Reklama

Morskie opowieści. Pokraczny abordaż na pokład „Kopenhagi”

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

12 grudnia 2023, 23:51 • 4 min czytania 13 komentarzy

Morze białych sztormiaków wlane na jedną z trybun stadionu w Kopenhadze i rozbujana turecka łódź pełna wściekłych i wściekle atakujących piratów, którzy znają się tylko na łupieży i kilku oklepanych technikach abordażu. Wśród nich jeden czy drugi doświadczony morski lis, z blizną pod okiem i tatuażem gołej panny na ramieniu. Dodajmy paru majtków z drewnianą nogą. Mecz pachnący solą, piaskiem i świeżym dorszem. Dla Kopenhagi na zawsze będzie już smakował awansem do fazy pucharowej Ligi Mistrzów – pierwszym od 13 lat.

Morskie opowieści. Pokraczny abordaż na pokład „Kopenhagi”

Każdy żeglarz darzy morze ogromnym szacunkiem. Dobrze wie, że czasem trzeba się poddać jego sile, dać się ponieść falom, pozwolić na chwilę bezwładności. Nie można z nim za bardzo walczyć, nie można mu się zbyt nachalnie przeciwstawiać. Jednak przybysze z Turcji byli bardziej jak piraci z serii filmów o przygodach Asterixa i Obelixa niż wytrawni znawcy swojego rzemiosła. Robili wiele rabanu, ale jak przyszło co do czego, to ruszali się, jakby im strach pętał nogi. W okolicach pola karnego gospodarzy smagał przyjemny wiatr goli, ale co z tego, skoro żaden z pira… piłkarzy Galatasaray nie potrafił zachować się, jak należy.

Przykry to był widok. Napastnicy Galaty napinali się jak żagiel trójmasztowca i nic — jak gola nie było, tak go nie ma. Graliby jeszcze dwa dni i też, by nic nie wpadło, bo choć z nazwisk same wilki morskie, to w rzeczywistości wyglądali jak piraci z drewnianymi nogami. Na szpicy Icardi, na skrzydle Zaha, z ławki Ziyech, Mertens. Z takim składem były nadzieje na wielki sukces, szczególnie że Manchester United osiadł na mieliźnie grupie A, a tu nic. Bujali się napastnicy od bramki do bramki, przyprawiając widzów o chorobę morską, a Kopenhaga, jak była nie zdobyta, tak niezdobyta pozostała. A na czele obronnego garnizony stanął Kamil Grabara, który w końcówce meczu musiał się trochę napocić.

W Galatasaray zapomnieli bowiem, że skład dobrej załogi dobiera się tak, by każdy był w czymś świetny i każdy robił coś potrzebnego. Jeden szoruje pokład, a inny nawiguje. Nie dość, że Turcy nie mieli pomysłu, dokąd chcą dopłynąć, to nawet nie potrafili utrzymać swojego statku w jakiejkolwiek czystości. Ich bałaganiarskie formacje rozlazły się na wszystkie strony przy jednej dynamicznej akcji gospodarzy, którzy po trafieniu Lukasa Leragera skupili się tylko na odpieraniu kolejnych ciamajdowatych ataków gości. Zamiast gigantycznego tsunami zalewającego pole karne Duńczyków oglądaliśmy powtarzalną sztuczną falę z brodzika dla maluchów w miejskim aquaparku.

Hej, ha! Kielichy wznieśmy!

Ale odpuśćmy już gościom, bo wygranymi są piłkarze Kopenhagi, która po 13 latach ponownie wystąpi w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. A dokonała tego, bo mogła sobie pozwolić na defensywną i zachowawczą grę już od pierwszej minuty spotkania, bo już przed meczem Grabara i jego koledzy znajdowali się na drugim z miejsc premiowanych awansem do fazy pucharowej. Nie można im jednak umniejszać sukcesu. Ograli bowiem w grupie nieco rozlazły Manchester United, fajtłapowatą ekipę z Turcji i postawili się silnej armii z Bawarii. Do tego Duńczycy pokazali kawał fajnej, zorganizowanej piłki, jako jedyni urwali punkt Bayernowi i zdecydowanie zasłużyli na play-offy. Mają swój dzień zwycięstwa, mogą wznosić głośne okrzyki radości, bo sobie na to zapracowali. Mogą śpiewać i tańczyć, ale nikt by się chyba nie zdziwił, gdyby nadal robili to wszystko we własnym polu karnym, do którego byli przyklejeni przez cały mecz.

Reklama

Wraz z nimi zaśpiewa morze białych sztormiaków z Parken. Kibice byli dziś ostoją duńskiej drużyny i razem ze swoimi ulubieńcami przeżywali każde kolejne wybicie piłki, każdy wślizg i główkę. Żyli tym meczem, falowali w jego rwanym rytmie i pośrednio sprawili, że zbieranina wystawiona dziś do abordażu przez Turków w żaden sposób nie zasłużyła na miano załogi.

Mieliśmy odpuścić, ale zasłużyli — Galatasaray zaprezentowało dziś najbardziej pokraczny abordaż w historii. Za karę zagra w Lidze Europy, ale nie polecamy wam oglądania ich wyczynów na wiosnę. Natomiast na Kopenhagę zerkniemy i to z dużym sentymentem i to nie tylko ze względu na Grabarę, który piękną klamrą może spiąć swój pobyt w Danii, ale również za fakt, że w eliminacjach ograła Rakowa Częstochowa.

KOPENHAGA 1:0 GALATASARAY

L. Lerager 58′

WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Liga Mistrzów

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Komentarze

13 komentarzy

Loading...