Reklama

Dinozaur, morderca i browar. Historie z Maidstone

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

28 stycznia 2024, 15:38 • 10 min czytania 3 komentarze

Maidstone. Miejsce, z którego wywodzi się jedna z szesnastu najlepszych drużyn tegorocznych rozgrywek o Puchar Anglii. Miasto, w którego centrum stoi figura realnych rozmiarów dinozaura. Społeczność, która ten weekend spędza głównie na świętowaniu w pubach, racząc się warzonym w okolicy piwem. Wszystko dlatego, że nikomu nieznani piłkarze szóstoligowej drużyny odprawili z kwitkiem aktualnego wicelidera Championship. A grają przede wszystkim dla frajdy i powstrzymania rozrostu brzusznych fałd.

Dinozaur, morderca i browar. Historie z Maidstone

Próżno szukać w ekipie Maidstone United znanych nazwisk. Gra tam Gavin Hoyte, którego kojarzą może najbardziej zagorzali sympatycy Arsenalu — w Londynie wsławił się tylko posiadaniem starszego brata Justina i godziną gry przeciwko Manchesterowi City w Premier League. To jedyny mecz reprezentanta Trynidadu i Tobago na tym poziomie rozgrywkowym. Jest też Fowler, ale nie Robbie, tylko George, dumny wychowanek… ogranego właśnie Ipswich. Gola temu całemu Ipswich strzelał Lamar Reynolds, który z całą pewnością nie ma nic wspólnego z władającym Wrexham Ryanem. A! Jeszcze najważniejsze. Napastnikiem Maidstone United jest Timmy Abraham, który też… wróć. On akurat naprawdę jest bratem grającego w Romie Tammy’ego Abrahama. Problem w tym, że za trzy dni kończy się jego wypożyczenie z Boreham Wood.

Niezła jest ta paka, nie ma co. Realia są takie, że jeśli ktoś tylko odrobinę wyróżni się na tle ligowego dżemiku, od razu dostaje ofertę, na przykład z wyjątkowo prestiżowej piątej ligi, i nie namyślając się długo, ucieka. Czy to dziwne? Wcale. Czy w Maidstone jest atmosfera dla wielkiej piłki? No nie ma. Czy ich popisy w tegorocznym Pucharze Anglii mogą być początkiem marszu w górę hierarchii angielskich drużyn? Oczywiście, że mogą.

Ale nie będą.

Maidstone nie spało i liczy na więcej

To meteor. Żyjemy w momencie, punkcie w czasie, w którym los przedstawił nam jakąś przypadkową drużynę amatorów i półamatorów, o której zaraz szybko zapomnimy, o ile oczywiście nie zdarzy się kolejny cud. Całe Maidstone będzie oczywiście trzymać kciuki, ale tak jak do tej pory żadna drużyna z szóstego poziomu rozgrywkowego nie znalazła się w czołowej szesnastce FA Cup, tak też tym bardziej nie było dla takiej ekipy miejsca w ćwierćfinałach. Takie historie się po prostu nie zdarzają. Nie w Anglii, nie z udziałem tak słabych ekip.

Reklama

Ta całkiem spora miejscowość ma, wraz ze swoim stosunkowo niewielkim klubem, swoje pięć minut. Sportowo nie ma co liczyć na większy sukces — sufitem będzie kolejna w historii futbolu piękna porażka dzielnego underdoga z faworyzowanym kolosem. Może jakiś romantyczny wyjazd na Anfield czy Etihad. Nic więcej.

Ale czy wiedzieliście na przykład, że w 1834 roku, właśnie w Maidstone, znaleziono skamieniałe szczątki niezbadanego wtedy dinozaura? Nie? No co wy!

Iguanodon symbolem miasta i maskotką klubu

No nic, jakoś trzeba nadrobić te wasze braki w elementarnej wiedzy o dinozaurze z Maidstone. W latach dwudziestych XIX wieku niejaki Gideon Mantell, prawdziwy pasjonat wszelkich skamieniałości, odkopał razem z małżonką ząb zwierzęcia, które, jego zdaniem, należało do nieodkrytego jeszcze gatunku. Na podstawie kilku takich drobnych szczątków powstał opis iguanodona. Trudno było powiedzieć coś więcej o pupilu Mantellów na bazie dwóch czy trzech zębów. Wtedy na arenę paleontologicznych dokonań wkracza Maidstone i właściciel tamtejszego kamieniołomu.

To właśnie za sprawą Williama Bensteada dokonał się największy przełom w badaniach nad iguanodonem. Pewnego dnia odkryto skamieniałe szczątki dużego zwierzęcia, które w niczym nie przypominało współczesnych. Benstead nie bardzo znał się na rzeczy, ale wiedział jedno — to, co udało mu się odkopać, jest pewnie starsze od wszystkich mieszkańców Maidstone razem wziętych. Znalazł więc kontakt do eksperta, który pomógłby mu ocenić znalezisko. List trafił prosto w ręce Gideona Mantella.

A Mantell co? Oczywiście nie mógł powstrzymać emocji, gdy okazało się, że zwierz odkryty przez Bensteada miał dokładnie takie same zęby jak te, które lekarz z Sussex posiadał w swojej kolekcji. Znaczyło to ni mniej, ni więcej, że w Maidstone żył kiedyś iguanodon. Właściciel kamieniołomu raczej nie podzielał zachwytu swojego gościa i interesował się nie tyle wielkim odkryciem, ile jego mierzalną w pieniądzach wartością. Za szczątki zgarnął całe 25 funtów i zadowolony mógł pozbyć się góry gnatów wartościowych przede wszystkim dla Mantella.

Podjęte już w 1822 roku próby rekonstrukcji szkieletu iguanodona są uznawane za początek paleontologii. To właśnie na bazie skamieniałych szczątków z Maidstone po raz pierwszy całkiem wiernie odtworzono dinozaura. Mimo że nikt jeszcze nie używał słowa “dinozaur”…

Reklama

Stalowy dinozaur stojący w pobliżu dworca kolejowego w Maidstone.

W związku z tą niezwykłą historią iguanodon stał się symbolem miasta. Prawdziwe szczątki trafiły do londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej, a w Maidstone można znaleźć ich wierną kopię i, będący dokładnym odwzorowaniem komputerowej wizualizacji, stalowy posąg wykopanego w mieście dinozaura. No i jeszcze jest pluszowy iguanodon, maskotka Maidstone United.

Nazywa się Iggy Stones.

A na drużynę Maidstone United mówią po prostu The Stones.

W dowodzie widnieje jego pełne imię — Iguanodon Stones.

Piłkarz mordercą

Jeśli myślicie, że już więcej nie da się napisać o jakiejś drużynie z szóstej ligi i mieście, z którego pochodzi… no cóż, jesteście w błędzie. To dużo poważniejszy wątek i w dodatku o wiele bardziej powiązany z klubem. W listopadzie 2001 roku doszło do tragicznej zbrodni. Ofiara brutalnego pobicia, 19-letnia Cassandra McDermott, zmarła wskutek odniesionych obrażeń. Wszystkie tropy prowadziły do jej byłego partnera. Pięć lat starszy od denatki Mario Celaire, obrońca grający od kilku lat w niższych ligach angielskich, nie przyznawał się jednak do winy.

Prokuratorzy i sędzia byli zgodni, że nie mają dowodów bezpośrednio wskazujących na winę piłkarza.

— On tam prawie na pewno był. Widział, jak ona umiera — przekonywał prowadzący śledztwo Nick Scola.

Zawodnik powiedział w sądzie, że faktycznie widział się tamtej nocy ze zmarłą, a miejski monitoring zarejestrował, jak dzień później pierze swoje ubrania w miejskiej pralni, czego nie zwykł podobno robić. Były to co najwyżej poszlaki — mógł przecież spotkać się z byłą dziewczyną i mógł też po prostu robić pranie. Celaire wyraźnie podkreślał, że gdy zostawiał ofiarę samą, ta była “żywa i zdrowa”.

Po roku od śmierci Cassandry McDermott ława przysięgłych uniewinniła piłkarza, uznając, że nie można mu udowodnić ani morderstwa, ani nawet nieumyślnego spowodowania śmierci.

By nie być ciągle łączonym ze sprawą, Celaire zmienił nazwisko na McNish i kontynuował swoją piłkarską karierę. W pewnym momencie przeniósł się z Beckenham Town do Maidstone United, które miało bić się o zwycięstwo w regionalnej lidze. W mieście spod znaku iguanodona został nawet wybrany przez kibiców zawodnikiem sezonu 2005/2006. Nikt go nie prześwietlił, nikt nie sprawdził, a zresztą piłkarz został przecież oficjalnie uniewinniony. Nikt się nie spodziewał, że do lokalnej drużyny dołączył morderca. Dzielili z nim szatnię, zbijali piątki.

A w 2007 roku ich kolega z drużyny znów trafił do sądu. Kolejny raz sprawa dotyczyła ataku na jego niedawną dziewczynę, ale tym razem ofiara przeżyła i skazanie obrońcy Maidstone miało być tylko formalnością.

Kara Hoyte nigdy nie wróciła do pełni zdrowia.

Piłkarz całkowicie stracił panowanie nad sobą i z młotkiem rzucił się na Karę Hoyte (zbieżność nazwisk z aktualnym kapitanem Maidstone United jest całkowicie przypadkowa). Kobieta doznała rozległych obrażeń — uszkodzony został mózg i czaszka, ale lekarze zdołali utrzymać ją przy życiu. Po wybudzeniu się ze śpiączki ofiara od razu wskazała winnego.

—  Kiedy po raz pierwszy otworzyła oczy, nie mogła mówić, ale pierwszym słowem, które napisała, było “Mario” — wspominała siostra Kary, Taryn.

Zgodnie ze starym prawem, osoba uniewinniona przez ławę przysięgłych nie mogła być ponownie sądzona, nawet jeśli odkryto nowe dowody. Ledwie dwa lata wcześniej uchylono jednak tę 800-letnią regułę, co umożliwiło sądowi apelacyjnemu raz jeszcze oskarżyć piłkarza o zabójstwo Cassandry McDermott. To była pierwsza sprawa w historii angielskiego sądownictwa, która została rozstrzygnięta dwukrotnie. Kluczowym świadkiem podczas rozpraw była oczywiście wracająca do zdrowia Kara Hoyte, która miała słyszeć, jak jej oprawca w szale krzyczy, że już wcześniej zabił inną kobietę. W śledztwo znów zaangażowano Nicka Scolę, który tym razem obiecał sobie, że udowodni winę oskarżonego.

Wreszcie w 2008 roku udało się skazać Mario McNisha/Celaire’a. Za zabójstwo i usiłowanie zabójstwa dostał 30 lat więzienia.

Wyjątkowy lokalny browar

Na ten moment miasto najbardziej słynie z iguanodona, historii piłkarza-mordercy i rosnącego w siłę rodzinnego browaru, który zaopatruje w wysokiej jakości piwa zarówno Maidstone jak i sporą część całego hrabstwa Kent. To pewnie jeden z najbardziej angielskich biznesów w całej Anglii. W 2013 roku dwaj wielcy fani piwa i lokalnej piłki nożnej, Tony i Rhys Williamsowie, ojciec i syn, postanowili założyć browar. Tak po prostu. Obaj znali już całe mnóstwo różnych piw i nadal nie byli usatysfakcjonowani ich smakiem. Sami potwierdzają, że najsilniej łączą ich nie więzy krwi, a “wspólna pasja do piwa”.

Panowie zaczęli od małych ilości. W starej pieczarkarni znajdującej się w Maidstone mieszali trunki, doprawiali, wreszcie degustowali i w końcu jednogłośnie stwierdzili, że szkoda pić coś tak dobrego we dwóch.

Stara pieczarkarnia przestała być stara i dostała nowe życie.

Nadal bardzo starają się dbać o jakość warzonego piwa, ale produkują go o wiele, wiele więcej. Starszy z Williamsów tak bardzo ukochał wszystkie stworzone z synem warianty ulubionego alkoholu, że pytany o ten najlepszy odpowiada tylko:

— Daj spokój! To tak jakbyś mnie zapytał, które z moich dzieci kocham najbardziej!

Stara pieczarkarnia już dawno nie jest starą pieczarkarnią, a prężnie działającym przedsiębiorstwem. Niektóre z półlitrowych puszek piwa od Musket Brewery są warte tyle, co prawie dwieście lat temu dobrze zachowany skamieniały szkielet dinozaura, ale dla swoich Williamsowie mają przewidziane zniżki. Ojciec i syn są kolejnym dowodem na to, że w Maidstone możliwe jest naprawdę wszystko.

Piłka nożna nową wizytówką Maidstone?

No, prawie wszystko. Nadal utrzymujemy, że kolejne zwycięstwo Maidstone United w Pucharze Anglii jest po prostu niemożliwe. Dopiero co udało się dokonać prawdziwego cudu, strzelić zdecydowanie dominującemu w meczu rywalowi dwa gole. Oddając dwa celne strzały. Niech zatem już ten sukces piłkarzy z poziomu szóstej ligi obrośnie legendą. Przed meczem z Ipswich trener George Elokobi obiecywał kibicom, że drużyna da z siebie wszystko i nie kłamał, bo jego podopieczni wypruwali żyły, byle tylko pokazać, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych.

Rywale naciskali, dociskali, ale jakoś nie mogli wcisnąć piłki do bramki więcej niż raz. The Stones byli przez całe spotkanie pod ogromną presją, ale mecz życia rozegrał ich bramkarz, Lucas Covolan, który w ciągu dziewięćdziesięciu minut obronił aż dwanaście strzałów. Po ostatnim gwizdku sędziego Brazylijczyk padł na murawę i dał upust swoim emocjom. Później próbował jeszcze powstrzymać łzy w wywiadzie pomeczowym dla BBC. Szczególnie, gdy dowiedział się, że został wybrany zawodnikiem spotkania.

—  Chcę podziękować mojej żonie, rodzinie. W sumie to wszystkim, którzy nas dziś wspierali — zdołał wyrzucić z siebie Lucas Covolan.

Swojego bramkarza chwalił też trener Elokobi, który w rozmowie z mediami był w stanie powiedzieć nieco więcej niż jego podopieczny.

Lucas to jeden z moich ostatnich transferów, zakontraktowaliśmy go na dwie doby przed startem sezonu. W meczach o wysoką stawkę przejmuje dowodzenie i kieruję kolegami, dając im przy okazji dobry przykład swoją grą. Pomógł nam już w wielu meczach, ale dziś przeszedł samego siebie. Chociaż prawdę powiedziawszy, to wszyscy moi zawodnicy byli po prostu niesamowici — podsumował szkoleniowiec Maidstone United.

Nikt nie powie, że to nie jest piękny obrazek.

Wygrana z Ipswich pewnie na stałe wpisze się w historię Maidstone. Miasta, w którym swój początek ma cała paleontologia. Miasta, które zasłynęło bezprecedensową sprawą zabójstwa, w której zapadły dwa różne wyroki. Miasta, w którym porządny browar założono w starej szopie.

No i miasta, z którego, kompletnie na przekór wszelkiej logice, pochodzi jedna z szesnastu najlepszych drużyn tegorocznego Pucharu Anglii.

CZYTAJ WIĘCEJ W WESZŁO:

Fot. Newspix / Maidstone United

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Anglia

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

3 komentarze

Loading...