W ten czwartkowy wieczór wszystkie oczy były zwrócone na Legię Warszawa, która zawiodła na całej linii i nie wystąpi w kolejnej fazie Ligi Konferencji Europy, ale grano też w innych miejscach. W pozostałych spotkaniach 1/16 finału rozgrywanych o 21:00 obyło się bez niespodzianek i większych emocji. Nie było ani serii rzutów karnych, ani nawet dogrywek. Pewne awanse zaliczyli: Olympiakos, Royale Union Saint-Gilloise i Sturm Graz, co może nas cieszyć z uwagi Szymona Włodarczyka.
Sturm Graz był tego wieczoru w najbardziej komfortowej sytuacji spośród wszystkich drużyn, które przystępowały do rywalizacji w 1/16 finału Ligi Konferencji Europy. Pierwsze starcie ze Slovanem Bratysława zakończyło się bowiem pewną wygraną Austriaków 4:1, więc trudno było podejrzewać, że przeciwnicy będą w stanie jakkolwiek im zagrozić w rewanżu.
No i nie zagrozili. Spotkanie w Bratysławie wyglądało niemal identycznie jak to sprzed tygodnia. Niby wyrównane, między drużynami nie było widać jakiejś specjalnej różnicy poziomów, ale problem w tym, że strzelał tylko Sturm. Gospodarze faktycznie rzucili się do ataku od pierwszej minuty, ale niewiele z tego wynikało. Trudno było im dojść do klarownej sytuacji i zakończyć ją celnym strzałem. A jeśli już się to udawało, to na posterunku stał Vitezslav Jaros.
Do przerwy nie udało się więc zdobyć choćby jednej bramki, co całkowicie podcięło skrzydła piłkarzom Slovana. Na drugą połowę wyszli już zupełnie bez wiary w to, że uda im się ugrać cokolwiek. Skończyło się tak, że w 52. minucie do siatki trafili rywale, a konkretnie Mika Biereth. Od tego momentu było wiadomo, że nic więcej się tutaj nie wydarzy. Gospodarze mogli się jedynie obawiać, żeby nie doszło do takiej kompromitacji jak przed tygodniem. Na szczęście takiego scenariusza udało się uniknąć.
Awans ekipy z Grazu jest chyba jedyną pozytywną informacją dla Polski tego wieczoru, zważywszy na to, co zrobiła Legia. Wszystko to za sprawą wychowanka warszawskiego klubu – Szymona Włodarczyka, który od początku tego sezonu występuje w barwach Sturmu i radzi sobie całkiem nieźle. Zagrał już w 33 spotkaniach, w których zdobył dziewięć bramek i zaliczył dwie asysty. Dziś nie dostał szansy od początku, ale pojawił się na boisku w 65. minucie, zmieniając strzelca bramki Bieretha. Zbyt wiele zagrożenia pod bramką nie stworzył, zaliczył tylko dziesięć kontaktów z piłką. Defensywa Slovana skutecznie odcinała go od podań.
Slovan Bratysława – Sturm Graz 0:1 (pierwszy mecz – 1:4)
Biereth 52′
Nieco więcej napięcia było dzisiaj we Frankfurcie, gdzie sprawa od początku pozostawała otwarta. Pierwsze spotkanie zakończyło się wynikiem 2:2, więc należało spodziewać się emocji. Większe szanse dawano Eintrachtowi, ponieważ miał atut własnego boiska, ale mimo to, to goście zaskoczyli wszystkich w Niemczech. W pierwszej połowie rywalizacja wyglądała na wyrównaną, ale już w drugiej Belgowie się rozkręcili. Zaczął Puertas, poprawił Eckert-Ayensa i wydawało się, że jest pozamiatane.
Gospodarze potrafili jednak coś jeszcze z siebie wykrzesać. Dina Ebimbe trafił do siatki, ale nieco za późno, bo dopiero w 88. minucie. Gdyby gospodarzom ta sztuka udała się wcześniej, mogło być różnie. A tak? Royale Union Saint-Gilloise gra dalej, a Eintrachtowi pozostaje już tylko walka w Bundeslidze o awans do europejskich pucharów w przyszłym sezonie. Bilet do 1/8 finału zapewnił sobie Olympiacos, ponownie ogrywając Ferencvaros 1:0.
Eintracht Frankfurt – Royale Union Saint-Gilloise 1:2 (pierwszy mecz – 2:2)
Dina Ebimbe 87′ – Puertas 47′, Eckert Ayensa 80′
Ferencvaros – Olympiakos 0:1 (pierwszy mecz – 0:1)
El Kaabi 45′
Czytaj więcej na Weszło:
- Alarm! Wenta czuje się urażony, więc robi czystkę w Koronie
- David Datro Fofana. Czy Molde ukradło najdroższego piłkarza w swojej historii?
- Stadion obiecany [REPORTAŻ]
- Posiadała: Molde przekonało pomysłem. Skandynawia promuje talenty [WYWIAD]
- Zdalnie sterowane samochody i piłeczki tenisowe wygrały z żądzą pieniądza
Fot. Newspix