Real po średnim meczu wpycha gola na 1:0 w ostatnim kwadransie. Girona pokonuje po fantastycznej wymianie ciosów Atletico 4:3, strzelając niesamowitego gola w końcówce. Barcelona za to dla odmiany po zawstydzającym spotkaniu ratuje komplet punktów z Las Palmas w doliczonym czasie gry tylko dzięki kuriozalnym błędom rywali. Barca niby wciąż jest w walce o obronę mistrzostwa, ale patrząc na ich mecz ze średniakiem z Las Palmas, człowiek się zastanawia, czy wymiana koszulek nie nastąpiła tym razem przed meczem.
Kibice Barcelony mają od kilku lat bardzo ciężki czas. Najpierw pietrzące się problemy finansowe i organizacyjne. Potem zakazy transferowe, coraz słabszy skład i coraz słabsze wyniki. Przy akompaniamencie wielkich nadziei do Barcy wrócili ludzie kojarzący się z największymi sukcesami w historii. Joan Laporta miał na fotelu prezesa naprawić finanse i funkcjonowanie klubu, a złoty dzieciak z La Masii, czyli Xavi Hernandez, stworzyć taką drużynę, jak inna legenda Katalończyków i przy okazji jego serdeczny przyjaciel, Pep Guardiola.
Mistrzowski sezon 2022/23 miał być odbiciem, miał być tylko etapem na drodze do tych największych sukcesów. Tymczasem w kolejnym sezonie Xaviemu ewidentnie zepsuł się GPS i zgubił kierunek. Efektem jest absolutny brak pomysłu na wyjście z kłopotów, kryzys liderów i fatalna gra całego zespołu. Jak dodamy do tego kontuzje kluczowych graczy, mamy przepis na to, co oglądamy w ostatnich tygodniach w wykonaniu Blaugrany. Bałagan taktyczny, indolencja strzelecka, kuriozalne błędy w defensywie. Witamy w Barcelonie AD 2024.
Do przerwy 0:1
Mecz zaczął się jak zwykle w tym sezonie. Mistrzowie zanim się obejrzeli, już przegrywali. Defensywę Blaugrany rozklepała dwójka piłkarzy, którzy kilka lat temu bezkutecznie próbowali przebić się do pierwszego składu wielkiej wtedy Barcy. Napastnicy, którzy przegrywali rywalizację z takimi graczami, jak Messi, Neymar czy Suarez nie mają się absolutnie czego wstydzić, ale na pewno rywalizacja z klubem, od którego się odbili, wzbudziła w nich ekstra motywację.
Sandro Ramirez podawał, Munir el Haddadi strzelał. 1:0 dla Las Palmas. I co? I nic. Faworyt dalej snuł się po boisku bez żadnego konceptu. W takim stuporze zespół Xaviego dotrwał do przerwy i mógł jedynie cieszyć się, że nie przegrywał wyżej, bo były ku temu okazje.
Przerwa między połowami musiała byc nieco wydłużona, bo był problem z siatką przy jednej z bramek. Zrobiła się dziura i stadionowa obsługa spięła siatkę trytytkami. I tak właśnie wyglądała gra Barcy po przerwie. Wszystkie dziury Xavi starał się wypełniać pomysłami, które na boisku wyglądały właśnie jak spięte trytytką.
Lewy i jego „No look pass”
Niby Barca robiła więcej wiatru z przodu, ale nic z tego nie wynikało. Niby zmiennicy żwawiej się ruszali, ale efektu żadnego. W końcu Katalończycy strzelili wyrównującego gola, ale akcja bramkowa była na tyle kuriozalna, że idealnie oddawała grę ofensywną Barcy w tym meczu. Jeden z obrońców drużyny z Wysp Kanaryjskich starał się wybić pilkę na oślep i trafił nią w głowę odwróconego tyłem Roberta Lewandowskiego. Futbolówka odbiła się tak szczęśliwie dla Polaka, że spadła pod nogi Sergiego Roberto, który szybko odegrał ją do Ferrana Torresa, a ten kopnął ją obok bramkarza. 1:1.
Komentatorzy stacji Eleven Sports żartowali, że było to jedyne dobre zagranie Lewego w tym spotkaniu. Byłby to świetny żart, gdyby był żartem. Jeśli mówimy od kilku miesięcy o powolnym zjeździe Polaka do bazy, to ewidentnie kapitan reprezentacji Polski nie daje żadnych argumentów, żeby odwrócić ten trend. Ze spotkania na spotkanie jest coraz gorzej. Dziś cierpliwości na oglądanie Roberta „w akcji” Xaviemu starczyło do 70. minuty. Potem Polak zszedł z boiska, a kilka minut później pojawił się na nim brazylijski supertalent, 18-letni Vitor Roque, który docelowo ma Lewego zastąpić. Tego jednak zżarł stres i chociaż podczas swojego kilkunastominutowego debiutu był bardzo aktywny, najważniejszą akcję spartolił, nie trafiając z kilku metrów do pustej już bramki.
Na kłopoty Gundogan
A jak to zwycięstwo dla Barcelony mogło zostać wywalczone? Dzięki wspaniałej akcji czy genialnemu uderzeniu? Gdzie tam… Daley Sinkgraven, obrońca Las Palmas na chwilę zapomniał, że jest na meczu La Liga, a nie na orliku z kumplami. Zapomniał, że jak popychasz w polu karnym wyskakującego do główki przeciwnika, to nawet jak sędzia jakimś cudem by tego nie zauważył, jest jeszcze VAR. Nie trzeba było go nawet używać, bo wątpliwości nie było. Rzut karny i czerwona kartka. Gundogan strzela na 2:1 i ratuje punkty dla Barcy. Zaznaczam: punkty, nie honor.
Barcelona była krok nad przepaścią. Wyglądała fatalnie, ale wygrała. Tracąc dziś punkty, odpadłaby definitywnie z walki o tytuł. Mimo że gra Katalończyków nadal wygląda tragicznie, dziś trytytki pomogły i Barca wciąż może jeszcze myśleć o dogonieniu dwójki liderów. Jednak w takiej dyspozycji, w jakiej jest drużyna w ostatnich tygodniach, niech lepiej walczy o utrzymanie pozycji w pierwszej czwórce. To jest w tej chwili jej realna pozycja w hiszpańskim futbolu.
Las Palmas – FC Barcelona 1:2 (1:0)
Munir 13 – Ferran Torres 56, Gundogan 90+3 k
WIĘCEJ O LA LIGA:
- Mistrzowie końcówek i silnego charakteru. Jak Girona już teraz napisała historię
- W Realu wszyscy zdrowi. Aha, i jeszcze do tego wygrali…
- Roque zbawicielem Barcelony? Gdzie Rzym, a gdzie Krym…
- Współczujemy wszystkim, którzy nie oglądali meczu Girony z Atletico
Fot. Newspix