Jakub Kiwior ma rozegranych w karierze 25 spotkań w Premier League. Zdobył w nich dwie bramki, a jedną w ubiegłym sezonie, kiedy Arsenal rozbijał na własnym stadionie 5:0 Wolverhampton Wanderers. Dziś reprezentant Polski znów zagrał w lidze przeciwko tej drużynie. Dobra wiadomość – wrócił do pierwszego składu Arsenalu, zagrał dużo lepiej w drugiej połowie i był aktywny w ofensywie. Zła? W pierwszej części gry w defensywie zanotował kilka niepewnych zagrań, a jedno, szczególnie złe, prawie zakończyło się golem dla przeciwnika. Swoją grą Kiwior zapraszał rywala: „Chodźcie, grajcie moją stroną!”. Arsenal wygrał jednak 2:0 i awansował na pierwsze miejsce w tabeli.
Mało brakowało, a Kiwior w meczu z Wolverhampton miałby asystę już po 41 sekundach. Polak ruszył lewą stroną i dograł piłkę do Kaia Havertza. Niemiec uderzył celnie, ale zdecydowanie za słabo. W kolejnych minutach reprezentant Polski próbował angażować się w akcje ofensywne. Było widać, że szuka podaniami Gabriela Jesusa i w końcówce pierwszej połowy świetnie zagrał do Brazylijczyka, ale ten nie opanował piłki. Minęło kilka minut i Jesus zachował się już dużo lepiej w polu karnym gospodarzy. Przyjął piłkę, nie dał sobie jej zabrać i zagrał do Leandro Trossarda, a Belg rzadko spotykanym strzałem trafił w okienko.
Błąd Kiwiora, szczęście Arsenalu
Ale wróćmy do Kiwiora. Polak niestety mylił się w defensywie. To po jego błędzie, kiedy dał sobie w łatwy sposób zabrać piłkę, ruszył z nią prawą stroną Joao Gomes, ale David Raya, bramkarz Arsenalu, sparował jego uderzenie na słupek. Dla Kiwiora był to 18. mecz w tym sezonie w Premier League. Polak wrócił do gry po trzech kolejnych spotkaniach ligowych, które spędził na ławce rezerwowych. Wcześniej wyszedł od pierwszej minuty w wyjazdowym meczu z Manchesterem City (0:0). Teraz, choć poziom rywala był dużo niższy, w jego grze było widać trochę niepewności, ale Arsenalowi dopisało też szczęście.
Zespół z Londynu w ostatnim czasie gra świetnie na wyjazdach. Przed spotkaniem z Wolverhampton miał serię pięciu spotkań na obcych boiskach w lidze, w których nie stracił gola. Mało tego – rywale w tych spotkaniach oddali tylko cztery celne strzały. Dziś Arsenal strzelił gola tuż przed przerwą, a w drugiej połowie grał dużo pewniej i kontrolował wydarzenia na boisku. Po godzinie gry zdecydowanie lepszy w tej części meczu Kiwior został ostro zaatakowany w powietrzu przez przeciwnika, ale na szczęście nic mu się nie stało. W kolejnych minutach Polak i jego koledzy grali mądrze, a wśród gospodarzy wyróżniał się tylko wprowadzony na boisko Mario Lemina. To było zdecydowanie za mało, by zagrozić faworytowi. Arsenal mógł podwyższyć wynik, ale w ostatnich minutach po ładnym dryblingu pomylił się Bukayo Saka. Kropkę nad i postawił jednak chwilę później Martin Odegaard, popisując się świetną dobitką z ostrego kąta.
Ludzie Artety chcą więcej
Arsenal, dzięki wygranej, awansował na pozycję lidera Premier League. We wtorek Kiwiora i spółkę czeka kolejne spore wyzwanie. Arsenal rozegra na własnym stadionie derbowy mecz z Chelsea. To kolejny krok, który trzeba postawić, jeśli marzy się o pierwszym od 20 lat (tak, od 20 lat!) mistrzostwie Anglii. Arsenal od 2017 roku tylko raz – w ubiegłym sezonie – zakończył Premier League na podium (był wtedy wicemistrzem). Wygląda na to, że w tym sezonie pierwsza trójka jest bardzo prawdopodobna, ale Mikel Arteta i jego ludzie oczywiście chcą więcej.
Wolverhampton Wanderers – Arsenal 0:2 (0:1)
Trossard 45, Odegaard 90+4
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O PREMIER LEAGUE NA WESZŁO:
- Sarri znowu dostanie pracę w Premier League?
- Dlaczego projekt Newcastle tak się posypał? Tłumaczymy
- Liverpool jest jak Klopp – kończy mu się energia