyli Brazylią.

Reklama

Czy możemy obawiać się starcia z Canarinhos? Spoglądając wyłącznie na wynik ostatniego starcia tych reprezentacji, owszem, możemy. 8 czerwca Brazylijczycy wygrali bowiem z Polakami 3:1. Mało tego, Biało-Czerwoni wystąpili wtedy  w mocnym zestawieniu. Na boisku pojawili się Bartoszowie Kurek i Bednorz, a także Aleksander Śliwka, Kamil Semeniuk, Tomasz Fornal, Norbert Huber, Jakub Kochanowski czy Marcin Janusz. Jednak na szalejących po drugiej stronie parkietu Leala i Alana taka ekipa nie wystarczyła.

Jesteśmy jednak przekonani, że Biało-Czerwoni w czwartek o godzinie 20:00 wyjdą na parkiet zupełnie inaczej zmotywowani, niż podczas VNL w japońskiej Fukuoce. Nikola Grbić do boju pośle pewnie także Wilfredo Leona, który ostatnio znajduje się w znakomitej formie. Jeżeli Polsce uda się pokonać Brazylię, jej półfinałowym rywalem zostanie Francja lub Włochy.

Oczywiście w Łodzi polscy siatkarze będą mogli liczyć także na wsparcie swoich fanów. A ci z pewnością licznie pojawią się na trybunach hali, by zobaczyć zwycięstwo zawodników grających w biało-czerwonych barwach.

POLSKA WITA PONOWNIE

Łódzka Atlas Arena ostatnimi czasy była dla polskiej siatkówki naprawdę szczęśliwym obiektem. To tutaj w ubiegłym sezonie siatkarki prowadzone przez Stefano Lavariniego zapewniły sobie awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu. Dwa lata wcześniej reprezentantki Polski rywalizowały w Łodzi podczas drugiej fazy grupowej mistrzostw świata. I tamten etap także zakończył się sukcesem, bo Biało-Czerwone ostatecznie awansowały do play-offów MŚ. W Atlas Arenie pokonały po tie-breakach Kanadę i Niemcy, a także odniosły wielkie zwycięstwo 3:0 nad siatkarkami z USA.

Tym razem łódzka hala po raz pierwszy będzie gościć finałowy turniej Ligi Narodów. I cóż, możecie stwierdzić, że od tego dobrobytu już przewraca nam się w głowach, jednak uważamy, że zbyt częste organizowanie dużych zawodów w jednym kraju ogranicza potencjał siatkówki jako sportu na świecie. Oczywiście to nie jest krytyka pod adresem PZPS. Koniunktura na siatkówkę w naszym kraju jest ogromna, korzysta na niej polski związek, korzystają też kibice. Zresztą takie zawody nad Wisłą z reguły posiadają organizację na bardzo dobrym poziomie. Jesteśmy sprawdzonym partnerem europejskiej czy światowej federacji siatkówki.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Jednak to właśnie do CEV oraz FIVB można mieć zarzuty. Spoglądając na sprawę z szerszej perspektywy, nie walczą one o nowe rynki dla tego sportu. Wystarczy wspomnieć, że od 2014 roku w Polsce odbyły się dwie edycje mistrzostw świata mężczyzn – a trzecia będzie miała miejsce w roku 2027. Do tego Polska dwa razy zorganizowała siatkarskie Euro panów, a po razie: mistrzostwa Europy i mistrzostwa świata kobiet. Dołóżmy zeszłoroczne finały Ligi Narodów w Gdańsku, tegoroczne w Łodzi, a wyjdzie na to, że w naszym kraju w ciągu ostatniej dekady odbyło się osiem dużych siatkarskich imprez. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie sytuację, kiedy w pewnym momencie na rodzimym rynku nastąpi nimi przesyt.

Tylko czy CEV i FIVB będą wtedy posiadały alternatywy w postaci innych krajów, skoro przez tyle lat nawet nie starały się zasiać tam ziarna zainteresowania siatkówką?

Fot. Newspix

Czytaj więcej o siatkówce:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Komentarze

2 komentarze

Loading...