Filip Leśniewski to polsko-szwedzki agent, który sprowadził do Polski trenera Pogoni Szczecin, Jensa Gustafssona oraz takich piłkarzy, jak m.in. Linus Wahlqvist, Fredrik Ulvestad, Pontus Almqvist (dziś już Lecce), Kristoffer Hansen czy Jetmir Haliti. Punktem wyjścia naszej rozmowy były pojawiające się w sieci plotki na temat rychłego przedłużenia kontraktu z “Portowcami” przez szkoleniowca ze Szwecji. W dalszej części mówimy też o specyfice polskich kibiców i ekspertów, Bartoszu Grzelaku, przyszłości Wahlqvista, FIFA i Aleksandarze Prijovociu czy Pacific Media Group i GKS-ie Tychy. Zapraszamy.
Niedawno pojawiły się doniesienia, że Jens Gustafsson lada dzień może przedłużyć kontrakt z Pogonią Szczecin. Coś jest na rzeczy?
Nie. Kontrakt Jensa jest dłuższy niż podaje się w tych wszystkich artykułach. Obowiązuje nie do czerwca 2025 roku, tylko dłużej. W tym momencie nie ma więc potrzeby rozpoczynania kolejnych rozmów.
Byłby to bardzo dziwny moment na nową umowę, gdy waży się to, czy ten sezon będzie dla Pogoni oznaczał sukces, czy wręcz przeciwnie.
Tutaj chciałbym poruszyć jeden wątek. Nie rozumiem tego, jak kibice i niektórzy eksperci odnoszą się do trenera Gustafssona i ludzi zarządzających Pogonią. Jens za październik i luty był wybierany trenerem miesiąca w Ekstraklasie. W listopadzie raz czy drugi zespół przegrał i zaczynała się jazda z każdej strony: że gra za ofensywnie, zbyt naiwnie, podejmuje za duże ryzyko i tak dalej. Teraz po udanym lutym przyszło rozczarowanie z Zagłębiem Lubin i już krytyka, głosy o zwolnieniu i narzekanie na zbyt defensywną grę. Raz w tygodniu robię sobie raport z polskich social mediów. Próbuję mieć do tego dystans, ale pewne rzeczy są dla mnie niezrozumiałe i mocno nie w porządku.
Nie twierdzę, że Pogoń zdobędzie mistrzostwo, ale na dziś fakty są takie, że nadal ma ona realne szanse na historyczny sukces, czyli zdobycie jakiegoś trofeum. Bardziej realny jest Puchar Polski, choć i w lidze jeszcze wszystko może się wydarzyć. Pojawia się tyle negatywnych emocji, że trudno mi to pojąć. Często mówimy o zwyczajnym hejcie, jechaniu po kimś bez opamiętania.
Co nie zmienia faktu, że sposób, w jaki Pogoń straciła punkty w domowych meczach z Legią, Stalą czy Wartą zasługiwał na mocną krytykę.
Jasne, wtedy było to zrozumiałe, o ile oczywiście mieściło się w pewnych normach. Uważam jednak, że niesprawiedliwe jest ocenianie Pogoni dokładnie w takiej samej skali jak Legię, Lecha czy Raków, bo te kluby płacą znacznie więcej. Wiem, że wyceny na Transfermarkcie bywają dyskusyjne, ale jednak coś pokazują. Pogoń pod względem wartości całej kadry jest tam obecnie dziesiąta w Ekstraklasie.
Swoje robi wiek zawodników, a średnia wyjściowego składu “Portowców” często jest najwyższa w całej lidze. To drużyna, która ma spełniać oczekiwania tu i teraz, nie w przyszłości.
Mam tego świadomość, ale przeraża mnie, ile jest tu niekonstruktywnej krytyki.
Taka jest niestety specyfika klubów z dużą bazą kibiców, u których rozbudzono oczekiwania. W przypadku Pogoni być może zjawisko to trzeba podnieść do kwadratu, bo klub z pustą gablotą stanął przed realną szansą jej wypełnienia, ale zaczyna się ona wymykać z rąk.
Okej, ale nie rozumiem, co ludzie, którzy zapewne naprawdę dobrze życzą temu klubowi, chcą osiągnąć w ten sposób. Na co oni liczą, gdy mówią lub piszą takie rzeczy? Co może dać wytwarzanie tej negatywnej atmosfery wokół zespołu i robienie idiotów z trenera czy piłkarzy? Dla mnie taka nieustanna negatywna napinka nie ma nic wspólnego ze wspieraniem drużyny i pomaganiem jej.
Mogę to teraz powiedzieć: na przełomie roku szwedzka federacja kontaktowała się z Jensem Gustafssonem, widziano w nim selekcjonera reprezentacji Szwecji. Nie przyjął tego, uznając, że to nie jest dobry moment, bo super czuje się w Szczecinie i wręcz kocha ten klub. Ostatnio sprowadził tu swoją rodzinę. Warto zwrócić uwagę, jak wypowiada się w mediach. Nigdy nie narzeka, a mógłby się tłumaczyć, że zimą nie dokonano żadnego transferu, kadra jest wąska, a Pogoń niedawno ujawniła duże zadłużenie. Wielu trenerów na pewno skorzystałoby z takiej furtki, żeby się usprawiedliwić i zrzucić winę na klub. Jens jednak cały czas podkreśla, że pracuje z super ludźmi i super piłkarzami, a jak coś pójdzie nie tak, niech będzie na niego. Nie zasłużył na tyle hejtu.
Filip Leśniewski z Jensem Gustafssonem, Pontusem Almqvistem i Linusem Wahlqvistem.
W Szwecji w dużych klubach jest spokojniej pod tym względem?
Tak, nie ma takiej niekonstruktywnej atmosfery. Więcej jest spokojnej analizy. Być może po części wynika to z tego, że tu równie ważnym sportem jest hokej. Nie wszystko skupia się na piłce, uwaga kibiców bardziej się rozdrabnia.
Trudno mi sobie wyobrazić w Szwecji taką akcję jak z Bartoszem Klebaniukiem w Pogoni. Chłopak zawalił parę meczów, zgoda, ale gdy dowiedziałem się, jaka fala hejtu go zalała i co ludzie wypisywali pod adresem jego samego i jego rodziny, to byłem zszokowany. Miałem trudności, żeby się z tym pogodzić, że tak wolno, że nie ponosi się za to konsekwencji.
I jeszcze jedno spostrzeżenie: dostrzegam szczególną aktywność, głównie na Twitterze, prezesów czy dyrektorów polskich klubów. Czasami wypisują dziwne rzeczy i dodają przy tym sto emotek. To przecież z założenia ludzie poważni, na naprawdę wysokich stanowiskach, a zdarza się, że sami jeszcze dokładają się do nerwowej atmosfery.
Czasami na pewno. David Balda w Śląsku Wrocław poszalał tak bardzo, że w końcu w klubie nakazano mu wyhamowanie z mediami społecznościowymi.
W szwedzkiej piłce byłoby nie do pomyślenia, żeby ktoś na tak wysokim stanowisku robił coś takiego. Nie mówię, że Szwedzi są wzorem do naśladowania w każdym aspekcie, ale w tym przypadku moim zdaniem lepiej funkcjonują. I nie twierdzę, że ktoś wysyłający takie twitty z buźkami, na co dzień źle wykonuje swoją pracę i się na niej nie zna. To nie musi mieć żadnego związku. Zadziwia mnie tylko, że można tak lekkomyślnie namącić wokół własnego klubu.
Mimo wszystko chyba wolę polski sposób funkcjonowania w social mediach. Jest ciekawiej i bardziej prawdziwie, bez tego nieustannego pijarowego lukru. Co nie znaczy, że w jednym czy drugim przypadku nie dochodziło do niepotrzebnego rozbudzania emocji.
Na pewno dzięki temu jest zabawniej, tu się zgodzę.
Filip Leśniewski i Bartosz Grzelak w Fehervarze.
Reprezentujesz również trenera Bartosza Grzelaka, który rok temu w zimowym okienku był intensywnie łączony z kilkoma polskimi klubami, na czele z Górnikiem Zabrze. Ile było w tym prawdy?
W okresie po odejściu z AIK Sztokholm a przed pójściem do Fehervaru, chciały go 3-4 kluby Ekstraklasy. Wybrał jednak Węgry.
Czego zabrakło polskim klubom, żeby go przekonać? Na Węgry szedł przecież do drużyny w poważnym kryzysie.
W naprawdę poważnym kryzysie, to prawda. Wiedział, na co się decyduje i jakie wyzwanie go czeka, bo w bardzo podobnych okolicznościach obejmował AIK. Ludzie z Fehervaru też o tym wiedzieli, dlatego gdy znaleźli się w strefie spadkowej, poprosili go, żeby przyszedł i zrobił to samo, co w poprzednim miejscu. AIK to największy szwedzki klub po Malmoe, ale znalazł się w głębokiej zapaści. Trener Grzelak obejmował go, kiedy był już pod kreską. W ciągu pierwszego półrocza ustabilizował zespół i wywalczył utrzymanie, a w następnym sezonie na mecie miał już tyle samo punktów co Malmoe i tylko różnicą goli przegrał wyścig o mistrzostwo.
W Fehervarze ponownie spełnił oczekiwania. W poprzednim sezonie utrzymał drużynę, a obecnie zajmuje trzecie miejsce w lidze, mimo że po trzech miesiącach od jego przyjścia klub stracił ważnego sponsora i trzeba było zacząć funkcjonować na innych zasadach, niż te ustalone na początku. Fehervar działa dziś znacznie skromniej, choć pensja trenera się nie zmieniła, a jak na węgierskie realia, jest bardzo wysoka. To oraz stadion i warunki treningowe w największym stopniu go przekonały plus oczywiście poczucie, że jest tam naprawdę chciany i doceniany.
W polskich mediach pisano o Grzelaku w kontekście Górnika, Lechii Gdańsk i Zagłębia Lubin…
Już dokładnie nie pamiętam. Trener nawet dwa razy przyjechał do Polski na rekonesanse. Czegoś jednak zawsze brakowało. W Fehervarze dokładnie wiedzieli, jak Bartosz Grzelak działa i czego się po nim spodziewać. Fajnie do tego podeszli. Plus oczywiście korzystne warunki finansowe – to przeważyło szalę. Pod tym kątem polskie kluby nie miały szans przebić oferty z Węgier.
W przyszłości zatrudnienie go w Ekstraklasie jest realne czy może być już poza zasięgiem?
Trener zawsze powtarzał, że kiedyś będzie chciał pracować w Polsce i sądzę, że zdania nie zmienił. Polska jest rozważana w naszej strategii, ale też wiele razy rozmawialiśmy, że nie chcielibyśmy wytworzyć u niego wizerunku trenera, który działa tylko w tej części Europy. Zerkamy również w stronę Europy Zachodniej. Tak naprawdę ze szwedzkich trenerów tylko on i Jens Gustafsson pracują dziś w porządnych klubach zagranicznych. W przyszłości dobrze byłoby spróbować czegoś innego niż podnoszenie dużego klubu znajdującego się w kryzysie. W każdym razie, wydaje mi się, że kiedyś zobaczymy trenera Grzelaka w Polsce, zwłaszcza że czuje się z nią mocno związany.
Idźmy dalej. Należy spodziewać się transferu Linusa Wahlqvista w letnim okienku? Wydaje się, że jeśli Pogoń w najbliższym czasie ma na kimś porządniej zarobić, jest to jeden z głównych kandydatów.
Też mi się tak wydaje. Wiele będzie zależało od tego, czy uda się wejść do europejskich pucharów.
Filip Leśniewski i Fredrik Ulvestad.
Aleksandar Prijović jeszcze pogra w piłkę? Po odejściu z Legii kilka razy pisano o zainteresowaniu nim klubów Ekstraklasy.
Trudno mi powiedzieć. W styczniu gościłem u niego w Belgradzie. Były na niego jakieś pomysły, niekoniecznie z Polski, ale stwierdził, że to nie jest to. Finansowo życie ma tak ułożone, że już niczego nie musi, ale to on sam określi, kiedy będzie kończył karierę. Wszyscy wiedzą, że toczyły się sprawy sądowe dotyczące jego kontraktu i zaległych płatności w Arabii Saudyjskiej. I tutaj mam jedno ważne przemyślenie.
Słucham.
Nowe przepisy dotyczące pracy agentów, które obowiązują od października, wiele kwestii trochę skomplikowały. Na szwedzkim rynku pozostała może 1/3 z dotychczas działających osób. Dziś trzeba mieć licencję FIFA na swoje nazwisko, a nie na firmę, która mogła potem zatrudniać wielu pracowników bez licencji. Nałożono też większe ograniczenia na prowizje dla agentów. I okej, FIFA włożyła bardzo dużo czasu i pieniędzy, żeby wprowadzić te regulacje, jakieś sztywne zasady muszą obowiązywać.
Jako osoba reprezentująca Prijovicia pytam jednak, dlaczego jednocześnie nie zrobiono porządku z klubami, które nie płacą? Wygraliśmy wszystkie sprawy w FIFA i CAS, a Al Ittihad otrzymał zakaz rejestracji nowych zawodników. I co? I nic. Przed sezonem jakby nigdy nic sprowadzili sobie Benzemę, Kante czy Fabinho, którzy normalnie grają. Co ja mam powiedzieć piłkarzowi w takiej sytuacji, jak to wyjaśnić? Czy na pewno najpilniejszą potrzebą na rynku transferowym było utrudnienie życia agentom? Są znacznie ważniejsze kwestie od tej, czy agent zarobi trochę więcej, czy trochę mniej. Oczywiście łatwo mi to mówić, bo chodzi o mój interes, ale patrząc z boku, można chyba wyciągnąć podobne wnioski.
Wielu ludziom ciągle się wydaje, że praca agenta polega głównie na pojawieniu się przy podpisaniu kontraktu i zrobieniu pamiątkowego zdjęcia, a na co dzień siedzi się w ekskluzywnych restauracjach w ciepłych miejscach, popija kawę i ogląda mecze z sektorów VIP. Social media często fałszują rzeczywistość, pokazują jedynie wierzchołek góry lodowej, za co winę ponoszą także niektórzy agenci, którzy takimi zdjęciami karmią odbiorców. Potem młodzi wchodzący do branży mają wykrzywione wyobrażenie na temat tego zawodu. A przez większość czasu agent wykonuje dużo żmudnej, mało widocznej roboty, konsultuje się z prawnikami i zajmuje sprawami swoich klientów, wymagającymi zaangażowania na wielu polach. Ale to już nie jest takie kolorowe i trudniej się tym chwalić w socialach.
Filip Leśniewski i Kamil Burzec.
Okazuje się, że byłeś kluczową osobą dla pojawienia się w GKS-ie Tychy Pacific Media Group. Skąd ten pomysł i jak to się odbywało?
Ludzie z PMG kontaktowali się ze mną pod koniec 2021 roku. Wstępnie wyrazili zainteresowanie kupnem jakiegoś polskiego klubu. Razem z agentem Kamilem Burzcem, którego znam bardzo długo, przeprowadziliśmy dla nich analizę, które kluby byłyby tu interesujące i wchodziłyby w grę. Priorytetem był klub z Ekstraklasy. W mediach przewijała się chyba nazwa Lechii Gdańsk. Ostatecznie wyszło inaczej i grupa weszła do pierwszoligowca, który w stu procentach znajdował się w rękach miasta.
We władzach Tychów nikt nic nie wiedział o Pacific Media Group, a w Pacific Media Group nic nie wiedziano o GKS-ie Tychy. Jeden z przedstawicieli grupy razem z prawnikiem przyjechał na wizytację do dwóch klubów z południa Polski. Tychy w tym planie się wtedy nie znajdowały, ale Kamil i były prezes GKS-u Leszek Bartnicki zaaranżowali spotkanie między jedną a drugą wizytą. Prezes Bartnicki pokazał piękny stadion i szczegóły projektu, był bardzo transparentny i tak ich ugościł, że GKS stał się najmocniej rozważanym wariantem. Temat nabrał rozpędu i zakończył się podpisaniem umowy. Na dziś można powiedzieć, że nowy inwestor wykonuje bardzo dobrą robotę, mimo że początkowe nastawienie wobec niego było mocno sceptyczne.
Nie bez powodu. Patrząc na wydarzenia z innych klubów zarządzanych przez PMG, trudno było nie mieć obaw.
I ja je doskonale rozumiałem, bo sam pewne wątpliwości miałem. Te pytania z konferencji powitalnej były uzasadnione. W takich sytuacjach jednak zawsze pewne ryzyko istnieje, zwłaszcza w przypadku właściciela z zagranicy. Nowi inwestorzy musieli wyciągnąć wnioski z błędów z przeszłości. Nie mieli innego wyjścia, bo od początku wszyscy uważnie patrzyli im na ręce i nie dawali kredytu zaufania. Czas pokazuje, że nie zmarnowali szansy.
Jedyne, co mnie tutaj drażni, to tworzenie narracji, że to miasto znalazło inwestora. Bzdura. Miasto przez kilka lat szukało kogoś, kto przejmie klub i nie znalazło. Dopiero PMG, które przyprowadziliśmy, okazało się godne zaufania, a i tak innego wariantu nie było. Bez naszej pomocy i późniejszego zaangażowania Leszka Bartnickiego obie strony nigdy by się nie spotkały.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Fredrik Ulvestad: Marzę o zdobyciu trofeum z Pogonią [WYWIAD]
- Adamczuk: Wszyscy widzą, jak fajną piłkę gramy. Zasłużyliśmy na więcej punktów [WYWIAD]
- Koulouris: Grecja wygrała Euro 2004 w specyficznym stylu, ale ja wolę ofensywną Pogoń [WYWIAD]
Fot. archiwum prywatne