Za każdym razem, gdy Bayern Monachium nie zdobywa mistrzostwa Niemiec, mówi się, że drużyna ze stolicy Bawarii przechodzi kryzys. W tym roku jest jednak jeszcze odrobinę inaczej, bo z maszyną Xabiego Alonso wygrać się po prostu nie dało. A skoro się nie dało, to to w lidze toczy się rywalizacja jedynie o drugie miejsce na koniec sezonu. I w tej rywalizacji Bayern, choć ma jeszcze punktową przewagę, dziś wypadł bardzo blado.
Nie mówcie nic o sztuce gry obronnej czy wyczekiwaniu na swoje okazje. Taktyce i innych pierdołach. Drużynę słabszą rozpoznać bardzo łatwo, a Bayernu nie broniły dziś nawet statystyki. Te potwierdziły tylko próbę oka – Stuttgart chciał grać w piłkę i zagrał w piłkę. Bayern natomiast był cienki jak polsilver.
Stuttgart – Bayern 3:1. Po co się spieszyć!
Podopieczni Thomasa Tuchela prezentowali się dziś bardzo kiepsko. Po przekroczeniu połowy zwykle szybko wracali w okolice własnego pola karnego i klepali w najlepsze w tamtym rejonie boiska. Albo tracili piłkę. Za każdym razem ich akcja rozwijała się w żółwim tempie.
Wolno, wolniej, najwolniej, Bayern Monachium.
Nie oglądaliśmy jednak za wielu tych akcji. Gospodarze rzadko oddawali piłkę ekipie Die Roten i na boisku rządzili bezdyskusyjnie. Pierwszą bramkę zdobyli w pięknym stylu – Deniz Undav doskonałym podaniem obsłużył wbiegającego w pole karne Leonidasa Stergiou, a prawy obrońca Stuttgartu podbił piłkę nad interweniującym Manuelem Neuerem. Kolejne gole dla podopiecznych Sebastiana Hoenessa wisiały w powietrzu, ale…
Rzut karny dla gości wyciągnął z kapelusza sędzia Tobias Welz. Arbiter uznał, że Serge Gnabry został uderzony w twarz w obrębie pola karnego i przez to wywrócił się w obrębie szesnastki. Delikatnie mówiąc – pan Welz chyba nie miał racji. Sprawdzał tę sytuację przy wsparciu VAR-u, ale i tak podtrzymał decyzję z boiska. Do jedenastki podszedł oczywiście Harry Kane i do przerwy, jakimś cudem, Bawarczycy remisowali w tym meczu 1:1.
Wicemistrzostwo na szali
Po zmianie stron niewiele się zmieniło. Gospodarze dobrze czuli się z piłką pod nogami, a Bayern schowany na własnej połowie czekał tylko na ruch rywali. Ci grali dziś o zachowanie jakichkolwiek szans na wicemistrzostwo Niemiec – remis oznaczał utrzymanie straty pięciu punktów na dwie kolejki przed końcem sezonu. Stuttgartowi potrzebne było zwycięstwo, do którego piłkarze Hoenessa dążyli dziś uparcie.
Biegali, rozgrywali, wrzucali, strzelali. Wreszcie dopięli swego i prawdę mówiąc, gdyby nie strzelili w tym meczu kolejnych goli, to moglibyśmy mówić o wielkiej złośliwości losu. A tak Silas mocno dograł na głowę Jeonga, a w samej końcówce sam pokonał Neuera i walka o drugie miejsce w tabeli nadal trwa.
Wszystko jednak nadal w nogach Bawarczyków, którzy zagrają jeszcze z Wolfsburgiem i Hoffenheim. Podopieczni Thomasa Tuchela teraz myślą już pewnie tylko o spotkaniu z Realem w Lidze Mistrzów – póki nie zanosi się na wielką katastrofę w lidze (a w wypadku Bayernu trzecie miejsce byłoby wielką katastrofą), mogą sobie na to pozwolić.
Nie mogą się już jednak potknąć w żadnej z dwóch ostatnich kolejek sezonu. Stuttgart zagra z Augsburgiem i Borussią Moenchengladbach, a po tym, co zobaczyliśmy, nie mamy wątpliwości, że zdoła wyrwać obu drużynom trzy punkty.
Dzisiejszy wynik to oczko puszczone do fanów Bundesligi – Stuttgart i Bayern zapewniają chociaż odrobinę emocji na finiszu sezonu. To też jednak doskonały dowód na to, że Thomas Tuchel naprawdę nie ma czego w Monachium szukać. Włodarze Bayernu nie będą mieli żadnych skrupułów go wylać zgodnie z tym, co powiedział przed starciem dyrektor sportowy Christoph Freund.
Vfb Stuttgart – Bayern Monachium 3:1
Stergiou 29′, Jeong 83′, Silas 90’+3 – Kane 37′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Święto zamiast zadymy. Gigantyczny ciężar derbów Hamburga [REPORTAŻ]
- Rumuńska Odyseja. Po niemal dekadzie tytuł wraca do Bukaresztu
- Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship
Fot. Newspix