Gdy Gruzja wywalczyła awans na EURO 2024, policjanci zapominali o pracy, a lekarze wybiegali ze szpitali. Na ulicach bawili się młodzi i starzy. Jeżeli ktoś powie, że Gruzini są w tym turnieju tylko dlatego, że wygrali swoją grupę Ligi Narodów i mieli dość prostych rywali w barażach (Luksemburg i Grecja), to będzie w dużym błędzie. Liga w Gruzji stoi na niskim poziomie – to fakt. W ostatnich latach, aby zrobić karierę, trzeba było jak najszybciej uciekać z ojczyzny. Ale dzięki działaniom federacji i programom UEFA wszystko poprawia się z roku na rok. Gruzini od lat kochają futbol, a teraz mają wielkiego idola – Chwiczę Kwaracchelię z Napoli. Szkoda tylko, że pod wyniki piłkarzy regularnie podpinają się politycy, którzy, jak słyszymy, działają dla Rosji.
W pierwszym składzie reprezentacji Gruzji na EURO 2024 dość pewne miejsce ma Lasza Dwali. Kojarzycie go, prawda? W sezonie 2016/2017 obrońca Śląska Wrocław, później spędził dwa lata w Pogoni Szczecin. Otwarty, miły, zawsze chętny do rozmowy. Można powiedzieć – typowy Gruzin. W 2020 roku Dwali był już zawodnikiem Ferencvarosu, gdy usiedliśmy na wywiad podczas zimowych przygotowań w tureckim Belek. Opowiedział mi wtedy historię, która dobrze oddaje problemy, jakie od lat miał gruziński futbol.
– Pojechaliśmy kiedyś na turniej o Puchar Prezydenta w Azerbejdżanie. Grały tam młodzieżowe zespoły, przyjechała Hiszpania, która była pełna gwiazd. Tyle że najlepszym zawodnikiem turnieju wybrano jednego z nas. Nie będę wymieniał nazwiska, bo nie o to chodzi. Chcę pokazać zjawisko. Ten chłopak był niesamowity, ale półtora roku później nie grał już w piłkę. Przeżył wielką tragedię rodzinną, po której nie mógł się podnieść. Wpadł w depresję. Gdy było z nim trochę lepiej i chciał wrócić, nikt mu nie pomógł. Nikt! Był zostawiony sam sobie. Teraz gra w Gruzji, występuje w I lidze, ale to cień człowieka z tamtych lat. Myślę, że już stracił swoją szansę. Gdyby ten chłopak urodził się w waszym kraju, być może grałby teraz w czołowym europejskim klubie – opisywał Dwali.
„Mamy brać gościa z Gruzji?!”
On sam, mając 17 lat, wyjechał na Łotwę, do Skonto Ryga, a później był zawodnikiem angielskiego Reading. Spójrzmy na innych Gruzinów, znanych z gry w Polsce – Nika Kaczarawa był 18-latkiem, kiedy przeniósł się do Rubina Kazań, a Wato Arweładze (w latach 2018-2020 był w Koronie Kielce) miał szczęście – jako 16-latek przeniósł się do tureckiej Kasimpasy, bo jej trenerem był jego wujek Szota, legenda gruzińskiej piłki. Później wrócił na krótko do kraju i przekonał się, że jego rówieśnicy, którzy cały czas przebywali w Gruzji, albo przestali się rozwijać, albo w ogóle nie grają w piłkę.
Lasza Dwali jako gracz Pogoni Szczecin
Gruzja potrafiła wyszkolić zdolnego piłkarza, ale tylko do pewnego momentu. W 2012 roku reprezentacja tego kraju awansowała do mistrzostw Europy do lat 17. W grupie zremisowała 1:1 z Francją. Minął rok i Gruzja pojawiła się na EURO do lat 19. Znowu Francja w grupie i znów udało się uniknąć porażki. Padł bezbramkowy remis, a mogło być zwycięstwo, bo Kaczarawa (w obu tych turniejach występował też Dwali) nie wykorzystał w końcówce świetnej okazji. – W tamtym meczu w barwach Francji grali Anthony Martial i Adrien Rabiot, którzy kilka lat później byli wielkimi gwiazdami. Mieliśmy po 18 lat i potrafiliśmy tyle, co Francuzi. To był wyrównany mecz, naprawdę. Mówiło się o nas, że jesteśmy najzdolniejszym rocznikiem w historii gruzińskiej piłki, a kilka lat po tamtym EURO połowa naszego zespołu w ogóle nie grała w piłkę – opowiadał mi Kaczarawa pięć lat temu.
Giorgi Mamardaszwili wyjechał z Gruzji w wieku 20 lat. Jeżeli ktoś postawi tezę, że to dziś jeden z najlepszych bramkarzy świata, część osób zapyta: „kto?!”, ale ci, którzy śledzą regularnie rozgrywki LaLiga, nie będą uznawać tych słów za kontrowersyjne. To bramkarz Valencii, świetnie spisujący się w dwóch ostatnich sezonach. Gdyby nie on i jego 13 czystych kont, słynny, ale pogrążony w kryzysie zespół mógłby w ubiegłym sezonie zlecieć na drugi szczebel rozgrywek. Mamardaszwili wychowywał się w akademii Dinama Tbilisi, zdecydowanie najlepszej w kraju, jednak furorę zaczął robić jako bramkarz Lokomotiwu – również klubu ze stolicy. Był wrzesień 2020 roku, gdy świetnie spisał się w spotkaniu przeciwko Granadzie w eliminacjach Ligi Europy. Wpadł wtedy w oko hiszpańskiemu agentowi Antonio Lopezowi. „Skontaktowałem się od razu z pięcioma klubami: Atletico, Barceloną, Villarrealem, Betisem i Gironą. Mówiłem, że widziałem fantastycznego bramkarza. Ale wszyscy odpowiadali tak samo: Mamy wziąć Gruzina? Nie żartuj już więcej, proszę” – wspomina Lopez, cytowany przez serwis Breakingthelines.
Na transfer zdecydowała się Valencia, choć jej działacze też nie byli pewni tego ruchu. Na początku bramkarz z Gruzji został wypożyczony i zarabiał w Hiszpanii tylko 70 tys. euro rocznie. Żeby go wykupić, wystarczyło zapłacić 800 tys. euro. Grosze. Dziś jest bardzo możliwe, że Mamardaszwili przejdzie niebawem do większego klubu. Mówi się o Premier League i Serie A, ma kosztować około 35-40 milionów euro. Tak, on – ten Gruzin, którego kilka lat temu nie wyobrażali sobie w składzie hiszpańscy giganci.
„Jesteś już pijany”
Nika Kweskekiri, pomocnik Lecha Poznań, wiedział, że to najważniejszy strzał w jego karierze. Był finał barażów przeciwko Grekom i czwarta seria rzutów karnych. Gruzja prowadziła 3:2 i jego strzał mógł dać upragniony triumf. Wcześniej Mamardaszwili udowodnił, że jest ekspertem od bronienia jedenastek (obronił w seniorskiej karierze 32% z nich) i zatrzymał strzał Anastasiosa Bakasetasa. Kwekweskiri spojrzał na prowadzącego mecz Szymona Marciniaka i ruszył. Zachował się trochę jak Robert Lewandowski, niemal się zatrzymując, po czym oddał strzał. Piłka wylądowała w siatce, a na stadionie w Tbilisi zapanowała euforia. Tysiące fanów wbiegło na murawę, by cieszyć się z piłkarzami. Później miała miejsce wielka feta na mieście.
Młody kibic reprezentacji Gruzji
„Kurwa, zrobiliśmy to!” – krzyknął tuż po strzale Kwekweskiriego Chwicza Kwaracchelia, największa gwiazda gruzińskiego futbolu. Genialny skrzydłowy Napoli po meczu nawet nie wziął prysznica. Po prostu się przebrał i ruszył, by bawić się z kibicami. W świetnym tekście na łamach „The Players Tribune” opisuje, jak jeszcze na stadionie spotkał żonę. „Przyznaj się, jesteś już pijany. Wypiliście pewnie kilka piw w szatni, co?” – spytała małżonka. Nie był. Odpowiedział tylko: „Jestem po prostu bardzo szczęśliwy. To wyjątkowy dzień mojego życia”.
Historyczny sukces piłkarzy postanowili wykorzystać politycy. Gruzja przypomina trochę Polskę – w tym sensie, że świat jej polityki jest bardzo spolaryzowany i obie strony przy różnych okazjach próbują coś ugrać, jednocześnie uderzając w konkurentów i robiąc to najczęściej na bardzo niskim poziomie. Skąd my to znamy, prawda?
Brawley Benson, amerykański dziennikarz, zajmujący się Europą Wschodnią, w swoim tekście „Polityka i sport nie mieszają się w Gruzji dobrze”, opisuje wydarzenia z Tbilisi, do których doszło tuż po awansie na turniej. Na scenie pojawił się Kacha Kaładze, dla wielu najwybitniejszy piłkarz w historii gruzińskiej piłki, a obecnie mer Tbilisi. Obok niego Irakli Kobachidze, premier. Zostali wygwizdani. Ludzie mieli dość polityki, chcieli po prostu się cieszyć. Dzień później Kobachidze zapowiedział, że wszyscy członkowie drużyny dostaną największe odznaczenie państwowe, a Kaładze przekonywał: „Gdyby naszej koalicji rządzącej nie zależało na spokoju w państwie, gdybyśmy nie stawiali na sport, tak wielki sukces pewnie by się nie wydarzył”. Ludziom nie spodobały się te słowa.
Dima Szarikadze, jeden z najbardziej znanych gruzińskich dziennikarzy sportowych, w rozmowie z Weszło mówi wprost: – Naszym krajem rządzi partia Gruzińskie Marzenie. Jej członkowie pracują dla Rosji, oni są w zasadzie Rosjanami, a nie Gruzinami. Będą podążać za nakazami Putina. Gdy drużyna narodowa wygrywa, politycy wchodzą do szatni i robią sobie zdjęcia z zawodnikami. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że patriotyzm to ostatnia deska ratunku łajdaka.
Ewa Stachura i Nika Gomiaszwili są właścicielami agencji „Mountain Freaks”, która w Gruzji pomaga turystom organizować wyprawy na najwyższe szczyty. Ona, Polka, mieszka w tym kraju od 2015 roku, a on od dziecka wychowywał się tam, w górach, pod pięciotysięcznikiem, Kazbekiem. – Władze Gruzji niedawno wprowadziły ustawę na wzór prawa rosyjskiego, w myśl której organizacje międzynarodowe oraz korporacje mediowe, które otrzymują ponad 20 procent finansowania z innego kraju, muszą, pod groźbą wysokiej grzywny, dokładnie wykazywać źródła swoich przychodów. W praktyce chodzi o ograniczenie jakiejkolwiek niezależności. Dlatego od kilku miesięcy ludzie, zwłaszcza młodzi, protestują przeciwko temu na ulicach. Nawet piłkarze kadry w swoich mediach społecznościowych sprzeciwili się tej ustawie. Gruzja myśli o członkostwie w Unii Europejskiej, wiele osób bardzo tego chce. Takie przepisy oddalają nas od Europy, a jednocześnie piłkarze zrobili wiele, by nas przybliżać, by miliony ludzi zobaczyły, na czym polega gruzińska tożsamość. W październiku odbędą się wybory, bardzo ważne dla całego kraju. Wiele się o nich mówi, ale dobrze się stało, że teraz wszyscy żyją piłką – opowiada Ewa w rozmowie z Weszło.
A Nika dodaje: – Gdy awansowaliśmy na EURO, byłem w Tbilisi. W jednej chwili, po strzale Kwekweskiriego, tysiące ludzi wybiegło na ulice w spontanicznej euforii. Tu grupa jakichś dziadków, tutaj dzieciaki. Policjanci, zamiast pilnować porządku, też dołączyli do imprezy. Ze szpitali wybiegali, choćby na chwilę, lekarze. To był moment, gdy wszyscy zapomnieli o problemach, które trawią kraj.
Po sukcesie zawodników zareagowała też opozycja. „Wygwizdany premier to obrazek, który bardzo wiele mówi o nastrojach społecznych” – napisał na platformie X, jej przedstawiciel, Dewi Czankotadze. A Rati Szubladze, socjolog z Gruzińskiego Instytutu Spraw Publicznych, ocenia: „Ludzie w Gruzji czekali bardzo długo na taki sukces piłkarskiej reprezentacji. Jednocześnie, Gruzini są bardzo zmęczeni polityką i nie patrzą na nią optymistycznie”.
Kwaracchelia o swoim kraju
Politycy opozycji zaczęli też w pewien sposób wywierać presję na piłkarzach, sugerując, że zwłaszcza ci, występujący w zagranicznych klubach, powinni przyczynić się do świetnego wyniku w Niemczech. Pisał o tym w tym tekście na Weszło Piotr Rzepecki. Tego typu oczekiwania polityków, z których niektórzy przebąkują nawet o medalu, mogą się wydawać utopią, ale w pewnym sensie łączą się one z gruzińskim sposobem myślenia.
Ludzie z tego kraju chcą mieć poczucie, że są w czymś najlepsi. Często można usłyszeć, że ich kuchnia, oparta na chinkali czy chaczapuri, nie ma sobie równych na świecie. Że żaden inny kraj nie ma takich czerwonych win (to akurat jest nieco bliższe prawdy). Że Kaukaz to najwspanialsze góry na świecie. Ale to przenosi się też na sport. Tak, jak Jamajczycy mają najszybszego człowieka świata – Usaina Bolta, który w 2009 roku przebiegł 100 m w 9,58 s. – tak oni mają najsilniejszego człowieka planety. Łasza Tałachadze, sztangista z najcięższej kategorii, który w 2021 roku w mistrzostwach świata osiągnął genialne 492 kg w dwuboju, to przecież obywatel ich kraju. Jeden z nich. Duma narodu.
– Jakiś czas temu za trzy najpopularniejsze sporty w Gruzji uznałbym judo, rugby i podnoszenie ciężarów. To dyscypliny, w których od lat osiągamy sukcesy. Ale teraz coraz bardziej w górę idzie piłka – mówi nam Nika Gomiaszwili.
– Byłam już na meczu rugby. Namówili mnie znajomi. Mówili: „Musisz pójść, to sport narodowy”. O piłce przez lata nie słyszałam nic. Ale teraz wiem, że Gruzja zagra na EURO. I wiem doskonale, kim jest Chwicza Kwaracchelia – dodaje Ewa Stachura.
Tytuł tekstu, w którym na „The Players Tribine” Kwaracchelia opowiada o swojej drodze, brzmi: „Gruzja wygra EURO. Oczywiście, że tak”. Gwiazdor Napoli mówi w nim tak: „Zapytajcie Gruzina czy Gruzinkę, kto wygra EURO. Dowolną osobę. Małe dziecko. Starszą panią. Sprzedawcę w sklepie. Nieważne, kogo. Wiecie, co wtedy się stanie? Najpierw, zanim taki ktoś odpowie, spojrzy na ciebie, jakbyś był szalony. I odpowie: <<Gruzja wygra turniej. Oczywiście>>. Cały czas będzie się na ciebie patrzeć, jakbyś był głupi. I doda: <<Kto inny może wygrać, jeżeli nie Gruzja?>> Ktoś może stwierdzić, że to przecież pierwszy raz, gdy reprezentacja zagra na takim turnieju. <<Nie ma znaczenia! Nie ma znaczenia! To będzie Gruzja>> – powie starsza pani. Gruzini są właśnie tacy. Ze wszystkim”.
Szarikadze: – Chwicza trochę przesadził. Oczywiście są Gruzini, którzy sądzą, że wygramy EURO, ale to nie jest tak, że każdy myśli w ten sposób. To jednak szalona opinia. Kwaracchelia to prywatnie to szczery i dobry człowiek. Szanuję go, ale zdarzało mi się też go krytykować, np. za to, że nie solidaryzował się publicznie ze swoimi rówieśnikami, którzy byli bici przez władze.
Znakomity skrzydłowy Napoli opowiada w „The Players Tribune”, jak pierwszy raz dostrzegł, że Gruzini niezwykle kochają sport. Chwicza był małym dzieciakiem, po szkole wychodził na ulicę, grali z kolegami budynek na budynek, blok na blok. Byli zaskoczeni, że zawsze mieli widownię. Gruzini oglądają nie tylko profesjonalne mecze. Interesują ich spontaniczne zmagania dzieci. Na początku 2020 roku Kwaracchelia będzie nieznanym szerszej publice zawodnikiem Rubina Kazań, który na obozie w tureckim Belek, w sparingu z Lechią Gdańsk, zacznie ośmieszać Karola Filę. Obecny na trybunach Czesław Michniewicz będzie pytał, co to za chłopaczek. Jeszcze wcześniej, w lutym 2019 roku, jako 18-latek przeniesie się do Lokomotiwu Moskwa.
W Rosji czuł przygnębiającą samotność. Jako jedyny z Lokomotiwu mieszkał w centrum treningowym. Gdy kończyły się zajęcia, zostawał tam sam, z ochroniarzami. „Jadłem posiłki sam. To było przerażające miejsce. Nie żartuję! Ukryte trochę, gdzieś w lesie. Nie mogłeś iść na spacer, bo wokół były dzikie psy. Każdą sekundę spędzałem w tym ośrodku. Nie jeździłem do centrum Moskwy. Nie jeździłem nigdzie. W nocy gasło światło na boisku treningowym, ale ja czasami szedłem potrenować. Dodatkowa praca. Ale bez jakiegokolwiek oświetlenia. Czasami przychodził ochroniarz. Był przestraszony, wokół ciemność. <<Hej, kto tutaj biega po trawie?>> Ja. Dryblujący w ciemnościach. Chłopak, który nie miał nic innego do roboty i myślał tylko o piłce” – opisuje Kwaracchelia.
Rok 2020, Chwicza Kwaracchelia w sparingu z Lechią Gdańsk
Kiedy Rosjanie brutalnie zaatakowali Ukrainę, wiedział, że nie chce dłużej grać w tym kraju. Zdecydował się na powrót do ojczyzny, do Dinamo Batumi, by po kilku miesiącach przenieść się do Napoli. Zrobił to też dla Badriego. Badri to jego tata, którego wielkim idolem był Diego Armando Maradona. Kiedy syn dostał ofertę z Napoli, pan Kwaracchelia-senior oszalał. Powtarzał, że Chwicza nie może powiedzieć „nie” klubowi Maradony. Nie powiedział.
Przeniósł się do Włoch, a podczas pierwszych spacerów po Neapolu nie mógł uwierzyć w dwie rzeczy. Pierwsza – że Maradona jest tam obecny wszędzie. Druga – że kibice Napoli poznawali go na ulicy i pozdrawiali, choć nie zdążył jeszcze zagrać dla klubu oficjalnego meczu. Szybko zorientował się, że to fanatycy. A kiedy w pierwszym sezonie strzelił 12 goli w lidze, dołożył do nich 13 asyst, a Napoli sięgnęło po upragnione mistrzostwo Włoch, został idolem. Zresztą – nie tylko tam. „Czasami, gdy wracam do Gruzji i widzę dzieciaki, grające, z moim nazwiskiem na koszulce, nie wierzę w to. Myślę, że ten Kwaracchelia to musi być jakiś inny gość” – pisze w „The Players Tribune”. Ci młodzi chłopcy, zainspirowani jego karierą, to być może przyszli reprezentanci kraju. Ale już teraz skrzydłowy Napoli gra w kadrze, w której obok niego występują coraz lepsi piłkarze. Na rozwój drużyny narodowej złożyło się kilka czynników.
Młodzieżówkę oglądało 45 tysięcy ludzi
Gruzińską piłką rządzą ambitni ludzie, rozumiejący, jak rozwijać futbol. W 2015 roku prezydentem federacji został Lewan Kobiaszwili, znany z gry w Bundeslidze, który w reprezentacji rozegrał równe 100 spotkań. Jedno z założeń – starać się o organizację młodzieżowych międzynarodowych imprez. W 2017 roku w Gruzji odbyło się EURO do lat 19. Gospodarze w grupie pokonali 2:1 Szwedów. Nie udało im się awansować do półfinału, ale wszyscy byli pod wrażeniem tego, że ich ostatni mecz grupowy z Czechami oglądało na żywo ponad 25 tysięcy ludzi.
W ubiegłym roku również w Gruzji odbyły się mistrzostwa Europy do lat 21. Gospodarze znaleźli się w grupie z Portugalią, Holandią i Belgią. Mało kto dawał im szanse na dobry wynik, tymczasem… nie przegrali w tamtym turnieju żadnego spotkania. Wygrana z Portugalczykami i dwa remisy dały im awans do ćwierćfinału. Trafili na Izrael. Stawką spotkania był nie tylko półfinał EURO, ale też – udział w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Gruzini atakowali, mieli swoje szanse, ale przez 120 minut nie padł żaden gol. Karne, podobnie jak później z Grecją w finale barażów, ale w tym wypadku przegrane. Niby wielka szansa przeszła koło nosa, ale jednocześnie Europa zaczęła zauważać szybki rozwój gruzińskiego futbolu. Wiecie, ilu kibiców oglądało na żywo ćwierćfinał z Izraelem? 45 tysięcy.
W 2015 roku, gdy Kobiaszwili objął władzę w związku, w Gruzji było zarejestrowanych 14 676 piłkarzy. Po sześciu latach było ich już 37 600. Liczba piłkarek zwiększyła się natomiast dziesięciokrotnie. Działano intensywnie: w ramach trzech projektów UEFA – Grow, HatTrick i Elite Young Player Development – w całym kraju remontowano obiekty i powstawały zupełnie nowe centra treningowe. Gruzja była już blisko awansu na EURO 2020, ale wtedy decydujący mecz barażowy przegrała 0:1 z Macedonią Północną. Tym razem dopięła już jednak swego.
„Tamta porażka z Macedonią zasiała pewną wątpliwość, ale tylko na krótki czas. Teraz ludzie odpowiedzialni za gruziński futbol są przekonani, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Zreformowano też nieco ligę, w której od 2017 roku gra 10 drużyn, co ma sprawić, że jest większa rywalizacja. Z jednej strony wyróżniający się piłkarze często szybko opuszczają kraj, ale z drugiej gruzińskie akademie, zwłaszcza ta Dinama Tbilisi, szkolą coraz lepszych graczy, o których powinniśmy usłyszeć w przyszłości. Awans na EURO 2024 to kulminacja metodycznego i strategicznego podejścia do piłki w ostatnich latach – pisze w tekście w serwisie Breakingthelines Lines Fuad Alakbarow, komentator polityczny, szczególnie interesujący się sprawami Kaukazu.
Szarikadze: – Generacja Kwaracchelii to goście, którzy dorastali w wolnej Gruzji, a to wpływa na to, jaką jesteś osobą. Młodsi piłkarze są silni mentalnie, wpojono im też, że piłka nożna to drużynowy sport. Z naszym futbolem jest coraz lepiej, pozostaje tylko jeden problem: wszystkie kluby są finansowane przez rząd. Brakuje prywatnych inwestorów.
Kwaracchelia w barwach reprezentacji
Poprosi Ronaldo o koszulkę?
W losowaniu fazy grupowej Gruzini nie trafili najgorzej. Zaczną od spotkania w Dortmundzie, które można nazwać wyjazdowym, bo zmierzą się z Turcją. Na trybunach można spodziewać się fanatycznego dopingu, ale głównie dla rywali. Później mecz z Czechami i dopiero w ostatnim spotkaniu Gruzinów czeka konfrontacja z Portugalią – na papierze jedną z sześciu najsilniejszych drużyn turnieju. To mogą być za wysokie progi, ale Turcy i Czesi wydają się tykalni.
– Mamy naprawdę dobrych ofensywnych piłkarzy, a w obronie gramy blisko siebie i nie zostawiamy wiele miejsca. Stać nas na sprawienie niespodzianek i nie mówię tego tylko dlatego, że jestem Gruzinem. Kwaracchelia to czołowa postać Serie A, Budu Ziwziwadze jest jednym z najlepszych napastników 2. Bundesligi, Giorgi Czakwetadze to jeden z najlepszych pomocników Championship, a Otar Kiteiszwili był w ostatnim sezonie najlepszym graczem ligi austriackiej – przekonuje w rozmowie z Weszło Dima Szarikadze.
Ewa: – Po awansie na EURO Gruzini rzucili się na bilety. Nawet ci, którzy na co dzień nie interesują się piłką. Tysiące ludzi rezerwowało miejsca w samolotach rejsowych. Kiedy ich zabrakło, zwrócili się do rządu z prośbą o załatwienie dodatkowych połączeń. I rząd posłuchał. Mamy z Niką znajomych, którzy polecieli do Niemiec. Wynajmują tam całymi ekipami domy, żeby wyszło jak najtaniej. Ci ludzie dla kadry zrobią wszystko.
Nika: – Dostawałem telefony od znajomych, którzy mówili: „Dawaj z nami do Niemiec”. Nie mogę, wracam zaraz do Gruzji, bo prowadzę grupę na Kazbek (szczyt, mierzący 5054 m n.p.m. – przyp. red.). Ale gdyby nie to, też bym pojechał. Jeżeli Gruzja ogra Turcję, odbędzie się największa impreza w dziejach Dortmundu.
Mamardaszwili, bramkarz gruzińskiej kadry, inspirował się Gianluigim Buffonem i Manuelem Neuerem, ale jako wielkiego sportowego idola wymienia też Cristiano Ronaldo. 26 czerwca, na stadionie w Gelsenkirchen, zrobi wiele, by nie dać mu się pokonać, podobnie jak innym portugalskim piłkarzom.
A Kwaracchelia tak pisze w „The Players Tribune”: „Czy poproszę Cristiano po meczu o koszulkę? Może. Prawdopodobnie. No dobra, tak. Dlaczego mam tego nie robić? Jest moim idolem. Powiem mu to. Ale to nie oznacza, że nie możemy tego meczu wygrać”.
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ W SEKCJI WESZŁO EXTRA: