Potwornego pecha miał dziś Arkadiusz Milik. Jeśli ktoś zerknąłby w sam raport meczowy starcia Juventusu z Salernitaną i dostrzegłby, że pominięty ostatnio przez Michała Probierza napastnik grał od początku, a murawę opuścił na kwadrans przed końcem, to w zasadzie machnąłby ręką i zaczął przeglądać wyniki w innych ligach. I to byłby błąd. Grande błąd. Bo Arkadiusz grał dziś dobrze. I nie ma w tym zdaniu grama szydery.
Mimo że mecz dla Juventusu zaczął się najgorzej jak tylko mógł – zastępujący Wojciecha Szczęsnego, Mattia Perin już w 1. minucie musiał wyjąć piłkę z siatki. Co więcej, przez koszmarny błąd swojego kolegi z obrony, Federico Gattiego.
Do stopera doskoczył Mateusz Łęgowski – który swoją drogą rozegrał całkiem niezły mecz – Gatti zagrał w poprzek własnego pola karnego (!), piłka trafiła pod nogi Chukwubuikem Ikwuemesi’ego, a trafił na 0:1.
Kibice na Allianz Stadium nie musieli jednak z nerwów obgryzać paznokci. Wystarczyło spojrzeć na piłkarzy Juve, od których biła pewność siebie i przekonanie, że zaraz odwrócą wynik meczu. Na 1:1 strzelił Fabio Miretti, do którego podawał Andrea Cambiaso. Ale z kolei tego drugiego wypatrzył Federico Chiesa, który mimo, że bramki dziś nie strzelił (nawet nie asystował), to rozegrał kawał spotkania.
Milik miał udział przy dwóch golach, ale Flashscore tego nie pokazuje
Bramka na 2:1 to strzał Cambiaso. Kolejne trafienia kibice w Turynie oklaskiwali po przerwie. Na 3:1 uderzył Daniele Rugani, który zgarnął piłkę, wyplutą przez bramkarza Salernitany. Kto uderzał? Główką Arkadiusz Milik, ale napastnik reprezentacji Polski nie skierował piłki do boku, jego strzał w środek sparował golkiper, który nie poradził sobie z dobitką.
Przy czwartej bramce Milik również miał bardzo duży udział. Rozprowadził atak, dograł w pole karne do Kenana Yildiza, który uderzał, ale pechowa interwencja obrońcy Salernitany, Dylana Bronna, sprawiła, że to właśnie po zagraniu Tunezyjczyka piłka wtoczyła się do siatki. W efekcie ani młodziutki Yildiz nie cieszył się z gola, ani Milik z asysty.
Kolejne gole, które strzelali piłkarze „Starej Damy”, Arkadiusz Milik oglądał już z ławki. Najpierw popis dał wspomniany wcześniej Yildiz, a w doliczonym czasie gry Timothy Weah posłał atomowe uderzenie. Piłka jeszcze odbiła się od poprzeczki zanim wpadła do siatki. Gwarantujemy – jutro ta bramka będzie pojawiała się w każdym porannym paśmie w Italii.
A Łęgowski? Opuścił murawę w tym samym momencie, co Milik. Grał dobrze, aczkolwiek w drugiej połowie goście po prostu nie istnieli. I to nie ich wina. Po prostu drużyna Massimiliano Allegriego była najlepszą wersją siebie. Wszystko się zgadzało w ich grze.
Juventus awansował do 1/4 finału Pucharu Włoch. Oznacza to dla Milika – oczywiście teoretycznie – kolejny mecz w wyjściowym składzie. Dziś 29-latek naprawdę nie grał źle. Miał trochę pecha, że dobry występ nie spuentował asystą czy bramką. Czasami tak bywa. Cieszy to, że zaliczył dobry mecz, ale patrząc na dyspozycję Yildiza i mając świadomość, że to Dusan Vlahović jest niekwestionowaną jedynką, to niezłe zawody z Salernitaną niewiele zmieniają w kwestii jego przyszłości. Reprezentant Polski musi się uzbroić w cierpliwość i wykorzystywać swoje szanse. Dziś, całkiem szczerze, tę szansę wykorzystał.
Juventus – Salernitana 6:1 (2:1)
Miretti 12′, Cambiaso 35′, Rugani 54′, Yildiz 88′, Weah 90+1′ – Ikwuemesi 1′.
WIĘCEJ O WŁOSKIEJ PIŁCE:
- Buffon: Obstawianie samo w sobie nie jest przestępstwem
- 15-latek z Milanu najmłodszym debiutantem w historii Serie A
- Dwóch podstawowych obrońców przedłużyło kontrakt z Interem
Fot. Newspix