Jagiellonia wciąż ma szanse na wybitny sezon i dublet, ale nie da się ukryć, że wejście w rundę wiosenną jest dla niej – powiedzmy – kłopotliwe. Porażka z Lechem, wymęczony remis z Ruchem, teraz przegrana z Górnikiem. Fakt, że tempo czołówki poza Pogonią nie jest imponujące, ale jednak trzeba punktować lepiej, żeby myśleć o tytule (nawet jeśli skończy się na wyścigu kulawych).
Dziś Jagiellonia była drużyną momentów. Potrafiła zawiązać fajną akcję, kiedy po szybkiej koronce nie trafił Imaz, ale momenty nie wystarczyły na gospodarzy. Ci dali się zaskoczyć tylko raz, kiedy źle piłkę wyprowadzał Szala, natomiast poza tym byli odpowiedzialni i dobrze kontrowali przyjezdnych.
Brakowało nam Jagi, która wyglądałaby tak, jak jesienią – szybko, błyskotliwie, z elementem zaskoczenia. Wciąż widać, że w tej ekipie jest jakość, ale jakby piach wkradł się w tryby i maszyna rzęzi.
Ktoś powie – Górnik powinien kończyć pierwszą połowę w dziesiątkę, bo Pacheco powinien dostać drugą żółtą kartkę za stempel na rywalu. Pewnie tak, niemniej Jagiellonia w topowej dyspozycji nie musiałaby szukać takich usprawiedliwiań.
A tak, że ogólnie idzie gorzej, to zdaje się, iż 120 minut z Koroną w pucharze zostawiło ślad na piłkarzach.
Natomiast po ekipie Urbana było widać świeżość. Szczególnie po Ennalim, który był w tym meczu wszędzie, a wcale nie zdziwilibyśmy się, gdyby równoległe obskakiwał ze dwa inne. Urywał się obrońcom, skutecznie walczył o piłkę, większość, co dobrego dla Górnika, była z jego udziałem. Pewnie, raz mógł lepiej się zachować, gdy wyprowadzał kontrę, raz kopnąć mocniej, gdy ładował zza połowy na pustaka, raz miał pecha, bo był faulowany tuż przed polem karnym, ale generalnie – super zawody, okraszone ładną bramką.
Niemiec był dla Górnika taką poranną kawą, która stawia na nogi. No i właśnie: tej ewidentnie zabrakło Jagiellonii, bo tam co najwyżej wjechało zsiadłe mleko. Na przykład wspomniany gol Ennaliego – przecież to przerwać trzy razy szybciej, a Lewicki czeka nie wiadomo na co. Grał przyzwoite zawody, ale w kluczowym momencie wcielił się w sprzedawcę dywanów. I to czerwonych.
A pierwszy gol? Podobna bierność. Janża wrzuca z wolnego przed pole karne, Rasak uderza, jest rykoszet i piłka wpada do siatki. Przecież to nie było cholernie trudne do przewidzenia, że coś takiego może się stać, jeszcze przy stałym fragmencie gry naprawdę można to tym bardziej przewidzieć.
Znów: Jagiellonia jesienią by na to wpadła, teraz miała kłopoty.
Niemniej nie należy nic ujmować Górnikowi, bo ten – wyłączając porażkę w Łodzi – punktuje ostatnio fenomenalnie. W klubie z ograniczonymi możliwościami organizacyjnymi udało się stworzyć drużynę, która wygrywa z liderem i traci do niego ledwie kilka punktów. Wydawałoby się, że skoro piłkarze muszą ogłaszać strajk, to taka przewaga powinna wynosić co najmniej siedemnaście oczek, a nie siedem, ale Urban w Zabrzu buduje naprawdę kozacko.
Paradoks, że trener, który był w Legii, Lechu, Śląsku, Osasunie, swoją markę trenerską może najlepiej ustawić w Zabrzu, gdzie praca nie należy przecież do najprostszych.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Kolejny sąd nad Kostą Runjaicem. Czy Jens Gustafsson pogrąży swojego poprzednika?
- Mecz Wisła – Widzew należy powtórzyć
- Mistrz Polski pisze, że jest średniakiem. Dla Legii czy Lecha to odwaga nie do pomyślenia
Fot. Newspix