Znicz Pruszków może zaliczyć ten sezon do udanych – podopieczni Mariusza Misiury utrzymali się na poziomie pierwszej ligi, a sam trener zdobył uznanie w polskim środowisku piłkarskim. Choć przyznaje, że niełatwo było się przebić.
W wywiadzie dla Przeglądu Sportowego szkoleniowiec nie jest jednak całkowicie przekonany, że to głównie jego ciężka praca zaowocowała ofertami z Ekstraklasy: – Gdybym wyszedł na trening i zobaczył, że drużyna za mną nie idzie, nie chce pracować tak, jak chcę, to bym tego nie robił. To, że dzisiaj interesuje się mną duża liczba klubów, bo co chwilę są telefony, zawdzięczam głównie zespołowi – twierdzi, ale i od razu dodaje, że sam też zrobił bardzo wiele: – Nie będę sobie umniejszał, bo dużo pracuję na to, żeby tak było. Ale grają piłkarze. I to dzięki nim zaczęli mnie dostrzegać na rynku. Dziś jest moment, w którym moje nazwisko pojawia się w środowisku piłkarskim – mówi Misiura w rozmowie z Łukaszem Olkowiczem.
Zanim trener trafił do Pruszkowa, wiele klubów nie było kompletnie zainteresowanych jego usługami: – Po powrocie do Polski zależało mi, żeby jak najszybciej dostać pracę. Odzywałem się do siedmiu-ośmiu klubów, ale nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Nie był ciekawy tego, czego się dowiedziałem, wiedzy, którą posiadłem i co chcę pokazać na boisku – wspomina Misiura. – Denerwowało, że nikt nie chce po prostu usiąść i porozmawiać. Nie przez telefon, czy luźnej rozmowie przy kawie, ale tak merytorycznie. Miałem wrażenie, że w klubach, do których się zgłosiłem, potraktowano mnie na zasadzie: powiedz, co tam masz do powiedzenia, ale decyzja i tak będzie odmowna. Nawet nie stworzono szansy, żeby mnie poznać. I to boli. Widzę, jak niektórzy dostają pracę, później patrzę na swoją drogę i wiem, że dla części byłaby nie do pokonania – przekonuje.
Znicz zasłynął na zapleczu Ekstraklasy z ofensywnej gry, która przyniosła drużynie naprawdę wiele korzyści: – W interesie nas wszystkich jest poprawa sposobu gry. Oczywiście odpowiedzialnie, żeby zdobywać punkty, ale też gra ma się podobać kibicom. Chcemy więcej zarabiać, więcej pieniędzy z praw telewizyjnych, bilety są coraz droższe. To dajmy coś w zamian. Coś, co się spodoba – apeluje Mariusz Misiura.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Historyczny sezon Olympique Lyon. Od zera do bohatera
- Pertkiewicz: Od rewanżu ze Śląskiem czułem, że mistrzostwo naprawdę jest możliwe
- „Mistrzostwo? Dziś mam większy luz”. Spokój Magiery, spokój Śląska
Fot. Newspix