Reklama

Echa El Clasico. Czas zorganizować zbiórkę na goal-line dla biednego Tebasa

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

22 kwietnia 2024, 12:43 • 5 min czytania 25 komentarzy

Wiecie, co można kupić za 4 mln euro? Jeden z najdroższych samochodów świata, Lamborghini, ale też prawie całą jedenastkę złożoną z Maciejów Rosołków czy pół składu Puszczy Niepołomice. Ba, tyle warty jest też kontrakt Javiera Tebasa, prezesa ligi hiszpańskiej, którego pensja od 2014 roku wzrosła kilkunastokrotnie, a w samym roku pandemicznym o 30% względem roku poprzedniego. Nieźle, co? I właśnie taki gość, który w tak dużej firmie sobie oraz podwładnym nadał status pączka w maśle, żałuje kilku baniek rocznie na jedną z ważniejszych technologii w piłce nożnej.

Echa El Clasico. Czas zorganizować zbiórkę na goal-line dla biednego Tebasa

Goal-line jest w futbolu obecny od kilkunastu lat. Nie będziemy przypominać, dlaczego stał się tak istotny, bo wystarczy przypomnieć tylko pięć haseł: Lampard, Anglia, Niemcy, mundial, 2010. Po jednej z największych pomyłek w historii tej dyscypliny nacisk na wspomaganie sędziów był coraz większy, aż wreszcie stał się faktem. W pewnym okresie mieliśmy nawet sędziów zabramkowych, ale z czasem było jasne, że jedynym słusznym rozwiązaniem na rozstrzyganie, czy piłka przekroczyła linię bramkową o centymetry, czy nie, jest goal-line.

A przynajmniej tak stwierdzono w różnych krajach, tylko nie w Hiszpanii. Gdy w La Lidze pojawiła się opcja wprowadzenia goal-line w 2017 roku, Tebas stwierdził, że system jest za drogi jak na liczbę sytuacji, w których może być wykorzystany. Wtedy wyliczył, że to zaledwie 7-8 potencjalnych kontrowersji rocznie, a wczoraj, po wystąpieniu kolejnej w El Clasico, która mogła wpłynąć na rywalizację o mistrzostwo, zaczął przywoływać błędy technologii z przeszłości. Sęk w tym, że jest ich kilka i to na przestrzeni 10 lat w całej Europie. To przecież nie VAR, który corocznie płata figle nam i zawodnikom ze względu na ludzką ingerencję. Podkreślamy “ludzką”, bo w przeciwieństwie do VAR-u goal-line to taki automatyczny kalkulator, za który Tebas postanowił nie płacić i jednocześnie wymagać od księgowej, żeby do perfekcji opanowała szkolną umiejętność pisemnego mnożenia.

https://twitter.com/omifyyy/status/1782250836384743830

Ale nawet w szkole na lekcjach matematyki kalkulator jest zawsze pod ręką. Nawet jeśli go nie masz, ma ktoś inny. Nie jest obowiązkowy, ale – słowo klucz – przydaje się w trudniejszych obliczeniach, których nie zrobisz na kartce. To tak jak z systemem goal-line, którego obecność rozumieją choćby w Premier League, ale najwyraźniej nie La Lidze, która skompromitowała się w największym meczu na własnym podwórku. Nie wiemy bowiem, czy Yamal strzelił gola w 28. minucie na 2:1, czy nie, bo Łunin zasłonił ciałem jedyną kamerę mogącą dać klarowną odpowiedź.

Reklama

A przecież nie od wczoraj wiemy z kolei, że system VAR, który miał pokryć lukę po goal-line, bywa zawodny. Że sędziom czasami zabraknie jednej czy dwóch kamer, żeby dobrze ocenić sytuację. I to boli szczególnie w chwilach, gdy na ostateczną decyzję mają wpływ centymetry, tak jak na przykład w bramkach anulowanych przez spalonego. Co musiał sobie pomyśleć Ilkay Gundogan, który po strzale młodszego kolegi od razu podszedł do sędziego i pokazał na zegarek, ale w odpowiedzi usłyszał, że w Hiszpanii nie ma czegoś takiego jak goal-line. Niemiec chyba zgłupiał, poczuł się jak w erze futbolu dawno minionej.

Oczywiście nie będziemy iść od razu w tony, że to niepoważna liga, ale nie ma co ukrywać: na tle ligi angielskiej technologiczne zaplecze La Ligi wypada po prostu blado. Co więcej, jak niepoważne wyglądają słowa Javiera Tebasa o oszczędnościach na przydatnym systemie podnoszącym powagę rozgrywek, skoro sam zapycha własny portfel do granic możliwości. Z jednej strony wychodzi z niego odrażający sknera, który ciągle przypomina klubom o zmniejszaniu budżetu na pensje, chętnie nakłada limity finansowe i żałuje kilku milionów na system rozwiązujący sprawy za znacznie więcej pieniędzy, a z drugiej mamy do czynienia z jednym z najlepiej zarabiających ludzi w świecie hiszpańskiego futbolu. Taki kontrast, co by nie mówić, budzi spory niesmak.

https://twitter.com/ArchivoVAR/status/1782311389765255462

Różne ligi w Europie, takie jak Ekstraklasa, przyznają, że nie stać ich na system goal-line, rozumiemy to. Ale akurat w Hiszpanii stwierdzenie, że piłkarskiej federacji na coś “nie stać”, jest jawnym waleniem głupa. Nie chodzi o złote kible w budynku La Ligi, nie złote kalesony dla sędziów czy kamery telewizyjne 4K z rentgenem i podczerwienią. To tylko system, który daje spokój w razie gaszenia takich pożarów jak w El Clasico. A zamiast właśnie rozwiązania problemu w zarodku, na całym świecie mamy dyskusję, czy Barcelona aby nie została okradziona z bramki w jednym z najważniejszych meczów sezonu. – W futbolu jest tyle pieniędzy, że do takich sytuacji nie powinno w ogóle dochodzić. To wstyd dla świata piłki. Nie mogę w to uwierzyć – przyznał po meczu Marc-Andre ter Stegen, bramkarz “Dumy Katalonii”.

Wątpimy jednak, że ktoś poczuł wstyd, coś w tej kwestii się zmieni i od następnego sezonu w La Liga będzie system goal-line. Jeśli nie, organizatorzy rozgrywek mogliby chociaż dodać na każdym stadionie ze dwie kamery, które poszerzyłyby perspektywę na linię bramkową. To nie fizyka kwantowa, a powinien być wręcz obowiązek. Panie Tebas, jeśli chcecie być gorsi niż Sknerus McKwacz, zróbcie chociaż coś dobrego dla ligi po taniości. A jeśli nawet na to brakuje kasy – tak, z pewnością da się w to uwierzyć – czas chyba zorganizować zbiórkę dla najbiedniejszego prezesa najbiedniejszej federacji w Europie.

CZYTAJ WIĘCEJ: 

Reklama

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
0
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
14
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Hiszpania

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
0
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
14
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

25 komentarzy

Loading...