Reklama

Motor w wielkim finale barażu o Ekstraklasę. „Oni już byli. Teraz pora na nas!” [REPORTAŻ]

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

30 maja 2024, 20:21 • 8 min czytania 46 komentarzy

Motor jest gotowy na Ekstraklasę. Organizacyjnie, kibicowsko i piłkarsko też. Przekonałem się o tym, spędzając dziś parę godzin w Lublinie. Drużyna Mateusza Stolarskiego, którą wcześniej w niesamowity sposób rozwinął sportowo Goncalo Feio, w półfinale baraży o Ekstraklasę zdominowała Górnika Łęczna. Gospodarze trafiali dwa razy w słupek, nie wykorzystali rzutu karnego, ich strzały świetnie bronił Maciej Gostomski. Powinno być 5:0, a było 0:0, bo piłka jakimś cudem nie mogła wpaść do siatki. Gdy doszło do rzutów karnych, na stadionie dało się wyczuć olbrzymi niepokój. Ale kiedy w konkursie jedenastek dwa razy pomylili się zawodnicy Górnika, zapanowała euforia, którą mogły usłyszeć okoliczne miasta. 

Motor w wielkim finale barażu o Ekstraklasę. „Oni już byli. Teraz pora na nas!” [REPORTAŻ]

Idąc na stadion godzinę przed meczem, trafiam na grupę fanów Motoru. – Dlaczego to wasz klub zagra w wielkim finale, a nie Górnik Łęczna? – pytam jednego z nich. Mój rozmówca odpowiada błyskawicznie: – Zacytuję panu Andrzeja Leppera. Bo oni już byli. Teraz pora na nas! 

Zgadza się. Byli. Choć jako pierwszy był Motor, który w latach 1980-1992 aż dziewięć sezonów spędził w najwyższej lidze. Gdy pierwszy raz dostał się do niej, Górnik istniał przez niecały rok (został założony we wrześniu 1979 roku), ale później, gdy Motor pałętał się po niższych ligach, to zespół z Łęcznej rozegrał w Ekstraklasie w sumie osiem sezonów.

Stolarski jest trochę jak Feio

Paweł chodzi na Motor regularnie, od lat. Mówi, że przed spotkaniem z Górnikiem czuje dumę, że jego ukochany zespół w ogóle znalazł się w takiej sytuacji. Tym bardziej, że Motor przystępował do tego sezonu Fortuna I Ligi jako beniaminek. – Niesamowite jest to, co zrobił z tą drużyną Goncalo Feio. To świetny trener, który jak mało kto potrafi wiele wycisnąć z danej grupy ludzi. Teraz prowadzi nas Mateusz Stolarski, który jest jeszcze młodszy i może nie ma aż takich umiejętności, ale cechuje go podobna pasja do piłki. Mamy też kilku naprawdę dobrych piłkarzy, tu przede wszystkim wymieniłbym Michała Króla i Piotra Ceglarza. Dlatego wierzę w awans do Ekstraklasy – mówi nam Paweł.

Już kilka godzin przed meczem dało się wyczuć, że niebawem rozpocznie się tu ważne sportowe wydarzenie. Lublin to zresztą miasto sportu: ma na świetnym poziomie żużel, czołową drużynę piłki ręcznej kobiet, siatkarzy LUK-u, których od nowego sezonu wzmocni Wilfredo Leon, do tego koszykarki i koszykarze, którzy też występują na najwyższym szczeblu. Mecz Motoru z Górnikiem jest jednym z głównych tematów rozmów, nawet kilka kilometrów od stadionu zapowiadają go plakaty. Niedaleko obiektu widzimy wielki transparent z hasłem: „Gramy o Ekstraklasę!”. Na stadion podążają obok siebie fani jednych i drugich, w klubowych koszulkach. Nikt się nie boi, nie ma żadnych wyzwisk pod adresem rywala. Jak słyszymy, jeszcze niedawno Motor i Górnik miały zgodę. Później relacje nieco się pogorszyły, ale i tak pomiędzy klubami nie ma nienawiści.

Reklama

Mecz oglądał komplet widzów, zdecydowana większość biletów rozeszła się jednego dnia. Patrząc na to, podziwiając świetną atmosferę na trybunach, ale też biorąc pod uwagę organizację pracy dla mediów, przekonałem się, że Motor jest pod wieloma względami gotowy na Ekstraklasę. Piłkarsko też, stanowczo.

Schemat Motoru i obrona Gostomskiego

Gospodarze zaatakowali od pierwszej minuty. Motor grał odważnie i powtarzał pewien schemat: defensywny pomocnik albo środkowy obrońca grał długie podanie na prawą stronę, za linię defensywną, ono najczęściej docierało do Króla, a ten, wypożyczony na sezon 2021/2022 z Motoru do Górnika, dośrodkowywał w pole karne. Tam jednak brakowało finalizacji. Piłkarze Stolarskiego najwidoczniej chcieli wykorzystać to, że po lewej stronie Górnika biegał znany z gry w Lechii Gdańsk Ilkay Durmus, który nie jest mistrzem bronienia. Motor próbował, ale groźniejsi byli goście, kiedy wyszli z kontrą, a głową z kilku metrów spudłował Marko Roginić.

Ilkay Durmus (z prawej) w ofensywnej akcji Górnika 

Gdy wydawało się, że pierwsza połowa skończy się bezbramkowym remisem, gospodarze znów zaatakowali prawą stroną i po faulu rywali sędzia Jarosław Przybył przyznał im rzut karny. Trybuny oszalały. Do piłki podszedł Ceglarz, drugi z kluczowych piłkarzy Motoru według Pawła. Wydawało się, że jest spokojny i pewny siebie, ale strzelił tak, że Maciej Gostomski, który wcześniej wybrał róg, obronił. Po chwili bramkarz wykonał triumfalny gest w stosunku do znajdującej się blisko grupy kibiców Górnika, a gdy Przybył zakończył pierwszą połowę, Stolarski od razu podszedł do schodzącego do szatni Ceglarza i zaczął go pocieszać. Jakby chciał powiedzieć: „Głowa do góry, jestem z tobą. Jeszcze damy radę”.

I dali, choć kosztowało to wiele wysiłku oraz nerwów. Druga połowa przypominała pierwszą. Trener gości, Pavol Stano, dość szybko zdecydował się zdjąć Durmusa, który różnie radził sobie w obronie i ewidentnie był bardzo zmęczony. Motor atakował, a Stolarski żył przy ławce. Biegał, pokrzykiwał, bił brawo swoim graczom, po dobrych akcjach zachęcał kibiców do głośniejszego dopingu. W 70. minucie jego zawodnicy powinni prowadzić, ale Samuel Mraz z kilku metrów, mając idealną okazję, trafił w słupek. Aż przypomniał się cytat z „Psów” Pasikowskiego: „Spudłowałeś z takiej odległości?!”.

Reklama

Nie trafił jeszcze (M)raz

Ostatnie minuty regulaminowego czasu to pozorowanie gry przez jednych i drugich. Ale nic w tym dziwnego, bo w takim momencie spotkania najczęściej oba zespoły boją się choć trochę zaryzykować. Gwizdek Przybyła. Będzie dogrywka. Stolarski podchodzi do kilku zawodników, przekazuje im uwagi. Chwilę później ktoś umieszcza na boisku tablicę. Trener Motoru gromadzi wokół siebie piłkarzy i coś na niej rysuje, trochę jak Marek Papszun w finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym w ubiegłym roku. W obozie gospodarzy jest merytorycznie. W Górniku wyraźnie wściekły jest stoper Lukas Klemenz. Mówi coś ożywionym głosem do kolegów i ludzi ze sztabu, musi go trochę uspokajać Stano.

Dogrywka to Łęczna, wybijająca po autach i myśląca tylko o dotrwaniu do karnych. To Mraz, który najpierw w świetnej sytuacji strzela celnie, ale kapitalnie broni Gostomski, a później znów trafia głową w słupek. „Ile można mieć takiego pecha?” – zastanawiają się wszyscy na stadionie i słusznie, bo mogło być już z 4:0. Po 105 minutach drużyna gospodarzy zbiera się w kółku, a kibice nagradzają ich owacją na stojąco. Potrafią docenić dobrą, efektowną grę, mimo niepewnego wyniku. Niedługo później rozlega się najgłośniejsze chyba dzisiaj: „Motor Lublin! Motor Lublin!”. Druga połowa dogrywki nie przynosi rezultatu, choć Mraz ma jeszcze jedną znakomitą szansę. Przed karnymi kibice Motoru wspierają swojego bramkarza: „Kacper Rosa! Kacper Rosa!”.

I to właśnie Rosa zostaje bohaterem. W drugiej serii pudłuje pomocnik Górnika, Adam Deja. Uderza obok słupka. Stolarski przez całą serię jedenastek siedzi przy ławce, na przenośnej lodówce. Patrzy raz w bok, raz na boisko. Jakby chciał, by to wszystko już się skończyło. I kończy się, gdy bramkarz jego drużyny broni strzał Daniela Dziwniela w czwartej kolejce. Wszyscy z ławki biegną do Rosy w wielkiej euforii, a na stadionie po raz nie wiadomo już który dzisiaj leci wielki przebój „Freed From Desire”. Motor świętuje. Do spełnienia wielkiego marzenia pozostał tylko jeden mecz: z Arką Gdynia albo Odrą Opole.

Kilkanaście minut później boisko opuszcza smutny Gostomski. Ma na szyi szalik Górnika, jest wyraźnie zdołowany. Ale zanim wejdzie do korytarza, prowadzącego do szatni, zatrzymuje go kilkanaście osób, związanych z Motorem, w tym właściciel Zbigniew Jakubas. Wszyscy gratulują świetnego występu. Jak u Elizy Orzeszkowej: „Chwała zwyciężonym”.

Przebieg meczu dobrze oddał prowadzący konferencję prasową, który powiedział do Stano: – Panie trenerze, mam wrażenie, że przez 120 minut Pan Bóg i Maciej Gostomski utrzymywali Górnika przy życiu”. 

Dają piłkarzom dużo wolności

Kilka dni temu po mistrzostwo Polski sięgnęła Jagiellonia Białystok, prowadzona przez 32-letniego Adriana Siemieńca. Stolarski jest od niego o rok młodszy, a obu panów całkiem sporo łączy. Dzielą nieco kwalifikacje, bo szkoleniowiec Jagiellonii ma już licencję UEFA PRO, a Stolarski na kurs się nie dostał. Siemieniec był nieco ironicznie nazywany „Tedem Podlasso”, a trener Motoru nie ukrywa w wywiadach, że uważa „Teda Lasso” za pozycję obowiązkową dla każdego szkoleniowca. Łączy ich też nieco podejście do pracy. Obaj zwracają wielką uwagę na relacje interpersonalne w zespole i podkreślają, że trener musi nauczyć piłkarzy pewnych rozwiązań, ale najlepiej jest, gdy daje im się jednocześnie sporą wolność w podejmowaniu decyzji na boisku.

Pod wodzą Stolarskiego Motor, do spotkania barażowego, grał pięć razy w lidze na własnym boisku i tylko raz zwyciężył, z będącą parodią drużyny Podbeskidziem Bielsko-Biała. Czterokrotnie remisował. Dziś, gdy Motor rozgrywał jedno z najważniejszych spotkań w swojej historii, po 90 i 120 minutach też był remis, ale ostatecznie udało się przejść lokalnego rywala.

Stano przez większość sezonu 2022/2023 prowadził Wisłę Płock, która niespodziewanie spadła z Ekstraklasy. Ta degradacja nie wpłynęła jednak znacząco na jego pozycję na rynku. Dziennikarze ze Słowacji mówią nam, że Stano miał kilka opcji, ale nie decydował się na nie. Na początku tego roku przyjął propozycję Górnika Łęczna i w wywiadach nie ukrywał, że ma w Polsce coś do udowodnienia. – Fajnie byłoby w tym sezonie awansować do Ekstraklasy – mówił. W barażach jego zespół się znalazł, wyprowadził dziś kilka groźnych ataków, dotrwał do dogrywki, a później do karnych, ale to by było na tyle.

Gdyby Łęczna awansowała dziś do finału, futbol byłby cholernie niesprawiedliwy.

Motor Lublin – Górnik Łęczna 0:0, po dogrywce, karne 4:2 

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O I LIDZE NA WESZŁO:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

1/8

Szef sędziów uderza w Marciniaka. Polski arbiter w ogniu krytyki

Piotr Rzepecki
3
Szef sędziów uderza w Marciniaka. Polski arbiter w ogniu krytyki
1 liga

Kay Tejan jednak nie trafi do Rakowa. Holender wyjedzie za granicę

Antoni Figlewicz
3
Kay Tejan jednak nie trafi do Rakowa. Holender wyjedzie za granicę

1 liga

1/8

Szef sędziów uderza w Marciniaka. Polski arbiter w ogniu krytyki

Piotr Rzepecki
3
Szef sędziów uderza w Marciniaka. Polski arbiter w ogniu krytyki
1 liga

Kay Tejan jednak nie trafi do Rakowa. Holender wyjedzie za granicę

Antoni Figlewicz
3
Kay Tejan jednak nie trafi do Rakowa. Holender wyjedzie za granicę

Komentarze

46 komentarzy

Loading...