Wczoraj Wisła Kraków rozegrała dość wstydliwe dla siebie spotkanie. Bo nie dość, że strzeliła gola dopiero w 91. minucie, to jeszcze kilkadziesiąt sekund później dała sobie wsadzić bramkę wyrównującą. Może nie byłoby to tak dotkliwe, gdyby chodziło o topowy zespół w lidze, ale Wisła straciła ostatecznie punkty z walczącą o utrzymanie Resovią. Albert Rude wskazał po meczu, co mogło złożyć się na rozczarowujący wieczór.
– Grając tak dużo meczów w tak krótkim czasie, można być zmęczonym. Bardzo trudno utrzymywać do końca koncentrację. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę sposób, w jaki gramy. Staraliśmy się dać z siebie sto procent, ale rywal był bardzo zmobilizowany w pierwszej połowie. Grali w domu, bronią się przed spadkiem. Byli krok przed nami, wygrywali drugie piłki, pojedynki w ofensywie i obronie. Sprawili, że to był dla nas bardzo trudny mecz w pierwszej części – przyznał na konferencji pomeczowej szkoleniowiec Wisły Kraków.
I dodał: – Próbowaliśmy, ale zatrzymywali nasze ataki, zamykali przestrzenie, gdzie mogliśmy posyłać piłkę. Wiedziałem, że to będzie niemożliwe, żeby wytrzymali taki poziom zaangażowania i że pewne przestrzenie muszą się w końcu otworzyć. I musieliśmy po prostu wykorzystać te przestrzenie. W końcówce meczu to wykorzystaliśmy, ale powinniśmy lepiej tę rywalizację zamknąć. Straciliśmy dwa punkty.
W rzeczy samej. Remis z Resovią chluby Wiśle nie przynosi, a tym bardziej w takich okolicznościach. To o tyle znaczące, że w ostatnich pięciu meczach ligowych krakowska ekipa wygrała tylko raz. To spowodowało, że jest już tylko na skraju strefy barażowej. Jeśli tak będzie to wyglądać do końca sezonu, kluczowe rozstrzygnięcia będą w rękach rywali, nie samej Wisły.
Czytaj więcej o polskiej piłce:
- Musiolik: Podolski jest bezcenny. Nie ma takich ludzi w polskiej piłce
- Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona
Fot. Newspix