Jagiellonia to nie kandydatunio ani żaden kandydacik do mistrzostwa Polski. To dojrzały, pełnoprawny kandydat numer jeden, który dziś przeszedł przez ostatnią z dużych przeszkód na drodze do największego sukcesu w historii klubu. Pogoń biegała, starała się, parła do przodu, miała Biczachczjana, Grosickiego, Kolourisa i, choć Jaga to solidna firma, szczecinianie wracają do domu z punktem.
Na początku spotkania nie zanosiło się na taki scenariusz. Jagiellonia weszła w mecz nastawiona bardzo ofensywnie. Po trzech minutach setka Hansena, który zgubił piłkę gdzieś pod nogą i zostało mu już tylko podanie do Pululu. Ostatecznie akcja zmarnowana, kiepsko zachował się Norweg, koledzy z drużyny i kibice mieli do niego pretensje, jak najbardziej słuszne. Ale wiecie, pierwsze koty za płoty, to przecież dopiero trzecia minuta, nie?
Ale Jaga dalej swoje. Po pięciu minutach podanie jak marzenie od Marczuka i Pululu o centymetry od szczęścia. Wszystko zostało zagrane jak należy, napastnikowi brakło nogi, spokojnie, to przecież dopiero piąta minuta, nie?
Jaga jednak dalej napiera. Po dziewięciu minutach Pululu, znowu on. Bajeczne zagranie piętą na wolne pole i znów w roli głównej Hansen, który swoją niefrasobliwością okradł kolegę z najpiękniejszej asysty tego sezonu, a na pewno rundy wiosennej. Powodów do obaw jednak nie ma, może i Jagiellonia marnuje okazje, ale jest przecież dopiero dziewiąta minuta, nie?
Grosicki z buta wjeżdża
Przez pierwszy kwadrans zamiast obracać głowę od prawej do lewej, siedzieliśmy odrętwieli wpatrzeni w pole karne Pogoni. I kiedy zaczęła nas już od tego bezruchu boleć szyja, szczecinianie postanowili wyskoczyć w szesnastkę Jagiellonii i zdobyć gola. Tak jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Grosicki przyjął podanie od Biczachcziana, popędził na bramkę i strzelił.
Pierwsza szansa i od razu gol. Zabójcza skuteczność przeciw zabójczej nieskuteczności. Pogoń wyglądała w pierwszej połowie jak drużyna, która przyjechała na Podlasie tylko po to, żeby nie dostać za bardzo w czapę. Przykry był to widok w zestawieniu z Jagiellonią, która nastawiona była przede wszystkim na to, żeby tej Pogoni w czapę dać, w dodatku jak najboleśniej.
Pululu (prawie) jednym strzałem
Choć Jagiellonia oddała dziś sporo strzałów, to do uspokojenia atmosfery na stadionie i boisku wystarczył jeden. Po bardzo dobrych piętnastu minutach podopieczni Adriana Siemieńca zastanawiali się pewnie tylko, jakim do cholery cudem przegrywają… Zamiast jednak wykonywać jakieś nerwowe ruchy, po prostu dalej grali swoje. Grali i grali, dośrodkowanie za dośrodkowaniem i wreszcie upragniony efekt tych starań.
Pululu potwierdził tylko, że piłka go dziś szuka. Dostawił nogę do podania Nene i dał Jadze spokój. Po prostu – spokój.
Imaz wyłamuje zamek
W tym spokoju mogło się już urodzić tylko więcej dobrego dla gospodarzy. Adrian Siemieniec lubi mieć mecz ułożony, lubi jak mu rywal nie wierzga pod butem Jagi i potrzebna była druga bramka. Jedno z miliona wykonanych dzisiaj dośrodkowań posłał daleko od celu Marczuk, ale szczęśliwie koledzy zamknęli akcję na lewym skrzydle i pokazali młodemu, że lepiej raz, a dobrze.
Na głowę Jesusa Imaza dorzucił Wdowik, a Hiszpan z bliskiej odległości pokonał Cojocaru i… i tyle. Koniec historii. Wystarczyło dobrze dośrodkować, żeby wysoki Malec i nie taki niski Leo Borges dali się wykiwać małemu Imazowi.
Sobota będzie lepsza dla Pogoni
Co się stało w szatni, że po zmianie stron to fani Jagi rwali sobie włosy z głowy? Opcje są dwie – albo to podopiecznych Adriana Siemieńca uśpił gol Imaza strzelony do szatni, albo Jens Gustafsson potrafi porządnie nagadać swoim piłkarzom. Bez względu na przyczynę, efektem była dobra gra Pogoni, całkowicie pogubiona Jagiellonia i gol Borgesa. Jutro w lepszych humorach obudzą się szczecinianie. W myśl zasady mówiącej o o tym, po czym poznajemy mężczyzn.
Jagiellonia wysłała dziś natomiast dwa, całkiem sprzeczne sygnały. W pierwszej połowie głośno krzyczeli: „Idziemy po mistrza!”.
W drugiej z rezerwą dodali: „A może jednak nie…”
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Piast zaczął wygrywać. O pół roku za późno
- Rekordy frekwencji w Ekstraklasie. „Wyjście na mecz stało się bardziej prestiżowe”
- Jak kluby Ekstraklasy zarządzają swoimi wychowankami? [ANALIZA]
Fot. Newspix