Wojciech Łobodziński nie zaśnie dziś w najlepszym nastroju. Arka Gdynia nie zdołała sobie zapewnić bezpośredniego awansu w derbach Trójmiasta i po szalonym widowisku przegrała z Lechią 1:2.
– Co bym nie powiedział po tym meczu, to wszystko w Gdyni będzie źle odebrane. Zacznę od podziękowań dla naszych kibiców, którzy nas mocno wspierali. Jeśli chodzi o mecz, to było dużo emocji z obu stron i dużo walki. Był to ekstraklasowy mecz, ale my na awans musimy zaczekać. Plan był taki, że chcieliśmy kontrolować grę i do straty bramki to się udawało – stwierdził trener Arki.
– Po czerwonej kartce mieliśmy pełną kontrolę meczu i plan na drugą połowę był taki, by próbować strzelać kolejne bramki, a mieliśmy cztery sytuacje sam na sam. Jest mi przykro, targają mną emocje. Próbowaliśmy ratować sytuację zmianami, ale jak się nie strzela, to trudno wygrać. Przez niefrasobliwe zachowanie w defensywie przegrywamy. Nawarzyliśmy piwa i musimy wygrać w kolejnym meczu – dodał rozczarowany.
Na sam koniec 41-latek odniósł się do kontrowersyjnej sytuacji z końcówki spotkania, gdzie jego zdaniem Arce należał się rzut karny. Sędzia Tomasz Kwiatkowski podjął jednak inną decyzję.
– Ewidentny rzut karny. Z tego co udało się dowiedzieć, sędzia argumentował, że po kontakcie Stolc zrobił jeszcze krok i dopiero upadł.
Po tej porażce Arka Gdynia wciąż ma wszystko w swoich rękach. W ostatniej kolejce musi przynajmniej zremisować z GKS-em Katowice.