Reklama

Jagiellonia o krok od mistrzostwa! Za tydzień wystarczy zwycięstwo z Wartą

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

18 maja 2024, 22:12 • 3 min czytania 91 komentarzy

Po dzisiejszym zwycięstwie Śląska było wiadomo, że Jagiellonia ma nóż na gardle. Porażka z Piastem oznaczałaby oddanie lejców właśnie wrocławianom, którzy w ostatniej kolejce musieliby w pełnej niezależności po prostu wygrać, żeby zdobyć mistrzostwo. Remis natomiast okazał się o wiele lepszym scenariuszem, bo wciąż daje „Jadze” pierwsze miejsce. Przed multiligą oba kluby mają po 60 punktów. Dla nas – super, jeszcze większe emocje, ale było blisko, żeby białostoczanie zesrali się metr przed kiblem.

Jagiellonia o krok od mistrzostwa! Za tydzień wystarczy zwycięstwo z Wartą

W zasadzie pierwsza połowa wskazywała, że negatywny scenariusz, czyli brak trzech punktów, jest najbardziej prawdopodobny. Z jednej strony Romanczuk polował na swojaka, kiedy raz zagrał babola do bramkarza, a z drugiej Piast był fajnie zorganizowany na tyłach i nie dawał rozbujać się najlepszej ofensywie w lidze. Inna sprawa, że ekipa trenera Vukovicia sama rozbujała się w ostatnich tygodniach. Cztery zwycięstwa z czystym kontem w poprzednich pięciu meczach? To nie mogło brzmieć jak spacerek i to nawet mimo faktu, że Piast od pewnego momentu gra wyłącznie o wyższe miejsce w środku tabeli.

Nie spodziewaliśmy się otwartego meczu i taki też dostaliśmy od samego początku. Pierwszą połowę, totalnie serio, moglibyście sobie nawet odpuścić. O pół-sytuację było ciężko, a realizator meczu miał do powtórek tylko biedny strzał Naranjo sprzed szesnastki. Tyle, dosłownie tylko tyle. I nie chcemy zwalać wszystkiego na związane nogi, bo choćby jesienią w Białymstoku w tym samym starciu nie padła żadna bramka. Może więc jest tak, że Vuković w tym sezonie dobrze potrafił przygotować się na taktykę Adriana Siemieńca. Wiecie, zabić potencjał rywala i stworzyć takie zasieki, że mucha nie przejdzie.

Sęk w tym, że to naprawdę źle się oglądało. Gdy wybijała 75. minuta, pomyśleliśmy, że dałoby się znaleźć więcej fajnych grzybów w lesie o suchej porze roku, niż fajnych akcji w tym spotkaniu. Aż do akcji dwie minuty później. Aż do genialnego uderzenia Michaela Ameyawa.

To, co zrobił skrzydłowy Piasta, nadaje się na virale. Tak uderzyć z dystansu i dać piłce taką trajektorię lotu, to trzeba mieć i umiejętności, i trochę szczęścia. Zakładamy, że bardziej to drugie, ale nie będziemy tego wyczynu umniejszać. Ameyaw oddał prawdopodobnie najlepszy strzał w swojej dotychczasowej karierze i to ze skutkiem dramatycznym dla potencjalnego mistrza Polski. Gdy wynik zmienił się na 1:0, we Wrocławiu na pewno wszyscy skoczyli z radości, a w Białymstoku zaczęli modlić się chociaż o remis. Wydawało się, że nie było co liczyć na nic więcej, bo „Jaga” po straconej bramce była w totalnym szoku.

Reklama

Gdy Hansen marnował doskonałą okazję po kontrze w końcówce meczu, przypomniał się Marczuk sprzed kilku kolejek. Ale tym razem Jagiellonia miała jeszcze trochę czasu, była nadzieja, że wciśnie jeszcze tego gola. Absolutnie w to nie wierzyliśmy, nic na to nie wskazywało i faktycznie można było już pisać o oddawaniu mistrzostwa na finiszu, dopóki z ratunkiem nie przyszedł jeden z najbardziej zasłużonych piłkarzy…

Po mistrzostwie Polski będę legendą Jagiellonii – powiedział nam miesiąc temu Jesus Imaz. To pewne, o ile się wydarzy. Ale być może sam Hiszpan nie będzie zdawał sobie sprawy przy szczęśliwym zakończeniu, jak bardzo wdzięczny będzie mu cały Białystok. Bo gol, którego wsadził już w doliczonym czasie gry, może być najważniejszy w jego przygodzie z Jagiellonią.

Ale mimo wszystko 1:1 to potknięcie i podanie ręki Śląskowi do tańca, który będzie trwał do ostatniej sekundy ostatniej kolejki. Na pewno nie tego chcieli pierwotnie w Białymstoku. Gdyby dziś wygrali, za tydzień mieliby komfort i margines błędu. Teraz go nie ma, choć oczywiście lepiej mieć ten jeden punkt niż żadnego. Pozycja wyjściowa na multiligę to wciąż pole position. To dla białostoczan powinno być najważniejsze.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Reklama

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Michał Trela
0
Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?
Polecane

Siedem godzin walki i odśpiewane „Sto lat”. Polki pokonały Czeszki w ćwierćfinale BJK Cup!

Szymon Szczepanik
4
Siedem godzin walki i odśpiewane „Sto lat”. Polki pokonały Czeszki w ćwierćfinale BJK Cup!
MMA

Eto Kavkaz! Mamed Chalidow wygrał z niepokonanym mistrzem KSW!

Szymon Szczepanik
10
Eto Kavkaz! Mamed Chalidow wygrał z niepokonanym mistrzem KSW!

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Michał Trela
0
Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?
Polecane

Siedem godzin walki i odśpiewane „Sto lat”. Polki pokonały Czeszki w ćwierćfinale BJK Cup!

Szymon Szczepanik
4
Siedem godzin walki i odśpiewane „Sto lat”. Polki pokonały Czeszki w ćwierćfinale BJK Cup!
MMA

Eto Kavkaz! Mamed Chalidow wygrał z niepokonanym mistrzem KSW!

Szymon Szczepanik
10
Eto Kavkaz! Mamed Chalidow wygrał z niepokonanym mistrzem KSW!

Komentarze

91 komentarzy

Loading...