Reklama

Kończmy już tę ligę, bo aż wstyd wyłaniać mistrza

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

04 maja 2024, 21:59 • 5 min czytania 171 komentarzy

W tej kolejce skompromitował się już Lech Poznań, wyłożył się Raków Częstochowa, a teraz białą flagę wywiesza Jagiellonia Białystok. Głupio to nawet nazywać walką o mistrzostwo Polski, bo walka z definicji oznacza jakąś próbę sił. Sił, czyli czegoś, czego czołówce Ekstraklasy w tym sezonie brakuje — obserwujemy to w zasadzie tydzień w tydzień.

Kończmy już tę ligę, bo aż wstyd wyłaniać mistrza

Zmierzająca po historyczny tytuł Jagiellonia Białystok ma średnią punktów 1,81 na mecz, jedną z najgorszych we wszystkich europejskich ligach. Jasne, to ofensywny walec, ekipa fajnie grająca w piłkę, dla której obecny wynik i tak jest czymś wybitnym, jest wykręcany ponad stan. Niemniej trzeba Jagę rozliczać jako lidera, a liderem jest kiepskim. Od tygodni wszyscy jej rywale robią wiele, żeby na Podlasiu w końcu zamknęli kwestię mistrzostwa, zaplanowali fetę, zrobili zapasy i ogłosili wielkie święto.

Drużyna Adriana Siemieńca odmawia jednak postawienia kropki nad “i”. Najpierw remis z Legią Warszawa, potem lanie od Cracovii i podział punktów z Pogonią Szczecin, żeby w końcu dostać w łeb w Mielcu od Stali. Na pięć ostatnich gier Jagiellonia zwyciężyła jedną, pokonując Zagłębie Lubin. Terminarz Jaga ma taki, że i tak pewnie do tego tytułu doczłapie, ale fakt, że najgorszy Lech Poznań od lat, potykający się o własne nogi, wyklinany przez wszystkich, wciąż jest tylko cztery punkty od tronu, jest najlepszym podsumowaniem komedii pt. gra o mistrzostwo.

Ekstraklasa. Stal Mielec – Jagiellonia Białystok

Tu nie strzeli, tam nie poda — narzekał przed tygodniem Taras Romanczuk, wytykając młodzieżowcowi Jagiellonii niezbyt dobre decyzje. Ostatnie tygodnie Marczuka faktycznie przesadnio udane nie były, ale chłopak chyba wziął sobie do serca złość kapitana, bo w Mielcu podał, w dodatku tak, że sam mógł tylko rozłożyć ręce i obrazić się na kolegów, bo Nene jego płaskie zagranie wykończył tak, że trafił piłką w Afimico Pululu. Zgodnie z zasadą, że jak żre, to wszystko układa się po myśli nawet w najgorszych momentach, Portugalczyk dostał jednak szansę na powtórkę i dobitka skończyła w siatce.

Marczuk ewidentnie chciał iść za ciosem, więc podał drugi raz. Tym razem efekt był taki, że Jesus Imaz obił poprzeczkę, czyli znów: Marczuk mógłby złośliwie przyczepić się do kolegów, bo po kwadransie powinien mieć na koncie dwie asysty. Żeby do reszty zamknąć usta malkontentom, spróbował też strzału, choć to akurat wyszło mu przeciętnie. Jeszcze gorzej było, gdy przyszło do wykończenia dośrodkowania na piąty metr na samym starcie drugiej połowy…

Reklama

W każdym razie przez dłuższą chwilę wiele wskazywało na to, że Jagiellonia Białystok jednak nie pójdzie w ślady pozostałych drużyn z czołówki, że wykona robotę solidnie. Przez bite pół godziny obserwowaliśmy Stal w roli, do której ostatnio nas przyzwyczaiła: zespołu, który mając już pewne utrzymanie, specjalnie się nie wysila, nie przejmuje, bierze, co da jej los, a że los najczęściej daje porażki, to kibice z Podkarpacia pieklą się, że może jednak przydałoby się wykrzesać trochę więcej ambicji.

Stal więc ją wykrzesała, choć zaczęło się niepozornie. Zagrożenie pod bramką Zlatana Alomerovicia przyszło za sprawą Mateusza Skrzypczaka, który główkował tak, że ustrzelił własny słupek. Chwilę później był wrzut z autu, czyli jedyna rzecz, która w tym sezonie Ekstraklasy nie dowodzi. Łukasz Gerstenstein nie popisał się jednak wrzutem na miarę bicepsów Hulka, a krótkim rozegraniem, po którym precyzyjnie dośrodkował na głowę Ilji Szkurina. Sztuka numer piętnaście wpadła do sieci, co sprawia, że Białorusin wciąż goni Erika Exposito i liczy się w walce o tytuł króla strzelców.

Jagiellonia jak reszta czołówki — nie chce, nie potrafi

Skoro o tytułach, to przesadą byłoby stwierdzenie, że powoli wymyka się on Jagiellonii z rąk, ale w Mielcu sprawy skomplikowały się bardzo szybko i bardzo niespodziewanie. Remis udało się dowieźć do przerwy, a potem powtórzył się scenariusz, który oglądaliśmy przy bramce numer jeden. Dośrodkowanie tym razem posłał Maciej Domański, głowę znów przegrał Kristoffer Hansen, w rolę strzelca wzorowo wpisał się Mateusz Matras i Jaga po trzech minutach drugiej odsłony meczu musiała już odrabiać straty.

O tym, jak wyjątkowa to sytuacja, niech świadczą wyliczenia “EkstraStats” – dotychczas białostoczanie tylko trzykrotnie tracili punkty, gdy otwierali wynik meczu. Jaga mimo prowadzenia przegrała w kwietniu z Cracovią, zremisowała w grudniu z Puszczą Niepołomice (prowadząc już 3:0!), w październiku przegrała z Pogonią Szczecin.

Stal tę listę wydłuży za sprawą Łukasza Gerstensteina. Młodzieżowiec wypożyczony ze Śląska Wrocław ma sezon mieszany jak sos w kebabie. Wiosną raz zagrał dłużej niż czterdzieści pięć minut. Tym razem warto było go jednak zatrzymać na murawie, bo miał swój dzień, wiedział, gdzie być i co zrobić. Gdy piłka spadła mu pod po wybiciu Skrzypczaka, po prostu pieprznął ile sił, co sprawiło, że Zlatan Alomerović nie miał wiele do gadania. Interweniował, ratował, ale poza linią bramkową.

Jak to w takich sytuacjach bywa: jedni rzucili się do ataku, drudzy się zamurowali, więc Jagiellonia jeszcze coś wcisnęła. Konkretnie: wcisnął Afimico Pululu, który dociągnął do dwucyfrówki w tym sezonie. To największy sukces gości na Podkarpaciu, bo w majówkę pobawić mogą się tylko kibice Stali. Drużyna Kamila Kieresia w końcu przyklepała także matematyczne, formalne utrzymanie w Ekstraklasie, co więcej — przedłużeniu ulegnie kontrakt trenera, który uzbierał więcej niż czterdzieści “oczek”.

Reklama

A Jagiellonia? Ech, dajcie spokój. Gramoli się do tego mistrzostwa tak, że zaraz Śląsk Wrocław — przypomnijmy, jedna z najgorszych drużyn wiosny — będzie robiła miejsce w gablocie. W Białymstoku muszą się otrząsnąć, bo taka szansa już się chyba nie powtórzy.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

171 komentarzy

Loading...