Reklama

Sezon porażek Pogoni Szczecin ma twarz Leo Borgesa

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

11 maja 2024, 22:16 • 4 min czytania 33 komentarzy

W Pucharze Polski zanotował asystę, tylko nie w tę stronę, bo na sam na sam wypuścił Angela Rodado z Wisły Kraków. W Częstochowie, gdzie Pogoń Szczecin walczyła o uratowanie sezonu i zbliżenie się do europejskich pucharów, sprokurował rzut karny i stracił piłkę we własnej szesnastce przy bramce na 0:2. Leo Borges na finiszu rozgrywek jest twarzą porażki Portowców. Niekoniecznie jednak trzeba go winić za wszystko, co złe.

Sezon porażek Pogoni Szczecin ma twarz Leo Borgesa

Zapytacie: jak to, przecież chłop nawalił w najważniejszym momencie, jego błąd z Warszawy będzie synonimem zero tituli. W dodatku wyliczanki straconych punktów w lidze można mu zaliczyć nie tylko porażkę z Rakowem, ale też wpadkę z Piastem Gliwice. Wtedy przede wszystkim stracił z radaru Tomasa Huka, ale maczał też paluchy przy trafieniu numer dwa.

Jasne, to wszystko są ewidentnie błędy, koszmarne wtopy, lista wstydu. Pamiętajmy tylko o jednym: w każdej z tych sytuacji Leo Borges, naturalny lewy obrońca, był ustawiany nie na swojej pozycji, bo trzeba było łatać dziury w składzie, a kołderka Portowców jest tak krótka, że wystają z niej nie tylko kostki, ale nawet kolana.

Borgesa za fajtłapowatość na murawie nie rozgrzeszymy, jednak kamienując go, nie można zapomnieć o wrzuceniu sztuki do ogródka działaczy Pogoni, którzy doprowadzili do tego, że z lewonożnego Brazylijczyka trzeba było zrobić prawego środkowego obrońcę, a w Częstochowie nawet po prostu prawego defensora.

Raków Częstochowa — Pogoń Szczecin 2:1. Leo Borges znów pogrąża Portowców

Może nie jest to najlepszy moment (sezon?) na chwalenie sztabu szkoleniowego Rakowa Częstochowa, ale nie ma co się dziwić, że Medalikom nie umknęła taka oczywistość, jak wykorzystanie słabości Borgesa na nietypowej dla niego pozycji. Niestety nie czytamy z ruchu warg, a szkoda, bo moglibyśmy się dowiedzieć, czy właśnie granie na Wawrzyniaka, bo jest cienki Leo podpowiadał Stratosowi Svarnasowi Dawid Szwarga, gdy trener i obrońca ucięli sobie pogawędkę przy linii bocznej, korzystając z przerwy w grze.

Reklama

Fakty są jednak takie, że chwilę później Grek obsłużył świetnym, prostopadłym zagraniem w wolną strefę Jeana Carlosa Silvę i to właśnie po zagraniu ekspiłkarza Pogoni piłka odbiła się od bezrefleksyjnie machającego rękami Borgesa, co zaowocowało rzutem karnym.

Valentin Cojocaru próbował jeszcze ratować skórę swojemu koledze, wyciągnął strzał z rzutu karnego Giannisa Papanikolaou, ale na dobitkę nic już nie poradził.

O ile jednak można stwierdzić, że uderzenie w rękę to w jakimś stopniu przypadek, tak już zachowanie Borgesa przy drugiej bramce było czystej klasy nonszalancją. We własnym polu karnym futbolówkę odebrał mu John Yeboah, który nie do końca chyba chciał Ante Crnaca obsłużyć, ale nawet jeśli szukał strzału, to kopnął tak, że Chorwatowi zostało dostawić szuflę i w łatwy sposób powiększyć swój dorobek bramkowy.

Brazylijczyk próbował się jeszcze usprawiedliwić i wywinąć, wskazując, że dostał ręką w twarz, ale Łukasz Kuźma słusznie stwierdził, że przychylając się do wniosku Borgesa, zbyt łatwo usprawiedliwiłby jego błąd, więc bramkę uznał.

Frustracja nie pomogła Pogoni Szczecin

Leo Borges może jednak paru kolegom odpysknąć, jeśli ci będą obarczać go winą za wszelkie niepowodzenia. Na przykład Fredrikowi Ulvestadowi i Aleksowi Gorgonowi, bo środkowi pomocnicy Portowców może i wykręcili bardzo dobry wynik biegowy, ale gdyby w ten sam sposób zmierzyć ich dokonania w kopaniu piłki, a nie bieganiu za nią, wypadliby zdecydowanie marniej. Niewiele brakowało, żeby Raków zamknął mecz, gdy po długim zagraniu od Yeboaha Ulvestadowi uciekł Władysław Koczerhin. Symboliczne, że całe zamieszanie zaczęło się właśnie od straty Gorgona.

Austriak niby zaliczył asystę, zgrywając dograną przez Leonardo Koutrisa piłkę Kamilowi Grosickiemu, ale w pamięci zapadło raczej to, jak w akcie frustracji odkopał futbolówkę tak, że stworzył zagrożenie dla szyb przejeżdżających obok stadionu Rakowa tramwajów, za co wyłapał głupią kartkę.

Reklama

Tej frustracji było zresztą w Pogoni więcej, zupełnie tak, jakby nadal siedziała w niej porażka w Pucharze Polski (co zresztą jest całkiem prawdopodobne i zrozumiałe). Wszystko to rzutowało na grę Portowców, którzy przez długi czas grali w ofensywie tak, że chciałoby się wtrącić coś o tym, że Raków znów broni pola karnego najlepiej w Europie. Oczywiście celowo trochę przejaskrawiamy, choć skuteczność interwencji Svarnasa czy ofiarność Frana Tudora, który jadąc na tyłku, zatrzymał strzał Grosickiego (dobitka po nim to najlepsza okazja dla gości, ale Efthymios Koulouris fatalnie przestrzelił) faktycznie pachniała jak powrót do starych, dobrych czasów.

A może faktycznie coś w tym jest i niektórzy wzięli sobie do serca, że Marek Papszun już ich podgląda, obserwuje i ocenia?

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
0
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
0
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

33 komentarzy

Loading...