Dariusz Mioduski rzucił tylko: „Szaleństwo, zawsze tak jest”. Josue zachowywał się trochę, jakby Legia właśnie wygrała z Molde. Kibice skandowali: „Legia walcząca, walcząca do końca”. Wicemistrz Polski nienawidzi świętego pokoju. Cała ta huśtawka nastrojów w meczu z Molde przypomniała tylko, że Legia to najpewniej najbardziej pozytywnie popieprzona ekipa tej edycji Ligi Konferencji.
Nie tak miało być.
Kosta Runjaić mówił, że sztuczna murawa nie będzie problemem. Przekonywał też, że dziury po odejściach Bartosza Slisza i Ernesta Muciego można załatać, bo kadra Legii jest wystarczająco silna i szeroka. A tu 0:3 po dwudziestu pięciu minutach. Eurowpierdol do połowy. Na domiar złego buty Slisza okazały się o kilkanaście rozmiarów za duże dla Qendrima Zyby, Besiktas niemal na pewno nie zapłaci w przyszłości 10 milionów euro za Macieja Rosołka, a Kacpra Tobiasza już na środowym otwartym treningu piłka parzyła w dłonie, więc nic dziwnego, że raz po raz wypuszczał ją z rękawic również podczas czwartkowego meczu.
Syci Norwegowie
Norwegowie wyglądali na sytych. Tak, sytych. To właściwie określenie. Atmosfera na Aker Stadion to bowiem urzeczywistnienie mokrego snu Zbigniewa Jakubasa. Właściciel Motoru mawia, że marzą mu się trybuny bez przekleństw i wyzwisk, bez ultrasów i kiboli. Jak bluzgi, to kary do skarbonki. Jak oprawy, to skromne. Jak pirotechnika, nie no: żadnych rac! Rodziny, dzieci, vipy, oklaski. Pikniki. W Molde tak to wyglądało. Ot, familiarnie. Głośniej robiło się tylko, kiedy po golach leciało słodziutkie „Her kommer Molde”, autorstwa Jo Nesbo i jego Die Derre.
Ten spokój w Molde zakłócali tylko kibice Legii. UEFA oficjalnie zakazała im wstępu na stadion. W praktyce zajęli niewielki sektor, wywiesili transparencik „Legia Ultras” i zaintonowali: „Chuj z zakazami, hej Legio, jesteśmy z wami”. Norwegowie wyciągali telefony i nagrywali. W tej części świata rzadko spotyka się tak zorganizowaną formę dopingu. Polacy przejęli Aker Stadion. Tu przyznam: myślałem, że to jedyny pozytyw, bo już po Legii. I pozostanie tylko wspominanie złotych chwil Lecha sprzed roku.
Nie tak prędko.
Kibice Legii całkiem słusznie śpiewali: „Legia walcząca, walcząca do końca”.
Legia walcząca do końca
Ofensywę rozkręcili rezerwowi Legii. Ryoya Morishita hasał na skrzydle. Rafał Augustyniak odbierał piłkę za piłką. Aktywny i głodny gry był Bartosz Kapustka, który twierdzi, że stać go na występy w dłuższych wymiarach czasowych. W tyłach też zrobiło się spokojniej: sabotującego defensywę Steve’a Kapuadiego zastąpił pewniejszy Marco Burch. Brzydkie 0:3 przeporzwarzyło się w obiecujące 2:3. Takie to dla Legii typowe w tej edycji Ligi Konferencji. Pogoń była z Ordabasami, z Austrią Wiedeń, z Midtjylland, teraz z Molde.
Po meczu piłkarze Legii nie wyglądali na przegranych. Humory im dopisywały. Dziękowali kibicom. Zbijali piątki. Wiedzieli, że w drugiej połowie zagrali na swoim poziomie. W prowizorycznym namiocie, który służył za strefę mieszaną, stanęliśmy z Josue, który jeszcze na murawie przodował w zarażaniu kolegów pozytywną energią. Spytałem go, czy na murawie czuje się mniej komfortowo bez Bartosza Slisza. Odparł w swoim stylu, że przez większość kariery gra bez Slisza, więc siłą rzeczy czuje się normalnie. Po chwili Portugalczyk dodał jednak, że Legii faktycznie brakuje defensywnego pomocnika pokroju reprezentanta Polski. Środek pola Legii z Molde wyglądał najgorzej od miesięcy, takie są fakty.
– W szatni padły mocne słowa?
Josue: – Przegrywaliśmy 0:3. To było ciężkie, cholernie ciężkie. Uwierz, w takich momentach nie musimy dużo mówić w szatni. Po przerwie wyszliśmy z nastawieniem, że wszystko albo nic. Takie podejście płynie w krwi Legii. Wynik może się nie zgadzać, okoliczności losu mogą być przeciw nam, ale się nie poddamy. Z 2:3 zadowoleni jakoś specjalnie nie jesteśmy, ale najważniejsze, że wciąż możemy w tej Lidze Konferencji awansować dalej.
Ale chyba tak już musi być, że w Legii nie ma świętego spokoju. Dariusz Mioduski podkreślał to, kiedy wychodził ze stadionu. Spokoju nie ma, nie było i nie będzie. Szczególnie, że kadra Kosty Runjaicia jest słabsza niż jeszcze kilka tygodni temu, a nikt w stolicy Polski porażki w dwumeczu z Molde usprawiedliwiać nie będzie. Trzeba też bić się o mistrzostwo w Ekstraklasie. I tak: „Legia walcząca, walcząca do końca”. Niosło się i przy 0:3, i przy 2:3. To będzie też hymn w rewanżu na Łazienkowskiej.
Czytaj więcej o Legii Warszawa:
- Hiobowe życie Magnusa Wolffa Eikrema
- Jak Jo Nesbo nie został wielkim piłkarzem Molde [REPORTAŻ]
- Prezent od miliardera. Dlaczego Molde jest nielubiane w Norwegii? [REPORTAŻ]
- Polacy nie są dyskryminowani. Legia w Molde nie pobrudzi butów
Fot. Fotopyk