Pierwsza zasada europejskiej piłki brzmi: nigdy nie skreślaj Realu Madryt. Choćby nie wiem jak źle Królewscy wyglądali, i tak mogą ci zasadzić kopa w tyłek. Boleśnie przekonali się o tym piłkarze Manchesteru City, którzy przegrali z drużyną Carlo Ancelottiego w rzutach karnych w ćwierćfinale Champions League. A to oznacza dwie rzeczy: Anglicy nie obronią tytułu, a pucołowaty Włoch zemścił się na nich za klęskę 0:4 z półfinału Ligi Mistrzów poprzedniego sezonu!
O przewadze gospodarzy w tym spotkaniu świadczy statystyka z 70. minuty: Obywatele mieli wówczas na swoim koncie 13 rzutów rożnych, Real natomiast… zero. Naprawdę rzadko ogląda się spotkania, w których Królewscy bronią się przez 90-95 procent czasu, a tak właśnie było w środowy wieczór.
We wspomnianym momencie to jednak madrytczycy prowadzili 1:0 po golu Rodrygo (niezwykła akcja podczas której piłkarze gości Vinicius i Bellingham dwukrotnie o centymetry uniknęli spalonych), choć tak naprawdę wynik powinien być zgoła odmienny. No ale Haaland trafił głową piłkę w poprzeczkę, strzał Grealisha z pola karnego genialnie zablokował Rudiger, świetną wkrętkę De Bruyne z rzutu rożnego wybronił Łunin i tak dalej, i tak dalej.
Patrząc na ten mecz człowiek miał wrażenie, że to niemożliwe, aby pudłować tak hurtowo. I że City w końcu musi coś wcisnąć, nie ma innej możliwości.
Manchester City – Real 1:1 (rzuty karne 3:4). Wielkie emocje w ćwierćfinale
Po 75 minutach przewagi gospodarzy wielu kibiców z całego świata mogło w końcu zacząć myśleć, że Real dowiezie to fartowne 1:0. I oczywiście wtedy padła bramka wyrównująca. Jej autorem był wszędobylski De Bruyne, który wcześniej, mimo że jest zawodnikiem rudowłosym, mógł osiwieć z nerwów przez te wszystkie pomyłki.
Belg wykorzystał podanie piłki od… Rudigera, który wybił ją za lekko sprzed bramki i pomógł rywalowi wyrównać. W kolejnych akcjach De Bruyne miał jeszcze dwie znakomite szanse, żeby zamknąć mecz, ale pudłował, ku wściekłości Guardioli.
Doszło więc do dogrywki, a patrząc na mowę ciała obu zespołów tuż przed nią można było pomyśleć, że Real będzie miał zaraz jeszcze większe problemy. Przed startem dodatkowych 30 minut masażyści Królewskich pracowali jak szaleni, by postawić na nogi umierającego z wycieńczenia Carvajala. Kilku innych zawodników Ancelottiego wyglądało niewiele lepiej.
W tym samym czasie piłkarze z Manchesteru sprawiali wrażenie gości, którzy mogą biegać jeszcze z godzinkę i nic wielkiego im się nie stanie. Potwierdzili to zresztą jakiś czas potem, kiedy Walker dogonił pędzącego do kontry Viniciusa, a następnie… zastawił piłkę ciałem przed Brazylijczykiem. W starciu dwóch demonów prędkości kapitan The Citizens był górą, ale w ataku tak znakomicie mistrzom Anglii już nie szło.
Guardiola zdjął po 90 minutach bezbarwnego Haalanda licząc, że lis pola karnego Alvarez da drużynie coś ekstra z przodu. Tak się nie stało, Real o dziwo przetrwał dogrywkę w jednym kawałku. Ani Argentyńczyk, ani wspaniały rezerwowy Doku, który w drugiej połowie dał gospodarzom niesamowity impuls, nie byli w stanie zrobić Łuninowi kuku.
Karne w tym meczu były naprawdę porąbane. Przede wszystkim przez kilkadziesiąt sekund… nie było piłki, by je wykonywać. Czuliśmy się trochę jak na podwórku, na którym grupa chłopaków chciałaby jeszcze pograć, ale jeden z nich – akurat ten, którego futbolówka jest własnością – wziął ją pod pachę i obrażony na kolegów poszedł do domu. Absurd.
Gdy piłka w końcu się znalazła, Modrić wykonał kiepsko inauguracyjnego karnego. Albo inaczej – wydawało się, że Luka strzelił słabo, dopóki Bernardo Silva nie “popisał się” jeszcze gorszym uderzeniem – trafił w środek bramki, prosto w dłonie Łunina. Portugalczyk liczył zapewne, że Ukrainiec rzuci się wcześniej w jeden z rogów. Cóż, tak się nie stało, a golkiper Realu obronił jeszcze strzał Kovacicia. Nie dał za to rady… Edersonowi, który podszedł jako ostatni w City do jedenastki. I strzelił ją perfekcyjnie – to były naprawdę dziwne karne!
Pozostało więc pytanie: czy Rudiger w piątej serii wytrzyma presję? Niemiec w tym dwumeczu schował do kieszeni Haalanda, dziś generalnie mocno jeździł na tyłku, jakby chciał przypomnieć Ancelottiemu, że zeszłoroczna decyzja o posadzeniu go w rewanżowym półfinale Ligi Mistrzów na ławie była głupia (bo była). Antonio nie pękł na robocie, co oznacza, że to Real zagra z Bayernem o wielki finał!
Hiszpanie wspominali niedawno, że Rudiger – mieszkający niedaleko trenera Królewskich – czasem podwozi go do klubowego ośrodka treningowego. Po tak wykonanym karnym Carletto powinien przynajmniej przez kolejny sezon sponsorować mu benzynę, bez dwóch zdań!
Manchester City – Real 1:1 (rzuty karne 3:4)
De Bruyne 76′ – Rodrygo 12′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Łzy Barcelony. Wciąż blamaż, ale inny niż poprzednie
- Imaz: Po mistrzostwie Polski będę legendą Jagiellonii
- Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City
Fot. Newspix