Właściciel podejrzewany o przemyt narkotyków i ustawianie meczów. Trener, który po sześćdziesiątce zaczął nagle rozwalcowywać rywali w europejskich pucharach. Kontrowersje sędziowskie tak wielkie, że odnosił się do nich nawet premier Grecji. I – tak generalnie rzecz ujmując – gigantyczny chaos, z którego może się jednak narodzić pierwszy w dziejach greckiego futbolu triumf w europejskich rozgrywkach. Olympiakos Pireus staje dzisiaj przed szansą na zwycięstwo w Lidze Konferencji Europy. Ostatnią przeszkodą na drodze podopiecznych José Luisa Mendilibara do pucharu jest Fiorentina – mocny przeciwnik, ale “Thrylos” wychodzili już w tej odsłonie europejskich rozgrywek z takich opresji, że z pewnością nie przestraszą się ósmej siły włoskiej ekstraklasy. Oni się po prostu nie boją nikogo.
Dość powiedzieć, że jeszcze jesienią w fazie grupowej Ligi Europy gracze Olympiakosu potrafili zremisować z TSC Bačka Topola i przegrać 0:5 Freiburgiem, a dzisiaj mają na wyciągnięcie ręki triumf w LKE. No ale od tego czasu w klubie dwa razy zmienił się dyrektor sportowy, a trzy razy trener. A nieco wcześniej jeden z klubowych działaczy stwierdził również, że za greckim futbolem stoi zorganizowana grupa przestępcza, powiązana z “faszystowskim rządem”.
W Olympiakosie nigdy nie może być za spokojnie.
Wielka draka na ławce trenerskiej
Od kiedy w drugiej połowie lat 90. Olympiakos powrócił na szczyt greckiej ekstraklasy, długo cieszył się statusem niekwestionowanego hegemona krajowego podwórka. Dość powiedzieć, że w latach 1997-2017 drużyna z Pireusu tylko dwukrotnie nie ukończyła ligowych zmagań na najwyższym stopniu podium. Jednak ostatnie sezony nie są w wykonaniu “Thrylos” aż do tego stopnia udane. W 2018 roku Olympiakos finiszował bowiem na trzecim miejscu w stawce. Rok później musiał się zaś zadowolić wicemistrzostwem kraju. W sezonie 2019/20 drużyna z Pireusu powróciła wprawdzie na szczyt pod wodzą Pedro Martinsa, no i utrzymała się na nim również w kolejnych dwóch kampaniach, ale już w 2023 roku Olympiakos ponownie musiał obejść się smakiem. Bieżący sezon zakończył się zresztą kolejnym niepowodzeniem, ponieważ zespół uplasował się ostatecznie na trzecim miejscu w tabeli, z sześcioma oczkami straty do mistrzów z PAOK-u.
Wprawdzie w połowie maja Olympiakos zdołał jeszcze zwyciężyć w bezpośredniej konfrontacji z AEK-iem Ateny, jednak był to jeden z jego nielicznych triumfów w starciach z oponentami z topu. Jeśli bowiem podsumować bilans ekipy ze stadionu Georgiosa Karaiskakisa w meczach z PAOK-iem (mistrzowie kraju), AEK-iem (wicemistrzowie) oraz Panathinaikosem (czwarta pozycja) – zarówno w sezonie zasadniczym, jak i w ramach grupy mistrzowskiej – to doliczymy się zaledwie trzech zwycięstw przy dwóch remisach i aż siedmiu porażkach. Zdecydowanie nie jest to dorobek, jakim podopieczni José Luisa Mendilibara chcieliby się chwalić.
Źródeł problemów Olympiakosu jest rzecz jasna kilka, ale przede wszystkim “Thrylos” ucierpieli z powodu nieustającego chaosu na ławce trenerskiej.
Zaczęło się w sierpniu 2022 roku, gdy z drużyną rozstał się wspomniany Pedro Martins. Choć Portugalczyk, jako się rzekło, trzykrotnie poprowadził swój zespół do mistrzostwa Grecji, to pożegnano go w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach. Po kompromitującej porażce Olympiakosu z Maccabi Hajfa w 2. rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów (0:4 u siebie) szkoleniowca odwiedziła grupa ultrasów, bardzo wyraźnie komunikując mu, że ich zdaniem jego czas w Pireusie dobiegł końca. I tak też się stało. Zaraz po tym spotkaniu działacze Olympiakosu oficjalnie ogłosili, że Martins wylatuje ze stanowiska. Tylko że pogonienie Portugalczyka na niewiele się zdało. Pod wodzą jego następcy – Carlosa Corberána – drużyna wpełzła wprawdzie do fazy grupowej Ligi Europy, lecz tam szybko przegrała trzy mecze z rzędu. Natomiast w lidze zanotowała zaledwie dwa zwycięstwa w pierwszych pięciu seriach spotkań. W połowie września Corberána już nie było w klubie.
Zdesperowani działacze Olympiakosu – na czele rzecz jasna z Evangelos Marinakis, właścicielem i prezesem klubu – postanowili wówczas zwrócić się w kierunku Míchela, a zatem szkoleniowca, który kilka lat wcześniej sięgnął z klubem po dwa mistrzowskie tytuły i krajowy puchar. Jednak koncepcja z wielkim powrotem Hiszpana również spaliła na panewce. 2 kwietnia 2023 roku Olympiakos zremisował u siebie 2:2 z Arisem Saloniki w 2. kolejce rundy mistrzowskiej, mimo że po godzinie gry prowadził dwiema bramkami. Zdruzgotany Míchel tuż po meczu ogłosił swoją rezygnację. Nieoficjalnie mówiono, że miał on serdecznie dość pracy w tak toksycznym środowisku. Dobijała go zajadła krytyka i presja narzucana zarówno przez kibiców, jak i przez przełożonych.
“Kiedy mecz się kończy, łatwo wydawać wyroki. Dziś przez 70 minut byłem najlepszym trenerem w lidze, a potem stałem się najgorszym”
Míchel po remisie z Arisem w kwietniu 2023 roku
– Wciąż powtarzam wszystkim, a moim zawodnikom w szczególności, że musimy wreszcie przestać rozglądać się na boki i skoncentrować na sobie. Ligowym rywalom należy okazywać szacunek. Jestem trenerem, a trener nigdy nie jest ani optymistą, ani pesymistą – jest realistą. Niedawno, gdy zapowiadałem walkę o mistrzostwo kraju, wyśmiewano mnie i nazywano szaleńcem. Po jednym ważnym zwycięstwie byłem już nazywany czarodziejem. To skakanie od ściany do ściany musi się skończyć. Lepiej się pracuje w dobrych humorach, ale nadmierna euforia również bywa szkodliwa – ostrzegał Míchel parę tygodni przed rozstaniem.
Oczywiście nikt nie chciał go słuchać i koniec końców “Thrylos” zakończyli sezon 2022/23 z dziesięciopunktową stratą do mistrzów z AEK-u. Drużyna rozegrała ostatnie ligowe spotkania pod wodzą José Anigo, ale było jasne, że za moment Olympiakos na nowo rozkręci proces poszukiwań trenera.
Skandalista za sterem i na tropie spisków
Inna sprawa, że chaos w sztabie szkoleniowym to tylko jedna strona medalu – kolejnym poważnym problemem Olympiakosu jest od dawna chwiejna konstrukcja kadry pierwszego zespołu. Kilkanaście transferów przychodzących i wychodzących w trakcie jednego sezonu to dla szefostwa ekipy z Pireusu norma. Wystarczy przypomnieć, że w ostatnich latach przez skład Olympiakosu przewinęli się między innymi Marcelo, James Rodriguez, Sokratis Papastathopoulos, Yann M’Vila, Cédric Bakambu, Mathieu Valbuena, Hwang In-beom, Tomáš Vaclík czy Kostas Manolas. Wszystko to gracze o dużym doświadczeniu międzynarodowym, ale tylko nieliczni – jak na przykład Valbuena – zdołali zademonstrować w barwach “Thrylos” pełnię potencjału. Skrajnym przypadkiem jest tu Marcelo, który summa summarum rozegrał dla Olympiakosu nieco ponad 300 minut. Ściągnięto go z wielką pompą, ale szybciutko z niego zrezygnowano, gdy okazało się, że weteran nie dojeżdża zdrowotnie.
Podobnie potoczyły się losy Kostasa Manolasa. – Czułem, że nie jestem potrzebny zespołowi – przyznał Grek.
Obecnie w kadrze Olympiakosu figuruje zaledwie pięciu graczy ściągniętych do klubu przed 2022 rokiem. Niezatapialny Kostas Fortounis, który dla zespołu rozegrał już blisko 350 spotkań, a także Mady Camara, Georgios Masouras, Konstantinos Tzolakis i Youssef El-Arabi. Reszta to albo wychowankowie, niedawno dokooptowani do pierwszej drużyny, albo świeże nabytki. Trudno się jednak takiemu stanowi rzeczy dziwić, skoro właściciel klubu – Evangelos Marinakis – słynie z braku cierpliwości zarówno do trenerów, jak i do piłkarzy, a jego ulubioną metodą radzenia sobie z kiepskimi rezultatami jest przeprowadzanie kadrowych rewolucji. Często bez oglądania się na opinię pracowników pionu sportowego, którym marzyłyby się nieco bardziej drobiazgowo zaplanowane posunięcia na rynku transferowym.
Evangelos Marinakis
Marinakis – będący również właścicielem Nottingham Forest, a od niedawna także portugalskiego Rio Ave – to w ogóle jest nietuzinkowa postać. Opisywaliśmy go kiedyś na Weszło: “Jak przystało na przedsiębiorcę pochodzącego z Pireusu, Marinakis wielkie pieniądze zarobił jako armator. To mu jednak nie wystarczyło. Rozwinął skrzydła również w polityce, mediach i sporcie. W pewnym momencie jego pozycja na lokalnej arenie piłkarskiej stała się tak mocna, że zakrawało to o całkowitą patologię. Marinakis był jednocześnie prezesem Olympiakosu, wiceprezesem greckiej federacji piłkarskiej i szefem greckiej ekstraklasy. Liczne kontrowersje z jego udziałem bagatelizowały należące do niego gazety i stacje telewizyjne. Sytuacji przyglądała się rada miasta Pireus, w której on też zasiadał. Tym samym Grek stał się w zasadzie wszechwładny. Od czasu do czasu lądował przed sądem, ale nie wyglądał na szczególnie przejętego tym faktem. Przeciwnie, świetnie się bawił, spodobała mu się rola celebryty. W 2021 roku z całym impetem wkroczył do świata popkultury, pisząc tekst do przeboju greckiej gwiazdy pop Natassy Theodoridou”.
Od producenta pornosów po arabskiego księcia. Kto rządzi w Premier League?
To oczywiście mocno skrótowe podsumowanie dokonań Greka, ale dość dobrze oddające styl, w jakim funkcjonuje on od lat w świecie sportu i polityki. Za Marinakisem ciągną się bowiem afery naprawdę dużego kalibru – podejrzenie udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, przemyt heroiny na gigantyczną skalę, jeden z największych skandali korupcyjnych w historii greckiego futbolu, a także perfidne próby zastraszania sędziów. Gdy przed laty jeden z arbitrów nie dał się przekonać, by przychylnym okiem spojrzeć na Olympiakos w ważnym dla “Thrylos” meczu ligowym, to niedługo potem spłonęła należąca do niego piekarnia.
Pewnie spaliła się ze wstydu.
Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że poruszamy się w obszarze domysłów, pogłosek i zarzutów, których nie udało się przekuć w wyroki. Nie doszło do tego nawet przed dekadą, gdy prokurator Arristidis Korreas był już o krok od rozwikłania afery korupcyjnej, która przeszła do historii pod nazwą “Koriopolis”. Korreas zebrał na tyle mocne dowody obciążające między innymi Marinakisa – któremu zarzucano, że dowodzona przezeń szajka terroryzuje sędziów i działaczy, de facto sterując całymi greckimi rozgrywkami z tylnego siedzenia – że szefowi Olympiakosu zakazano na jakiś czas wszelkiej działalności w organizacjach sportowych, a także zmuszono go do meldowania się co dwa tygodnie na komisariacie. Jednak także ta sprawa rozeszła się finalnie po kościach. Wścibskiego prokuratora niespodziewanie odsunięto od śledztwa, a Marinakis wybronił się przed sądem. Przekonywał później, że padł ofiarą spisku ze strony zawistnych wrogów, którzy zazdroszczą mu sukcesów.
“W maju 2013 roku pan Marinakis został oskarżony o to, że wtargnął do szatni sędziowskiej w przerwie finału Pucharu Grecji. W odpowiedzi Marinakis potwierdził, że odwiedził arbitrów w przerwie meczu, ale tylko dlatego, że wcześniej nie zdążył im życzyć powodzenia. Olympiakos ostatecznie wygrał wówczas po dogrywce z Asterasem Tripolis, choć do przerwy remisował z niżej notowanymi rywalami 1:1”
Nikolas Leontopoulos na łamach “The Press Project”
Jednak od jakiegoś czasu Marinakis nie jest już w stanie działać na krajowej scenie z dawnym rozmachem. Po części można to naturalnie tłumaczyć koniecznością dzielenia uwagi między Olympiakos a Nottingham Forest, ale chyba jeszcze ważniejsze są problemy – jak nazywają go media – “greckiego oligarchy” z obecnym rządem. Nie jest bowiem wielkim sekretem, że Marinakis ma od niedawna na pieńku z premierem Kyriakosem Mitsotakisem. Choć obu panów łączą więzy rodzinno-towarzyskie, to obecnie skaczą oni sobie do gardeł, a agencja informacyjna Agence France-Presse nazywa wręcz ich konfrontację “starciem dwóch najpotężniejszych postaci w całej Grecji”. W 2022 roku wyszło na jaw, że Marinakis znajdował się w gronie osób nielegalnie podsłuchiwanych przy wykorzystaniu oprogramowania szpiegowskiego Predator. Wprawdzie samego armatora nie udało się nakłonić do kliknięcia w link infekujący smartfona, ale podobny błąd popełniło kilka osób z jego najbliższego otoczenia. Za ich pośrednictwem – według ustaleń dziennikarzy “Documento” – greckiego służby miały oko na poczynania Marinakisa.
To rzecz jasna rozwścieczyło właściciela Olympiakosu, bo przecież wsparcie jego medialnego imperium walnie się wcześniej przyczyniło do wyborczych sukcesów Mitsotakisa. Część obserwatorów greckiej sceny politycznej sugeruje zresztą, że to jedynie teatrzyk dla elektoratu i obaj panowie tylko udają skłóconych, by zdystansować się od siebie w oczach opinii publicznej, a w rzeczywistości wszystko pozostało po staremu, czyli ręka rękę myje. Ale niektóre z wypowiedzi Marinakisa zdają się temu przeczyć. I tu wracamy do kwestii typowo piłkarskich, ponieważ szef ekipy z Pireusu sądzi, że jego zespół jest ostatnio traktowany nieuczciwie.
Myśliwy stał się ofiarą.
Do pierwszej eksplozji niezadowolenia w obozie Olympiakosu doszło w listopadzie 2022 roku, gdy “Thrylos” w prestiżowym starciu z Panathinaikosem zremisowali na wyjeździe 1:1, a gospodarze zdobyli wyrównującego gola w trzynastej minucie doliczonego czasu gry i to po kontrowersyjnym rzucie karnym. – Nasza cierpliwość dobiegła końca. Moja propozycja jest taka, aby Olympiakos wycofał się z rywalizacji w lidze i jednocześnie wystąpił na drogę prawną, gdzie udowodniony zostanie zakres korupcji w greckim futbolu – grzmiał Ioannis Vrentzos, prawa ręka Marinakisa.- Greckim futbolem steruje dziś faszystowski reżim. Z kolei sam Marinakis podczas zaimprowizowanej konferencji prasowej nie pozostawił suchej nitki na arbitrze: – To była jedna z największych masakr w historii greckiego futbolu. I to od samego początku spotkania. Zafałszowany sędzia, zafałszowana federacja… Grecki futbol działa dziś na zasadzie przestępczości zorganizowanej. Mówię o tym od dawna i to jest smutne. Dlatego nasza reprezentacja wciąż ma problemy. Mecz niedawno się zakończył, a ja już dostałem tysiące wiadomości od oburzonych fanów. Oni chcą, by ktoś wreszcie uciął tę farsę. Jak mogę jednak cokolwiek zmienić, jeśli Olympiakos musi brać udział w tej parodii futbolu?
Premier Mitsotakis ripostował: – Dotarły do mnie komentarze o “zorganizowanej przestępczości” i spisku wymierzonym w Olympiakos. Ja sam kibicuję Olympiakosowi i przypominam sobie, że niedawno wygraliśmy mistrzostwo Grecji trzy razy z rzędu, mając odpowiednio 26, 19 i 18 punktów przewagi nad wiceliderem. Gdzie wtedy wszyscy byli ci rzekomi spiskowcy i przestępcy? […] Niektórzy ludzie chyba pomylili role w tym przedstawieniu. Niektórym się wydaje, że jak posiadają klub sportowy i kontrolują media, to mogą zastraszać, dyktować warunki i podważać działania rządu. To im się nie uda.
Życie w pucharach zaczyna się po sześćdziesiątce
Ostatecznie Olympiakos nie wystąpił z greckiej ekstraklasy, ale to oczywiście nie oznacza, że emocje całkowicie opadły.
Wystarczy przypomnieć kolejne starcie ekipy z Pireusu z Panathinaikosem, tym razem z października minionego roku. Mecz został rozstrzygnięty jako walkower dla “Koniczynek” po tym, jak jeden z kibiców gospodarzy cisnął w stronę boiska petardą. – To była tylko petarda hukowa. W okolicy znajdowało się mnóstwo zawodników Panathinaikosu oraz Olympiakosu, którzy się rozgrzewali. O dziwno, tylko jeden piłkarz ucierpiał, najwyraźniej ma wyjątkowo wrażliwe uszy. Lekarz później potwierdził i zapisał to w oficjalnym raporcie, że nie doszło do żadnego kontaktu, nikt nie został trafiony petardą. Ustalenia lekarskie są takie, że piłkarz został chwilowo ogłuszony. A potem pokazano go mediom w kołnierzu ortopedycznym… Mówimy o bajkach, jakich nie widzieliśmy w greckim futbolu od dawna – wściekał się Marinakis. – Teraz każdy piłkarz, jak tylko usłyszy huk w okolicy, może się przewrócić i domagać walkowera. Zamiast rozwijać się jako liga, robimy ostatnio dziesięć kroków wstecz. Gdybym był prezesem Panathinaikosu, moja reakcja byłaby jasna: panowie, wracać na boisko i gramy dalej. […] Przerwaliśmy mecz, chociaż nikomu nic się nie stało. Ten piłkarz nie był nawet uczestnikiem rywalizacji, bo dopiero się rozgrzewał!
Pozostawiając jednak z boku wszystkie teorie spiskowe, sezon 2023/24 długo zapowiadał się na kompletnie dla Olympiakosu nieudany. Jak zwykle – brakowało stabilizacji. Trener Diego Martínez, który objął zespół przed startem rozgrywek, wyleciał ze stołka już w grudniu, gdy jego podopieczni zremisowali niespodziewanie z Atromitosem Ateny i w efekcie spadli w lidze z pozycji lidera. Z kolei Carlos Carvalhal, następca Martíneza, został pogoniony z Karaiskakis Stadium już po jedenastu spotkaniach, a gwoździem do jego trumny okazało się jeszcze jedno niepowodzenie Olympiakosu w derbowym starciu z Panathinaikosem. Razem z nim stanowisko utracił jego rodak, dyrektor sportowy Pedro Alves. Było to nie podwójnie, a potrójnie gwałtowne posunięcie, ponieważ w zimowym oknie transferowym ta dwójka ściągnęła do Pireusu łącznie siedmiu zawodników albo legitymujących się portugalskim paszportem, albo z przeszłością w portugalskiej lidze.
Następnie Sotiris Silaidopoulos poprowadził graczy “Thrylos” tylko w jednym meczu, zresztą wygranym, ale jego od początku traktowano jedynie jako szkoleniowca tymczasowego. Aż wreszcie, w lutym bieżącego roku, na ławce trenerskiej Olympiakosu pojawił się José Luis Mendilibar.
Trener starej daty. Historia Jose Luisa Mendilibara
Hiszpan to kolejna postać, przy której warto się zatrzymać na dłużej.
Mówimy bowiem o szkoleniowcu, który po sześćdziesiątce zaczął nagle rozdawać karty w europejskich pucharach, mimo że wcześniej kompletnie nic na to nie wskazywało, a w ojczyźnie jego metody były postrzegane jako skrajnie przestarzałe i nadające się do lamusa. Kiedy w marcu 2023 roku Mendilibar objął pogrążoną w głębokim kryzysie Sevillę, niewielu wróżyło mu sukces. A tymczasem on powiódł ekipę ze stolicy Andaluzji do triumfu w Lidze Europy, gdzie w finale znalazł sposób na samego Jose Mourinho, dotychczas niepokonanego w starciach tego kalibru. – Ambasador bezpośredniego futbolu – opisywaliśmy wtedy Hiszpana. – Wielbiciel prostoty. Futbolowy dinozaur. Sympatyk dośrodkowań. Ostry przy linii bocznej, ale łagodny w codziennych relacjach. Twórca sukcesów Eibaru. Człowiek, który obudził Sevillę, gdy ta udała się na przydługą drzemkę. Raz wygrał Segunda Division, natomiast nigdy nie zajął w Primera Division miejsca wyższego niż siódme.
“Jestem całkowitym przeciwieństwem nowoczesnego trenera”
José Luis Mendilibar cytowany przez portal “MARCA”
Natomiast Jakub Kręcidło opowiadał na naszych łamach: – Nie zobaczymy go ani z tabletem, ani z komputerem. Jak się można domyślić, nie jest fanem VARu. To szkoleniowiec o nieskomplikowanej filozofii. “Najlepszy futbol to prosty futbol” – twierdzi Bask, zaznaczając: „naprawdę trudno jest jednak grać prostą piłkę”. […] José Luis uwielbia klasycznych skrzydłowych, silnych napastników i skutecznych pomocników box-to-box. W systemie Mendilibara nie ma miejsca na koronkowe wyprowadzanie piłki. Drużyna ma grać wertykalnie i szybko przenosić się pod pole karne rywala. Zamiast oglądać się za siebie, zawodnicy mają patrzeć do przodu, szukać dośrodkowań i miejsca za plecami obrońców. […] Pracę z doświadczonym szkoleniowcem znakomicie wspomina wielu zawodników. To człowiek o dwóch twarzach. W trakcie meczu czy treningu jest ostry, nieprzyjemny, niekiedy chamski. Poza boiskiem, to ciepły, przyjemny i wciąż bezwzględnie szczery facet.
José Luis Mendilibar
Mimo kompletnie nieoczekiwanego triumfu w europejskich rozgrywkach, Mendilibar za długo w ekipie Sevilli nie wytrwał. Pożegnano go już w październiku 2023 roku po serii przeciętnych rezultatów, na dodatek osiąganych w nędznym, ciężkostrawnym stylu. Hiszpan nie mógł się wtedy spodziewać, że już kilka miesięcy później stanie przed szansą na… kolejny triumf na arenie międzynarodowej, tym razem z Olympiakosem. Jego bilans w europejskich rozgrywkach jest zresztą kapitalny. Nie licząc epizodu w Pucharze Intertoto, Mendilibar zaczął przygodę trenerską w pucharach w maju 2023 roku i od tego czasu notuje następującą passę:
- Sevilla FC:
- 2:2 i 3:0 z Manchesterem United (ćwierćfinał Ligi Europy)
- 1:1 i 2:1 z Juventusem FC (półfinał Ligi Europy)
- 1:1 (4:1 w rzutach karnych) z AS Romą (finał Ligi Europy)
- 1:1 (4:5 w rzutach karnych) z Manchesterem City (Superpuchar Europy)
- 1:1 z RC Lens i 2:2 z PSV Eindhoven (faza grupowa Ligi Mistrzów)
- Olympiakos Pireus:
- 1:0 i 1:0 z Ferencvarosem (1/16 finału Ligi Konferencji)
- 1:4 i 6:1 z Maccabi Tel Awiw (1/8 finału Ligi Konferencji)
- 3:2 i 0:1 (3:2 w rzutach karnych) z Fenerbahce SK (ćwierćfinał Ligi Konferencji)
- 4:2 i 2:0 z Aston Villą (półfinał Ligi Konferencji)
Szesnaście meczów, osiem zwycięstw plus dwa triumfy po serii jedenastek. Na rozkładzie między innymi Manchester United, Juventus, Roma i Aston Villa. Rzucony na kolana nie tylko wspomniany Mourinho, ale i inny specjalista od europejskich zmagań – Unai Emery.
Nawet Manchester City z Pepem Guardiolą u steru nie miał gładkiej przeprawy z zespołem Mendilibara w meczu o Superpuchar Europy. – Kiedy widzisz w akcji drużynę Mendilibara, od razu dostrzegasz, że to jego zespół. Wyraźnie widać jego wpływ na grę – mówił Guardiola w materiale filmowym UEFA. – Jego drużyny zawsze grają bardzo dynamicznie i agresywnie. Potrafią przedostawać się w pole karne, wykonują mnóstwo dośrodkowań.
Pierwszy triumf w dziejach na wyciągnięcie ręki
Co ciekawe, naprawdę niewiele brakowało, a całej tej pięknej historii by nie było, a Mendilibar byłby już dziś prawdopodobnie bez pracy, znając obyczaje panujące w Olympiakosie. Trzeba bowiem wyraźnie stwierdzić, że na arenie krajowej Hiszpan nie odczarował sytuacji “Thrylos”. Zaczął wprawdzie od pasma zwycięstw w sezonie zasadniczym, co pozwoliło mu skonsolidować zespół, ale już w grupie mistrzowskiej Olympiakos został prędziutko wyhamowany przez innych ligowych mocarzy. Stało się jasne, że jest zwyczajnie za późno, by ekipa ze stadionu Georgiosa Karaiskakisa miała odwrócić losy kampanii i odzyskać mistrzowski tytuł, nawet jeśli podopieczni Mendilibara relatywnie długo zachowywali matematyczne szanse, by rzutem na taśmę wskoczyć na najwyższy stopień podium.
Trenera ratowała zatem Europa, tylko że tam też Olympiakos znalazł się nad przepaścią, gdy 7 marca poległ 1:4 przed własną publicznością z Maccabi Tel Awiw w 1. meczu 1/8 finału Ligi Konferencji. Po spotkaniu Evangelos Marinakis zachował się w nietypowym dla siebie stylu, ponieważ – zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami – zawarł z trenerem umowę odnośnie przedłużenia obowiązującego kontraktu do 2025 roku. Ale w Pireusie takie gesty poparcia mają krótką datę ważności.
Tydzień później Mendilibar zagwarantował sobie jednak wielki kredyt zaufania. Jego piłkarze odrobili bowiem straty w rewanżowej potyczce z Maccabi, ostatecznie zwyciężając po dogrywce 6:1. Ten sukces sprawił, że kibice Olympiakosu zakochali się w doświadczonym trenerze.
kibice Olympiakosu Pireus
Mowa zresztą nie tylko o publiczności, bo również zawodnicy zachwycają się współpracą z hiszpańskim szkoleniowcem.
– Jose zapewnił nam ogromny spokój ducha od pierwszego dnia swojej pracy. Chce, żebyśmy byli uważni przez 90 minut, ani na moment nie tracąc koncentracji ani nie zwalniając tempa. Trener przekonał nas, że jeśli na boisku wykonujemy swoją pracę poprawnie, to jest ona mniej męcząca. Dlatego mamy być zawsze właściwie przygotowani. I chodzi tu nie tylko o mecze, ale również o treningi oraz nasz czas wolny. Najważniejsza jest precyzja i rzetelne wykonywanie powierzanych nam zadań – na łamach portalu “Omada Reporter” mówi Santiago Hezze, niedoszły reprezentant Polski i jeden z liderów drugiej linii Olympiakosu.
Sam trener sądzi, że jego najważniejszym dokonaniem w Pireusie było jak dotąd zaszczepienie w zawodnikach Olympiakosu mentalności zwycięzców, która – po latach zamieszania – uleciała z szatni “Thrylos”. Jego zdaniem właśnie dzięki tej wewnętrznej sile udało się Grekom odwrócić losy rywalizacji z Maccabi, przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść w zaciętym dwumeczu z Fenerbahce, a potem powalić na łopatki Aston Villę.
– Jestem taki, jakim mnie widzicie. Nikogo nie udaję – stwierdził Hiszpan, cytowany przez portal EPT Sports. – U mnie co w sercu, to i na języku, chociaż oczywiście nie zawsze muszę mieć rację. I mam nadzieję, że inni też mnie postrzegają w ten sposób. […] Chcę, żeby wszyscy wokół mnie czuli się komfortowo, żebyśmy cieszyli się wzajemnym towarzystwem. Kiedy tu przyszedłem, od razu spostrzegłem, że nie powinienem wprowadzać radykalnych zmian. Wtedy bezpowrotnie straciłbym wielu piłkarzy, zanim bym ich tak naprawdę dobrze poznał. Mówiliby pod nosem: “a kim jest ten facet, żeby od razu wszystko wywracać do góry nogami?”. Nie chciałem do tego dopuścić. Musiałem pozyskać zaufanie tych piłkarzy i zbudować poczucie jedności w zespole. A to nie jest proste, kiedy masz kadrę złożoną z 28 zawodników. W takiej sytuacji zawsze na treningach spotykasz się z całą grupą piłkarzy, którzy czują się pominięci i są z tego niezadowoleni.
– Niektórzy zawodnicy byli bardzo powściągliwi w relacjach ze mną. Ale im dłużej tu jestem, tym więcej widzę uśmiechniętych twarzy – dodał.
“Naszym najmocniejszym punktem jest mentalność zwycięzców. Tego mi tu brakowało, gdy trafiłem do Olympiakosu. Nie chcę powiedzieć, że przyniosłem ją ze sobą – myślę, że razem udało nam się ją znaleźć. Dzisiaj ten zespół wierzy w zwycięstwo w każdym meczu”
José Luis Mendilibar
***
Dziś przed Olympiakosem szansa na jeden z największych sukcesów w dziejach klubu. Na pierwszy triumf w europejskich rozgrywkach. Jak dotąd było to zresztą źródłem małych kompleksów u fanów ekipy z Pireusu – generalnie grecka piłka klubowa nie bardzo ma się czym pochwalić, gdy chodzi o wielkie międzynarodowe zwycięstwa, ale jeśli już ktoś robił furorę w pucharach, to był to na ogól Panathinaikos. A dodatkowej pikanterii dzisiejszemu finałowi Ligi Konferencji Europy dodaje również fakt, że Olympiakos zmierzy się z Fiorentiną na stadionie AEK-u Ateny, a zatem jednego ze swoich najbardziej znienawidzonych rywali.
Olympiakos zagra w finale Ligi Konferencji kilkanaście kilometrów od swojej siedziby
– Musimy zachować spokój. Błędem byłoby cokolwiek zmieniać przed finałem – to ostatni mecz, ale należy go potraktować jak wszystkie inne. Właśnie dzięki takiemu podejściu w ogóle tu dotarliśmy. […] Rewanżowy mecz z Maccabi udowodnił nam, na co nas tak naprawdę stać. Myślę, że naszą historię w tym sezonie można datować na czas przed i po tym spotkaniu – zaznacza Mendilibar. – Przebyliśmy wspólnie maraton. Teraz widzimy już przed sobą metę.
Oczywiście trudno się z tą metaforą nie zgodzić, choć Mendilibar z pewnością ma świadomość, że zaraz po ukończeniu tego wyczerpującego biegu – niezależnie od rezultatu – jego drużynę czeka kolejny wyścig. I to, choć trudno w to uwierzyć, jeszcze bardziej intensywny. Sezon 2024/25 upłynie bowiem Olympiakosowi pod znakiem celebrowania stulecia istnienia klubu. A jeśli nie uda się tego jubileuszu uświetnić mistrzowskim tytułem, to jedno jest pewne – w klubie będzie gorącej niż kiedykolwiek wcześniej, a szef greckiego rządu będzie się musiał jeszcze nie raz i nie dwa odnosić do kontrowersyjnych decyzji sędziów w meczach greckiej ekstraklasy.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Grosicki znów był świetny, ale na nagrodę MVP bardziej zasłużyli inni
- GieKSa wyszła z rynsztoku. O powrocie klubu z Katowic do Ekstraklasy
- Koniec cyklu. Kompromitacja Wisły zbyt duża, by udawać, że nic się nie stało
Fot. Newspix