Reklama

Możesz nie grać, ale wygrać! Radomiak pogrążył Legię

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

05 maja 2024, 19:41 • 4 min czytania 172 komentarzy

Żeby Radomiak nie radomiaczył tak ordynarnie, to rywale powinni chyba grać w ośmiu. Góra w dziewięciu. Legia grała jednak w dziesięciu i piłkarze Macieja Kędziorka pewnie tylko czerwonej kartce Bartosza Kapustki zawdzięczają fakt, że wywożą z Warszawy komplet punktów. Choć fragmentami osłabieni gospodarze i tak zamykali ich w polu karnym, i swobodnie rozklepywali z wysokości szesnastego metra od bramki gości.

Możesz nie grać, ale wygrać! Radomiak pogrążył Legię

Jeśli Radomiak dotoczy się do utrzymania, to tylko dlatego, że za jego plecami nadal jest jeszcze kilka beznadziejnych ekip. Zobaczyliśmy dziś drużynę, która grając w przewadze de facto broni się i nastawia się na kontry. Momentami nie jest też w stanie wyjść spod pressingu osłabionych rywali. W pierwszej połowie oddaje jeden celny strzał, a w innej dogodnej sytuacji obija bandy reklamowe obok bramki Hładuna. Radomiak jest w tym sezonie jak czerwona kartka w szóstej minucie – przykry.

Całe szczęście, że gdy w jednym spotkaniu wystąpią takie dwa przykre czynniki, to nagle bardzo skutecznie się neutralizują. Wykluczenie Kapustki najzwyczajniej w świecie wyrównało szanse, o czym musiał wiedzieć zarówno pomocnik Legii, jak i sędzia Przybył. Obaj panowie postanowili, że zapewnią nam dziś trochę więcej emocji, ale też mogli przypuszczać, że Radomiak zawsze pozostanie Radomiakiem. Choćbyś rzucił mu koło ratunkowe, to on i tak się tego koła nie chwyci, tylko uparcie będzie szukał jakichś dryfujących drzwi z rudowłosą panną. W sam raz, żeby pójść na dno…

Dzisiaj, dla odmiany, goście wybrali jednak przetrwanie i krok ku utrzymaniu. Za koło ratunkowe chwycili.

Legia – Radomiak 0:3. Kapustka mówi dzień dobry i do widzenia

Faul Kapustki na Donisie był oczywisty, a czerwona kartka jak najbardziej zasłużona. To trochę przykry moment spotkania, bo nie dość, że pożegnaliśmy piłkarza Legii, to jeszcze ten biedny Grek doznał urazu i również musiał opuścić boisko. Arbiter też nie wyglądał na pocieszonego, bo do Kapustki podchodził z podkówką na twarzy i od razu grzecznie wytłumaczył się ze swojej decyzji, podjętej po wideoanalizie. Poprawnej, ale też podjętej w trudnym momencie.

Reklama

Plan Legii wraz z czerwoną kartką miał wziąć w łeb. Zestresował się nieco trener Feio, który w nerwach pociućkał długopis zanim ustalił, co jego drużyna ma grać. I wiecie co wymyślił? Żeby dalej grała to samo. Sprytne, bardzo sprytne zagranie Portugalczyka. Bez cienia ironii – Radomiak na pewno się tego nie spodziewał.

Radomiak bowiem skupił się dzisiaj na tym, żeby zrealizować swój ambitny plan na ten mecz. Wyglądało na to, że podopieczni Macieja Kędziorka chcieli nie stracić pięciu goli.

No i super robota, nie stracili. Udało się wykonać założenia taktyczne, zaprezentować dobrą organizację gry i trele morele. Niejako przy okazji przywieźli do Radomia komplet punktów z trudnego terenu. Los dał gościom niepowtarzalną szansę na wygraną, kiedy paliło im się pod dupą i spadek zaglądał w oczy.

A oni i tak przez ponad godzinę decydowali się atakować dwoma zawodnikami przeciwko grającej jednego mniej drużynie przeciwnej. Przykry, no po prostu przykry jest ten Radomiak. Ale wygrał i, niech mu już będzie, brawo.

Mama, nie teraz, ruszyła maszyna!

Na przestrzeni meczu nastąpiła chyba jakaś refleksja. Coś uległo zmianie. Może i samo z siebie, ale jednak. Jedna z niewielu mniej ślamazarnych akcji piłkarzy z Radomia zaowocowała golem na 0:1. Semedo w dwójkowym rozegraniu z Vagnerem wreszcie pokazał, jak powinno się wchodzić w pole karne. Poklepał, wbiegł w gąszcz białych koszulek, oddał strzał i trafił do siatki. To naprawdę jest takie proste, serio. Możesz tak grać częściej Radomiaku, a nie tylko przez pół godziny z osłabioną Legią.

Potem było jeszcze fajniej i mówimy to z czystym sumieniem. Gospodarze rzucili się do odrabiania strat i nadziali się na fenomenalną (tak jest, fenomenalną) kontrę Radomiaka. Ostatnie podanie Jordao do Vagnera mogą w Radomiu oprawić w ramkę, bo pewnie uratowało ekipie Macieja Kędziorka cały ten sezon. Drugi cios i coraz głośniejsze apele kibiców Legii do swoich piłkarzy, którzy niewiele mogli zrobić.

Reklama

A potem także cios trzeci, który ostatecznie zaważył na nocie bramkarza Legii. Uderzenie Vuskovicia z dystansu znalazło się w siatce, choć zdecydowanie nie powinno. Hładun nie popisał się w tej sytuacji, a to i tak bardzo delikatne słowa.

Wygrana trzema bramkami to mimo wszystko mocny sygnał dla innych drużyn z dołu tabeli i spory wstyd dla Legii. Z drugiej strony to też coś, czego powinniśmy się po tej kolejce spodziewać…

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

172 komentarzy

Loading...