Nowymi asystentami trenera Edina Terzicia w Borussii Dortmund zostali Nuri Sahin i Sven Bender. Do klubu niebawem dołączy również Jadon Sancho. Łącznie wymienione trio rozegrało grubo ponad 600 meczów dla BVB. Ale po co wicemistrzom Niemiec dwaj emerytowani piłkarze i Anglik, który w tym sezonie na murawie przebywał przez 76 minut?
To plan Hansa-Joachima Watzkego.
Sprytny, by nie używać wulgaryzmów. Ma pomóc wyjść z kryzysu, bo to, co działo się w ostatnich miesiącach w Dortmundzie, to płochliwe miotanie się między jednym a drugim pożarem. A prezes zarządu zamiast starać się gasić ogień, tylko dolewał do niego benzyny. Nuri Sahin i Sven Bender zostali zatrudnieni w roli strażaków, którzy mają zaprowadzić porządek w szatni na zgliszczach jesiennych klęsk i majowym dramacie utraty mistrzostwa Niemiec w ostatniej kolejce. Powrót Jadona Sancho to natomiast próba uspokojenia nastrojów wśród kibiców, domagających się wartościowych wzmocnień i wlania nadziei w to, że runda wiosenna może ponownie okazać się przełomowa.
A jeśli taka nie będzie, przez Dortmund przejdzie wiatr zmian. Ale żeby je zrozumieć, należy cofnąć się o kilka miesięcy.
Utrata autorytetu Terzicia
27 maja, ok. godz. 17:30. Borussia Dortmund właśnie straciła szansę na zdobycie mistrzostwa Niemiec. Choć część piłkarzy Mainz pokpiła sprawę meczu ostatniej kolejki i udała się na krótkie urlopy na Majorkę, to i tak urwała punkt faworytowi, remisując na jego terenie 2:2. Dla nich było to szczęśliwe zakończenie sezonu, dla BVB jedna z największych klęsk w historii. Dokonała bowiem jednego z najbardziej frajerskich finiszów w dziejach Bundesligi. Nic więc dziwnego, że nad swoim losem zapłakał Edin Terzić. Szkoleniowiec, który jest całym sercem związany z Borussią, stracił szansę na odzyskanie mistrzowskiego tytułu dla swojego ukochanego klubu po 11 latach.
Chwilę później stracił szatnię, choć akurat zalążki, że może się tak stać, dostrzegano już wiosną, w trakcie walecznego pościgu za tytułem. Wtedy zespół zespalały jednak wynik i wspólny cel. Borussia w rundzie rewanżowej poprzedniego sezonu była niepodważalnie najlepsza w Niemczech. Zdobyła 46 punktów, czyli o dziewięć więcej niż trzeci w tym okresie Bayern Monachium i osiem więcej niż drugi Lipsk.! Piłkarze BVB najpierw odrobili straty do Bawarczyków, a następnie pewnym krokiem szli w kierunku mistrzostwa. Jednak celu nie zrealizowali, wykładając się na ostatniej przeszkodzie. To podkopało cały autorytet szkoleniowca.
W oczach piłkarzy nie był już tym walecznym, pełnym pasji i wiary w sukces trenerem a biednym, pokrzywdzonym przez los kibicem, który rzewnymi łzami płakał po remisie z Mainz. Coraz częściej dochodziło między nim, a piłkarzami do sprzeczek, a niektóre jego zachowania zakrawały na śmieszność. Szerokim echem odbił się jego występ w ZDF w programie “Das aktuelle Sportstudio“, gdzie z pietyzmem cytował przyśpiewkę kibiców BVB intonowaną po porażkach, osadzając się samemu w roli przegranego. Coraz częściej wytykano mu również ogromne problemy z ustaleniem odpowiedniej taktyki dla zespołu. W niemieckich mediach przebąkiwano nawet, że piłkarze celowo nie realizowali założeń trenera, bo czuli się lepiej w innym układzie, co przynosiło im zwycięstwa. Gdy zostało to ukrócone zmianami personalnymi, przyszły również gorsze wyniki: odpadnięcie z Pucharu Niemiec i jedna wygrana w ostatnich ośmiu ligowych meczach.
Pod egidą Watzkego
Na czele buntu przeciwko trenerowi stanął Marco Reus, ale pierwszą iskrą zapalną był otwarty konflikt Terzicia z Nico Schlotterbeckiem. W sierpniu obrońca wdał się w pyskówkę ze szkoleniowcem. Usiadł bowiem w pierwszym ligowym meczu z Kolonią na ławce rezerwowych. Mimo to 24-latek uniknął kary i w następnym spotkaniu z Bochum pojawił się w podstawowym składzie. Brak konsekwencji i zdecydowania w podejmowaniu decyzji to jedna z największych wad Terzicia, ale jest skutecznie tuszowana za sprawą sprawowania rządów twardej ręki przez Watzkego.
To on utrzymał w klubie Terzicia, gdy zatrudniono Marco Rosego i po roku zwolniono.
To on stanął po stronie Terzicia, gdy rozpętał się otwarty konflikt między trenerem a dyrektorem sportowym Sebastianem Kehlem.
To on stanął po stronie Terzicia, gdy Marco Reus i Mats Hummels przyszli do jego gabinetu i błagali o zwolnienie trenera.
Borussia Dortmund – zaprzęg bez odpowiedniej hierarchii i ze skłóconym maszerem
Watzke robi wszystko, by utrzymać na stanowisku Terzicia, choć ten co chwila rzuca sobie kłody pod nogi. Jak inaczej wytłumaczyć wystawianie w składzie niedoświadczonego 19-letniego Samuela Bambę kosztem Reusa, przywrócenie do składu skreślonego w klubie Thomasa Meuniera, czy przekazanie opaski kapitańskiej Emre Canowi, który już zimą może odejść z klubu. Szkoleniowiec mylił się również w kwestiach personalnych. Z uporem maniaka wystawiał na prawym boku obrony Mariusa Wolfa, który piłkarzem jest co najwyżej solidnym. Po drugiej stronie defensywy nie było dużo bardziej efektywnie. Ramy Bensebaini i Julian Ryerson zaliczyli razem dwie asysty, choć w ataku mają tak świetnie grających głową Niclasa Fuellkruga i Sebastiena Hallera. Nieskuteczność napastników, brak ruchliwych skrzydeł i nieustabilizowana hierarchia w środku pola to kolejne kamyczki znajdujące się w ogródku szkoleniowca.
To wszystko złożyło się na obraz Borussii, która nie ma liderów – nawet Julian Brandt z piętnastoma punktami w klasyfikacji kanadyjskiej nie może równać się do tego miana – jest wewnętrznie skłócona, odstaje sportowo, szczególnie w obronie, na tle konkurencji, odpadła z krajowego pucharu, który w tym roku można by zdobyć bez większych komplikacji przez wpadki największych rywali i traci już 15 punktów do lidera Bundesligi – Bayeru Leverkusen. I choć rok temu miała dwa punkty mniej niż obecnie, to rozegrała jedną kolejkę więcej wiosną, a strata do Bayernu nie była tak duża.
— Borussia Dortmund (@BVB) January 3, 2024
Po co BVB Sahin i Bender?
Pomimo tak wielu problemów Watzke nie zdecydował się na zwolnienie Terzicia i wciąż patrzy z optymizmem w przyszłość. Znalazł inne, jego zdaniem, lepsze rozwiązanie, które z boku wygląda nieco jak nostalgiczne wołanie o powrót do lat sukcesów Juergena Kloppa. W klubie ponownie są te same twarze: Reus, Hummels, Sahin i Bender. Trenerem pozostaje natomiast oddany klubowi, żywiołowy człowiek w dresie. Który to jednak raz próbuje się w Dortmundzie odgrzewać tego samego kotleta? Wszystko właśnie z powodu nostalgii za Kloppem, co można zawrzeć w jednym cytacie Watzkego.
– Jesteśmy na tysiąc procent przekonani do Edina Terzicia. Bardzo go tutaj w BVB cenimy. Edin to facet, który zna i kocha ten klub. Wykonuje świetną robotę, więc jestem pewien, że będziemy się nim cieszyć przez długi czas. Od wszystkich w klubie słyszałem, jak skrupulatnie podchodzi do pracy. Tak jak Juergen Klopp był w pełni oddany klubowi przez siedem lat, tak i tu widzę to podobieństw. Edin jest również całkowicie skupiony na klubie – mówił nieco ponad rok temu prezes klubu przed kamerami Bild-TV.
Zakładamy jednak, że prezes zarządu nie chce działać na niekorzyść klubu i świadomie, a nie z miłości do przeszłości pozostawił Terzicia, dlatego skupimy się na tym, co nowi asystenci mają wnieść do zespołu. Sven Bender pracował dotychczas jako szkoleniowiec grup młodzieżowych w kadrze Niemiec do lat 16 i 17. Pomagał Michaelowi Prusowi i Christianowi Wueckowi. Powracając do Dortmundu, ma za zadanie uporządkować przepływ i odpowiednie korzystanie z wychowanków przez BVB, a także załagodzić sytuację w szatni. W trakcie kariery ex-pomocnik był powszechnie lubiany. To rówieśnik Reusa i jest rok młodszy od Hummelsa. To właśnie za uspokojenie najstarszych buntowników największy nacisk ma położyć Bender w pierwszych tygodniach swojej pracy.
Sahin natomiast na rzecz Borussii zrezygnował z prowadzenia Antalyasporu. I to właśnie dziwi najbardziej, bo odpuścił posadę menedżera – brał również czynny udział w transferach – ósmej drużyny ligi tureckiej z szansami na awans do europejskich pucharów. Do szukania drugiego dna w tej decyzji jeszcze wrócimy, ale skupmy się na razie na zadaniach postawionych przed Turkiem. Sahin przychodzi, żeby utrzymywać odpowiednią komunikację w zespole – włada biegle czterema językami i wiele w piłce widział za sprawą gry w Realu Madryt czy Liverpoolu. To właśnie ma być magnesem dla potencjalnych przyszły młodych gwiazd, na których sprowadzenie liczy BVB.
Borussia popłynie
Pieczę nad tym wszystkim ma sprawować Terzić jako koordynator – którym de facto już był w czasie pracy Rosego – bądź menedżer w angielskim stylu. I tutaj nie ma już tak abstrakcyjnych celów. W zasadzie pozostaje jeden – odrobić stratę do czołówki i zapewnić sobie awans do Ligi Mistrzów. Mniejszą rolę może odegrać nawet udana przygoda w aktualnej edycji Champions League, w której dzięki zajęciu pierwszego miejsca w grupie Borussia trafiła na PSV Eindhoven. Pomóc ma w tym Jadon Sancho, którego półroczne wypożyczenie z Manchesteru United znajduje się na ostatniej prostej finalizacji. To angielski skrzydłowy weźmie odpowiedzialność za to, żeby piłka docierała do napastników, co robił regularnie w swoim poprzednim okresie gry na Signal Iduna Park.
Tyle mówi teoria. Ale co jeśli Sancho nie będzie w stanie wrócić do odpowiedniej dyspozycji? Szczególnie że ma na to tylko pół roku i kilka kilogramów nadwagi (według angielskich mediów). W końcu w tym sezonie spędził na boisku zaledwie 79. minut. Co jeśli Bender nie pomoże w doprowadzeniu do końca wewnętrznego konfliktu, bo będzie musiał stanąć między kolegami z boiska i swoimi zwierzchnikami: szkoleniowcem oraz dyrektorem sportowym, którzy również nie żyją w dobrej komitywie. A co jeśli Sahin upatrzy w zwolnieniu aktualnego trenera swojej szansy na objęcie posady pierwszego szkoleniowca? W końcu w podobny sposób, z tylnego siedzenia, Terzić namawiał do zwolnienia Marco Rosego. Turek ma duże ambicje i oczekiwania wobec swojej kariery trenerskiej. Nie rzuca się bowiem z dnia na dzień pracy szkoleniowca klubu, który poprowadziłeś w 92 meczach i który zaczął grać na twoją modłę, na rzecz długoletniej asystentury.
Przed zbliżającą się rundą nad Dortmundem wisi jeden, wielki, czerwony znak zapytania. A gra o poprawę sytuacji już się rozpoczęła. W środę 3 stycznia Borussia wyleciała na zimowy obóz przygotowawczy do Marbelli. Ta hiszpańska miejscowość od dawien dawna gości zespół z Zagłębia Ruhry – tym razem ponownie te same twarze Sahina, Bendera czy niebawem Sancho. To kolejna próba władz BVB na powrót do czasów Juergena Kloppa, pomimo że już Heraklit z Efezu mówił, że nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki. Ten grecki filozof mawiał również, że wszystko płynie. I w Dortmundzie tak się stanie, choć nie wiadomo, czy Borussia popłynie w złym, czy dobrym kierunku.
WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:
- Bawarska masakra piłą mechaniczną. Wszystkie odpały Jensa Lehmanna
- Trela: „Nietykalny wynik” zagrożony już po dwóch latach. Czy Kane pobije rekord Lewandowskiego?
- Trela: Ekstraklasa przystankiem do kariery. Co czeka Nenada Bjelicę w Bundeslidze?
Fot. Newspix