Ruch Chorzów ma jeszcze cień szansy na utrzymanie, ale w ostatnich dniach więcej niż o jego grze mówi się o sprawach pozaboiskowych. Tydzień temu “Niebieskim” z powodu tajemniczego wirusa wykruszyło się mnóstwo piłkarzy i w Mielcu ledwo udało się wystawić jedenastu mogących jako tako biegać, a w międzyczasie często poruszanym w mediach tematem była sprawa dodatkowych biletów dla kibiców Górnika Zabrze, których chorzowski beniaminek nie przyznał. Czy, patrząc z boku, można mieć o to do niego pretensje?
Trudno tutaj o natychmiastową odpowiedź, bo obie strony mają swoje racje. Powiedzenie “punkt widzenia zależy od punktu siedzenia” jest jednym z najtrafniejszych w historii ludzkości i znakomicie sprawdza się w sprawach, które nie są czarno-białe. A moim zdaniem z taką mamy tutaj do czynienia.
Dla niezorientowanych: Ruch przyznał kibicom Górnika przepisowe 5% z całej puli, co oznacza nieco ponad dwa tysiące ludzi w sektorze gości. Klub z Zabrza liczył jednak na ponad dwa razy tyle, aby móc zapełnić cały sektor. Mocno się postarał, aby wywrzeć odpowiednią presję na drugiej stronie. W oficjalnym komunikacie informował, że zgodę na przyznanie dodatkowych wejściówek wyraził zarówno wojewoda śląski, jak i komendant wojewódzki policji. Formalnych przeszkód więc nie było, wszystko leżało w gestii samego Ruchu. Jego władze się nie ugięły i decyzji nie zmieniły, co oczywiście nie spodobało się Górnikowi. Oliwy do ognia dolewał zwłaszcza Lukas Podolski.
Na pewno argumentem godnym poruszenia jest to, że na inaugurację wiosny z Legią fani przyjezdnych mogli się stawić w liczbie ponad czterech tysięcy, a przecież “Wojskowi” także są klubem, z którym Ruchowi nie po drodze na niwie kibicowskiej.
Również z powodu tak licznej delegacji ze stolicy doszło wówczas do dużych utrudnień w ruchu drogowym w aglomeracji śląskiej. W szeregach beniaminka chyba zorientowali się, że za bardzo poszli wtedy na rękę przeciwnikom i chęć uniknięcia tego problemu w podobnej skali jest obecnie jednym z argumentów przemawiających za taką a nie inną decyzją. – Każdy mecz jest inny, ma własną specyfikę i otoczkę. Każdy rozpatrujemy indywidualnie. Ważne są wszelkie szczegóły. Przy organizacji tego typu wydarzeń bezpieczeństwo jest najważniejsze, dopiero na drugim miejscu znajduje się poziom sportowy – mówił nam w zeszłym tygodniu prezes Seweryn Siemianowski.
Górnik odbijał piłeczkę, że zorganizowanych było 12 autokarów, które przewiozłyby wszystkich od stadionu w Zabrzu aż do Parku Śląskiego.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Ruch mógłby wykonać ukłon w stronę Górnika, ale najzwyczajniej w świecie nie chce. Nie wypada tego jednak mówić wprost, więc trzeba w wypowiedziach iść okrężną drogą, przywołując – zachowując całkiem sensowne brzmienie – kwestie bezpieczeństwa, logistyki czy niezakończonego procesu “poznawania” Stadionu Śląskiego od strony organizacji meczów.
Mimo to nie uważam, żeby nawet takie proste motywy były powodem do ciskania gromów w chorzowski klub. Przepisowe minimum Górnik dostanie, nie otrzyma natomiast czegoś ponad program. Gdyby w tym pierwszym aspekcie Ruch coś kombinował, wykpiwając się jakąś drobną acz nie cierpiąca zwłoki usterką w sektorze (a pamiętamy takie przypadki w polskiej piłce), powodów do krytyki byłoby znacznie więcej.
Ale że nie daje czegoś ekstra? Mówimy o klubach, które kibicowsko się nienawidzą, z kolei na szczeblu oficjalnym zachowują raczej chłodną dyplomację. A jakiś drobny ukłon jednak wykonano, choć to oczywiście symbolika: zabrzanie otrzymali znacznie więcej niż pierwotnie zakładano wejściówek dla kibiców niepełnosprawnych.
Nie czarujmy się. Ruch byłby w stanie zwiększyć Górnikowi pulę biletów, któremu nie brakuje argumentów za takim rozwiązaniem, ale skoro nie musi, według mnie trudno mówić tu o jakimś większym niesmaku, zwłaszcza że strona chorzowska nigdy nie obiecała, że się zgodzi. Mowa była jedynie o pochyleniu się nad sprawą.
A i “Niebiescy” mają swoje racje. Dwa razy więcej kibiców Górnika zapewne oznaczałoby konieczność zwiększenia ochrony na trybunach. Wzrosłoby ryzyko jakichś ekscesów na stadionie i poza nim. Za wszelkie szkody na obiekcie musiałby zapłacić Ruch, bo jest organizatorem wydarzenia. Tak czysto po ludzku: po co nadstawiać karku, zwiększać ryzyko i koszty (nawet nieznacznie) dla kogoś, kogo się nie lubi chyba najbardziej w Polsce? Jasne, pod względem pijarowym klub pewnie by zyskał, ale nie można w takich sprawach obligować kogokolwiek do tego, żeby był świętszy od papieża.
Co do zasady tak samo przecież wyglądało to w Mielcu, choć geneza problemu była rzecz jasna zupełnie inna. Stal mogła wykonać gest dobrej woli i przełożyć mecz? Mogła, ale nie musiała, więc go nie przełożyła, bo miała za dużo do stracenia i trudno ją za to gromić. Nie miała przecież żadnego wpływu na pecha swojego przeciwnika, a poniosła już koszty organizacji spotkania. Do tego perspektywa pokonania Ruchu w praktyce zapewniała utrzymanie w Ekstraklasie na dziesięć kolejek przed końcem sezonu.
Nie miejmy złudzeń: w takich sprawach każdy patrzy na swój interes i próbuje go sprzedać jako jedynie słuszny punkt widzenia. I trudno mieć o to większe pretensje. Grunt, żeby samemu nie dać się urobić.
Pozostaje trzymać kciuki za to, żeby Wielkie Derby Śląska faktycznie okazały się wielkie pod każdym względem i po końcowym gwizdku rozmawiano wyłącznie o świetnej atmosferze na trybunach – bo wciąż są wszelkie dane ku temu – i wydarzeniach na boisku.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Dani Pacheco: Inni trafili na Guardiolę. Ja za szybko i za wcześnie poszedłem w górę [WYWIAD]
- Antifa zaatakowała polskich piłkarzy w Niemczech. “Nazwali nas nazistami”
- Przeciąganie decyzji ws. młodzieżowca, czyli w co gra Cezary Kulesza?
- Jak Ajax nie kupił Śląska
Fot. Newspix