Reklama

W Warcie był za słaby na Ekstraklasę, wprowadził do niej Lechię. Maksym Chłań to gwiazda 1. ligi

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

19 maja 2024, 14:28 • 7 min czytania 8 komentarzy

Maksym Chłań jeszcze rok temu nie wiedział, jak potoczy się jego kariera. W Polsce przez chwilę trenował w Legii Warszawa. Kosza dała mu Warta Poznań, zdecydowano, że jest za słaby. Sezon w pierwszoligowej Lechii Gdańsk sprawił jednak, że dostał ksywkę “ukraiński Messi”, a jego statystyki wskazują, że jest liderem drużyny, która zapewniła sobie awans do Ekstraklasy.

W Warcie był za słaby na Ekstraklasę, wprowadził do niej Lechię. Maksym Chłań to gwiazda 1. ligi

22 września – to wtedy Maksym Chłań po raz pierwszy wystąpił w barwach Lechii Gdańsk na zapleczu Ekstraklasy. Sezon dla ukraińskiego skrzydłowego rozpoczął się w dziewiątej kolejce rozgrywek, jednak nie przeszkodziło mu to w uzbieraniu dziewięciu bramek oraz pięciu asyst (można do tego dodać wywalczony rzut karny) w dwudziestu trzech spotkaniach.

Na pierwszoligowych boiskach oglądaliśmy już gości, którzy robili double-double (Bartosz Nowak, był nawet o krok od triple-double), widzieliśmy też napastników ładujących dwadzieścia goli w sezonie (ledwie rok temu zrobił to Karol Czubak, teraz przebił go Angel Rodado), jednak wyczyny Chłania nawet na takim tle robią duże wrażenie.

Lechia Gdańsk podjęła znakomitą decyzję, żeby powalczyć o niego z Zorią Ługańsk.

Uciekł z Ukrainy na testy do Warty. Historia Maksyma Chłania

Reklama

Maksym Chłań to gwiazda 1. ligi i kluczowa postać Lechii Gdańsk. W Warcie usłyszał, że jest za słaby

Powalczyć, bo droga Maksyma Chłania do transferu do Polski zaczęła się od ucieczki. Skrzydłowy nie mógł uwolnić się od umowy z Zorią Ługańsk, która próbowała go zatrzymać, oferując mu nowy, pięcioletni kontrakt. Ukrainiec chciał przedłużyć swój pobyt w klubie, ale nie miał ochoty na wiązanie się z Zorią na tak długi czas, więc wylądował w klubie kokosa. Dodatkowym problemem dla młodego chłopaka był konflikt ze swoim niedawnym menedżerem, Wadimem Szablim, z potężnej ukraińskiej agencji ProStar, która ma w swojej stajni większość piłkarzy za naszą wschodnią granicą.

W takich okolicznościach Chłaniowi pozostało jedynie szukanie sobie klubu na własną rękę. Potencjalny chętny musiałby jeszcze dogadać z Zorią Ługańsk warunki transferu, ale wydawało się, że jeśli już Maksym gdzieś wyląduje, nie będzie z tym problemu. Nieprzypadkowo grał w młodzieżowych reprezentacjach Ukrainy, talentu nikt nie mógł mu odmówić. Sam zainteresowany postąpił roztropnie i nie wyrywał się przed szereg. Pojechał do Poznania, gdzie sprawdzić miała go miejscowa Warta.

Drużyna Dawida Szulczka przygotowywała się właśnie do nowego sezonu. Maksym Chłań zrobił na kolegach świetne wrażenie, szatnia chwaliła jego umiejętności. Króciutko: wyglądał na piłkarza, pokazał potencjał. Zresztą Warta była nim zainteresowania już wcześniej, imponował także skautom. Wiele osób było potem zdziwionych, że Szulczek Chłania odpalił. Trener Warty razem z dyrektorem sportowym Rafałem Grodzickim uznali, że Ukrainiec jest zbyt słaby i nie poradzi sobie na poziomie Ekstraklasy. Więcej, w klubie przytaczają historię, że szkoleniowiec rzucił wtedy, że Chłań to poziom wypożyczonego do Floty Świnoujście Szymona Sarbinowskiego.

Na tak byli więc wszyscy, poza Szulczkiem, który nie lubi stawiać na młodych piłkarzy. Zawiedziony skrzydłowy udał się do Warszawy, gdzie poprosił o możliwość treningów z rezerwami Legii Warszawa.

Do opinii publicznej ta informacja trafiła jako “testy w Legii”, ale to półprawda. Chłań w stolicy Polski był w zasadzie przelotem, wziął udział w jednym treningu i pomknął dalej, do Gdańska. Oczywiście, patrząc na to, jak gra, można się zastanowić, czy Legia nie przespała szansy. Ale też wątpliwe, żeby Ukrainiec połasił się na możliwość gry na czwartym poziomie rozgrywek nad Wisłą, nawet jeśli w tle majaczyłaby perspektywa zdobycia uznania trenera i wskoczenia do składu pierwszej drużyny.

Jeśli Ekstraklasa Chłania przespała, to głównie z winy Warty Poznań. Symboliczne, że wciąż istnieją szanse, że ich drogi się rozminą.

Reklama

Kluczowe bramki i asysty. Maksym Chłań ma duży wkład w awans Lechii Gdańsk

A istnieją, bo Maksym Chłań okazał się prawdziwym kozakiem. Jego liczby już przytoczyliśmy, jednak równie istotne jest to, w jakich momentach brał na siebie ciężar walki o wynik Lechii. Praktycznie wszystkie jego bramki oraz asysty to trafienia wypracowane wtedy, kiedy ekipa Szymona Grabowskiego najbardziej tego potrzebowała.

  • asysta z GKS Katowice na 2:1
  • gol ze Stalą Rzeszów na 1:0
  • gol z GKS Tychy na 1:0
  • asysta z Wisłą Płock na 1:0 (druga na 2:0)
  • gol ze Zniczem Pruszków na 1:0 (drugi na 2:0)
  • gol z Resovią na 1:0 (i asysta na 2:0)
  • asysta z Górnikiem Łęczna na 1:0
  • gol z Polonią Warszawa na 1:0
  • gol z Wisłą Kraków na 1:1 (drugi na 4:2)

Robienie liczb w kluczowych momentach świadczy o efektywności i realnym wpływie na zespół konkretnego zawodnika. W przypadku Maksyma Chłania możemy mówić o 21-letnim liderze beniaminka Ekstraklasy i nie będą to słowa przesadzone. Jest murowanym kandydatem do pierwszoligowej jedenastki sezonu. Zerknijmy na dane “WyScout”, żeby jeszcze lepiej zrozumieć, jaką różnicę robi w porównaniu z innymi zawodnikami grającymi na jego pozycji:

  • 2,08 strzałów/90 minut – miejsce w TOP10
  • 5,24 dryblingów/90 minut – 12. miejsce
  • 2,47 progresywnych rajdów/90 minut – 14. miejsce (przeniesienie piłki bliżej bramki rywala poprzez prowadzenie jej przy nodze)
  • 1,47 podań penetrujących/90 minut – 13. miejsce

Uwagę zwraca także to, jak często Maksym Chłań znajdował się w odpowiednim miejscu. Pięć bramek zdobył z tak zwanej “piątki”, raz trafił z bliska w poprzeczkę. Świetnie ułożoną nogę potwierdza liczba celnych strzałów — przeważnie gdy Ukrainiec oddawał strzał, to przynajmniej testował czujność bramkarza. Chłań nie zwykł też marnować dogodnych szans. Na jedenaście strzałów o wartości xG >0,3 (więcej niż 30% szans na gola) wykorzystał siedem.

Jeśli chodzi o drybling, nie jest to Borja Galan, który uchodzi za najlepszego dryblera na zapleczu Ekstraklasy. W pojedynki wchodzi jednak stosunkowo często, w dodatku jest przy tym skuteczny, zwłaszcza w najważniejszym dla ofensywnych piłkarzy fragmencie boiska. W tercji ataku, czyli w polu karnym i jego bezpośrednich okolicach, wyszło mu ponad 70% kiwek, z czego zrodziło się dwadzieścia sześć strzałów, z których trzy wylądowały w siatce rywala.

Chłań i Mena to duet, który może zachwycić w Ekstraklasie

Jeśli więc szukać w Lechii Gdańsk nazwisk, z którymi wiążemy największe nadzieje w Ekstraklasie, Chłań nasuwa się na myśl w pierwszej kolejności. Chłopak z Żytomierza grał w ukraińskiej młodzieżówce z Artemem Bondarenką czy Heorhijem Sudakowem. Wróżenie, że pójdzie w ich ślady, byłoby bardzo optymistycznym scenariuszem rozwoju wydarzeń, ale nie można wykluczyć, że pójście za ciosem w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce poskutkuje dużym transferem. Jakby nie patrzeć ofensywni piłkarze z Ukrainy mają ostatnio dobre notowania w topowych ligach, a Paolo Urfer, który wyciągnął Chłania z Ługańska, osobiście pilotował transfer Ilji Zabarnego (to akurat stoper) do Premier League.

Równie ciekawe jest jednak to, jak rozwinie się jego współpraca z Camilo Meną, który smak Ekstraklasy już zna. Mało tego: Raków Częstochowa poważnie zastanawiał się, czy nie wyłożyć za niego ponad miliona euro (według sprawozdania Valmiery Kolumbijczyk trafił do Lechii Gdańsk za 1,6 mln euro, ale łotewski klub sam kwestionował potem swoje oficjalne dokumenty na Twitterze), mimo że Mena w barwach Jagiellonii nie zaliczył choćby asysty drugiego stopnia i choć zanotował imponujące statystyki dryblingów, wywalczonych rzutów wolnych czy kontaktów z piłką w polu karnym, to jednak wszystko przykrywa niewielka liczba minut.

W każdym razie teraz Mena i Chłań świetnie się ze sobą dogadują. Ten duet wspólnie wypracował cztery gole (mamy na myśli bezpośrednie asysty przy bramkach), co stanowi większość dorobku jednego i drugiego zawodnika. Poza Meną Chłań więcej niż jedną bramkę wypracował tylko z Rifetem Kapiciem. Camilo natomiast (cztery gole, osiem asyst, dwa wywalczone rzuty karne) trzykrotnie robił gola z Tomasem Bobckiem, ale poza tym też nie znalazł kolejnego zawodnika, z którym wypracowałby więcej niż jedną bramkę.

O Lechii Gdańsk jak o mało którym klubie można powiedzieć, że po awansie do Ekstraklasy nie potrzebuje poważnej przebudowy. Głównie dlatego, że ich zawodnicy są nie tylko młodzi, ale też zdolni.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Betclic 1 liga

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

8 komentarzy

Loading...