Reklama

Adam i Polska. Para, której potrzebowaliśmy

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

18 czerwca 2024, 13:38 • 6 min czytania 22 komentarzy

Wrzesień 2021 roku. Po nieudanym EURO 2020 Paulo Sousa musi radzić sobie z krytyką, ale mimo to wciąż szuka nowych twarzy dla reprezentacji Polski. Na zgrupowanie zaprasza Jakuba Kamińskiego, Bartosza Slisza, Nicolę Zalewskiego i… Adama Buksę. Trzech piłkarzy z tej grupy jedzie na mistrzostwa Europy w Niemczech. Dwóch zaczęło mecz otwarcia z Holandią w wyjściowej jedenastce. Jeden został nieoczywistym pozytywem.

Adam i Polska. Para, której potrzebowaliśmy

Buksa czekał na ten moment prawie trzy lata. Mundial stracił przez kontuzję, a szkoda, bo jego kariera strzelecka rozwijała się fajnie, harmonijnie, niemal wzorowo. Całe szczęście los pozwolił mu zapisać się w polskiej historii wielkich turniejów już pierwszym, debiutanckim podejściu. Później niż pewnie sam zakładał w 2021 roku, ale udało się. Dzięki nieszczęściu innych, konkretnie kontuzji trzech napastników, ale to przecież też trzeba umieć wykorzystać.

Buksa od początku miał wszystko, żeby coś w kadrze znaczyć

Na przydatność turniejową Buksy zapowiadało się od samego początku. Owszem, to nigdy nie miała być gwiazda reprezentacji Polski i realny konkurent dla Roberta Lewandowskiego, ale na pewno ktoś, kogo zawsze warto mieć pod ręką. Ktoś, kto dzięki swojej charakterystyce zrobi różnicę w polu karnym, bo nikt, nawet „Lewy”, nie ma tak świetnych predyspozycji do gry głową. Zobaczyliśmy to w pierwszych występach 27-latka z orzełkiem na piersi: z Albanią i San Marino. Część kibiców oczywiście deprecjonowała cztery bramki z tymi rywalami, mówiąc „to dziady, na ich tle łatwiej zabłysnąć”. Ale gdyby tak było, wtedy nie spaliłby się choćby Kamiński.

Prawda jest taka, że mało kto ma takie wejście do kadry, jak miał Buksa. Zwracaliśmy uwagę, że wówczas napastnik New England Revolution zwyczajnie zrobił to, czego oczekujemy od każdego reprezentanta, czyli przeniósł atuty z realiów klubowych na mecze reprezentacji. Zanim do niej trafił, rozpisywaliśmy się z satysfakcją, jak dobrze radzi sobie za oceanem. „Buksa znowu strzela”. „Buksa notuje dublet!”. „Buksa zachwyca tydzień po tygodniu”.

I znowu: ile byśmy nie chwalili, zawsze znajdował się ktoś, kto podważa jego osiągi. Do pewnego stopnia słusznie, bo 16 bramek w amerykańskiej lidze inaczej wybrzmiewałoby, powiedzmy, w lidze francuskiej. Dlatego nie byliśmy do końca pewni, czy renomę, jaką sobie wypracował po opuszczeniu Ekstraklasy, dodatkowo podkreśli w kadrze. Nie tacy zawodnicy pękają, kiedy przychodzi grać na Narodowym, ale okazało się, że Buksy to zupełnie nie rusza.

Reklama

Debiutancka bramka w kadrze? Po strzale głową. Druga, trzecia? Też. Czwarta nie, piąta nie, ale szósta i wreszcie siódma – z Holandią, do tej pory najbardziej wartościowa, to już powrót do wczesnej klasyki z 2021 roku. Sęk w tym, że zanim zobaczyliśmy skutecznego w powietrzu Buksę w pierwszym meczu EURO 2024, trochę rzeki w Wiśle musiało upłynąć…

Kontuzje zabrały turniej, ale nie zniszczyły nadziei

Przed przygodą zagraniczną Adam Buksa odniósł tylko jedną poważniejszą kontuzję. W Lechii Gdańsk, w trzeciej kolejce sezonu 2015/2016, w meczu z Pogonią Szczecin. To był pierwszy chichot losu. 19 lat, trzeci mecz z rzędu na szpicy od 1. minuty. Debiutancki gol po kwadransie. Radość. Podziękowania dla Jerzego Brzęczka, który mu zaufał. Ale mija 30 minut i Buksa musi zejść do bazy. Wypada na pięć tygodni. Po tym zdarzeniu odkręca się długo, bardzo długo, nie tylko przez problemy ze zdrowiem – aż do okresu gry w Pogoni, w której ostatecznie wypromował się do transferu za granicę.

Później wydawało się, że Buksa jest jak ze stali. Nie imały się go urazy, w USA grał i strzelał, nie oszczędzał się, a z jego specyfiką pojedynków z obrońcami stacza się przecież bardzo dużo. W dodatku, kiedy debiutował w kadrze, miał autostradę do bycia napastnikiem nr 2 w reprezentacji Polski. Zacna to rola, zważywszy że pulę piłkarzy na tej pozycji od dobrych kilku lat mamy całkiem szeroką. Mniejsza o jakość, ale wahania formy, kontuzje i zmiany klubów, generalnie brak stabilności, powodowały, że różnice między Milikiem, Piątkiem czy Świderskim były niewielkie. Wystarczyło do tej kadry wnieść coś świeżego, wręcz niczego nie zepsuć, żeby zamieszać w hierarchii. Buksa to zrobił, już z Czesławem Michniewiczem u steru mógł patrzeć w stronę mundialu w Katarze, ale jak na złość przytrafił mu się rok rodem z horroru.

Czerwiec 2022 roku – Buksa łamie kostkę. Wraca we wrześniu, tyle że już w koszulce RC Lens, pełen nadziei, że zdąży na turniej.

Październik 2022 roku – Buksa znowu trafia do szpitala. Diagnoza jest przygniatająca. Poważny uraz stawu skokowego, operacja, co najmniej kilka miesięcy bez gry.

„Nigdy tak nie cierpiałem. To była dla mnie najcięższa próba”.

Reklama

Szczęśliwa liczba Buksy? 16, ale tym razem goli w lidze tureckiej

W kwietniu 2023 roku wrócił na boisko tak naprawdę tylko po to, żeby w Lens mogli pokazać go na rynku transferowym. Żeby ktoś zobaczył, że ma zdrowe nogi, że biega, że normalnie kopie piłkę. Gorszego pecha Buksa nie mógł sobie wyobrazić, bo przecież właśnie w lidze francuskiej miał udowodnić, że potrafi skoczyć na półeczkę wyżej. Dziś nawet nie możemy powiedzieć, że miał okazję, dlatego ten rozdział, szczególnie w kontekście kadry, tak bardzo boli.

Naturalnie Buksa zniknął w tym czasie z radarów kolejnych selekcjonerów, jednak jego nazwisko zawsze mieliśmy gdzieś z tyłu głowy. Nawet w chwili, gdy będąc na tarczy, zmienił Francję na Turcję. Czuliśmy wtedy duży niedosyt, ale na szczęście w Antalyasporze spadł na cztery łapy. Dla niego i dla Piątka liga turecka była jak przytułek dla poturbowanych przez życie piłkarzy. Nieidealny i wcale niewymarzony, patrząc na punkt wyjścia, ale przede wszystkim potrzebny.

Tylko że zanim w ogóle Buksa przystąpił do gry na tureckich boiskach, wiązaliśmy z nim większe nadzieje niż z Piątkiem. Polski „El Pistolero” miał więcej zakrętów w karierze. Sprzeciętniał. Zmarniał. Zaczął sprzedawać się na rynku kapitalnym rokiem w Genoi i Milanie, zamiast przekonywać nowego pracodawcę formą tu i teraz. Inaczej podchodziliśmy do Buksy, nie zbrzydł nam, bo realnie miał jeszcze coś do udowodnienia. Jego problemem nie było odbicie się od poziomu rozgrywek, tylko wyłącznie kwestie zdrowotne. A że sezon pod znakiem odbudowy, pierwszy taki za granicą, szedł mu dobrze, rósł optymizm, że wróci do kadry jako stary, dobry Buksa, które daje zapomnieć o dawnym Piątku i Miliku.

Co EURO błyszczy inny napastnik. Wygląda na to, że teraz kolej Buksy

Mówimy tak o nim, mimo że przed EURO 2024 miał 15 występów. Mimo że wypadł z kadry na kilkanaście miesięcy, mimo że właśnie minęło tyle czasu, a… żaden inny napastnik nie wystrzelił na tyle, żeby Buksa miał problem z powrotem. Nie, z miejsca zdobył sympatię Michała Probierza, który po meczu z Holandią na pewno będzie cenił go jeszcze bardziej i najprawdopodobniej wystawi też na starcie z Austrią. My chyba nie mielibyśmy serca, żeby zrobić inaczej.

To nie była oczywista historia. Nominalnie Buksa miał co najwyżej wchodzić z ławki, być jedną z opcji do ataku w zależności od potrzeb taktycznych, ale wygląda na to, że los oddaje mu właśnie z nawiązką wszystko, co stracił pod koniec 2022 roku. Nie oczekiwaliśmy, że 1 do 1 zastąpi Roberta Lewandowskiego, ale pierwszym występem na dużym turnieju wysłał sygnał, że można na niego liczyć. Co więcej, da się nawet odnaleźć tutaj pewien cykliczny wzór, który zaczął się od EURO 2016. Wtedy mieliśmy jeszcze bardzo dobrego Milika, cztery lata później (pięć – dla purystów) przyzwoite wrażenie zrobił Świderski, a na obecnych mistrzostwach Europy zaczął błyszczeć oczywiście Buksa.

Nie jest więc tak, że Lewandowski nie może liczyć na godnego partnera w ataku, a teraz wręcz wymuszonego zastępcę. Miło widzieć, szczególnie w awaryjnej sytuacji, że bez „Lewego” również istnieje życie. Niezależnie od wyniku Polski w fazie grupowej, Buksa już nas kupił, a będzie miał przynajmniej dwie okazje, żeby podtrzymać pozytywne wrażenie. Idąc cyklem turniejowym dla polskich napastników z drugiego szeregu, niech to będzie dla niego przełomowy okres. Niech to będzie czas Adama Buksy. Czas bycia w sztosie.

WIĘCEJ O EURO 2024:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Królewski o swoim spektrum autyzmu. „Mam problemy w interakcjach społecznych”

Mikołaj Wawrzyniak
1
Królewski o swoim spektrum autyzmu. „Mam problemy w interakcjach społecznych”

EURO 2024

1 liga

Królewski o swoim spektrum autyzmu. „Mam problemy w interakcjach społecznych”

Mikołaj Wawrzyniak
1
Królewski o swoim spektrum autyzmu. „Mam problemy w interakcjach społecznych”
Ekstraklasa

Za dużo „lizania się po ptakach”. Widzew przespał pół meczu i nie zdołał pokonać Lechii

Michał Kołkowski
14
Za dużo „lizania się po ptakach”. Widzew przespał pół meczu i nie zdołał pokonać Lechii

Komentarze

22 komentarzy

Loading...