Jeśli wydawało wam się, że ranking prawych obrońców i wahadłowych wyglądał tak sobie, co powiedzieć o piłkarzach z drugiej strony boiska? Owszem, mamy jednego wybijającego się zawodnika, który w pewnym momencie za swoją formę dostał nawet powołanie do reprezentacji Polski. Ale poza nim trzeba było przebierać albo w ligowej solidności, albo wręcz przeciętności. Mało brakowało, a musielibyśmy zaglądać do śmietnika.
Szczerze mówiąc, ułożenie topowej dziesiątki na tej pozycji zmusiło nas do „wyróżnienia” piłkarzy, którzy za nic w świecie nie zasłużyli na bycie wyróżnionymi. Ale jakoś trzeba było ten ranking skompletować, więc nie zdziwcie się, że ktoś, kto przez większość sezonu nie kojarzył się z dobrym graniem, tutaj wylądował.
Ranking – najlepsi lewi obrońcy/wahadłowi Ekstraklasy 2023/2024
Zaczynamy od króla tego rankingu, laureata na Gali Ekstraklasy, czyli Bartłomieja Wdowika, który pewnie nawet z jedną nogą znalazłby się wśród najlepszych. Z tym że akurat on na wszelkie pozytywne określenia po prostu zasługuje, bo był jednym z najmocniejszych punktów mistrzowskiej Jagiellonii. Można powiedzieć, że tak wysoko zawiesił poprzeczkę, że pozostałych piłkarzy ze swojej pozycji wyprzedził o kilka długości. Z jednej strony był tak dobry, a z drugiej nikt nie zrobił takich liczb w ofensywie, ani też tak dobrze nie sprawdzał się na tyłach. Zapewne nie nazwalibyśmy Wdowika najlepszym bocznym obrońcą ze względu na defensywę, ale solidność w tym elemencie zupełnie mu wystarczała. No i 9 goli, 6 asyst oraz 8 asyst drugiego stopnia to coś, czego prawdopodobnie nikt nie będzie w stanie powtórzyć przez długi czas. To wybitny wynik jak na lewego obrońcę, który wcale nie grał tak ofensywnie, jak niektórzy wahadłowi w Ekstraklasie.
Dalej zaczyna się problem z bardzo wyrównaną klasą średnią. Jest Koutris, ale w przekroju całego sezonu szału nie zrobił. Pod względem czysto piłkarskim to na pewno czołówka ligi na tej pozycji, natomiast nie ktoś, kto by nas porywał przed telewizorami. Solidność w Pogoni to maksimum, jakie wyciągnął w minionym sezonie, a zdaje się, że ma przecież potencjał na trochę więcej. Mimo to, był to jego pierwszy pełny sezon w naszych rozgrywkach i nie możemy zaprzeczyć, że był obiecujący.
Za nim Getinger, stary wyjadacz ze Stali Mielec, który zanotował kolejny solidny rok w Ekstraklasie. Mimo że lata lecą, poniżej określonego poziomu nie spada. Tym razem, jak w sezonie 21/22, dorzucił asysty ze stałych fragmentów gry, które są jego specjalnością. Pewnie gdyby ta pozycja była mocniej obsadzona w lidze, 35-latek nie znalazłby się tak wysoko w rankingu, ale, jak widzicie, tutaj wystarczy naprawdę niewiele. A że Stal ogółem w pewnym okresie dobrze się oglądało, trzeba oddać też Getingerowi, że jako kapitan zespołu przyłożył do tego nogę. Trzy gole i cztery asysty mówią same za siebie.
Potem, na czwartej pozycji, Matsenko ze Śląska Wrocław. Wynalazek z rezerw trenera Magiery, który na dłuższy czas rozwiązał mu problem z lewą stroną defensywy. Owszem, Ukrainiec grał również na prawej stronie, jednak najwięcej razy wystąpił jako lewy obrońca i z takim profilem był dołączany do pierwszego zespołu WKS-u. To jego debiutancki sezon w Ekstraklasie i śmiało możemy powiedzieć, że był dość udany. Nawet jeśli widzimy w tym piłkarzu duże ograniczenia czysto piłkarskie, charakterem i dobrą grą na tyłach zasłużył, żeby znaleźć się w lepiej eksponowanej części rankingu.
Za piłkarzem wicemistrza Polski znalazł się Erik Janża, mocny solidniak, który co prawda nie rozegrał najlepszego sezonu w barwach Górnika, miał zresztą kontuzję, ale był na tyle dobry, żeby zamknąć czołową piątkę. Tak jak napisaliśmy – miewał lepsze kampanie tak jak w zeszłym sezonie, kiedy potrafił wypracować 10 bramek. Ale grzechem byłoby go pominąć za podobny powód co przy Getingerze. Słoweniec wskoczył na pułap, który nie odstaje od średniej.
Kogoś może dziwić nazwisko będące na szóstej pozycji w rankingu, ale tak – mimo braku dobrego PR-u Kun nie był w Legii tak złym wahadłowym, jak mogło się wydawać. Też nie przeskoczył niczego więcej niż solidności, momentami przenikającej się ze słabymi występami, za które przylgnęła do niego łatka. W Rakowie był kozakiem, a w Legii spadł do miana zawodnika ze średniej wyższej. Wiecie, takie 6/10, nic więcej. Ale to wciąż niezły piłkarz w skali ligi na tej pozycji.
Teraz zrozumiecie lepiej, dlaczego Kun nie mógł być niżej. On sam w normalnych okolicznościach nie znalazłby się pewnie w Top 10, ale, no właśnie, okoliczności są takie, że dalej są już piłkarze co najwyżej przeciętni. Nie solidni w dobrym tego słowa znaczeniu, tylko głównie zawodzący, którzy jednak mieli wystarczająco przebłysków do znalezienia się w rankingu. To odróżnia ich od tych, których nawet nie braliśmy pod uwagę. A chodzi o Abramowicza, Jaroszyńskiego, Anderssona i Ciganiksa. Cała czwórka jest tutaj z braku laku, a najlepiej świadczy o tym obecność obrońcy Lecha, który okazał się niewypałem. Uratowało go jednak to, że jeszcze nie był aż tak słaby na tle ligowego dżemiku.
Takowym jest Abramowicz, który nieco stracił nawet na swojej solidności, a także Jaroszyński, który miał jeden kozacki występ z – nomen omen – Radomiakiem (dwa gole i asysta), a tak grał, bo grał. Ciganiks zresztą podobnie: miał kilka ciekawych momentów, takich jak jedna z topowych bramek sezonu przeciwko Stali na początku sezonu, ale poza tym ten sezon w wykonaniu Łotysza to była bryndza.
***
Na tzw. rezerwie mieliśmy jeszcze Bartolewskiego i Wójtowicza z Ruchu, a także Janasika ze Śląska. I niech to będzie podkreślenie zdania z początku tekstu, że w kontekście układania najlepszej dziesiątki naprawdę blisko było do przebierania w odpadach.
WIĘCEJ RANKINGÓW NA INNYCH POZYCJACH:
Fot. Newspix