Kosta Runjaić odchodzi z Legii Warszawa jako trener zwolniony, a nie jak z Pogoni Szczecin, z własnej woli i na własnych warunkach. Teoretycznie więc na koniec jawi się jako człowiek przegrany, ale ostatni okres jego pracy przy Łazienkowskiej nie może przysłonić całego dorobku, który bez wątpienia wychodzi mu na plus.
Runjaić przychodził do “Wojskowych” po jednym z najgorszych sezonów w całej ich historii. Drużyna w pewnym momencie realnie była zagrożona spadkiem i pobiła swój rekord porażek w jednym sezonie Ekstraklasy (17). Stało się jasne, że Niemiec z serbskimi korzeniami przychodzi po to, żeby oddzielić przeszłość grubą kreską i sportowo zbudować Legię na nowo, przywracając ją do walki o najwyższe cele.
Kosta Runjaić w Legii Warszawa [PODSUMOWANIE]
Powstanie z kolan
To się udało, a że ten wątek należy uznać za najważniejszy, każdy inny minus nie przysłoni podstawowego faktu, że Legia pod wodzą Runjaicia zasadniczo wróciła na właściwe tory – zarówno na podwórku krajowym, jak i międzynarodowym.
Styl gry w pierwszym sezonie długo pozostawiał wiele do życzenia, ale nowy trener bronił się wynikami. Co prawda już w 3. kolejce zebrał bolesny oklep na Cracovii (0:3), półtora miesiąca później jeszcze boleśniejszy od Rakowa (0:4), by na dodatek po miesiącu polec w Płocku (1:2), ale aż do drugiej połowy kwietnia 2023 roku były to jego jedyne porażki. Legia passę meczów bez przegranej wyśrubowała do dziewiętnastu, ustanawiając w tym względzie swój najlepszy wynik w XXI wieku. Zabrakło sześciu spotkań do wyrównania rekordu absolutnego drużyny Pawła Janasa z 1994 roku.
Jak wspomnieliśmy, wizualnie Legia w początkowych miesiącach po nowym rozdaniu nie zachwycała. Seriami przepychała mecze, by w międzyczasie zaliczać też wpadki. Kolejno miała takie spotkania:
- 1:0 ze Stalą Mielec
- 3:2 po dogrywce z Termaliką w Pucharze Polski
- 1:0 z Radomiakiem
- łomot 0:4 od Rakowa
- 3:2 z prowadzącą już dwoma bramkami Miedzią, która i tak powinna prowadzić wyżej
- 0:0 z Lechem w Poznaniu, gdy Legia ewidentnie przyjechała nie przegrać
- 1:0 z Wartą Poznań
- 1:2 z Wisłą Płock
Okiełznanie Josue i rozwój innych zawodników
Z czasem jednak gra stołecznej ekipy zaczęła dawać większe przyjemności wizualne. Pierwszym sygnałem, jaki jest jej ofensywny potencjał była kanonada w Białymstoku, gdzie “Wojskowi” wygrali aż 5:2, a Josue ustrzelił hat-tricka.
I tutaj dochodzimy do kwestii personalnych, w których Runjaić wykazał się wyczuciem i doświadczeniem. Na starcie zaryzykował i dał opaskę kapitańską Josue, dzięki czemu – na tyle, na ile to możliwe – okiełznał go i ukierunkował na dobro całego zespołu. Biorąc pod uwagę wizerunek portugalskiego pomocnika, taka decyzja zdecydowanie nie należała do oczywistych.
Przy nim niesamowity postęp poczynił Bartosz Slisz, dotychczas kojarzący się z cech typowego defensywnego pomocnika. Zaowocowało to transferem do MLS i miejscem w wyjściowym składzie reprezentacji Polski. Runjaić ma także zasługi dotyczące rozwoju Ernesta Muciego. Trzeba też przyznać, że na początku obecność Kacpra Tobiasza w bramce nie budziła kontrowersji, bo młokos po prostu dawał radę, co także stanowiło pozytyw.
Zdobywanie trofeów
Runjaić pracując w Legii przełamał kilka własnych niemocy. Oderwał od siebie łatkę trenera, który przez niewytrzymywanie ciśnienia zawala najważniejsze mecze. W Pogoni było ich mnóstwo. W ostatnim półroczu pod jego wodzą “Portowcy” przed własną publicznością przegrywali 0:3 z Lechem i 1:2 z Rakowem, gdy Niemiec wystawił na prawej obronie dopiero wracającego do gry po kontuzji stopera Benedikta Zecha, z czego w decydującej akcji skorzystał Ivi Lopez. Tamte wpadki w znacznej mierze przekreśliły szanse na mistrzostwo. We wcześniejszych sezonach Pogoń potrafiła kompromitować się na Łazienkowskiej i już do przerwy przegrywać czterema golami.
Z Legią Runjaić wiosną ubiegłego roku najpierw w znakomitym stylu pokonał Raków w lidze (3:1), a miesiąc później kosztem “Medalików” sięgnął po Puchar Polski, mimo że już w początkowych minutach czerwoną kartkę obejrzał Yuri Ribeiro. Na starcie nowego sezonu poprawił to zdobyciem Superpucharu Polski – ponownie po zwycięskich rzutach karnych z Rakowem. W końcu 52-letni szkoleniowiec mógł sobie wpisać do CV konkretne osiągnięcia.
Puchar Polski i wicemistrzostwo w jego premierowym sezonie zgodnie przyjęto jako bardzo dobry wynik. Po wcześniejszych zawirowaniach brak kolejnego tytułu w Ekstraklasie aż tak nie raził, zwłaszcza że Raków w przekroju całych rozgrywek był naprawdę świetnie dysponowany i już sam fakt, że Legia jako jedyna przez pewien czas dotrzymywała mu kroku zasługiwał na uznanie. Postępy w niektórych aspektach stały się zauważalne gołym okiem. Drużyna, która rok wcześniej seryjnie traciła gole ze stałych fragmentów gry, teraz w tym aspekcie broniła najlepiej w całej lidze, a w klasyfikacji strzelających ze SFG lepszy był jedynie Raków.
Sukcesy w pucharach
Trwający sezon miał być postawieniem kropki nad “i” w temacie odbudowy, cele stały się jeszcze ambitniejsze. W kontekście europejskich pucharów Runjaić, mimo wstydliwej porażki w dwumeczu z Molde na sam koniec, zapisał chlubną kartę. Legia w eliminacjach z przodu grała porywająco, tworząc spektakle z Austrią Wiedeń czy Midtjylland. A jej domowy występ w fazie grupowej Ligi Konferencji z Aston Villą był jednym z najlepszych pucharowych meczów polskich klubów w ostatnich latach.
Końcówka września stanowiła punkt kulminacyjny jeśli chodzi o rozwój Legii Runjaicia. Wtedy plotki łączące go z dołującym w 2. Bundeslidze Schalke traktowano z lekkim politowaniem, dziś pewnie sam zainteresowany chciałby mieć takie alternatywy.
Zapaść od października
Wszystko zaczęło się psuć od porażki 0:2 w Białymstoku, gdy sztab “Wojskowych” postanowił wystawić rezerwowy skład. Tak naprawdę do dziś nie udało się wrócić do pełnej równowagi. Stołeczny zespół na wszystkich frontach w sześciu spotkaniach doznał aż pięciu porażek, a jedyne zwycięstwo ze Zrinjskim Mostar na wyjeździe zostało odniesione w wyjątkowo szczęśliwy sposób. Po kompromitacji przed własną publicznością ze Stalą Mielec w głowie Jacka Zielińskiego pewnie po raz pierwszy poważnie zakołatała myśl o zmianie trenera. Grudniowe odpadnięcie z Pucharu Polski po porażce z Koroną mogło ją jeszcze wzmocnić, ale Runjaić na koniec wybronił się pokonaniem Alkmaar i wyjściem z grupy.
Ten rok jednak od początku układał się źle. Po wymęczonej wygranej w Chorzowie Legia zawodziła w sześciu kolejnych występach. Z Molde odpadła bez dyskusji, a w lidze frajersko wypuszczała punkty. Runjaiciowi można było zarzucić totalne przestrzelenie ze składem w pierwszym spotkaniu z Norwegami. W przerwie dokonał aż czterech zmian i gra uległa diametralnej poprawie. Do tego niemiecki trener zdecydowanie za długo ciągnął za uszy Tobiasza, stawiając na Dominika Hładuna dopiero po odpadnięciu z pucharów. Mnóstwo cięgów zbierał także za usilne dawanie szans Maciejowi Rosołkowi, który najczęściej pokazywał, że zwyczajnie nie prezentuje odpowiedniego poziomu.
Osobny temat to generalnie oporne stawianie na młodzież. Jesienią raził brak poważniejszych szans dla Igora Strzałka, dziś coraz więcej mówi się o groźbie wypuszczenia z klubu kolejnego wielkiego talentu w osobie Filipa Rejczyka, który może nie rozegrać wymaganej liczby minut, aby jego kontrakt przedłużył się automatycznie.
W kryzysowych okresach łatwiej pewne wątki wypominać. Fakt, iż Runjaić ciągle nie mówił normalnie po polsku, drażnił bardziej niż zwykle, właśnie wtedy tego typu rzeczy chętniej się wytyka. Nie chodzi o najważniejszą sprawę pod słońcem, ale jeśli ktoś pracując w Polsce od 2017 roku nadal nie jest w stanie udzielić normalnego wywiadu w naszym języku, trudno to uznać za coś innego, niż zwykłe lenistwo. Przy takim podejściu nawet kolejnych siedem lat nad Wisłą mogłoby nie oznaczać przełomu.
Luki po zimowych transferach
Oczywiście okolicznością łagodzącą za ostatnie tygodnie musi być stan kadrowy. Legia sprzedała Muciego i Slisza, czyli dwóch kluczowych zawodników, a w zamian przyszedł tylko nieprzygotowany do rywalizacji na takim poziomie Zyba. Jakby tego było mało, poważnej kontuzji doznał Blaż Kramer, który nieźle wszedł w rok, asystując z Ruchem i strzelając dwa gole Koronie. Mimo wszystko jednak, ze Sliszem czy bez, z Mucim czy bez, Legia nie miała prawa zremisować u siebie z Puszczą i wypuścić dwubramkowego prowadzenia w Kielcach czy przegrać z Widzewem. Ostatnio wyniki się poprawiły, z formą wystrzelił wreszcie Marc Gual, ale nie wystarczyło to do zachowania posady.
Moment zmiany trochę nas zastanawia. Jest jasne jak słońce, że gdyby w niedzielę Legia dowiozła 1:0 z Jagiellonią, Goncalo Feio nie byłby teraz ogłaszany jako nowy trener. Dyrektor sportowy Jacek Zieliński na konferencji pytany o tę sprawę, stwierdził co prawda, że nawet pokonanie “Jagi” nie wykluczałoby pożegnania, ale była to zwykła uprzejmość względem Feio. Żaden normalny klub nie zwalniałby szkoleniowca po trzech wygranych z rzędu, zwłaszcza gdy argumentem ma być spojrzenie długofalowe. Pojawiały się sugestie, że wpływ na losy Runjaicia mógł mieć wywiad, w którym w sporej mierze zrzucał winę na pion sportowy i jego ruchy w zimowym okienku. Zieliński zaprzeczył, ale nie bylibyśmy zdziwieni, gdyby faktycznie tamtymi wypowiedziami Niemiec lekko przechylił szalę na swoją niekorzyść.
Kosta Runjaić bez wątpienia odchodzi z Legii jako trener bardziej poważany niż przed przyjściem do niej. Swoje CV podbił. Ligowa średnia 1,82 punktu na mecz nie imponuje, jego poprzednicy pracujący przy Łazienkowskiej w dłuższym okresie, przeważnie mieli lepszą, ale nie przychodzili oni do tego klubu w tak trudnych okolicznościach, co trzeba brać pod uwagę. Pytanie tylko, czy na koniec Runjaiciowi ponownie nie zabrakło odrobiny refleksji i większego uderzenia się we własne piersi, zamiast zwracania uwagi jedynie na okoliczności zewnętrzne. Pod tym względem od czasów Pogoni chyba nic się u niego nie zmieniło…
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Legia się nie zmienia
- Wyczerpany kredyt zaufania. Kłopoty Legii obciążają również konto Jacka Zielińskiego
- Furiat Feio na tronie w Legii to tykająca bomba
- Przewrót na Łazienkowskiej, Runjaić stracił głowę, ale… nie tylko on
Fot. FotoPyK