Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To zdanie całkiem nieźle oddaje to, jak postrzegany jest Xavi przez kibiców Barcelony. Ci siedzący od klubu i stolicy Katalonii dalej najchętniej pożegnaliby się z trenerem jeszcze dziś. Ci będący zdecydowanie bliżej, oglądający Barcę tydzień w tydzień z perspektywy trybun, pamiętający jeszcze obecnego szkoleniowca z czasów, gdy czarował na boisku, już tak drastyczni w ocenach nie są. I nie mieliby nic przeciwko, by Xavi został z nimi dłużej.
Ta druga grupa doskonale wie, że Xavi jest jednym z nich. Jest klubową legendą, ale też kibicem i choćby się waliło i paliło, nie da zrobić Barcelonie krzywdy.
Przekonująca wygrana z Napoli 3:1 w rewanżowym meczu 1/8 finału Champions League nie dla każdego jest argumentem przemawiającym za obecnym szkoleniowcem Barcy. Malkontenci czepiali się nietrafionych zmian i braku dominacji przez 90 minut. Pytanie tylko, czy obecnie Duma Katalonii jest zespołem, który w Lidze Mistrzów może przez cały mecz tłamsić przeciwnika?
Otóż nie, nie jest.
Żeby dobrze zrozumieć to, co obecnie dzieje się wśród kibiców Barcelony, trzeba się wrócić do czasów, gdy… Xavi piłkę kopał. Bo to Barca z nim w składzie rozpieściła fanów do tego stopnia, że trudno im zaakceptować fakt, że dziś to już nie jest drużyna, która bez większych problemów może wygrać z każdym. Która przez 90 minut będzie się z rywalem bawić, a na koniec zejdzie z boiska z gładkim trzy lub cztery zero.
Te czasy minęły. Bardzo możliwe, że bezpowrotnie.
Xavi, owszem, ma do swojej dyspozycji całkiem niezły skład, ale nie na tyle, by spełnić tak wygórowane oczekiwania. Patrząc chłodnym okiem na kadrę Barcy przed sezonem, można było stwierdzić, że Katalończycy powinni walczyć o mistrzostwo Hiszpanii, a w Lidze Mistrzów awansować minimum do ćwierćfinału rozgrywek. Punkt pierwszy jest już raczej niemożliwy (choć jedna wpadka Realu i ewentualna wygrana w El Clasico może całkowicie zmienić optykę w tym temacie), a drugi właśnie został zrealizowany.
Mimo tego, duża część fanów Blaugrany pracę 44-latka ocenia źle.
I tu, żeby być uczciwym, muszę przyznać, że jeszcze niedawno sam, jako kibic Barcy, chciałem jak najszybszej zmiany trenera, a raczej jak go wtedy nazywałem, wuefisty.
Optykę zmienił wyjazd na mecz z Getafe pod koniec lutego. Po pierwsze zrozumiałem, że Xaviego zupełnie inaczej postrzegają miejscowi i zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak jest. To był trudny czas dla wciąż aktualnych mistrzów Hiszpanii. W lidze szło jak po grudzie, a w LM mimo niezłego meczu w Neapolu udało się tylko zremisować, co niby nie przekreślało szans na awans, ale droga do ćwierćfinału nie była ani trochę łatwiejsza niż przed pierwszym meczem. Jakby boiskowych problemów było mało, prasa wciąż podgrzewała atmosferę dookoła klubu kolejnymi plotkami (wysokością kontraktu Frenkiego de Jonga chociażby).
Mimo wszystkich przeciwności kibice zebrani na Montjuic w trakcie meczu z Getafe, zamiast wyzwisk, bluzgów i machania białymi chusteczkami, skandowali nazwisko trenera.
Bo jeśli na spokojnie przyjrzymy się pracy szkoleniowca z Terrassy, wcale nie wygląda tak źle, jak ją malują.
Zacznijmy od… końca, czyli meczu z Napoli i uwag niektórych fanów Barcy. W trakcie rewanżowego spotkania 1/8 finału LM Duma Katolonii miała więcej jakościowych piłkarzy na trybunach niż na ławce. Frenkie de Jong, Pedri, Gavi, Ferran Torres – gdyby wszyscy byli zdrowi, pewnie każdy zagrałby w pierwszym składzie. Xavi nie miał praktycznie żadnej możliwości rotacji, a zmiany, których dokonał, były koniecznością.
– Graliśmy od jednej bramki do drugiej, a to coś, czego nie chcemy. Dlatego zmieniłem Fermina, bo był zmęczony, a my potrzebowaliśmy kontroli w środkowej strefie – przyznał po meczu trener mistrza Hiszpanii.
A że na ławce ze środkowych pomocników był tylko Oriol Romeu i Sergi Roberto? No to trzeba było ich wpuścić. Efekt? Zwiększenie kontroli nad przebiegiem meczu (nie można mówić o odzyskaniu całkowitej, bo to byłoby kłamstwem) i asysta Roberto przy golu na 3:1.
Decyzje były słuszne, dały Barcelonie zwycięstwo i chwilę oddechu.
I Xavi od początku to właśnie daje Barcy. Oddech. Kiedy przejmował zespół z rąk Ronalda Koemana, Katalończycy zajmowali 9. miejsce w ligowej tabeli i musieli drżeć o to, by zakwalifikować się do Ligi Mistrzów. Nie dość, że trenerskiemu żółtodziobowi – bo nim właśnie był 44-latek przejmując Barcę – udało się wejść do pierwszej czwórki, to jeszcze zakończył sezon na drugim miejscu, oglądając jedynie plecy Realu. To wynik, który z tamtą kadrą, trzeba uznać za wykręcony ponad stan.
Później było jeszcze lepiej – mistrzostwo Hiszpanii w 2023 roku, chwilę wcześniej superpuchar, co przy obecnej kondycji finansowo-organizacyjnej Barcelony było ogromnym osiągnięciem. Znów lekko ponad stan.
Ktoś powie – ale w europejskich pucharach Barca dawała ciała. I o to rzeczywiście można się przyczepić, bo odpadnięcie w fazie grupowej poprzedniej edycji LM chluby Katalończykom nie przynosi. Jednak to też były rozgrywki, których Xavi musiał się nauczyć. Dojrzeć do nich. Zrozumieć, jak prowadzić zespół w meczach z największymi (grupa z Bayernem i Interem do najłatwiejszych przecież nie należała) i dziś zbiera tego owoce. Barcelona jest w ćwierćfinale po raz pierwszy od czterech lat i spora w tym zasługa trenera.
Czy Xavi powinien być krytykowany? Tak. Czy skala utyskiwań jest nieproporcjonalna do osiąganych przez niego wyników? Tak.
Barcelony z Messim, Iniestą, Suarezem, Neymarem czy Pique w składzie już nie ma. Pewnie szybko takiego zespołu oglądać nie będziemy. Być może już nigdy. Tymczasem fani 27-krotnych mistrzów Hiszpanii oczekiwania wciąż mają na poziomie tamtej drużyny. Przez lata byli rozpieszczani podziwianiem ekipy, która nie dość, że grała widowiskowo, to jeszcze goliła każdego rywala, jak chciała i kiedy chciała.
– Z kibicowaniem Barcy jest jak z jazdą kolejką górską, czasem na górze, czasem na dole. Era Messiego nieco zamazuje obraz, bo przyniosła pasmo sukcesów, ale wcześniej tak nie było. Dużo było smutku, porażek i rozczarowań, owszem, przeplatanych zwycięstwami, ale nie w takiej liczbie. I dziś mam wrażenie, że mało kto o tym pamięta – uważa Jordi Sanchez, pochodzący z Barcelony napastnik Widzewa.
I naprawdę trudno się z nim nie zgodzić.
Za chwilę szefowie Dumy Katalonii będą musieli wskazać następcę 44-latka na ławce trenerskiej i wcale nie będzie to zadanie łatwe. Trudno wyobrazić sobie, by ktoś przyszedł i z miejsca zrobił z Blaugrany maszynkę do wygrywania.
Nawet Jürgen Klopp, nierealne marzenie fanów Barcy w roli następcy Xaviego, potrzebował kilku lat, by zrobić z Liverpoolu wielki zespół. Na pierwsze trofeum pod wodzą niemieckiego szkoleniowca fani The Reds musieli czekać cztery lata. Cztery lata! Owszem, w lidze piłkarze z Anfield ścigali się z Manchesterem City, ale Barca przecież też nie ma najłatwiejszego rywala na świecie. Real to potężny przeciwnik, mający obecnie jedną z najsilniejszych drużyn na świecie, a dodatkowo Florentino Perez tak prowadzi klub, że zamiast nerwowo kombinować, jak uruchomić kolejną dźwignię finansową, zerka tylko na puchnące odsetki od zgromadzonego kapitału.
Ktokolwiek zostanie następcą Xaviego, będzie miał znacznie łatwiejszy start niż on. Hiszpan przejmował zespół rozbity i prowadzony bez pomysłu, bez werwy. Dziś Barca nie dość, że ma silniejszą kadrę, to jeszcze 44-latkowi, trochę z przymusu, udało się wprowadzić do zespołu i mocno rozwinąć kilku młodych graczy, którzy przez lata mogą stanowić o sile Dumy Katalonii.
To Xavi odważnie postawił na 16-letniego Lamine’a Yamala. To on wprowadził do zespołu Paua Cubarsiego, z którego przecież wcale nie musiał korzystać w takim wymiarze, bo akurat środek defensywy jest w Barcelonie obsadzony całkiem solidnie. To jemu Fermin Lopez zawdzięcza wejście do pierwszego zespołu i coraz większą w nim rolę.
Do tego nie można pominąć kilku autorskich taktycznych pomysłów Xaviego. Jules Kounde nieźle spisuje się na prawej obronie i chyba sam zdaje sobie z tego sprawę, bo ucichły jego protesty związane ze zmianą pozycji. Andreas Christensen dość niespodziewanie stał się świetnym defensywnym pomocnikiem, dającym Barcelonie komfort w środku pola. A Ronald Araujo pewnie jeszcze długo będzie koszmarem Viniciusa Juniora, bo gdy tylko trzeba powstrzymać Brazylijczyka, Xavi nie waha się przestawić 25-latka na prawą stronę defensywy.
O tym, czy fani Barcelony szybko zatęsknią za Xavim, przekonamy się już za rok. W połowie następnego sezonu będzie można już co nieco powiedzieć o pracy jego następcy.
Ale coś czuję, że szkoleniowiec z Terrassy zostanie doceniony dopiero wtedy, jak odejdzie.
WIĘCEJ O BARCELONIE:
- Pau Cubarsi – kolejne cudowne objawienie w Barcelonie
- Kolejny fenomen z La Masii. Lamine Yamal i jego rekordy
- KTO ZA XAVIEGO W BARCELONIE? KLOPP, DE ZERBI, FLICK, ALGUACIL, MICHEL…
Fot. Newspix