Gdy Michał Probierz 29 maja ogłaszał na polu golfowym szeroką kadrę na Euro, nazwiska Adama Buksy i Kacpra Urbańskiego wydawały się mocnymi kandydatami do skreślenia. Dziś trudno byłoby być zdziwionym, gdyby obaj zagrali w wyjściowym składzie w pierwszym meczu Polski na turnieju. Z kłopotów bogactwa w ataku bardzo szybko zostały same kłopoty.
Kiedy selekcjoner ogłosił szeroką listę powołanych na mistrzostwa Europy, zwracał uwagę niewątpliwy kłopot bogactwa w ataku. I to z naciskiem na bogactwo, bo dosłownie każdy z pięciu wybranych napastników wnosił niewątpliwe atuty, z których trudno było w kontekście turnieju zrezygnować. A wiadomo było, że bez wypadków losowych, któregoś jednak trzeba będzie skreślić.
Karol Świderski zawsze w kadrze się bronił, w przeciwieństwie do Arkadiusza Milika, który od dawna w niej zawodził. Skreślenie Świderskiego byłoby niesprawiedliwe, bo cóż więcej miałby zrobić, niż robił dla reprezentacji w ostatnich latach, by udowodnić przydatność. Skreślenie Milika byłoby kontrowersją, bo to przecież jednak napastnik Juventusu, nie Hellasu, Antalyasporu, czy Basaksehiru. Adam Buksa zadaniowo też regularnie udowadniał, że jest pożyteczny dla reprezentacji, przy tym jego profil dobrze grającego głową osiłka pozwalał mu występować w roli wysuniętego „ochroniarza” Roberta Lewandowskiego, biorącego na siebie kuksańce obrońców, przepychającego się z nimi, grającego tyłem do bramki. Wreszcie Krzysztof Piątek, w dużej mierze produkt Probierza, który w Cracovii zbudował go i przygotował do podboju Włoch. Typ egzekutora, którego zawsze dobrze móc wpuścić na kwadrans, gdy trzeba gonić wynik i liczyć, że piłka znajdzie go w polu karnym.
NOWY PUNKT ODNIESIENIA
Najmniej konkretnych atutów było dziś za Milikiem, którego główną rolą w kadrze byłoby pozostawanie w gotowości, gdyby akurat z jakiegoś powodu przyszło jej grać bez Lewandowskiego. Pozycja napastnika Barcelony nigdy nie podlegała dyskusji ani w kadrze, ani w jedenastce, stąd atuty wszystkich pozostałych przedstawiano w odniesieniu do niego. Lewandowskiego lepiej można wykorzystać, gdy ma obok siebie innego napastnika, co stworzyło dodatkowe miejsce z przodu kosztem prawdopodobnie Sebastiana Szymańskiego. Świderski najlepiej uzupełnia się z Lewandowskim, więc jest kandydatem do podstawowej jedenastki. Buksa pozwala uwolnić Lewandowskiego z części walki fizycznej, więc warto go mieć. Piątek pozwala Lewandowskiemu mocniej uczestniczyć w rozegraniu, przy zachowaniu odpowiedniej obecności w polu karnym. Milik atutów w odniesieniu do Lewandowskiego miał najmniej, więc i jego pozycja była najsłabsza. Ale jednocześnie, gdyby był zdrowy, to on wyskoczyłby dziś prawdopodobnie jako murowany kandydat do podstawowego składu na mecz z Holandią i punkt odniesienia dla innych. Jest gorszym niż inni partnerem dla Lewego, ale raczej bardziej kompletnym niż oni napastnikiem.
Problem w tym, że jeden mecz towarzyski przed Euro kontuzją przypłacił Milik, a drugi Lewandowski, przez co żadna oczywista opcja dziś już nie istnieje. Na tydzień przed startem mistrzostw Europy wypadli z gry dwaj zawodnicy, którzy najlepiej nadawali się do roli liderów ataku. Jedyny pozytyw tej naprawdę fatalnej sytuacji polega na tym, że Michał Probierz zdążył w ostatnim czasie przetestować rezerwowe opcje. Wczesna kontuzja Milika w meczu z Ukrainą sprawiła, że selekcjoner mógł się przyjrzeć, jak w roli głównej dziewiątki radzi sobie Buksa, z kolei uraz Lewandowskiego sprawił, że dłużej pełnił tę funkcję z Turcją Krzysztof Piątek. Tylko dzięki temu trener ma dziś jakikolwiek materiał poglądowy. Wszak dotąd bez Lewandowskiego musiał sobie radzić tylko raz, na pierwszym zgrupowaniu, kiedy jego kadra nie zdołała pokonać u siebie Mołdawii. Wówczas w ataku wystąpili Milik i Świderski. Sytuacja, w której od pierwszej minuty nie zagrał żaden z nich, ostatni raz miała miejsce dwa lata temu przeciwko… Holandii. Wówczas w wyjazdowym meczu za czasów Czesława Michniewicza zagrał w ataku osamotniony Piątek.
ZACHOWAĆ SYSTEM
Kontuzja Lewandowskiego wprowadza więc w grupę zupełnie nową dynamikę i rodzi dylematy, które trzeba będzie rozstrzygnąć na papierze i w głowach, ale nie będzie ich już można sprawdzić empirycznie w warunkach meczowych. Podstawowe pytanie brzmi, czy w tych okolicznościach warto za wszelką cenę trzymać się ustawienia z dwójką napastników. Być może, idąc za przykładem Michniewicza z Rotterdamu, trzeba zagrać tylko jednym. Albo przynajmniej jednym klasycznym. W obu meczach z Turcją i Ukrainą wsparcie dla napastników stanowił w systemie 3-5-2 wysoko ustawiony Kacper Urbański, który spisał się naprawdę obiecująco. Choć przyjeżdżał na zgrupowanie jako środkowy pomocnik, który w klubie grywał też na skrzydle, udźwignął rolę podwieszonego napastnika. W obliczu braku Lewandowskiego i Milika można go więc chyba traktować jako dodatkowego atakującego. Oczywiście nie takiego, który sam zagra z przodu albo będzie najbardziej wysunięty, ale może być cennym wsparciem.
Chyba warto jednak od razu zaznaczyć, że zmiana ustawienia na tym etapie nie powinna wchodzić w grę i mogłaby wprowadzić za dużo zamieszania w mechanizm, który dopiero zaczął jako tako funkcjonować. Siedem ostatnich meczów Polacy rozegrali w systemie 3-5-2 i jasność co do ustawienia można uznać za jedną z zasług Probierza. Skończyły się dyskusje, czy Polakom leży gra trójką stoperów, rozważania, czy Lewandowski powinien mieć partnera obok siebie, czy lepiej zagęścić drugą linię, albo czy mamy odpowiednich wahadłowych, skrzydłowych czy bocznych obrońców. Trener wybrał ustawienie 3-5-2 i według niego zaczął dobierać zawodników pod konkretne role. Łatwiej wymienić jednostki, nawet ponadprzeciętne, w obrębie tego samego systemu, niż przestawiać wszystkich na kompletnie inny. Dlatego o składzie na Holandię, nawet bez Lewandowskiego i Milika, wciąż raczej powinno się myśleć w 3-5-2.
RÓŻNE ROLE W DUECIE
Z zawodników obecnie będących do dyspozycji teoretycznie wchodzą w grę na mecz z Holandią Buksa, Piątek, Świderski, jeśli zdoła się wyleczyć, Urbański oraz – można było zapomnieć, że w ogóle jest w tej kadrze – Kamil Grosicki. Piłkarz Pogoni Szczecin to niewątpliwie ofiara ustawienia, przy systemie ze skrzydłowymi albo chociaż z dwiema dziesiątkami podwieszonymi pod wysuniętego napastnika, pewnie pojawiałby się na boisku częściej. W 3-5-2 trudno go liczyć jako wahadłowego, bo przecież za słabo broni i byłoby to zbyt wymagające fizycznie. Ósemką też nie będzie, o te pozycje rywalizują gracze zupełnie innego typu, jak Piotr Zieliński, Jakub Moder czy Jakub Piotrowski. Jedyne miejsce, w którym można go sobie wyobrazić, to właśnie podwieszony napastnik w rodzaju Urbańskiego. Skoro jednak w tym roku nie pojawił się w reprezentacji na boisku nawet na minutę, to znaczy, że Probierz przewidział dla niego zupełnie inną rolę. Niekoniecznie boiskową.
Pomiędzy czwórkę realnie dostępnych konfiguracji, znów trzeba jakoś przemieszać role. Buksę i Piątka trudno wyobrazić sobie obok siebie, bo obaj to klasyczni wysunięci napastnicy. Zbyt mało ruchliwi, by biegać po skrzydłach, schodzić do rozegrania, zamykać przestrzenie w drugiej linii, gdy trzeba będzie popracować bez piłki. Wobec nieobecności Lewandowskiego i Milika to oni rywalizują ze sobą o rolę najbardziej wysuniętych. Para Świderski – Urbański też nie wydaje się optymalna. Ich ruchliwość, chęć schodzenia do gry kombinacyjnej, czynią z nich dobrych kandydatów na cofniętych napastników, ale niekoniecznie na wysuniętych. Nie widać wśród nich kogoś, kto byłby w stanie utrzymać piłkę, grając tyłem do bramki, stanowić kotwicę, na której można by zarzucić ofensywę. Istniałoby ryzyko, że w praktyce Polacy graliby bez napastnika, za to z siedmioma pomocnikami. Obecność w polu karnym kogoś, kto przepychałby się z obrońcami, toczył z nimi pojedynki, wydaje się nieodzowna, zwłaszcza przy wahadłach nastawionych na wygrywanie pojedynków na bokach i dogrywanie piłki w pole karne.
CZTERY KONFIGURACJE ATAKU
Dlatego cztery najbardziej realne konfiguracje ataku na mecz z Holandią to Buksa – Urbański, Buksa – Świderski, Piątek – Urbański, Piątek – Świderski. Dwie z nich długimi fragmentami oglądaliśmy zresztą w niedawnych meczach towarzyskich, bo Buksa i Piątek grali z Urbańskim niemal dokładnie po 57 minut. Na gotowość Świderskiego mogą mieć wpływ także kwestie zdrowotne, bo on też leczy przecież uraz, tyle że mniej poważny, ale na razie nie będzie mógł trenować. Z jadących na Euro napastników grał w meczach towarzyskich najmniej, bo tylko 19 minut, a przecież i wiosną występował w klubie rzadko. To sprawia, że jego także trudno traktować jako bardzo realną opcję od pierwszej minuty. Probierz pewnie będzie teraz w najbliższych dniach szlifował nowy wariant na Holandię. A skoro Świderski w szlifowaniu będzie mógł uczestniczyć co najwyżej w ograniczonym zakresie, to pewnie w najlepszym wypadku pomoże drużynie tylko jako rezerwowy.
W tym kontekście na nadspodziewanie mocnego kandydata do podstawowej jedenastki wyrasta Urbański, który przecież przed tygodniem dopiero debiutował w kadrze. Buksa czy Piątek na dobrą sprawę nie są konkurentami dla niego, bo raczej nie mogą grać razem. Jeśli więc selekcjoner nie zmieni nagle ustawienia, a Świderski nie zacznie szybko dochodzić do zdrowia, występ nastolatka z Bolonii od pierwszej minuty nie byłby już wielkim zaskoczeniem.
Jeśli natomiast chodzi o obsadę roli klasycznej dziewiątki, wszystko zmierza do odpowiedzi na pytanie: Buksa czy Piątek? Mierzący 191 centymetrów zawodnik Antalyasporu zaznaczał na konferencji prasowej przed meczem z Turcją, że nie można jego gry sprowadzać wyłącznie do warunków fizycznych, gry głową, siły. Ma oczywiście rację, bo wachlarz jego atutów jest szerszy. Ale nie może też się obruszać, że właśnie to jest cechą, która najmocniej odróżnia go od konkurentów, jest jego największym atutem. Do gry z kontrataków, szybkiego wybiegania na wolną przestrzeń, niezbyt nadaje się którykolwiek z nich, chcąc szukać takiego profilu, trzeba by wystawić Świderskiego z Urbańskim. Ale do gry tyłem do bramki, toczenia pojedynków fizycznych, skakania do górnych piłek, nadaje się z obecnego zestawu tylko Buksa.
PIĄTKA ROZLICZA SIĘ Z GOLI. TYLKO
Trzeba się nastawiać, że przeciwko Holandii – na razie nie mówmy o kolejnych meczach i trzymajmy się wersji, że może wrócić na nie Lewandowski, co odmieniłoby sytuację w ataku – Polska nie będzie stroną dominującą, odda rywalom inicjatywę, będzie głównie biegać za piłką – przeciwko Turcji i Ukrainie też przecież tak było – i nastawiać się na szybkie wypady. Najgorsza faza tego dwumeczu przypadła jednak na okres, w którym to Piątek grał jako najbardziej wysunięty z napastników. Polacy wtedy dawali najmocniej się tłamsić, mieli największy problem z utrzymaniem się przy piłce, czy wyjściem z własnej połowy. Każdy zespół naciskany mocno przez rywala potrzebuje mieć możliwość zagrania piłki do przodu i utrzymania jej w strefie ataku poprzez osłonięcie jej przed rywalem albo wywalczenie faulu. Piątek grać w ten sposób nie potrafi. Nie stoi wystarczająco twardo na nogach, nie ma odpowiedniej siły fizycznej ani wzrostu, by wziąć rosłego stopera na plecy. A to sprawia, że bardzo często pierwsze podanie po odzyskaniu piłki kończy się dla drużyny stratą i oznacza konieczność ponownej walki o odbiór.
Piątek to „El Pistolero”, zawodnik z czasów, w których mówiło się, że napastnika rozlicza się z goli. Potrafi je zdobywać, ale to one głównie uzasadniają jego obecność na boisku. Jeśli nie strzeli gola, zwykle trudno powiedzieć, że zrobił coś pożytecznego. Buksa też potrafi zdobywać bramki, ale łatwiej sobie wyobrazić sytuację, w której będzie chwalony za mecz bez strzelonego gola. Bo walczy, bo faktycznie tworzy miejsce partnerom, bo przepycha się z obrońcami, zdobywa stałe fragmenty gry, wygrywa pojedynki powietrzne i naziemne. Ktoś taki może się okazać niezbędny, jeśli mecz z Holandią ma się toczyć nie tylko w obrębie polskiego pola karnego, przy bardzo głębokiej defensywie. Buksa może dać obronie więcej momentów oddechu. A całej drużynie stałych fragmentów gry, które ostatnio znów stały się jej atutem.
Oczywiście, że w normalnych okolicznościach wszystkie te atuty Buksy byłyby niczym przy tym, co mogą wnieść do drużyny Lewandowski, a nawet Milik. Ale okoliczności są nadzwyczajne. I w nich dającą największe nadzieje na zastąpienie gwiazd ataku parą wydaje się Buksa ze Świderskim, przy opcji wpuszczenia Urbańskiego z ławki. Biorąc pod uwagę problemy zdrowotne gracza Hellasu, prawdopodobny zestaw na Holandię to jednak Buksa – Urbański, co jeszcze tydzień temu wydawałoby się kompletną fantastyką. Wszak w momencie ogłaszania szerokiej kadry na turniej obaj wydawali się całkiem mocno zagrożeni, że w ogóle na mistrzostwa nie pojadą. Ogłoszenie listy zawodników zaproszonych na zgrupowanie przed Euro miało miejsce raptem 29 maja. Jak się okazuje, w futbolu nawet 13 dni to jednak wieczność.
WIĘCEJ O ROBERCIE LEWANDOWSKIM:
- Jak Polska może teraz zagrać bez Lewandowskiego? Nie ma spalonej ziemi
- Ortopeda o kontuzji Lewandowskiego: Jestem dobrej myśli. To nie powinno być poważne
Fot. Newspix