Wiedzieliśmy już przed turniejem, że drabinka Igi Świątek będzie piekielnie trudna. I że właściwie każda potencjalna rywalka na jej drodze może sprawić Polce problemy. Mało kto przewidywał jednak, że pogromczynią liderki światowego rankingu okaże się Linda Noskova, 19-letnia Czeszka. Tymczasem właśnie tak się dziś stało. Polka przegrała po trzysetowym starciu i z Melbourne żegna się już w trzeciej rundzie.
–
Ani chwili odpoczynku
Świątek w tegorocznym Australian Open dostała jedno z gorszych losowań, jakie tylko można było sobie wymyślić. W pierwszej rundzie trafiła na byłą mistrzynię turnieju, Sofię Kenin. Amerykanka postawiła się Polce, ale sił starczyło jej tylko na jednego seta, w którym obie rozegrały tie-breaka. Gdy Polka go wygrała, w kolejnym secie triumfowała stosunkowo łatwo. Nie mogła jednak powiedzieć sobie, że przeszła już przez mecz-pułapkę, bo tym jeszcze bardziej było kolejne spotkanie – z Danielle Collins.
Kolejna z Amerykanek też jest już daleka od swojej najlepszej dyspozycji, ale ona opiera swoją grę po pierwsze na świetnym podaniu, po drugie na mocnych, płaskich, szybkich zagraniach – gra więc w stylu, którego Iga u rywalek po prostu nie lubi. I było to widać na korcie w ich starciu. Świątek ostatecznie wygrała, ale po horrorze, gdy w decydującym secie odrabiała straty z 1:4, a potem też od stanu 2:4 i 0:40 przy własnym podaniu. Fakt, że wygrała, świadczył o tym, jak doskonale jest przygotowana mentalnie i fizycznie.
Choć z pewnością takie spotkanie musiało ją wymęczyć, skoro wymęczyło nawet nas przed telewizorami.
– Chyba każdemu trudno byłoby utrzymać poziom, jaki Danielle prezentowała w drugim secie i na początku trzeciego. Chciałam po prostu być gotowa na moment, kiedy pojawi się okazja, żeby odrabiać straty. Nie było długich wymian, ona grała bardzo agresywnie. Ja też próbowałam, ale szczególnie w drugim secie ona pokazała lepszą jakość. Cieszę się, że grałam solidnie i że wierzyłam do końca. Nie najlepiej wychodził mi forhend, ale w którymś momencie coś “kliknęło”. Nie umiem powiedzieć dlaczego. Może rywalka zaczęła grać trochę wolniej – nie wiem. Do tego w drugim secie byłam trochę sfrustrowana, to na pewno mi nie pomagało, ale w trzecim odzyskałam swoją normalną koncentrację – mówiła po tym meczu Świątek (cytat za RMF FM).
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Przez starcie z Collins – mimo wielkich problemów – ostatecznie jednak przebrnęła i awansowała do III rundy. Ale był też minus. Jaki?
Że tak naprawdę nie mogła sobie powiedzieć: “okej, przeszłam dwa trudne mecze, teraz powinno być choć odrobinę łatwiej”. Bo w trzeciej rundzie niby czekała na nią kolejna nierozstawiona tenisistka, ale Linda Noskova, 19-letnia Czeszka, to zawodniczka o ogromnym potencjale, świetnym serwisie i nastawieniu takim, że żadnej rywalki się nie boi. W karierze grała już dziesięciokrotnie z tenisistkami z czołowej “10” rankingu WTA, trzy z tych meczów wygrała. Akurat z Igą co prawda wcześniej zdarzyło jej się przegrać (w zeszłym sezonie w Warszawie, 1:6, 4:6), ale kilka miesięcy ciężkiej pracy u zawodniczki w tym wieku zmienić może właściwie wszystko.
Szczególnie, gdy to tenisistka tak utalentowana jak Czeszka. Tak więc Iga nie miała jak ani na moment odpocząć. Trzeba było brać pod uwagę, że dziś czeka ją kolejne trudne spotkanie. I czekało.
Dobrze, ale tylko do czasu
Pierwszy set wyglądał tak, jak się tego spodziewaliśmy. Iga kontrolowała sytuację, wywierała stałą presję przy serwisie rywalki i doprowadzała do break pointów. Odważnie grająca Noskova część z nich była w stanie jeszcze oddalić, ale w szóstym gemie – przy piątym break poincie w secie – skapitulowała. Takiej szansy Polka już z rąk nie wypuściła, w kolejnych dwóch gemach serwisowych straciła ledwie punkt i zamknęła całego seta.
Tu wypada podać jedną statystykę: że Iga po wygraniu pierwszego seta właściwie meczów nie przegrywa. W całym 2023 roku rozegrała 62 spotkania, w trakcie których triumfowała w pierwszej partii. Przegrała jedno – z Jeleną Ostapenko na US Open, gdy Łotyszka rozgrywała jeden z najlepszych meczów w karierze i od drugiego seta wpadało jej tak naprawdę wszystko. W 2022 roku bilans Igi w takiej sytuacji wynosił 56-2, a comeback z nią były w stanie zaliczyć tylko Barbora Krejcikova i… Ostapenko.
Innymi słowy: trudno było oczekiwać, by Polka miała w takiej sytuacji ten mecz przegrać. A jednak Noskova była w stanie do tego doprowadzić. W jaki sposób?
Przede wszystkim, grała swoje. Jak na ledwie dziewiętnastolatkę, właściwie nie było po niej widać zawahania. Od początku do końca, niezależnie od tego, co działo się na korcie, grała swoje. Grała, dodajmy, odważnie, nie wstrzymywała ręki, nie bała się podjąć ryzyka, nawet w kluczowych punktach. Groźna była właściwie z każdego miejsca na korcie, bez różnicy czy akurat odgrywała z backhandu czy forehandu. W większości przypadków świetnie też serwowała, z kolei przy podaniu Igi potrafiła returnem ustawić wymianę. Grała znakomity mecz.
Tymczasem Świątek… cóż, falowała. Tak jak w meczu z Danielle Collins, tak i dziś nie była w stanie utrzymać najwyższego poziomu przez całe spotkanie. Choć właściwie do stanu 3:4 w drugim secie wydawało się, że ma przewagę i prędzej czy później ten mecz wygra. W siódmym gemie drugiej partii miała nawet break pointa, ale nie udało jej się go wykorzystać. Niedługo potem sama straciła serwis i to do zera, a gema później Noskova wyrównała stan rywalizacji w setach.
Australia nadal niezdobyta
W trzeciej partii bardziej widoczne stały się problemy Igi, znane nam już z meczu drugiej rundy. Źle funkcjonował forehand, który zdawał się rozregulowany. Były problemy z umieszczeniem w karze serwisowym pierwszego podania. Pojawiły się minimalne błędy, wynikające z pośpiechu, czasem zbyt wielkiej chęci szybkiego zakończenia wymiany. W konsekwencji w trzecim gemie Polka straciła serwis, w przerwie między gemami porozmawiała jednak ze swoim sztabem, Tomasz Wiktorowski powiedział jej, jak powinna grać. Gdy wprowadziła te zalecenia w życie… momentalnie straty odrobiła, po czym wyszła na prowadzenie 3:2 w gemach.
Jedyny problem w tym, że nie była w stanie utrzymać – poziomu czy koncentracji, może jednego i drugiego – takiej gry na przestrzeni reszty seta. Serwis straciła znowu, w siódmym gemie trzeciej partii. Po chwili Noskova wygrała własne podanie, prowadziła już 5:3. Pewnie wygrany gem Igi dał nam trochę nadziei, podobnie jak dwa zdobyte przez nią punkty na otwarcie gema Czeszki. Sęk w tym, że po nich przyszły dwa niewymuszone błędy, potem as serwisowy, a wreszcie wymiana, po której wszystko się skończyło, gdy Iga wyrzuciła piłkę na aut. Linda Noskova zanotowała największe zwycięstwo w karierze.
I bądźmy szczerzy: zasłużyła na nie.
Tegoroczne Australian Open to nie był turniej Igi Świątek. Zresztą ogólnie coś z Australią na razie jest nie tak. Teoretycznie powinno jej się tam podobać, warunki są odpowiednie dla jej tenisa. W turniejach poprzedzających występ w Melbourne zwykle Iga gra bardzo dobrze. Ale już w samym turnieju wielkoszlemowym wygląda to inaczej. Trzykrotnie kończyła tam występy na czwartej rundzie, w tym sezonie doszła tylko do trzeciej. Nawet ten jeden występ z półfinałem był ciężką harówką, która skończyła się szybką porażką z Danielle Collins w meczu o finał.
Na podbój Australian Open Świątek będzie musiała więc poczekać. Teraz pozostało jej tylko przepracować to, co się dziś wydarzyło, i dobrze nastawić się na dalszą część sezonu. Tak jak dwa lata temu, gdy po półfinałowej porażce, w kolejnych miesiącach była nie do zatrzymania. W tym roku poza Roland Garros ma też przecież igrzyska olimpijskie, również w Paryżu, na mączce. Wiadomo też, że mimo gorszego niż przed rokiem rezultatu, z pewnością utrzyma (i to z całkiem sporą przewagę) pozycję liderki rankingu. Więc owszem, porażka boli, zwłaszcza że dopiero drugi raz w karierze Polka przegrywa z tenisistką młodszą.
Ale to, że takie coraz odważniej ją atakują, to naturalny cykl. Ważne, by w kolejnych miesiącach odpowiedzieć z pełną mocą.
Iga Świątek – Linda Noskova 6:3, 3:6, 4:6
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix