Reklama

Gra w dwa ognie. Xavi stawia krok ku odbudowie relacji z kibicami

Bartek Wylęgała

Autor:Bartek Wylęgała

13 maja 2024, 23:40 • 4 min czytania 10 komentarzy

Barcelona dziś grała o honor, Real Sociedad o udział w Lidze Europy. Ciężko więc było się spodziewać innego rezultatu, niż emocjonujące starcie na ostrzu noża. I dobrą wiadomością dla postronnych fanów jest fakt, że właśnie takie widowisko dostaliśmy. W zasadzie do końca meczu nie było wiadomo, kto wyjdzie z niego zwycięsko.

Gra w dwa ognie. Xavi stawia krok ku odbudowie relacji z kibicami

Prawda jest taka, że z perspektywy tabeli Barcelona ten sezon już skończyła. Miejsce w Lidze Mistrzów ma zagwarantowane, poza topową trójkę też już raczej nie wypadnie. Ale po ostatnim blamażu z Gironą nastroje wokół drużyny nie były najlepsze. Xavi w tym sezonie żył w raczej napiętych stosunkach z kibicami. Barca może i już nie gra o nic, ale on chce wywalczyć dla siebie przywilej nowego otwarcia na początek przyszłej edycji LaLiga.

I idzie mu to tak, jak szło przez cały sezon. Różnie. Starcie o dominację w Katalonii przegrał po naprawdę miernym meczu, żeby dziś, przeciwko Realowi Sociedad, zaprezentować poprzez swoich podopiecznych naprawdę niezły futbol.

Warto to docenić, zwłaszcza dlatego, że akurat ich przeciwnik miał o co grać. Choć ligowa czołówka już się wyraźnie wyklarowała, to walka o mniej prestiżowe puchary trwa w najlepsze. Na tę chwilę Alguacil i spółka kwalifikują się do udziału w eliminacjach Ligi Konferencji, ale od miejsca gwarantującego udział w Lidze Europy dzieli ich raptem jeden punkt. Gdyby udało się wygrać z Barceloną, sprawa byłaby w zasadzie rozstrzygnięta, bo wystarczyłoby liczyć na choćby jednorazową stratę punktów w wykonaniu Realu Betis.

Gra w dwa ognie

Żeby była jasność: to nie było spotkanie, które Barcelona jakkolwiek zdominowała. Zagrała dobrze, ale nie można mówić o jakimś blamażu w wykonaniu ekipy gości.

Reklama

W pierwszych minutach obserwowaliśmy bowiem rywalizację dwóch równych sobie rywali. Często w tym roku krytykowało się futbol Xaviego, który regularnie skupia się przede wszystkim na defensywie, zupełnie zaniedbując atak. A jeżeli już jego drużyna piłkę przejmuje, to podchodzi do niej z nabożnym szacunkiem, wymieniając tysiąc podań, zamiast ruszyć z efektowną kontrą.

Dziś jednak tej inspirowanej klasycznymi kołysankami filozofii futbolu nie widzieliśmy. Defensywny duet Cubarsiego i Martineza ustawiony był daleko od bramki, w okolicach czterdziestego metra. Później, gdy Barcelona miała już oczekiwany wynik, trochę się ta linia wycofała, ale niezmiennie odgrywała bardzo ważną rolę w rozegraniu piłki. Obaj wymienieni zawodnicy byli dziś przede wszystkim pierwszymi pomocnikami Blaugrany.

I w sumie tę prawidłowość da się zastosować także do graczy teoretycznego środka pola Katalończyków. Praktycznie bowiem i Pedri, i Gundogan regularnie atakowali pole karne z głębi boiska. Kanibalizowali tym samym Roberta Lewandowskiego, który szczęścia musiał przez większą część meczu szukać w głębi placu gry.

Co najlepsze, okazało się to trafionym pomysłem Xaviego. To właśnie Polak zaczął z okolic koła środkowego akcję bramkową, gdy fenomenalnie wypatrzył w przodzie tureckiego rozgrywającego. Ten bez większego namysłu zdecydował się na szybkie odegranie do Lamine’a Yamala. Młodemu skrzydłowemu nie pozostało nic innego, jak wykończyć podarowaną okazję.

Reklama

Prawdziwym bohaterem tego starcia był jednak z całą pewnością Raphinha. Nawet nie chcemy sobie wyobrażać, co musiał przechodzić Aritz Elustondo, na którego barki raz po raz spadało zadanie powstrzymywania nadaktywnego Brazylijczyka. Dalibyśmy złoto i domy, żeby chociaż jeden z jego licznych strzałów z dystansu wpadł do bramki. Próbował i próbował, i choć z każdą próbą był coraz bliżej, to ogólnie przeciętny dziś Alex Remiro akurat na jego uderzenia się uwziął i wyciągał wszystkie po kolei.

Odkupienie przyszło już w doliczonym czasie gry, gdy sędzia dopatrzył się ręki Alvaro Odriozoli, który pojawił się na murawie dziesięć minut wcześniej. Raphinha wykorzystał swój rzut karny i całkowicie zamknął losy tej konfrontacji.

I chcemy tutaj zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, pochwalmy pracę VAR-u. Z własnej inicjatywy powrócił do sytuacji po wznowieniu gry. Nikt nie musiał protestować i się tego specjalnie domagać. Sędziowie wspomagający świetnie wypatrzyli bezsprzeczną rękę Odriozoli i zarekomendowali podyktowanie rzutu karnego. Tempo widowiska nie ucierpiało na tym ani trochę, choć pomijamy tutaj fakt, że była to już wyraźna końcówka gry.

Druga sprawa jest taka, że Barcelona dopiero wtedy mogła odetchnąć z ulgą. Bo jak bardzo byśmy Xaviego nie chwalili, to trafił na godnego przeciwnika. Imanol Alguacil ustawił swoją drużynę w niemal bliźniaczy sposób – też zdecydował się na wysoką linię obrony i również obserwowaliśmy wysoką wymienność pozycji, z tym że akurat ten fachowiec nas do takiej taktyki przyzwyczaił. Chociaż ostatecznie Stadion Olimpijski opuścił na tarczy, to jego zespół długimi fragmentami udowadniał, że remis wcale nie byłby jakimś niesprawiedliwym rezultatem.

Do szczęścia zabrakło indywidualnej jakości. Sheraldo Becker na zmianę partolił znakomite sytuacje i ustawiał się na spalonym, a Brais Mendez, choć jest fenomenalnym dryblerem, to dziś nie trafiłby w bramkę, choćby ta była wielkości średnio wyrośniętej Scanii.

Ten mecz to dobry prognostyk na przyszły sezon, zdany sprawdzian z wymagającym rywalem. Niemniej, jeżeli Xavi naprawdę chce odbudować nadszarpnięte relacje z trybunami, musi je jeszcze przekonać o swojej regularności.

Barcelona 2:0 Real Sociedad

L. Yamal 40′, Raphinha 90+3′ (k)

Więcej na Weszło:

Fot. Newspix

Nie Real, nie Barcelona, a Jordan-Sum Zakliczyn. Szczerze wierzy, że na około stumiejscowy stadion z atrakcyjnym dojazdem zawita jeszcze kiedyś Puchar Mistrzów. Do tego czasu pozostaje mu oglądanie hiszpańskiej i portugalskiej piłki. Czasem lubi także dietę wzbogacić o sporty walki, a numerowane gale UFC są dla niego świętem porównywalnym z Wielkanocą. Gdyby mógł, to powiesiłby nad łóżkiem plakat Seana Stricklanda, ale najpierw musi wymyśleć jak wytłumaczy się z tego znajomym.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Hiszpania

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

10 komentarzy

Loading...