Osiemdziesiąta minuta meczu. Liverpool traci bramkę na 2:2 w starciu z West Hamem United i jeszcze bardziej oddala się od mistrzostwa Anglii, a przygotowany do wejścia z ławki rezerwowych Mohamed Salah kłóci się przy linii bocznej z Juergenem Kloppem i jest uspokajany przez partnerów z zespołu. Wydaje się, że ta scenka najlepiej oddaje nastroje panujące obecnie w ekipie The Reds. Co tu dużo gadać, coraz bardziej wygląda na to, że odejście Kloppa z Anfield – choć zaplanowane z wyprzedzeniem, na spokojnie, z klasą – wcale nie przebiegnie gładko i bezboleśnie. Niemiec chciał się bowiem pożegnać drugim mistrzowskim tytułem, a tymczasem wszystko wskazuje na brak happy endu.
Naturalnie The Reds wciąż mają matematyczne szanse na triumf w Premier League, lecz ekipa z Anfield ewidentnie w ostatnich tygodniach spuchła i teraz musi już liczyć na potknięcia głównych oponentów w rywalizacji o tytuł. Dzisiejszy remis z West Hamem to kolejne z całej serii niepowodzeń podopiecznych Kloppa. Liverpool przegrał przecież dopiero co derbowe starcie z Evertonem, poległ również w ligowym starciu z Crystal Palace, no i odpadł z Ligi Europy.
Zrobiło się nieprzyjemnie.
Salah kicking off at Klopp before coming on 😳
— Anfield Edition (@AnfieldEdition) April 27, 2024
Nieskuteczność Liverpoolu
W dzisiejszym spotkaniu The Reds wciąż zmagali się z tymi samymi problemami, które dręczą ich regularnie od wielu tygodni. Po pierwsze mamy na myśli trudność z przekuwaniem sytuacji strzeleckich na gole. W pierwszej połowie ekipa gości w ofensywie wyglądała bowiem naprawdę przyzwoicie – dynamicznie przedostawała się w pole karne West Hamu, umiejętnie spychała drużynę “Młotów” do głębokiej defensywy, robiła naprawdę sporo zamieszania pod bramką Alphonse’a Areoli. Tylko cóż z tego, skoro brakowało konkretów? Zawodnicy Liverpoolu albo fatalnie uderzali, albo w ogóle rezygnowali z oddania strzału i niepotrzebnie decydowali się na jeszcze jedno podanie, albo nie byli w stanie utrzymać linii spalonego. Ciągle coś, ciągle jakieś niedociągnięcia.
Efekt był taki, że West Ham niewiele sobie robił z tak zwanej optycznej przewagi The Reds i nieustannie szukał własnych szans do wyjścia na prowadzenie. Co się zresztą podopiecznym Davida Moyesa udało i to tuż przed przerwą, gdy Jarrod Bowen skierował piłkę do siatki po dośrodkowaniu Mohammeda Kudusa. I tutaj płynnie przechodzimy do drugiej z wielkich słabości Liverpoolu, jaką jest czujność w defensywie.
No naprawdę, klasowy zespół nie ma prawa umożliwić Bowenowi tak łatwego strzału.
Ale taki jest właśnie ostatnimi czasy Liverpool. Jako się rzekło, niezbyt konkretny pod bramką przeciwnika, natomiast już we własnym polu karnym defensorzy The Reds robią naprawdę bardzo konkretne babole i rozdają przeciwnikom prezenty, z których aż nie wypadałoby nie skorzystać.
Bolesny cios
Trzeba jednak oddać liverpoolczykom, że po przerwie wreszcie zdołali dorwać się rywalom do gardła.
Kluczowe bez wątpienia było to, że natychmiast udało im się wyrównać, bo już w 48. minucie do siatki trafił Andy Robertson. Niedługo potem przyjezdni prowadzili już zresztą 2:1, gdy pinball w polu karnym West Hamu zakończył się trafieniem samobójczym Areoli. Tylko że wtedy demony krążące nad ekipą z Anfield ponownie dały o sobie znać. Choć The Reds mieli oponenta – jak się zdawało – na kolanach, to nie udało im się zadać decydującego ciosu, zabić spotkania i zamknąć wyniku. No a “Młoty” bezlitośnie to wykorzystały, raz jeszcze obnażając kiepską postawę Liverpoolu w defensywie. Tym razem Michail Antonio zakpił sobie z kompletnie zdezorientowanego Jarella Quansaha – sprytnie schował się za jego plecami i ładnym uderzeniem pokonał Allisona w 77. minucie gry.
Na to Liverpool nie znalazł już riposty. Nie zebrał się do kolejnego zrywu, podobnego do tego, który nastąpił po przerwie. Wprawdzie parę razy zrobiło się gorąco w polu karnym West Hamu, wpuszczony z ławki Mo Salah szarpnął raz czy drugi, ale brakowało w tym wszystkim przekonania o własnych możliwościach. To nie był ten Liverpool ze szczytowego okresu kadencji Kloppa, który nawet z największych tarapatów potrafił wyjść obronną ręką.
***
Oddala się zatem mistrzostwo od ekipy The Reds. Tak jak zaznaczyliśmy na wstępie, w teorii zespół z Anfield wciąż zachowuje szanse na tytuł, ale w praktyce – trzeba chyba pomału sprowadzając rywalizację o triumf w Premier League do wyścigu Arsenalu z Manchesterem City.
WEST HAM UNITED 2:2 LIVERPOOL FC
J. Bowen 43′, M. Antonio 77′ – A. Robertson 48′, A. Areola (sam.) 65′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?
- Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?
- Mazur: Podolski nie przesądził o wyborach, ale w mediach to on jest zwycięzcą [WYWIAD]
Fot. Newspix/400mm/FotoPyk