Reklama

Rafał Collins: Obronię liczbę 0,74%. W Zagłębiu nie upadli na głowy [WYWIAD]

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

24 stycznia 2024, 10:08 • 13 min czytania 42 komentarzy

Wykupił 0,74% akcji i dostał pełnię władzy nad pionem sportowym. Zatrudnił uznanego trenera. Jest głodny transferów. Zamierza opłacać piłkarzy, ze swojej kieszeni, a nie z kieszeni Vadima Shabliiego, ukraińskiego menedżera, z którym ma niepokojąco bliskie związki. Opowiada o kulisach nabycia 0,74% akcji i feralnego komunikatu. Chce pozyskać  50+1% udziałów. Mówi o powiązaniach z agencją ProStar. Wręcza sobie Nobla, porównuje Zagłębie do Realu Madryt, a zimowe nabytki do Bugatti Veyrona.  Do uniwersum polskiej piłki dołącza nietuzinkowa postać. Rafał Collins o Zagłębiu Sosnowiec. Tak wyczerpującej rozmowy na ten temat jeszcze nie było. 

Rafał Collins: Obronię liczbę 0,74%. W Zagłębiu nie upadli na głowy [WYWIAD]

Za ile kupuje się 0,74% akcji Zagłębia Sosnowiec?

Nie mogę tego zdradzić, tajemnica handlowa. 

Kilkadziesiąt tysięcy? Kilkaset?

Znów ta sama odpowiedź.

Reklama

Nie objął pan nawet procenta akcji klubu i jednocześnie od razu dostał pełnię władzy nad pionem sportowym. O co tu chodzi? 

Jak to o co chodzi? A kto przyprowadził trenera Chackiewicza? Czy uważa pan, ale szczerze: tego typu trener znalazł się tu przypadkiem? Taki szkoleniowiec beze mnie też trafiłby do Zagłębia Sosnowiec? 

Raczej nie. 

Uważa pan, że Zagłębie Sosnowiec stać było na zatrudnienie takiego trenera? 

Nie wiem. 

Odpowiedź brzmi: nie. Nie byłoby go stać. 

Reklama

Skoro go nie stać, to jak jest rozliczana jego pensja?

Płaci ją klub, a ja z trenerem mam też swoje rozliczenia, które spowodowały, że tu się pojawił. 

Jakie?

Finansowe. 

Czyli? Prowadzicie wspólnie biznesy? Proszę odpowiedzieć konkretnie. 

W momencie, w którym poprosiłem trenera Chackiewicza o dołączenie do zespołu, który jest na ostatnim miejscu pierwszej ligi w Polsce, trener postawił swoje warunki. My te warunki spełniliśmy. Jako klub. I ja jako Rafał Collins. To nasze biznesowe rzeczy. Przekonałem trenera. 

Czyli co? Trener ma dwa kontrakty? Z klubem i z panem?

Nie. Nie może mieć dwóch kontraktów.

To proszę skonkretyzować, w jaki sposób się z panem rozlicza. Bo pan tego nie mówi.

Trener uwierzył w projekt, który mu przedstawiłem. Jeżeli utrzymamy się w lidze, będzie wynagrodzony. 

Czyli dostanie od pana premię?

Tak. 

Mamy wreszcie konkret. No dobrze, ale w innych klubach tak się to nie odbywa, że jak ktoś przyprowadzi renomowanego trenera, to od razu dostaje pełnię władzy nad pionem sportowym. 

Czy wy, dziennikarze, naprawdę nie zauważacie, że to ma sens? Zacząłem robić due diligence w grudniu. To nadal trwa. Nie chcemy robić ruchów, które byłyby nieracjonalne. Mało tego: przyszedłem do prezydenta z chęcią zakupu 51% udziałów od razu.

I zakupił pan 0,74%.

Przyznaję, to jest niekonwencjonalny sposób działania, mówiąc delikatnie. 

Dobrze nazwane.

Nie planowałem tego. Prezydent Sosnowca także. Po prostu pojawił się taki sposób na to, żebym wszedł do klubu jako akcjonariusz i mógł zacząć działać, sprowadzić trenera, piłkarzy, pomagać klubowi. Potem dojdzie do przetargu. Jeśli ktoś mi to sprzątnie sprzed nosa, to cała moja robota…

Niezależnie, co się stanie, będę miał satysfakcję. Jeśli opuszczę Zagłębie po nieudanym przetargu, to jako człowiek, który coś pomieszał, nakręcił medialność, dzięki temu pojawili się sponsorzy, pomógł.

To nie będzie moja porażka. Ja nie zakładam porażki. Bo wszystko jest zależne ode mnie. To ja decyduję, czy będę naprawdę się starał, ciężko pracował, nie odpuszczał, czy zrealizuję swoje obietnice. Jeżeli je zrealizuję, to znaczy, że wywiązałem się ze swoich obietnic. To, czy piłkarze trafią do bramki czy w słupek, to już loteria. Tego nie mogę obiecać. Nie mam na to wpływu. Ale wszystko inne, co zapowiadam, zrealizuję. Nie mam poczucia, że poniosę w Zagłębiu wielką spektakularną porażkę. Nawet, jeśli drużyna spadnie do drugiej ligi, nie daj Bóg, to każdy zdroworozsądkowy człowiek powinien pomyśleć: nie no, przynajmniej był ruch, nie było stagnacji, marazmu, coś się zaczęło dziać. Jeśli ktoś tak stwierdzi, a ja wyjdę z klubu, będę miał czyste sumienie. 

Gdyby do jakiejś pana firmy przyszedł nowy akcjonariusz i wykupił procent udziałów, to oddałby mu pan pełnię władzy? Wyobraża pan sobie taką sytuację? 

To świetna analogia. Załóżmy, że ta firma wynajmuje auta. Przychodzi człowiek, kupuje procent udziałów i mówi: „słuchajcie, mam dwadzieścia Bugatti Veyronów, wkładam je do tego garażu, wy je wynajmujcie i generujcie lepszy przychód”. Za trzy miesiące chce kupić pięćdziesiąt procent akcji tej firmy.

Dokładnie to się wydarzyło w Zagłębiu.

Celebryta nagle kupuje 0,74% akcji i dostaje pełnię władzy. Mówi o tym krótkie oświadczenie. Zero szerszych wyjaśnień. Zakomunikowaliście to w fatalny sposób.

Wygenerowało to bardzo dużo domysłów. I słusznie. Forma komunikacji była bardzo zła. Byłem na urlopie. Mieliśmy wycieki do prasy. Pierwsza oficjalna informacja była… nie za bardzo kompleksowa. Zrobił się medialny syf. Snuto teorie, że ze wschodu jedzie wagon pieniędzy, a Collins jest tylko twarzą i tak dalej. Dlatego jestem tutaj i odpowiadam na wszystkie pytania. Jak pan widzi, nie odmówiłem dzisiaj rozmowy nikomu. Jeśli te odpowiedzi są enigmatyczne, to też z czegoś wynika. Nie z mojej złej woli. To nie jest tak, że mam coś do ukrycia. Czasem po prostu nie mogę odpowiedzieć. 

Wyszedł pan na konferencję prasową z chęcią odpowiedzi na wszelkie pytania, a jednocześnie padło niezwykle mało konkretów. 

Czyżby? 

Na przykład pytanie o to, ile zainwestuje pan pieniędzy w Zagłębie Sosnowiec. Pana odpowiedź: „wprost proporcjonalnie do tego, ile będzie potrzeba”. To nie są konkrety. 

Moim zdaniem to jest mega konkretna odpowiedź, zasługująca niemalże na Nobla. (śmiech)

Na Nobla?!

Nie dało się lepiej odpowiedzieć! (śmiech) 

Ale na Nobla?!

To była bardzo konkretna odpowiedź. „Wprost proporcjonalnie” oznacza, że będę wkładał tyle, ile będzie potrzeba. Ja naprawdę uważam to za konkret.

Żarty na bok. Przecież gdybym odpowiadał konkretnymi kwotami, byłbym idiotą. Jak mogę dzisiaj takie coś stwierdzić? Czekamy na przetarg. Nie mogę dzisiaj określić budżetu. Nie wiemy, czy to będzie druga czy pierwsza liga i ilu piłkarzy nam się sprawdzi spośród tych, których testujemy w tym tygodniu, ile na nich wydamy, jak się skończy okienko transferowe, jak porozwiązujemy kontrakty z piłkarzami… 

Tych potrzeb nie da się przecież określić. To może być dziesięć milionów, może być milion.

Może tak być. 

A na najbliższą wiosnę jakie są potrzeby?

Czekam. Nie to, że unikam odpowiedzi. Widzieliśmy się z trenerem piętnaście minut przed konferencją i już wyciągnęliśmy listę piłkarzy. Widziałem też nazwiska zawodników, których trener nie widzi w przyszłości. Mamy spotkanie po konferencji. Będziemy dyskutowali. Mamy pewną pulę piłkarzy, którą… Żeby nie było, że rzucam słowa na wiatr. 

(Rafał Collins pokazuje na telefonie listę piłkarzy z Transfermarkt) 

To piłkarze, którzy są na waszej liście, tak? 

Tak. Muszę spotkać się z trenerem. Wtedy będę wiedział, o jakich kosztach rozmawiamy. 

Jest pan twarzą jakiegoś projektu?

To jest moja twarz.

To inaczej: firmuje pan twarzą biznes innych osób?

Nie, nie, nie, nie. 

Czy wschodni kapitał będzie w Zagłębiu Sosnowiec?

Proszę zdefiniować, czym jest wschodni kapitał.

Czy przedsiębiorcy z Białorusi bądź Ukrainy będą zaangażowani w Zagłębie Sosnowiec? 

Nie rozmawiam z nikim z Białorusi. Vadim Shablii, który jest Ukraińcem, jest w kręgu moich potencjalnych wspólników. Angażuje się. Znamy się dobrze.

Jaka to może być współpraca?

Jeżeli będziemy wiedzieli, jakie są wytyczne do przetargu, będę rozmawiał z partnerami, wśród których na pewno będzie Vadim Shablii. Bo to ma sens.

Agenci z definicji nie mogą posiadać klubów piłkarskich.

Rozumiem, ale ja będę rozmawiał o współpracy, a nie o tym, żeby był współwłaścicielem. Mam gorący telefon. Nie mam tak, że wstydzę się do kogoś zadzwonić, czy to obecny reprezentant, czy były, czy menedżer, czy selekcjoner kadry, by po prosić o świeży punkt widzenia. W tej samej grupie jest Vadim. 

Ludzie się boją, że Zagłębie stanie się stajnią dla menedżerów. 

Ale czego się boją? Ja bym rozumiał, gdyby to był klub, który co miesiąc generuje sto milionów dolarów profitu i ktoś nagle chce wykorzystać to eldorado. Co ja mam tu wykorzystać? Spójrzmy prawdzie w oczy. Tu trzeba inwestować. Zagłębie to skarbonka.

Deprecjonuje pan Zagłębie. 

Nie, nie. Porównuję do, powiedzmy, Realu Madryt. 

Real Madryt to jest absurdalne porównanie.

Ludzie podchodzą do tego bardzo opiekuńczo. 

Bo się boją o klub. Po prostu.

Ale o co? 

O to, że ukraińska agencja menedżerska będzie tu lokować piłkarzy i patrzeć wyłącznie na swój interes. Ogrywać ich, oddawać dalej, zarabiać. 

Tylko że to są wasze domysły. One nie znaczą, że tak będzie. Patrząc na to zdroworozsądkowo: jeżeli klub utrzyma się w pierwszej lidze i zacznie lepiej grać dzięki tym piłkarzom, to trzeba tej agencji dziękować, że ich sprowadzili. I takiemu człowiekowi jak Collins też. To ma sens? Mam rację czy nie? 

No jeśli będą wygrywać, to tak. Ale jeśli będą przegrywać, to nie.

Jak dla mnie – ma to sens. To nie jest pomysł, który zrodził się z dnia na dzień. Nie wstałem o ósmej rano mówiąc: kurde, kupię dzisiaj 0,74% akcji Zagłębia Sosnowiec. To był proces. 

Mamy celebrytę, który nie jest związany z piłką i nagle dostaje pełnię władzy. Mamy ukraińską agencję menedżerską, która blisko współpracuje. Jest klub, który zaraz może spaść do drugiej ligi. Do tego trener i dyrektor sportowy z Białorusi. Tu wszystko jest z innej parafii. Jak ludzie mają się nie obawiać?

Kto powiedział, że celebryta z TVN-u chce przejąć klub wraz z ukraińską agencją? Poszedł jakiś tweet od jakiegoś dziennikarza, przepraszam, nie pamiętam nazwiska…

Od Tomasza Włodarczyka z Meczyków.

Pisał, że stoi za mną Vadim Shablii, a ja jestem tylko twarzą. Taki był wydźwięk. No i to zrodziło te kontrowersje. Istnieje taki scenariusz, że na trzy miesiące nabędę 51% udziałów – ja jako ja, bez żadnego wspólnika. Mam też polskich kolegów, z którymi rozmawiam. Wiadomo, że posiadanie klubu w takiej sytuacji nie jest biznesowo umotywowane, jeśli spojrzymy na tabelki w Excelu. To wyzwanie. Będziemy pracować. A biznes zacznie się może jak wejdziemy do Ekstraklasy. 

Jaka relacja łączy pana i Vadima Shablii? Skąd się znacie? Jakie projekty wspólnie robiliście? 

Robiliśmy pewne projekty biznesowe w Londynie.

Jakie?

Branża nieruchomości. Nic, co byłoby sexy. Mamy do siebie zaufanie. Poznaliśmy się kilka lat temu. Ostatnio byliśmy na meczu Szachtara na Legii. Kumplujemy się. Nie ma tu nic podejrzanego. 

Dlaczego białoruscy trenerzy i dyrektor? 

To pytanie nie powinno wyjść od Weszło. Wy akurat wiecie, dlaczego. 

?

To są bardzo dobrej jakości fachowcy. Tak mi się wydaje. Sztab jest bardzo dobry jak na pierwszą ligę. Są kluby Ekstraklasy, które nie powstydziłyby się takich ludzi. A nam się udało skompletować ich go na ostatnie miejsce w pierwszej lidze. Autorytet wnosi się do szatni, a szacunek w niej wyrabia. Trener Chackiewicz potrafi osiągnąć jedno i drugie. Wydawało mi się, że to odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu i w odpowiednim momencie. Szatnia musi uwierzyć w siebie. 

Rosyjski błąd, zawsze drugi w Dynamie, groźby na Cyprze. Trenerska droga Chackiewicza

Jak trafili do klubu? 

Zadzwoniłem do nich z propozycją. 

Zostali poleceni przez Vadima Shabliiego? 

Tak. 

Pan będzie robił transfery?

To znaczy? 

Jaka będzie pana rola w procesie transferowym? 

Pozyskiwanie dostępnych piłkarzy na rynku, przesyłanie ich do sztabu do weryfikacji, wspólnie z prezesem. Dzwonię po różnych miejscach. Wyszukujemy. Mam też kogoś, kto mi pomaga. Sztab potem decyduje. 

Jak wygląda to wyszukiwanie? 

Są agenci, agencje. 

Czyli bazuje pan na podpowiedziach? 

Nie. Pan mi wkłada słowa w usta.

To słucham. 

Istnieje grupa piłkarzy dostępnych na rynku, do których się zgłosiliśmy i zapytaliśmy o możliwość gry w Zagłębiu Sosnowiec. Jeżeli wyrazili zainteresowanie, przesyłamy takich piłkarzy do sztabu.

Pytałem o to, jak ich pan znalazł.

Mam ludzi, którzy mi pomagają

Czyli pan osobiście ich nie wyszukuje. 

Robimy to dokładnie tak samo, jak każdy inny klub. 

A jaka będzie pana rola pomiędzy trenerem, prezesem, dyrektorem sportowym i właścicielem? 

W pionie sportowym jestem osobą decyzyjną. 

Jest pan nad dyrektorem sportowym? 

Tak. 

To jak mamy pana nazywać? Dyrektorem pionu sportowego?

Można tak. 

Oficjalnej funkcji pan nie ma? 

Nie. 

Czy ma pan kompetencje, żeby kierować pionem sportowym? Co pan wie o piłce?

Mam nadzieję udowodnić to, że mogę pomóc temu klubowi. Nie będę wypowiadać się o tym, czy mam kompetencje. Za dwa miesiące może okazać się, że przegraliśmy wszystkie mecze i ta odpowiedź źle się zestarzeje. Chcę być ostrożny i skromny w wypowiedziach. Głowa do dołu. Nie przyjeżdżam tutaj luksusowymi samochodami, nie świruję, nie promuję siebie. To nie jest moja rola. Jestem po to, by ciężko pracować i to nie jest frazes. Wszyscy patrzą mi na ręce. I wszyscy są zdziwieni: co ten Sosnowiec zrobił? Upadli na głowę. Chcę im wszystkim udowodnić, że wszyscy wiedzą, co robią. To jest moja robota. I bardzo mało czasu. 

Jakim klubem ma być Zagłębie?

Życzyłbym sobie, żeby było klubem stabilnym, który gra dobrą piłkę w polskiej lidze. W polskiej lidze nie chodzi tylko o technikę, ale też o siłę, walkę i stałe fragmenty gry. Elementy piłki nożnej, które da się wypracować. Chciałbym poprawić te aspekty. Zagłębie powinno bardziej korzystać z młodzieży i akademii, grać przynajmniej w połowie tabeli Ekstraklasy i walczyć w pucharach.

Mocne zapowiedzi. Jesteście na ostatnim miejscu pierwszej ligi.

Rozmawiamy o tym, jakie Zagłębie chciałbym docelowo. Nie uważam, że to megalomania. A czego brakuje Sosnowcowi, żeby takie rzeczy osiągać? 

W ostatnich latach nie bywał w Ekstraklasie. A jak się pojawił, to oglądaliśmy masę afer, problemy finansowe, fatalne zarządzanie, masowe wyrzucanie trenerów… To nie jest ekstraklasowy klub, po prostu. 

Wszystkie te aspekty można zmienić. Mogę obiecać, że zostaną one poprawione, jeśli to ja przejmę pakiet kontrolny.

Dlaczego kibice mają panu uwierzyć? Nie ma pan kompetencji. 

Wie pan, żeby ta wypowiedź źle się nie zestarzała… A co, jeśli zaraz zaczniemy wszystko wygrywać? To pytanie źle się zestarzeje. 

Tego panu życzę. Ale kibice się boją, że nie zaczniecie. 

A którzy kibice? 

Śledzę media społecznościowe. 

Ja tego aż tak nie zauważam. Widziałem się z innymi kibicami w Sosnowcu i naprawdę uwierzyłem, że mam ich mocne wsparcie. Cieszą się na zmianę. Było w zeszłym tygodniu wiele komentarzy, ale to nie jest wina kibiców, a nasza, naszej komunikacji, przecieku i niekonwencjonalnego dealu 0,74%. Mam wrażenie, że ten 0,74% zostanie w slangu piłkarskim już na stałe. Mam zamiar obronić tę liczbę (śmiech).

Po co wchodzi pan w piłkę nożną? Co jest pana motywacją?

Każdy chłopiec chciał być piłkarzem. Niestety, mamy teraz już po trzydzieści parę lat i brzuchy od piwa. Piłkarzem już nie będę. To pewien rodzaj spełniania marzenia. Jest tutaj ze mną mój syn. To wszystko jest super. Bardzo się cieszę. Jaką większą motywację można mieć? To jest zajebiste, po prostu. Nie chciałby pan mieć klubu? 

Pewnie chciałbym.

No właśnie. Ja też chciałbym. Jak się nadarza okazja, trzeba próbować. Nawet ryzykując, że przepracuje się kwartał na czyjeś konto, bo tak może być. 

Jak ta okazja się nadarzyła?

Dostałem prezentację Zagłębia Sosnowiec od kogoś na telefon. Zobaczyłem, że jest to osiągalne. Zarówno pod kątem merytorycznym, finansowym, jak i życiowym, bo znajduję się teraz w odpowiednim momencie mojego życia. Mogę sobie pozwolić na pewne rzeczy. 

Czym jest ten moment?

Stabilizacją. Mam fajnie porozwijane projekty. Zawsze staraliśmy się z bratem utrzymywać medialność, by promować nasze biznesy. Moja medialność nie będzie przeszkadzać Zagłębiu. Istnieje wiele obszarów, w których może mega pomóc. Zobaczmy na Wrexham. Takie rzeczy się dzieją. W Polsce chyba nie była takiego klubu, nie? 

Nie.

Dlatego też są takie kontrowersje. Ale poczekajmy dwa miesiące. Skupmy się na piłce i treningach. Za chwilę jadę do klubu. Czeka na mnie prezes i ludzie z marketingu. Mam spotkanie z trenerami. Dużo roboty. 

Przywrócili uśmiechy, rozwinęli miasto. Reynolds, McElhenney i Hollywood w Wrexham od kulis [REPORTAŻ]

Zapewnia pan, że nie będzie w Zagłębiu lewych interesów? 

Stuprocentowo. 

Trzymamy za słowo. 

Mało tego. Jestem w stanie zapewnić, że jeśli będą lewe interesy bądź pozostałości po nich, to od razu zgłoszę to do prokuratury.

A jest pan w stanie zapewnić, że interesy ukraińskiej agencji menedżerskiej ProStar nie będą stały wyżej niż interesy Zagłębia Sosnowiec?

Nigdy nie będą stały wyżej. Ani tej agencji, ani moje prywatne. Gdyby mi zależało na moich interesach, miałbym dziś na ściance logo swojej restauracji, która aspiruje, żeby być ogólnopolską siecią, czy swojej firmy zegarkowej. Nie ma nic z tych rzeczy. I nie będzie.

Ja wiem, że wyglądam na świra, ale dla mnie to normalne rzeczy. Nienormalne jest to, że padają takie pytania. To swego rodzaju patologia, że człowiek musi tłumaczyć się z tego, że będzie robił coś normalnie i nie będzie niczego na lewo. Ja mogę się nie znać. Mogę nie mieć doświadczenia. Może brakować mi wiedzy. Ale nie jestem debilem i samobójcą. Ludzie, wszyscy patrzą mi na ręce. Im ludzie bardziej patrzą mi na ręce, tym bardziej będą widzieli moje intencje, a na pewno ruchy. Dzisiaj padło dużo słów. Ale na co dzień chcę, żeby definiowały mnie czyny, a nie słowa. Nawet jeśli za kilka miesięcy nie osiągniemy sukcesu, to chcę, żeby pozostało po mnie wrażenie, że to 0,74% nie było tylko anegdotką, a ruchem, który jakoś zadziałał. 

WIĘCEJ O ZAGŁĘBIU SOSNOWIEC: 

Fot. własne / newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
4
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Betclic 1 liga

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
4
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

42 komentarzy

Loading...