Europejskie puchary nie służą porównaniu poziomu lig, lecz poziomu najsilniejszych drużyn w ligach. To główny powód frustracji polskich kibiców. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że siła całej Ekstraklasy jest w rankingu UEFA niedoszacowana. Ale okazja, by to udowodnić, nadarzyłaby się dopiero, gdyby UEFA zorganizowała rozgrywki dla klubów z miejsc 7-12 w swoich ligach. W takich rozgrywkach szanse polskich klubów znacząco by wzrosły.
Jesienią dominowały zachwyty. Ekstraklasa wprowadziła dwa kluby do fazy grupowej europejskich pucharów. Jeden z nich zdołał awansować do Ligi Europy, drugi wyszedł z grupy, a jednocześnie oba wciąż utrzymywały się w walce o mistrzostwo Polski. W czołowej szóstce byli wszyscy ci, którzy zdominowali rozgrywki w poprzednich latach, a do tego pojawiły się dwie rewelacje, dodające grze o tytuł pikanterii.
Miesiąc wiosennych rozgrywek diametralnie zmienił jednak nastroje, bo pierwsze kolejki nowego roku pokazały, że atrakcyjna walka o mistrzostwo wynika przede wszystkim z równania w dół. Nie objawił się nikt, kto wydawałby się godny tytułu. Nawet jeśli zaczyna nam majaczyć, że ktoś wyrasta ponad peleton, najpóźniej tydzień później sam się wykłada. Znamy takie walki o pierwsze miejsce w Ekstraklasie i wiemy, że nawet jeśli są ciekawe, nie przynoszą niczego dobrego w pucharach.
Ktoś jednak mistrzostwo zdobędzie, nie da się od tego uciec. I siłą rzeczy, będzie to mistrz pozostawiający wątpliwości. Nie ktoś, kto maszerował po tytuł, kto był najlepszy, ale kto trochę rzadziej od innych okazywał słabości. Czy to zwiastuje problemy w pucharach? Warto skorzystać ze współczesnych narzędzi do porównywania siły drużyn, które nigdy ze sobą nie grały i nie zagrają, by oszacować, czy częstotliwość strat punktów czołówki wynika tylko z jej słabości, czy też z relatywnej siły tych, którzy są w środku i na dole tabeli. Co na temat siły poszczególnych zespołów mówi Opta Power Ranking, oparty na zyskującej popularność metodzie Elo?
Doskonale wiadomo, że ranking UEFA, którym ekscytuje się cała Polska, gdy ekstraklasowe kluby notują dobre wyniki w pucharach, nie mierzy tak naprawdę siły lig, a jedynie siłę ich reprezentantów w pucharach. Celtic i Rangersi nie świadczą o poziomie ligi szkockiej, PSV, Feyenoord i Ajax o sile Eredivisie, a Sporting, Benfica i Porto o tym, jak silny jest portugalski zespół środka tabeli. Dawno już można było przypuszczać, że polska pozycja w tym rankingu nie oddaje faktycznej siły ligi. Mając jedne z najbardziej wyrównanych lig w Europie, jesteśmy skazani na słabszą czołówkę i silniejszy środek. Jak to się przekłada na konkrety?
PROBLEMY LIDERA I WICELIDERA
Aktualnie liderem ligi jest Jagiellonia Białystok. Według rankingu Opty, gdyby przenieść ją do trzydziestu najsilniejszych rozgrywek europejskich, liderem byłaby jeszcze tylko w dwóch krajach: w Słowenii i Serbii. Szacowana siła aktualnego lidera jest więc niższa niż miejsce Polski w rankingu UEFA. Spośród krajów, które są klasyfikowane za Polską, także Cypr, Węgry, Szwecja, Rumunia, Azerbejdżan, Bułgaria, Słowacja, Rosja i Azerbejdżan mają aktualnie silniejszych liderów. Jakkolwiek romantyczna byłaby historia o pierwszym mistrzostwie Jagiellonii w historii i jakkolwiek drużyna Adriana Siemieńca w miarę rzetelnie na ten tytuł pracuje, w kontekście polskich szans na podbój Europy, nie byłaby to najlepsza informacja. Zwłaszcza że własnego współczynniku na wysokim Jagiellonia w poprzednich latach nie budowała. Nie przemawia za nią więc ani historia, ani teraźniejszość.
Porównanie wiceliderów trzydziestu krajów europejskich wypada bardzo podobnie. W rankingu drugich drużyn kontynentu Śląsk Wrocław zajmuje 25. miejsce. Trochę wyższe niż Jagiellonia w klasyfikacji liderów, ale wciąż niższe niż pozycja Polski w rankingu UEFA. Polski wicelider, według słynnej platformy statystycznej, przebija siłą wiceliderów lig słoweńskiej, ukraińskiej, bułgarskiej, azerskiej i słowackiej. Widać więc już na tym przykładzie, co nie jest niespodzianką, że za rankingowe osiągi klubów z Azerbejdżanu, Bułgarii i Ukrainy odpowiadają w dużej mierze najsilniejsze lokomotywy: Karabach, Łudogorec, Szachtar Donieck. Już bezpośrednio za ich plecami są drużyny, z którymi polskie kluby mogą spokojnie rywalizować. Ale w eliminacjach Ligi Mistrzów mistrz Polski ich nie spotka.
Ciekawe rzeczy zaczynają się dziać, gdy zejdzie się niżej w hierarchii lig europejskich. Po części wynika to z faktu, że trzecie, czwarte i piąte miejsce w Ekstraklasie zajmują obecnie zespoły wciąż uznawane przez Optę za silniejsze od Jagiellonii i Śląska, które w tabeli ligi są na pierwszych miejscach. Raków i Lech, nawet mając bieżące problemy, udowadniały całkiem niedawno, także w Europie, że mają znacznie większy potencjał niż ten, który ostatnio pokazywały. Pogoń unika większych tąpnięć i trzyma się wśród najlepszych polskich drużyn regularnie już od kilku lat. Widać też jednak wyraźnie, że wiele lig europejskich ma jedną, góra dwie drużyny na wysokim poziomie, a od trzeciego miejsca w dół zaczynają już odstawać. I tak Lech jest uznawany za czternastą wśród trzecich drużyn w Europie, Raków za jedenastą wśród czwartych, Pogoń za dwunastą wśród piątych, a Legia za jedenastą wśród szóstych. Wystarczy odejść od dwóch pierwszych miejsc i okaże się, że nie aż tak wiele krajów w Europie ma podobnie silną trzecią, czwartą, piątą czy szóstą drużynę, jak Polska. Legia, oprócz lig czołowej piątki, przegrywa rankingowo jedynie z szóstymi drużynami Belgii, Turcji, Austrii, Rosji i Portugalii. A to już wygląda znacznie lepiej niż 28. miejsce Jagiellonii, czy 25. Śląska.
SILNI ŚREDNIACY
Ranking dla każdej pozycji wygląda w sposób zbliżony. Już na żadnej pozycji kluby ekstraklasowe nie wypadają poza czołową piętnastkę w Europie. Czyli tylko na pierwszych dwóch miejscach wypadają naprawdę słabo. Najwyższe miejsce, jakie udaje im się osiągnąć, przypada na porównanie czternastych drużyn w swoich ligach. W Polsce tę pozycję zajmuje aktualnie Piast Gliwice. Według Opta Power Ranking tylko w sześciu krajach Europy na czternastym miejscu w tabeli jest w tej chwili silniejszy klub: Sevilla w Hiszpanii, Crystal Palace w Anglii, Union Berlin w Niemczech, Racing Strasbourg we Francji, Cagliari we Włoszech i Rio Ave w Portugalii. Cracovia w rankingu drużyn z trzynastego miejsca znajduje się na ósmym miejscu w Europie – oprócz lig top 5 przegrywa tylko z belgijskim Leuven i rosyjskim FK Orenburg, podobnie jak Korona Kielce w rankingu drużyn z piętnastej pozycji. Do czołowej dziesiątki polskie kluby wskakują jeszcze w porównaniu siódmych drużyn ligi. Górnik Zabrze zajmuje w nim dziewiąte miejsce, dając się wyprzedzić tylko klubom z Hiszpanii, Anglii, Francji, Niemiec, Włoch, Belgii, Portugalii i Austrii.
Z tej symulacji płynie ostrożna hipoteza, że gdyby UEFA zdecydowała się zaangażować w europejskie puchary wszystkie kluby z danych lig, grupując je z porównywalnymi drużynami z innych krajów, Liga Mistrzów nadal byłaby dla nas światem całkowicie zamkniętym i rzadko pojawialibyśmy się w Lidze Europy. Ale w rozgrywkach dla drużyn ze środka i dołu tabeli mielibyśmy jednych z najsilniejszych reprezentantów. Marna to może nagroda pocieszenia, ale za to dowód, że w powtarzanej często teorii o wyrównanej polskiej lidze, może być ziarno prawdy. Poziom ligi według rankingu UEFA najprawdopodobniej jest zaniżony. A gdyby porównywać całe rozgrywki, Ekstraklasa pewnie znajdowałaby się w pierwszej piętnastce najsilniejszych lig Europy.
Co ciekawe zresztą, w absolutnie wszystkich porównaniach klubów z poszczególnych miejsc w tabeli polską ligę zawsze, bez wyjątku, wyprzedzają tylko kluby z lig top 5. W przypadku innych rozgrywek zdarzają się już przetasowania. Lider Ekstraklasy nie ma podjazdu do najsilniejszych drużyn Eredivisie, ligi szkockiej czy portugalskiej, ale już Górnik Zabrze jest szacowany jako silniejszy niż siódme w Holandii Go Ahead Eagles, a Cracovia jako mocniejsza niż trzynasta w Portugalii Estrela. W tych przypadkach wszystko zależy już od porównania konkretnych klubów. Polskie kluby do tych z czołowych lig europejskich mają jakikolwiek start tylko, jeśli porówna się je nierównomiernie, czyli najsilniejszy polski klub do najsłabszego włoskiego czy hiszpańskiego. Gdyby Raków, uznawany przez Optę za najmocniejszą drużynę w Polsce, wrzucić do Premier League, Bundesligi i La Liga, znalazłby się w strefie spadkowej, ale już w Ligue 1 i Serie A miałby szansę powalczyć o utrzymanie. Od czołowych klubów tych lig dzieli go jednak naturalnie przepaść.
ZBIORCZA TABELA LIG EUROPEJSKICH
Gdyby jednak przeprowadzić w Opta Power Rankingu eksperyment i złączyć wszystkie europejskie ligi spoza top 5 do jednej, zbiorczej tabeli, polskie kluby wypadłyby… No, właśnie, zależy, jak spojrzeć. Najsilniejszy Raków zająłby w niej dopiero 45. miejsce, co oznacza, że w Europie, nawet poza ligami top 5, jest około czterdziestu silniejszych od niego zespołów. Także z krajów, które chcielibyśmy widzieć jako równe sobie albo nawet słabsze. Do pierwszej setki załapałyby się jeszcze tylko Lech Poznań (52.), Pogoń Szczecin (68.), Jagiellonia (74.), Legia (77.), Śląsk (96.) i Górnik (97.). To tłumaczy, dlaczego w Lidze Konferencji, w której grają 32 zespoły, ale także te z najsilniejszych lig, jeszcze długo będzie nam trudno wprowadzać kilku reprezentantów i bić się o trofeum.
Z drugiej strony, w najsłabszej setce takiej zbiorczej, fikcyjnej ligi, znalazłby się tylko jeden polski klub, ŁKS, który przecież wyraźnie odstaje od Ekstraklasy. I tak wyprzedziłby w niej jednak siedemdziesiąt zespołów z krajów ze zbliżonej części Europy. M.in. zespoły z Holandii, Turcji, Szkocji, Czech i Ukrainy, czyli lig, które w rankingu UEFA są znacznie wyżej. Puszcza Niepołomice, zajmująca miejsce w strefie spadkowej, miałaby za sobą blisko 140 europejskich klubów, a Korona Kielce byłaby w pierwszej dwusetce na 362 zespoły. Poza górną połową tabeli takiej ligi krajów od 6. do 30. miejsca w rankingu UEFA znalazłoby się tylko pięć polskich klubów.
POWÓD DO ZAZDROŚCI
Te eksperymenty siłą rzeczy nie mogą powiedzieć całej prawdy – gdyby tak było, nie rozgrywałoby się meczów. Ale mogą jakoś ukierunkować narracje wokół problemów polskiej ligi. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie jest prawdą, że poziom Ekstraklasy jest słaby i mamy rozgrywki z trzeciej dziesiątki w Europie. Polska ma silnych średniaków i słabeuszy, a relatywnie słabych „mocarzy”, co owocuje częstym spłaszczeniem tabeli, dużymi skokami i spadkami drużyn w krótkim czasie i trudnością do zdominowania ligi przez kogokolwiek. A także wpływa na problemy drużyn grających w pucharach. Zespoły portugalskie, holenderskie czy czeskie, grając nawet o kilka procent słabiej w kraju, niż w pucharach, nie odczuwają tej różnicy aż tak mocno w ligowej tabeli. W Polsce, przy nikłych różnicach między drużynami, kilka procent słabszej formy może kosztować kilka miejsc w tabeli, co potęguje ogólną nerwowość w klubie i wokół niego. I zwiększa ryzyko niezakwalifikowania się do pucharów w kolejnym sezonie.
Nie ma co jednak obrzydzać sobie ślamazarnej walki o mistrzostwo. Największym problemem futbolu na wysokim poziomie jest w ostatnich latach jego rosnąca przewidywalność. Rokrocznie te same zespoły sięgające po tytuł, coraz rzadsze sensacje, bardzo zbliżeni kandydaci do wygrania rozgrywek krajowych i międzynarodowych w każdym sezonie, co z kolei wywołuje znużenie kibiców. W Polsce tego problemu nie znamy, czego w wielu ligach naprawdę mogą nam zazdrościć. W trzech ostatnich latach Ekstraklasa wyłoniła trzech różnych mistrzów, gdyby liga skończyła się dziś, doszedłby czwarty. A że w pucharach jest z tego powodu trudniej? Nie ma co do tego wątpliwości. Pozostaje czekać, aż UEFA zorganizuje kiedyś jakiś puchar dla drużyn z miejsc 7-12. Dopiero wtedy byłaby realna szansa, by spełnić sny o potędze Ekstraklasy.
Czytaj więcej o polskiej piłce
- Wyścig żółwi po tytuł, ale tylko Raków, Legia i Lech muszą się wstydzić
- Rewolucja w Legii. Jak zbudować na nowo drużynę bez Josue?
- Włodarski: Yamal błyszczy w Barcelonie, a w Polsce boimy się dryblingu Borysa
Fot. Newspix