Reklama

Bawarska masakra piłą mechaniczną. Wszystkie odpały Jensa Lehmanna

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

28 grudnia 2023, 17:21 • 8 min czytania 6 komentarzy

Zdobyłeś mistrzostwo Niemiec, Włoch i Anglii. Byłeś podstawowym bramkarzem zespołu Arsenalu, który do historii przeszedł jako „The Invincibles”, czyli niezwyciężony. Zostałeś wicemistrzem świata i Europy oraz zgarnąłeś brązowy medal rodzimego mundialu. Jens Lehmann był naprawdę fantastycznym bramkarzem, ale coraz mocniej się o tym zapomina, bo 54-latek nie daje o sobie zapomnieć. Mnożą się jego wybryki i zatargi z prawem, a ostatni atak na garaż sąsiada piłą mechaniczną jest tylko najmocniejszym dowodem, że nawet po karierze dalej ma nierówno pod sufitem.

Bawarska masakra piłą mechaniczną. Wszystkie odpały Jensa Lehmanna

„Każdy bramkarz ma nierówno pod sufitem” – taka teoria krąży od dziesięcioleci w futbolu. Zapoczątkował ją Kazimierz Górski, ale w swoim myśleniu miał licznych następców. Grzegorz Szamotulski czy Arkadiusz Onyszko w podobnym tonie wypowiedzieli się o sobie w swoich biografiach. Obaj po karierze się jednak ustatkowali. Pierwszy z nich zaczął pracę trenerską, drugi jest ekspertem telewizyjnym i rozpoczął karierę polityczną. Podobną zależność można zauważyć u innych bramkarzy. Tomasz Kuszczak krytykował Edwina van der Sara i sprawiał problemy wychowawcze sir Aleksowi Fergusonowi, a teraz jest wziętym przedsiębiorcą i trenerem golkiperów w reprezentacji Polski.

Maciej Szczęsny szokował, lawirując między najbardziej znienawidzonymi klubami w Polsce, a dziś często występuje w telewizji i jest fotografem. Podobnych przykładów można mnożyć i to nie tylko u nas w kraju. W końcu w Niemczech nawet najbardziej kontrowersyjny bramkarz Oliver Kahn ustatkował się i pełnił funkcję prezesa Bayernu Monachium. Nie wszystkim udaje się jednak zerwać ze swoją szaloną boiskową przeszłością.

Złapany na gorącym uczynku

Jens Lehmann, który miał między innymi na pieńku ze wspomnianym już Kahnem, dalej szokuje. Jego lista przewinień z każdym rokiem robi się dłuższa, a wybryki stają się coraz bardziej niebezpieczne. Kto bowiem o zdrowych zmysłach odpala piłę łańcuchową, wchodzi na posesję sąsiada i przecina drewnianą belkę dachu. Pomijamy już fakt, że gdyby mu się udało, moglibyśmy w lipcu 2022 roku pisać inny tekst, bardziej wspominkowy opatrzony czarno-białą fotografią. Bo pomysł nie był najbardziej durną rzeczą w tym całym zajściu, a same tłumaczenia byłego bramkarza.

Według informacji niemieckich mediów powodem, dla którego Lehmann miałby ruszyć z piłą mechaniczną na garaż 92-letniego sąsiada, jest widok na Starnberger See. Powstająca konstrukcja miała zasłaniać jezioro z posesji byłego bramkarza. Najpierw 54-latek próbował na różne sposoby blokować powstanie dachu. Chciał przekupić sąsiada, później robił mu pod górkę, zgłaszając sprawę do urzędu, przez co 92-letni architekt Walter W. musiał otrzymać formalną zgodę od lokalnego Sądu Administracyjnego. Uzyskał ją i kontynuował budowę, co nie było w smak Lehmannowi. Wtedy zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce. Dosłownie.

Reklama

Modus operandi 54-latka był dość prosty. Pod pozorem przycinania żywopłotu, o co rzekomo poprosił go zniedołężniały sąsiad, wspiął się na garaż, żeby „zobaczyć, co się tam dzieje” i piłą chciał przeciąć drewniany słupek lukarny dachu. Wcześniej odłączył zasilanie systemu monitoringu, które Walter W. założył po wcześniejszych dwóch atakach na jego dom. Nie wiedział jednak, że kamery wciąż działały dzięki wewnętrznemu zasilaniu akumulatorowemu. Dlatego widać, jak Lehmann przechadza się z piłą po posesji sąsiada i słychać odgłosy cięcia. Byłemu bramkarzowi nie udało się to w pełni, bo na belce spoczywał zbyt duży ciężar i ostrza utknęły w drewnie. Zdołał jednak wyciągnąć piłę i wrócić do domu.

Oszustwo parkingowe

Kamery wszystko zarejestrowały, a film na żywo oglądał zięć Waltera W. Przesyłały bowiem wideo w trybie bieżącym i nie pomogło nawet to, że następnego dnia sąsiad znalazł ściętą brzozę na swojej posesji, na czym prawdopodobnie Lehmann chciał zbudować linię obrony. Nie podjął się jednak tego, bo przed decydującą rozprawą zmienił obrońcę i poszedł na układ z sąsiadem, płacąc mu 60 tys. euro odszkodowania. Nie omieszkał jednak w swoim stylu zaatakować sądu.

Przepraszam, ale dziwi mnie ta cała sprawa. Prokuratura początkowo oddaliła spór jako nieistotny. Jestem jednak osobą znaną i rozpoznawalną, dlatego prokurator postanowił zaostrzyć sprawę, choć zarzuty wobec mnie są nie do końca prawdziwe – wyjaśnił w swoim oświadczeniu Lehmann, którego cytuje „Bild”. Nie pierwszy raz stawia siebie w roli ofiary, bo i nie pierwszy raz zasiada na ławie oskarżonych.

W ostatnich dwóch latach dwukrotnie przyłapano go na oszustwie na lotnisku w Monachium. Wjeżdżał na nie swoim sportowym porsche, ładował baterię elektrycznego auta i opuszczał parking, nie płacąc. Robił to na tyle bezczelnie, że wykonywał kilka kółek między samochodami, tylko po to, by znaleźć jakiegoś kierowcę, usiąść mu na tylnym zderzaku i przejechać pod szlabanem. Zaoszczędził na tym około 300 euro. Sąd ukarał go grzywną w wysokości 420 tys. euro, dlatego ponownie mogliśmy oglądać popis jego aktorstwa na ławie oskarżonych. Nie słuchał swoich zarzutów. Prosił o powtarzanie oskarżeń. Często zerkał na telefon i robił wszystko, żeby bagatelizować sprawę, mówiąc nawet, że nie da się ukraść prądu.

Reklama

Ignoruje prawo

Nie przyznaję się do stawianych mi zarzutów. W pierwszym przypadku nie opłaciłem biletu, bo nie ładowałem samochodu. Za drugim razem poprosiłem o przesłanie rachunku drogą elektroniczną, ale nigdy nie przyszedł. Zawsze płacę rachunki. Nie pamiętam, jak wyjechałem z parkingu. To było dwa lata temu. Zresztą istnieją takie bramki, które automatycznie rozpoznają twój samochód i nie musisz się godzić na opłatę – snuł sprzeczne ze sobą teorie były bramkarz.

Lehmann jest jednak coraz mniej wiarygodny dla sądu. Nagminnie bowiem łamie prawo. W zeszłym roku zaatakował policjantów, którzy przyjechali odebrać mu prawo jazdy za powtarzające się korzystanie z telefonu podczas prowadzenia samochodu. Były bramkarz nazwał ich kłamcami i nie chciał wydać dokumentu. – Zarzuty mi stawiane są nieprawdziwe. Jak zawsze to ogromna szkoda dla mojej reputacji i lekceważenie prywatności – napisał w mediach społecznościowych.

Dość tego typu ataków miał już prokurator Stefan Kreuzer, mówiąc co myśli o byłym bramkarzu. – Jesteś osobą, która nie chce przestrzegać prawa, a nawet je ignoruje. Dodatkowo dokonujesz samosądów. Sąd reaguje na to z należytym wyczuciem. Nie lubimy, gdy ktoś bierze prawo w swoje ręce. Tylko państwo ma monopol na prawo – oświadczył, cytowany przez „Bilda”.

Uderzony, pobity, kopnięty, nadepnięty, zwyzywany

Lehmann się już jednak nie zmieni, bo przez dziesięciolecia wiele spraw uchodziło mu na sucho. A nawet jeśli go karano, to grzywną, co lekką ręką płacił jak w przypadku pomocy koledze w ucieczce z miejsca wypadku czy po pobiciu. Ale czemu się dziwić? W końcu jego cała kariera sportowa, a później telewizyjna to jedna długa lista wykroczeń i wybryków.

W samej Bundeslidze otrzymał 36 żółtych i pięć czerwonych kartek. Żaden inny bramkarz nie był wyrzucany z boiska tak często. Łącznie zobaczył 70. upomnień w całej karierze i nie mowa tu o celowym przedłużaniu gry, z czego często korzystają golkiperzy. Słowne zaczepki i przepychanki były na porządku dziennym. Lehmann uderzył łokciem Giovane Elbera, wsadził palec w oko Ulfa Kirstena, kopnął w tyłek Soumailę Coulibaly’ego, nadepnął na stopę Aristide’a Bance, zbeształ kolegę z drużyny Marcio Amoroso. Jego kariera to istny festiwal agresji. Były bramkarz wylatywał z boiska za przewinienia na rywalach i własnych kolegach. Absurd gonił absurd.

Lehmann po prostu lubił, gdy o nim mówiono, dlatego na treningi do Stuttgartu przylatywał helikopterem, oddał mocz za bandą reklamową w meczu Ligi Mistrzów z Unireą Urziceni, w brutalny sposób ściągnął opaskę z głowy Khalida Boulahrouza, zdecydował się na transfer do Borussii Dortmund, choć wcześniej występował w Schalke czy pokłócił się z Kahnem o miejsce w podstawowym składzie reprezentacji Niemiec. Zawsze znajdowało się jednak wytłumaczenie dla jego zachowania.

Khalid prawdopodobnie go nie usłyszał z powodu opaski. Dlatego Jens mu ją odebrał – mówił ówczesny trener VfB Horst Heldt.

Zrobił to bardzo sprytnie, bo cały czas kontrolował spotkanie – skomentował dziennikarz oddawanie moczu przez bramkarza.

Nawet Kahn spokorniał i podczas mundialu w Niemczech podał rękę Lehmannowi.

Rasista, homofob i recydywista

Przyzwolenie na takie wybryki trwało w najlepsze. A jemu przychodziły coraz durniejsze pomysły do głowy. Na rozprawę za przekroczenie prędkości wysłał swojego brata, zaatakował operatora kamery czy zniszczył okulary jednego z kibiców po spotkaniu z Mainz, w którym wyleciał z boiska. I nie zmieniło się to po zakończeniu kariery, choć piastował publiczne funkcje.

Jako ekspert telewizji Sky zakpił z Dennisa Aogo, nazywając go „murzynem pod publiczkę”. Wiadomość o takiej treści wysłał na WhatsAppie do samego Aogo, a on udostępnił to mediom. Wyleciał za to z rady nadzorczej Herthy BSC. Kpił również z coming-outu Thomasa Hitzlspergera, a także ze znajomości języka niemieckiego przez Ilkaya Guendogana. Tak, Lehmann był na tyle bezczelny, że w telewizji pochwalił Niemca, że zna język niemiecki, naturalnie szydząc z tureckiego pochodzenia pomocnika.

Karuzela wybryków Lehmanna się nie zatrzymuje. Choć ma już 54 lata, to wciąż jest o nim głośno w Niemczech. Nie daje o sobie zapomnieć. Można się jednak zacząć obawiać tego, jak jeszcze zdoła ściągnąć na siebie uwagę mediów, skoro teraz sięgnął po piłę. Jest bowiem najdobitniejszym przykładem na to, że każdy bramkarz ma nierówno pod sufitem, ale akurat w jego wypadku sufit osunął mu się na głowę, a reperkusje tego są widoczne nawet po zakończeniu przez niego kariery.

WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Ekstraklasa

Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Antoni Figlewicz
0
Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Komentarze

6 komentarzy

Loading...