Reklama

Uratujmy to

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

26 marca 2024, 10:21 • 5 min czytania 44 komentarzy

W nogach reprezentantów Polski będzie dziś o wiele więcej niż sam awans na mistrzostwa Europy. Występ w Cardiff zdefiniuje całe postrzeganie polskiej piłki. Jeśli wrócimy na tarczy, już oficjalnie będziemy mogli nazwać się dziadami, którzy znaleźli się w wielkim kryzysie, co przełoży się na cały futbolowy biznes, ogólnokrajowe zainteresowanie piłką, hojność sponsorów czy koncerny medialne. Jeśli natomiast wygramy… po prostu zostanie, jak jest.

Uratujmy to

Niby będziemy się cieszyć – i głupio będzie umniejszać temu sukcesowi, nawet zważywszy na okoliczności – ale to wciąż będzie zachowanie statusu quo. Na Boga – mówimy o turnieju, na który jedzie pół Europy. O imprezie, na którą trudniej nie jechać niż jechać, a my możemy na nią – jak mawia Leszek Milewski – wpełzać jak te szczury do śmietnika. Mówimy o tak absurdalnych rozgrywkach, że koło ratunkowe dostaje w nich nawet Estonia – i to tylko dlatego, że w mało prestiżowej Lidze Narodów pokonała San Marino i Maltę. O czempionacie, na który pojadą pogrążeni w wielkim kryzysie Grecy albo debiutujący Gruzini. Gruzini!

Wynik sportowy w Katarze, awans do strefy pucharowej po dłuuuugich latach, mógł nadać kierunek całej naszej piłce, pchnąć ją do przodu, dać impuls, zdefiniować nas jako ekipę, której też czasem uda się coś poważnego. Innymi słowy – wywołać podobny efekt, co Euro 2016, na którego fali jechaliśmy jeszcze lata po francuskim turnieju. Kompletnie nie potrafiliśmy jednak sprzedać tego awansu do 1/8 finału – najpierw kadrę obrzydzał nam prymitywny styl i oblężona twierdza, ale to byłoby jeszcze do przełknięcia, gdyby nie afera premiowa, w której reprezentanci będący milionerami chcieli przytulić od premiera obrzydliwie duże pieniądze za osiągnięcie wyniku sportowego, który trudno postrzegać w ogóle w kategoriach sukcesu. To wtedy wszystko zaczęło się psuć.

I ruszyło jak lawina. Do pieca dokładał PZPN – kreujący piłkarską korupcję Mirosław Stasiak na pokładzie związkowego samolotu, słynne „zazuzizazuzaj”, Kulesza dywagujący w RMF FM o tym, że nie siedzi się przecież bez niczego, czy też kuriozalna rozmówka po angielsku z prezesem albańskiej federacji. Nie dojeżdżał trener – niby miał wielkie nazwisko, ale stroił miny, niczego nie wnosił, nie przykładał się, nie chciał grać z Niemcami, wyglądał jak człowiek, który przyjechał nad Wisłę jak za karę. Kompromitowali się piłkarze – ugrali punkt na dwumeczu z Mołdawią, w Pradze po trzech minutach mieli już po meczu, po aferze premiowej wysłali na konferencję prasową żółtodzioba, Bena Ledermana, konfliktowali się z pracownikami PZPN (jak Krychowiak), uprawiali słabą komunikację z kibicami (jak Bielik – zabawa na kwadracie) lub drużyną (wywiad Lewandowskiego o braku osobowości, który nikomu nie pomógł).

Ten 2023 rok to naprawdę ciemne czasy naszego futbolu.

Reklama

I to nie tak, że jeśli Piotrowski z Zalewskim wygrają w Cardiff, to w magiczny sposób o wszystkim zapomnimy i na myśl o biało-czerwonej drużynie nagle zaczniemy czuć zapach fiołków. Jadąc na Euro przynajmniej wyleziemy z tych czarnych czterech liter, w których się znaleźliśmy. Impreza tej rangi zawsze generuje wielkie zainteresowanie, ale dla wielu Polaków młodego pokolenia mistrzostwa Europy bez naszej kadry byłyby wręcz szokiem poznawczym. Żeby przypomnieć sobie turniej z tego cyklu, na którym ostatnio nas nie było, musimy cofnąć się o dokładnie dwadzieścia lat – na portugalskie boiska. Jak nie jeździliśmy na Euro, to nie jeździliśmy w ogóle, ale gdy już się przełamaliśmy, to jesteśmy na nim co cztery lata.

  • 2008, Austria i Szwajcaria – słynne kontrowersje po karnym zagwizdanym przez Howarda Webba, gol Rogera ze spalonego, zadufany Leo Beenhakker i dwa gole Lukasa Podolskiego.
  • 2012, Polska i Ukraina – turniej przenoszący nas cywilizacyjnie w nową erę, piękne stadiony, łatwiutka grupa i kompletna kompromitacja zespołu Franciszka Smudy.
  • 2016, Francja – wspaniała impreza, podczas której na chwilę poczuliśmy się jak poważna reprezentacja.
  • 2020 (2021), Europa – kuriozalny turniej rozproszony po całym kontynencie, na którym momenty były, ale wyszło jak zwykle.

Wielu z was, czytelników, już nie pamięta jak to jest nie jechać na imprezę rangi mistrzostw Europy. Po prostu. Wielu też nie pamięta, jak to jest nie jechać na dużą imprezę w ogóle – bo przecież jesteśmy też ostatnio stałymi bywalcami mundiali, byliśmy na nich i w 2022 roku (Katar), i w 2018 (Rosja). Brak awansu to naprawdę będzie dla nas ogromna porażka, która zatrzęsie postrzeganiem całej polskiej piłki na długie lata. Zwłaszcza że turniej odbywa się tuż za rogiem.

Wokół kadry wylało naprawdę dużo szamba.

Ale jeszcze, panowie, możecie to uratować.

Po meczu z Estonią zapanował dawno niewidziany w naszej kadrze optymizm. Oczywiście – to tylko słaba drużyna na poziomie polskiej pierwszej ligi, która w dodatku grała w osłabieniu. Ale przecież nawet i na takich przeszkodach potrafiliśmy się wywracać (Mołdawia) albo przynajmniej wygrywać z nimi bez przekonania (Wyspy Owcze, Łotwa). Poziom trudności w Cardiff będzie nieporównywalnie większy, ale też nie demonizujmy – to nie jest drużyna piłkarskich robocopów, a raczej ekipa oparta na piłkarzach Championship, z którą całkiem niedawno w Lidze Narodów dwukrotnie gładko wygraliśmy.

Mamy oczywiście swoje kłopoty. Chuchamy i dmuchamy, żeby Przemysław Frankowski dał radę wieczorem zagrać. Nasza nadzieja, Jakub Moder, pomoże nam dzisiaj jedynie z trybun. Nie mamy Matty’ego Casha, a defensywie zorientowany wahadłowy z pewnością będzie dziś potrzebny. Ale mamy też zawodników w formie – szalejącego na skrzydle Nicolę Zalewskiego, bombardiera Jakuba Piotrowskiego czy Roberta Lewandowskiego, który może z Estonią był w cieniu kolegów, ale przecież dopiero co w pojedynkę opędzlował Atletico.

Reklama

Odczuwanie entuzjazmu przed dzisiejszym wieczorem w Cardiff nie jest żadnym dziwactwem. 

Wykorzystajmy to.

WIĘCEJ O MECZU Z WALIĄ: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Piłka nożna

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

44 komentarzy

Loading...