To nie jest żaden clickbait. Do tej sytuacji naprawdę doszło po spotkaniu Interu Miami z nieoficjalną reprezentacją Hongkongu. Ku rozczarowaniu kibiców, na boisku nie pojawił się Leo Messi. Doszło do tego, że głos w sprawie musiał zabrać… rząd tego miasta.
Na meczu miało się pojawić 38 tysięcy fanów, którzy wręcz rzucili się na bilety i w ciągu godziny wykupili wszystkie wejściówki. Okazało się jednak, że na stadionie czekało ich spore rozczarowanie. Leo Messi bowiem nie był w stanie wystąpić w spotkaniu. Argentyńczyk nadwyrężył ścięgno podkolanowe, co uniemożliwiło mu grę.
Powiedzieć, że kibice byli wściekli, to jak nic nie powiedzieć. Im bliżej było końca zawodów, tym mocniej wzmagały się gwizdy i buczenie na trybunach, a sprawa zaszła tak daleko, że głos wzięli oficjele z rządu Hongkongu.
– W odniesieniu do Messiego niegrającego w dzisiejszym meczu: rząd, tak samo jak i fani piłki nożnej, jest głęboko rozczarowany decyzją organizatorów. Ci organizatorzy są winni kibicom wyjaśnienia – czytaliśmy w niedzielnym oświadczeniu.
Decyzji o niedopuszczeniu ikony Barcelony do gry bronił Gerardo Martino, szkoleniowiec Interu Miami. Stwierdził, że zdrowia zarówno posiadacza ośmiu “Złotych Piłek”, jak i Luisa Suareza, nie wolno było narażać: – Rozumiemy rozczarowanie fanów nieobecnością Messiego i prosimy o ich wybaczenie. My także chcielibyśmy być w stanie Leo i Luisa posłać do gry chociaż na moment. Ale ryzyko było zbyt duże.
Więcej o amerykańskim sporcie:
- Różowe dziedzictwo. Jak David Beckham buduje Inter Miami
- Taylor Swift i Travis Kelce. Jak niespodziewany duet podbił USA
- Wilt Chamberlain i rekord, który padł w nudny dzień na zadupiu
Fot. Newspix