Gościem poniedziałkowego programu “Weszłopolscy” był prezes Korony Kielce, Łukasz Jabłoński. Porozmawialiśmy o trudach walki o utrzymanie, planach na przyszłość klubu po zmianie na stanowisku prezydenta miasta, trenerze Kamilu Kuzerze oraz przepisie o młodzieżowcu. Oto zapis całej rozmowy.
O tym, jak to jest walczyć o utrzymanie
Nie jest to chyba przyjemne uczucie, kiedy kolejny sezon walczymy o byt i to się okaże dopiero w ostatniej kolejce. To uczucie na pewno nie należy do przyjemnych.
O planie na to, co zrobić po spadku
Rozmawialiśmy o tym dość dużo z Pawłem Golańskim, ale finalnie musimy wziąć pod uwagę to, że Korona jest klubem miejskim, a tak się składa, że zmienił się prezydent, teraz mamy panią prezydent. I tak jak ja pojawiłem się w klubie, rada nadzorcza i zarząd, i dostaliśmy cel od prezydenta, jakim był awans do Ekstraklasy i uruchomienie akademii, tak teraz ciekaw jestem, co powie nowa pani prezydent, jakie będą jej oczekiwania.
Takiego spotkania jeszcze nie było, nie było takich rozmów. Z tego, co kojarzę, została zaprzysiężona 7 maja, zaliczam się raczej do świadomych ludzi i zdaję sobie sprawę, że Korona nie zajmuje pierwszej pozycji na liście jej priorytetów, więc cierpliwie czekam. Z drugiej strony musimy się teraz skupić nad tym, żeby walczyć o to utrzymanie i na tym się skupiamy.
O tym, czy rozmowy z polityczną oponentką będą trudne
Pytanie, czyją polityczną oponentką. Ja nie należę do żadnej partii. Oczywiście jestem obecnie radnym sejmiku, ale wydaje mi się, że do tej pory nie wygłaszałem jakichś swoich poglądów politycznych, nie grałem tą polityką, więc myślę, że to są takie sformułowania, które są chwytliwe, ale nie mają żadnego związku z rzeczywistością. Nie jestem jakimś twardym partyjnym politykiem.
O tym, jaki będzie pomysł nowej pani prezydent na przyszłość Korony
Przyznam, że nie mam zielonego pojęcia. Udzieliła w tym temacie tylko jednego wywiadu. Poprosiła mnie, żebyśmy nie rozmawiali o tym za pośrednictwem mediów, czy tych tradycyjnych, czy społecznościowych, co mi się bardzo spodobało i zamierzam się tego trzymać. Możemy dzisiaj gdybać, jakie będzie jej podejście, pro czy anty, czy będzie chciała sprzedać, utrzymywać, ale to jest tylko gdybanie i scenariusze, które mogą się w ogóle nie ziścić.
O tym, jakie panują nastroje w Koronie i o relacjach z kibicami
Relacje z kibicami, niezależnie od tego, czy to są kibice z młyna, czy z sektora rodzinnego, są bardzo pozytywne. To, że wywiesili oprawę, może niezbyt pozytywną dla piłkarzy, to przecież stadion jest dla kibiców, mogą wyrażać swoje zdanie. Z drugiej strony skandowali moje imię i nazwisko, co też jest swego rodzaju ewenementem, bo drużyna walczy o utrzymanie i jest jej niebywale trudno, a mimo wszystko nie ma żadnych dziwnych okrzyków, protestów. Mamy najwyższą średnią frekwencję w historii klubu, więc jest zupełnie inaczej. My czujemy bardzo duże wsparcie ze strony kibiców. Nie powiedziałbym, że jest gęsto, wprost przeciwnie.
O tym, czy drużynie bramkuje charakteru i woli walki
Mamy sporo bardzo świadomych zawodników, w szczególności tych zagranicznych. Jest taka łatka przypięta do nich, że oni się tak nie angażują – dzisiaj są tutaj, a jutro zmienią kraj. U nas jest zupełnie inaczej, sam jestem w szoku. To też oczywiście nie oznacza, że polscy piłkarze nie przeżywają tej naszej sytuacji. Nasi piłkarze są świadomi, że w wielu meczach nie było tego zaangażowania i to przesądziło o porażkach.
Na boisku mamy 11 piłkarzy. Wy często jesteście na meczach, wyjdźcie sobie na murawę, ta murawa często z perspektywy jednego człowieka jest bardzo dużym placem do gry. Może się więc zdarzyć, że cała jedenastka nie jest równo zaangażowana w danym dniu. Nie będę teraz w żaden sposób tłumaczył piłkarzy, bo oni za to biorą pieniądze, są profesjonalistami, powinni się angażować w każdym meczu, ale życie weryfikuje. Jak popatrzymy sobie na naszą Ekstraklasę, to nie jest tak, że każdy klub, każda drużyna, jest w każdym meczu na maksa zaangażowana. To jest chyba ułomność każdego z nas, każdego człowieka. Tak, jak my idziemy do pracy, to też nie każdego dnia jesteśmy tak samo zaangażowani.
O trenerze Kamilu Kuzerze
On jest tzw. head coachem, więc to do niego należy mobilizowanie piłkarzy, taktyka, zarządzanie meczem, wszystko, co jest związane z piłkarzami. Tak się utarło, że w polskich klubach to trener jest też psychologiem, motywatorem. Na pewno mógł zrobić wiele rzeczy lepiej, ale to tak samo, jak ja. Też mam sobie wiele rzeczy do zarzucenia. Mogłem kilka rzeczy zrobić inaczej, lepiej. Na pewno nie będę tym, który, bez względu na to, jaki będzie dla nas finał sezonu, wyjdzie i powie, że winny był Kuzera, Golański albo któryś z piłkarzy. Cały czas, chociaż to się odbija troszeczkę czkawką, uważam, że razem przegrywamy i razem wygrywamy, razem ponosimy odpowiedzialność.
O tym, czy nie żałuje, że nie zwolnił trenera Kuzery
Przeżyłem kilka zwolnień i przesunięć pierwszych trenerów, to nie jest nic szczególnego. Prezes czy dyrektor sportowy może być dumny, bo my w Polsce robimy taką patologię, że trenerowi nie dajemy szansy na wyjście z kryzysu, odbudowanie się. Jedynym pomysłem, jaki mają prezesi i dyrektorzy sportowi, jest zwolnienie trenera i poszukanie innego. Jedynym pomysłem jest danie jakiegoś świeżego impulsu. Ja wierzyłem i byłem przekonany, że wreszcie trafił nam się trener, z którym możemy normalnie rozmawiać, kiedy przytrafi się jakiś kryzys, który nie zrzuca winy na wszystko wokół, tylko nie na siebie. I takim trenerem jest właśnie Kamil Kuzera. Bo faktycznie w kilku rozmowach, kiedy nam się nie wiodło, a nie wiodło nam się w tym sezonie wiele razy, to nie było żadnego zrzucania winy, ani niczego takiego.
Druga sprawa to to, kiedy mogliśmy zmienić trenera. Jedynym możliwym momentem była przerwa między rundami. My oczywiście zimowaliśmy w strefie spadkowej, ale wtedy każdy, nawet wy, wypowiadaliście się na temat gry Korony bardzo pozytywnie. Brakowało nam tylko trochę szczęścia, ale myśleliśmy, że to na pewno przyjdzie po okresie przygotowawczym. Niestety tak się nie stało.
Mieliśmy następny moment, czyli przerwę reprezentacyjną, ale musimy spojrzeć na to, co prezydent miasta zrobił bodajże w lutym- zmienił mi radę nadzorczą, z którą ja miałem wypracowane schematy współpracy. Ja, jako prezes klubu, muszę się stosować do statutu tego klubu, czyli nie mogę podjąć decyzji o zwolnieniu trenera, czy podpisaniu nowego kontraktu, bez zgody rady nadzorczej. Z drugiej strony ten sezon był zbudowany m.in. na podstawie uchwały intencyjnej, która finalnie nie została zrealizowana, więc już w marcu miałem świadomość, że będzie mi brakowało prawie 2,5 miliona złotych. I teraz mając świadomość tych kilku spraw i wiszące w przyszłości wybory, potencjalną zmianę prezydenta, byłbym niespełna rozumu, gdybym porywał się na podejmowanie decyzji o zmianie trenera, a być może nawet całego sztabu, nie mając pieniędzy, nie wiadomo, czy mając zgodę rady nadzorczej. To było nie do wykonania.
Nie chciałbym też, żeby to wybrzmiało jako jedyny argument, bo zdaje się, że w TVP Kielce, jak odpowiadałem na to pytanie, to redaktor odpowiedział, że “jak się nie ma miedzi, to na ławce Kuzera siedzi”. To też nie jest tak, to tylko spłycanie tego tematu. Trener Kuzera ma zaufanie moje, Pawła Golańskiego. Nie ma między nami żadnej “kosy”, nieporozumień. Tak naprawdę jesteśmy w czarnym lesie, bo potrzebujemy cudu w Poznaniu, a to będzie naprawdę trudne zadanie. Chociaż mimo wszystko w to wierzymy i mamy nadzieję, że zrealizujemy ten cel.
Ale bez względu na wszystko nie żałuję swoich decyzji. Nie mogłem podjąć innych. To też byłoby trochę w sprzeczności z tym, co budowaliśmy razem z Pawłem Golańskim i trenerem Kuzerą, że jedziemy razem na tym samym wózku. Pamiętajmy, co trener Kuzera zrobił w poprzednim sezonie. Nie możemy tak działać i tworzyć tej patologii polskiej piłki, tylko ścinać. Oczywiście może się finalnie okazać, że brak takiej decyzji spowoduje spadek. Ale niestety, trzeba będzie się z tym pogodzić i trzeba będzie z tym żyć.
O tym, co dla Korony będzie oznaczał spadek
Nie mogę za bardzo nawet przedstawić takiego zarysu, ponieważ istotne jest, jak będzie wyglądała rada nadzorcza, jakie cele postawi właściciel. Pierwsza drużyna jest lwią częścią kosztów, które są generowane w klubie, ale mamy też duże koszty z tytułu prowadzenia akademii. Taka była wola właściciela, czyli poprzedniego pana prezydenta. Nie chcę wygłaszać teraz teorii, co się stanie po spadku. To nie jest tak, że jedziemy bez kierownicy i ślepo wierzymy, że będzie utrzymanie i nic więcej. Bo jeżeli jesteśmy rozsądnymi ludźmi, to też musimy zakładać niestety ten spadek. Ale mówienie o czymkolwiek bez rozmowy z panią prezydent i jeszcze mając realne szanse na utrzymanie, byłoby z mojej strony głupie.
O tym, co poszło nie tak w tym sezonie
Przemyślenia mam zdecydowanie głębsze i na pewno nie spłycałbym tego wszystkiego tylko do kontuzji Nono. Myślę, że złożyło się na to wiele różnych czynników. I znowu, nie będę teraz tutaj nic wygłaszał. Wybaczcie, ale nie odpowiem na tego typu pytanie, bo mimo wszystko, że jestem wszystkiego świadomy, to wierzę w utrzymanie i wierzę w to, że wejdziemy w mecz z Lechem z podobnym zaangażowaniem, jak w mecz z Ruchem czy Radomiakiem i go wygramy.
O tym, czy Bogdan Wenta będzie zadowolony ze spadku Korony
Mogę powiedzieć tylko: “Dzięki Bogdan, że mnie z tym wszystkim zostawiłeś”. Taka jest niestety przykra prawda i to ja finalnie zostałem z tym problemem i niezłą dziurą w budżecie. Ale tak już na poważnie, Bogdan Wenta żył tym klubem. Rzadko chodził na mecze, bo jest zbyt emocjonalny, ale wiedział o nim wszystko, o wynikach. Tworzył też sensowną strukturę razem ze mną, bo też nigdy się nie wtrącał. To nie znaczy, że go to nie obchodziło, ale nie było na pewno tak, jak w Zabrzu, czego można się dowiedzieć z informacji medialnych. U nas ta współpraca była bardzo zdrowa i myślę, że jemu też finalnie bardzo zależy na tym, żeby Korona się utrzymała.
O postawie Lecha w meczu z Koroną
Z kim się nie spotkam od soboty, to robi mi wyliczankę, że jeżeli Warta przegra na Jagiellonii, Puszcza coś tam, to będzie coś tam. Ja wtedy mówię: “Po co mi to wyliczasz?” i słyszę, że Lech nie będzie walczył o nic. Ale jakie to ma finalnie znaczenie? Jest jakaś gwarancja, że Lech wyjdzie samymi młodzieżowcami, czy Velde stwierdzi, że będzie grał do tyłu, a nie do przodu? Nie wierzę w takie rzeczy.
O decyzji PZPN-u ws. przepisu o młodzieżowcu
Na pewno była w tym jakaś logika, skoro te osoby zagłosowały za utrzymaniem tych przepisów, które mamy w obecnym sezonie. Z drugiej strony przyznam, że ja akurat głosowałem przeciwko, razem z prezesem Cyganem. Też zabrałem głos, miałem swoje argumenty. Może nie bardzo twarde, ale miałem. Ten sezon jest piątym sezonem przepisu o tzw. młodzieżowcu i nie wiem, czy w jakikolwiek sposób można przedstawić pozytywy wynikające z tego przepisu. Mogę się wypowiedzieć jako osoba zarządzająca klubem, że wielokrotnie w ciągu tych trzech i pół roku, kwota, którą proponowali młodzieżowcy czy też agenci ich reprezentujący, była zaargumentowana tym, że jest ten przepis i wy potrzebujecie młodzieżowca. Wypaczało to trochę rywalizację sportową.
Skoro mamy to już pięć lat, to możemy chyba przejść na jakiś wyższy poziom zaufania względem klubów Ekstraklasy i już nie tylko karać, ale właśnie odstąpić od tej siekiery nad głową, a dawać zachęty. Wypowiedziałem się na zarządzie, że my tutaj w 17 decydujemy tak naprawdę o tym, co będą robić kluby, a w ogóle nie słuchamy głosu tych klubów, co jest trochę bez sensu.
Nie zamierzam też atakować siebie, bo w tym zarządzie jestem, wyraziłem swoją opinię, że nowy projekt wydawał się ciekawy. Z drugiej strony ci, którzy są przeciwnikami jakichkolwiek zmian, też mają swoje bardzo proste argumenty, jak chociażby taki, czy my nie potrafimy w swoich klubach znaleźć choćby jednego piłkarza w wieku 22 lat. I to też jest sensowne.
Finalnie myślę, że kluby nie będą zadowolone, ponieważ wszystkie 18 klubów podpisało się pod tym oświadczeniem o konieczności przeprowadzenia zmian, a wyszło, jak wyszło. Głosowanie zostało przegrane, tak są uchwalane uchwały w PZPN, że wygrywa większość, jest swego rodzaju demokracja. Nie udało się przekonać większości do zmiany tego podejścia i trzeba się do tego dostosować. Można czuć zawód, pewnie jakieś rozgoryczenie. Pewnie niektórzy mogą czuć wkurzenie. Ale z drugiej strony: mam teraz tupać nogami, być obrażonym na kogoś?
Myślę, że zarobki PZPN-u nie były tutaj żadnym argumentem, chociaż nie siedzę w ich głowach. Myslę, że tym najważniejszym argumentem było to, że w Ekstraklasie nie zobaczymy już w ogóle żadnego Polaka. Niestety tych Polaków w Ekstraklasie faktycznie gra coraz mniej i jeżeli taki przepis o młodzieżowcu przestałby istnieć i byłaby tylko zachęta, to taki Lech, Zagłębie Lubin, Cracovia czy kilka innych klubów w dalszym ciągu wystawiałyby Polaków, ale ta druga połowa ligi mogłaby sięgać po tych Polaków coraz rzadziej.
Za bardzo patrzymy na te ligi zagraniczne – Belgię, Holandię czy Francję. Tam faktycznie większa część piłkarzy, to piłkarze pochodzący z krajów, gdzie są rozgrywki. Ale z drugiej strony to tylko chyba w Rumunii jest jakiś przepis o młodzieżowcu, a we wszystkich pozostałych ligach takiego przepisu nie ma.
Czytaj więcej na Weszło:
- Wisienka na torcie. Lechia znów rządzi w Trójmieście [REPORTAŻ]
- Młoda Stal Rzeszów zaskoczyła 1. ligę. Zub: Trzeba było powalczyć o docenienie
- Alexander Sorloth. Jak przestać być kopią Haalanda
- Trela: Piękno tabeli końcowej. Wszystkie dramaty i wariactwa sezonu Bundesligi
- Kozłowski ukąsił Ajax. Błyskawiczny gol Lewandowskiego [STRANIERI]
Fot. Newspix