Spotykamy się z opiniami, że Stal zachowała się niezbyt elegancko, nie zgadzając się na prośbę Ruchu Chorzów o przełożenie meczu. Beniaminek zgłosił się wczoraj z takim desperackim pomysłem ze względu na wirusa, który zdziesiątkował szeregi jego zespołu. W Mielcu przyjezdni usłyszeli jednak, że nie ma szans na żadne przekładanie – skoro jesteście w stanie zebrać jedenastu piłkarzy do gry, skoro na ławce nie musi zasiadać kierownik i kitman, to gramy jak każde normalne spotkanie. Jak na nasze – nikt nie ma prawa Stali za takie podejście krytykować. Wcale nie musiała godzić się na ustępstwa i zaliczyła dziś łatwiutkie zwycięstwo z poturbowanym rywalem.
No bo spójrzmy na tę sprawę uczciwie – dlaczego niby mielibyśmy oczekiwać od Stali, że ta zgodzi się na przełożenie meczu? W drużynie „Niebieskich” nie mogli dziś zagrać Sadlok, Sikora, Stępiński, Vlkanova, Wójtowicz, przed meczem wypadł jeszcze Kozak. Czy te ubytki odbiły się na poziomie wyjściowej jedenastki? Bez dwóch zdań, w końcu znaleźli się w niej chociażby Foszmańczyk (pierwszy raz w tym sezonie od pierwszej minuty w lidze), Wilak (pierwszy raz w życiu od pierwszej minuty w lidze) czy Szur (jesienią babol za babolem).
Ale jednocześnie chorzowianie nie mieli ŻADNEGO problemu ze znalezieniem jedenastu zawodników do składu. Janusz Niedźwiedź nie musiał stawać na głowie, by to jakoś złożyć. Napastnicy grali na ataku, pomocnicy w środku, obrońcy w obronie. Z ławki ponadto weszli zawodnicy na profesjonalnych kontraktach, a nie ci, którzy akurat przechodzili z tragarzami. To wcale nie była sytuacja ekstremalna, w obliczu której ktoś mógłby wymagać od klubu z Podkarpacia takiej a nie innej decyzji. Zwłaszcza, że wniosek Ruchu przyszedł na mniej niż 24 godziny przed meczem, a Stal – żaden ligowy krezus, przypomnijmy – poniosła już koszty organizacji wydarzenia i nie chciała ich ponosić ponownie tylko dlatego, by podać komuś pomocną dłoń.
Ktoś powie – trudno znaleźć w Europie drużynę, która tak bardzo gra o nic jak Stal Mielec. Nasz redakcyjny statystyk AbsurDB wyliczył, że ekipa z Podkarpacia miała przed meczem 0,6% szans na puchary i 0,3% ryzyka spadku. Innymi słowy – gdyby chciała poprawić sobie PR, to niemalże na pewno nie wpłynęłoby to w żaden sposób na jej wynik sportowy (bo ani nie spadnie, ani nie powalczy o puchary). Ale wolała grać. I takie jej święte prawo.
Wszyscy w Mielcu wiedzieli, że to mecz z gatunku „easy win”. Kiedy przyjeżdża do ciebie Ruch Chorzów, to z góry wiesz, że prawdopodobnie wygrasz. A kiedy przyjeżdża w osłabieniu? Sztuką byłoby tego nie wykorzystać. Maciej Domański powiedział w przerwie, że nie przypomina sobie meczu, w którym Stal grałaby na takim spokoju. Dokładnie takie samo odczucie mieliśmy sprzed telewizora – gospodarze wyszli na murawę z przekonaniem, że spotkanie ułoży się samo, wystarczy się nie podpalać, bo wszystko jest kwestią czasu. I dokładnie tak to wyglądało. Po dwóch kwadransach mielczanie prowadzili już dwoma golami. Stało się wówczas jasne, że krzywda im się dziś nie stanie.
Pewien absurd tego meczu polega na tym, że ta pewnie grająca Stal swoje wszystkie trzy gole strzeliła po stałych fragmentach gry – ale takich raczej pokracznych, przy których spory udział mieli zawodnicy Ruchu (przy wszystkich trzech).
Pierwszy? To Michalski nastrzelił Szkurina, który przyjął sobie piłkę brzuchem i wpakował ją do siatki z najbliższej odległości.
Drugi? Szczepan podał do Domańskiego na szesnasty metr, gdzie Wilak i Foszmańczyk zaspali, a później broniący złamali linię spalonego, gdy strzał pomocnika Stali przecinał Guillaumier.
Trzeci? Stipica pokracznie wybraniał strzał Guillaumiera i nie zdążył tego zrobić, zanim piłka przekroczyła linię bramkową.
Ruch także zapakował gola po stałym fragmencie (konkretnie Josema), ale nawet nie nawiązał walki o zwycięstwo. Podobać mógł się jedynie Moneta, który asystował przy wspomnianej bramce, ale także walnął wcześniej w spojenie słupka z poprzeczką. Najdziwniejszą interwencję meczu zaliczył Stipica, który zagrał rękami poza własnym polem karnym, czego jednak sędzia Malec nie dostrzegł, a VAR nie miał jak zainterweniować – ani nie było to przewinienie na rzut karny (no bo poza szesnastką), ani na czerwoną kartkę (bo nie było to przerwanie stuprocentowej sytuacji).
Ruch znowu wyglądał więc jak Ruch, który doskonale znamy z tego sezonu. W Chorzowie mogą żałować, bo po wielkim przełamaniu, do jakiego doszło przed tygodniem, mogli pójść za ciosem, lecz tego nie zrobili. Ale czy to wina Stali, że w drużynie „Niebieskich” zapanował wirus?
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Rumak do dziennikarza: Proszę przyjść na trening i zobaczyć, czy coś jest nie tak
- 450 minut bez gola. Tak Lech mistrzostwa nie wygra
- Jest odpowiedź Stali w sprawie prośby Ruchu o przełożenie meczu
Fot. newspix.pl