Reklama

Kto wchodzi do pucharów, ten na nie zasługuje, ale są opcje mniej i bardziej perspektywiczne

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

25 kwietnia 2024, 15:26 • 6 min czytania 50 komentarzy

W ostatniej Lidze Minus wiele dyskusji i komentarzy wywołała moja teza, że z punktu widzenia interesu polskiej ligi prawdopodobnie lepiej byłoby, żebyśmy w tym sezonie nie mieli zbyt dużo niespodzianek wśród pucharowiczów, bo grozi to bardzo słabymi wynikami jesienią i opuszczeniem się w rankingu UEFA. Jako że rozmowa w programie zawsze jest dynamiczna, nie wszystkie argumenty wybrzmiały wystarczająco mocno, dlatego chciałem je na spokojnie poruszyć w tym tekście.

Kto wchodzi do pucharów, ten na nie zasługuje, ale są opcje mniej i bardziej perspektywiczne

Raków Częstochowa, Legia Warszawa i Lech Poznań w tym sezonie zawodzą, każdy to widzi. Szczególnie pierwsza dwójka musi się liczyć z tym, że nawet nie wywalczy przepustek do pucharowych eliminacji, co byłoby olbrzymim problemem dla ich budżetów. Na tę chwilę za całkiem realny należy uznać scenariusz, w którym czwórka naszych reprezentantów na arenie międzynarodowej składałaby się z Jagiellonii, Śląska Wrocław i Górnika Zabrze poprzez ligę oraz Wisły Kraków poprzez Puchar Polski. “Biała Gwiazda” w praktyce może już zapomnieć o bezpośrednim awansie i nadal musi drżeć o baraże. Gdyby pokonała Pogoń na Stadionie Narodowym, możliwe, że grałaby w pucharach jako pierwszoligowiec.

Niejeden ligowy obserwator, trochę w kontrze do zawodzących faworytów i chęci wpuszczenia świeżej krwi, życzyłby sobie takiego zestawu, ewentualnie wyłączając Wisłę. Ja do tego grona się nie zaliczam, co rzecz jasna nie znaczy – bo i takie głosy widziałem – że chciałbym obligatoryjnie przyznawać miejsca w pucharach. Nie, jedynie wskazuję, że taka rewolucja w składzie naszych reprezentantów na arenie międzynarodowej najpewniej przyniosłaby więcej szkody niż pożytku. Kibice zainteresowanych klubów mogą mieć to w głębokim poważaniu i całkowicie ich rozumiem. Oni nie muszą patrzeć tak szeroko. Z ich perspektywy liczy się piękna historia drużyny, którą wspierają, reszta ma drugorzędne znaczenie.

Zacznijmy od tego, że w temacie mistrzostwa dla Jagiellonii nie mam żadnych “zastrzeżeń”. Ekipa Adriana Siemieńca musiałaby naprawdę fatalnie zaprezentować się na finiszu, żebym zmienił zdanie. To drużyna w przekroju całego sezonu prezentująca najlepszy, najbardziej powtarzalny futbol i – co warto podkreślić – osadzony przede wszystkim na ofensywnych fundamentach. Pozwala to mieć uzasadnioną nadzieję, że w pucharach zaprezentuje się godnie nawet w razie szybkiej straty Wdowika czy Marczuka i w obliczu startu mistrza Polski dopiero od II rundy eliminacji LM, mimo braku rozstawienia będzie w stanie wygrać przynajmniej jeden dwumecz, co zapewni już miejsce w fazie grupowej Ligi Konferencji. Zatem, “Jadze” życzę historycznego tytułu.

Większe obawy mam w przypadku kolejnych miejsc. Śląsk Wrocław bazował przede wszystkim na szczelnej defensywie i formie Erika Exposito z jesieni. Exposito jednak latem odchodzi, więc jeśli nie uda się od razu znaleźć klasowego następcy, do pucharów wrocławianie przystąpią z Patrykami Klimalą i Szwedzikiem w ataku. A że nawet europejski średniak z dolnej półki w wymiarze taktycznym i defensywnym raczej nie będzie odstawał od WKS-u, różnicę może zrobić jakość indywidualna, której Śląsk ma zwyczajnie niewiele w porównaniu do ligowej konkurencji. Fakt, iż ze swojego staniu posiadania wyciskał w ostatnich miesiącach znacznie więcej, zasługuje na uznanie, ale takie historie rzadko mają przyszłość w dłuższym wymiarze, zwłaszcza przy tylu zawirowaniach wokół klubu.

Reklama

Górnik Zabrze tak pięknie uciera nosa kolejnym faworytom, że trudno się nie uśmiechnąć i nie trzymać kciuków za piłkarzy Jana Urbana. W kontekście pucharowym perspektywy są jednak nad wyraz niepewne, bo finanse klubu i jego struktury wymagają jeszcze większych napraw niż w przypadku Śląska. No, chyba że sprzedaż Górnika po wyborach zostałaby błyskawicznie sfinalizowana, a nowi właściciele natychmiast rozpoczęliby proces naprawczy, nie skąpiąc przy tym pieniędzy.

W tej dyskusji mamy także argument historyczny. W ostatnich latach kluby, które wchodziły do pucharów incydentalnie i nieregularnie, rzadko dawały powody do zadowolenia, a do fazy grupowej któregokolwiek pucharu po trzecim podejściu udało się awansować tylko Rakowowi. Częstochowianie i tak byli wyjątkiem, bo już w debiucie sprawili wielką niespodziankę, wyrzucając za burtę Rubin Kazań z Chwiczą Kwaracchelią na skrzydle. Reszta rzadko miała się czym chwalić. Licząc od 2013 roku, gdy Śląsk zaimponował ograniem Club Brugge, do chlubnych wyjątków można jeszcze dopisać wygrane dwumecze Jagiellonii z Rio Ave, Zagłębia Lubin z Partizanem Belgrad i biedującego Ruchu Chorzów z Esbjergiem.

Arka Gdynia dzielnie walczyła z Midtjylland, ale koniec końców poległa. Cracovia trzy razy próbowała i za każdym razem odpadała na pierwszym rywalu. Górnik po rewelacyjnym sezonie w roli beniaminka zebrał baty od Trenczyna. Piast jako mistrz pokpił dwumecze z BATE i Riga FC, dopiero rok później wypadł przyzwoicie, eliminując Dinamo Mińsk i austriacki Hartberg. FC Kopenhaga okazała się już zbyt mocna i za to trudno było mieć większe pretensje. Pogoń Szczecin ostatnio startowała trzy razy z rzędu i nie ograła jeszcze poważnego przeciwnika, choć i tak rokuje lepiej niż większość ligowej konkurencji. Lechia Gdańsk dostawała pierwszego lepszego średniaka (Broendby, Rapid Wiedeń) i już jej nie było.

Oczywiście zaraz ktoś przypomni w kontekście Legii czy Lecha wszystkie Żalgirisy, Stjarnany, Dudelange czy Astany i się nie pomyli. Jasne, te kluby też nie dają gwarancji, że będzie dobrze, ale zwiększają takie prawdopodobieństwo. Mimo wszystko jeśli ktoś w ostatnich latach pisał piękne pucharowe historie – nieraz zahaczające o wiosnę – to właśnie ta dwójka. Czy to się komuś podoba, czy nie, Legia i Lech mają najwyższe budżety, najbardziej rozbudowane struktury i największe doświadczenie, a przede wszystkim, mają zdecydowanie najwyższy współczynnik rankingowy, przynajmniej na początku dający rozstawienie. Raków dopiero aspiruje do takiego poziomu w rankingu, ale przez trzy ostatnie lata był na dobrej drodze. Jeśli więc kluby te mają tu i teraz spore problemy, nadal istnieje spora szansa, że w razie udanego zakończenia sezonu, w ciągu kolejnych dwóch miesięcy sytuacja zmieni się na lepsze. W przypadku “Kolejorza” wystarczy zacząć od zatrudnienia trenera z odpowiedniej półki.

To wszystko nie oznacza, że komukolwiek chciałbym zabronić gry w Europie, a kogoś innego sztucznie faworyzować na ligowej mecie. Kto wchodzi do pucharów, ten na nie zasługuje, tu nie ma z czym polemizować. Wskazuję tylko na zagrożenia płynące ze zrealizowania romantycznego scenariusza o licznych niespodziankach. Tak samo w reprezentacji Polski nadal wolałbym oglądać Roberta Lewandowskiego zamiast Krzysztofa Piątka, mając jednocześnie świadomość, że nawet z “Lewym” w składzie jesteśmy w stanie zawalić każdy mecz i przegrać z Mołdawią.

Reklama

Jeżeli ostatecznie na podium poza Jagiellonią znajdą się Śląsk i Górnik, a Wisła pokona Pogoń, będę trzymał za nich kciuki równie mocno jak za każdego innego pucharowicza, bo traktuję ich jako reprezentantów polskiej piłki, pracujących na rzecz wspólnego interesu.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
1
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Ekstraklasa

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
1
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

50 komentarzy

Loading...