Jesteś drużyną piłkarską. Są takie chwile w trakcie sezonu, że wynik starcia rywali jest dla ciebie ważniejszy niż cokolwiek innego na świecie. Od rezultatu meczu drużyny X z drużyną Y zależy twój sukces — X po prostu musi wygrać, ale też gra tylko o pietruszkę! Ach, gdyby był jakiś sposób, żeby zmotywować X do walki o pełną pulę… Był taki sposób. Teraz też będzie, tylko stał się oficjalnie nielegalny.
— Dla mnie nie jest to etyczne — mówił jeszcze rok temu rzecznik etyki w PZPN ksiądz profesor Jerzy Kostorz. Trudno się nie zgodzić, że finansowanie dodatkowej mobilizacji na mecze z konkretnym rywalem śmierdzi. Śmierdzi zgniłym jajem i zbudowane jest na podobnym mechanizmie co zwykłe kupowanie meczów. W sumie też płacisz, tylko nie wymagasz od kogoś kiepskiej gry, a sztucznie wymuszasz grę dobrą. Inna sprawa, że ta cała etyka jest często traktowana tylko jako drogowskaz — skoro coś nie jest nielegalne, to czemu nie dać sobie szansy. Co jest złego w marchewkach i czy dobra gra w piłkę nie jest po prostu sposobem na zarabianie dobrych pieniędzy? Tym bardziej że mówimy tu o klasycznym modelu biznesowym win-win, gdzie zyskuje i zwycięzca meczu, i motywator. Wtedy traci tylko ten, kto miał los w swoich rękach i go z tych rąk wypuścił. Dla zobrazowania zjawiska przytoczmy kilka przykładów.
Stać ich to pewnie płacą
Kieszenie wypchane po brzegi sprzyjają ligowej kombinatorce, więc pogłoski na temat „podpórek” zwykle dotyczą tych dzianych drużyn. Nie uniknęła ich więc Wieczysta Kraków, która, rzekomo, chciała za wszelką cenę awansować do drugiej ligi. Mówiło się więc, że wiosną ubiegłego sezonu żółto-czarni płacili bezpośrednim rywalom Stali Stalowa Wola, która ostatecznie i tak Wieczystą wyprzedziła.
PZPN na wojnie, czyli ludzie piłki nie mogą grać u bukmacherów [WYWIAD]
Nawet jeśli plotki mają w sobie ziarno prawdy i Wojciech Kwiecień sięgnął do kieszeni po całe 300 tysięcy złotych, to trudno powiedzieć, żeby właściciel trzecioligowca okazał się w tym wypadku rekinem biznesu. Jasne, Stal zgubiła punkty, ale w międzyczasie Wieczysta również… Jeśli w ruch poszły premie motywacyjne, na niewiele się zdały. Równie dobrze Kwiecień mógł napalić tymi pieniędzmi w kominku, a zdaje się, że on akurat byłby do tego zdolny.
Jak w kilka dni przepalić 300 tysięcy złotych?
Proszę bardzo – Wieczysta Kraków zapłaciła po 150 tysięcy na zmotywowanie przeciwników Stali Stalowa Wola. Kasa trafiła do piłkarzy KSZO Ostrowiec (2:1) i Podlasia Biała Podlaska (1:1).
Problem w tym, że krakowianie wywalili się na Wisłoce Dębica i rezerwach Korony Kielce
Dodatkowo przegrali z Avią Świdnik, Stał wygrała swój mecz i jest już prawie pozamiatane.
— Norbert Skórzewski (@NSkorzewski) November 30, 2023
W ostatnich latach podejrzenia nie padają więc na biednych. Nikt nie powie, że kogoś przed meczami z Puszczą finansowo motywuje, no nie wiemy, Ruch Chorzów. Albo grająca teraz u szczytu pierwszej ligi Odra Opole płacąca za wygrane z Arką, Miedzią czy Górnikiem Łęczna — no nie do pomyślenia. Na takie wygibasy zwykle mogą sobie pozwolić tylko bogaci. I kropka.
Pasy jako as w rękawie?
Maj 2022 roku. Gdzieniegdzie mówi się o nieetycznej walce Lecha z Rakowem. Podopieczni trenera Marka Papszuna zgubili dwa punkty na rzecz Cracovii i spadli w tabeli za plecy Kolejorza. Już przed meczem z Pasami trener częstochowian sugerował, że jego rywale będą „bardzo zmotywowani”. Zanim jednak posądzicie nas o przygarnięcie laptopów i myszek od X-komu, przeczytajcie do końca — były trener Rakowa mógł sobie wtedy mówić, co chciał, ale dowodów na potwierdzenie sugerowanej tezy nie miał i zapewne nadal nie ma. Insynuacjom wyraźnie przeciwstawił się szkoleniowiec drużyny z Krakowa, Jacek Zieliński:
— Nie było żadnych telefonów. Gdyby Lech nie wygrał z Piastem, to nie byłby teraz liderem. Oni sami sobie pomogli, a my tylko spowodowaliśmy, że rywalizacja stała się jeszcze ciekawsza. Nie wiem, skąd biorą się te bzdury — szkoleniowiec Pasów był bardzo, ale to bardzo stanowczy. To zresztą zawsze dziwne, gdy trener musi odpierać zarzuty dotyczące nieczystej gry, a jego drużyna wzniosła się na wyżyny i urwała punkty faworytowi.
Większość przypadków takiej pozytywnej motywacji jest tylko domniemana. Oskarżenia mogą być krzywdzące, szczególnie gdy opieramy je na plotkach, półsłówkach i domysłach, bo też jak udowodnić komuś, że zagrał zdecydowanie zbyt dobrze? Tak, czytacie tu głównie o plotkach. Choć nie tylko…
34 tysiące dolarów
Tyle mieli dodatkowo zarobić zawodnicy Lecha Poznań za wygraną z Górnikiem Polkowice. Motywatorem był w tym układzie Świt Nowy Dwór Mazowiecki, któremu Kolejorz podłożył się chwilę wcześniej — oba mecze były zresztą kluczowymi w sprawie korupcyjnej Piotra R., napastnika Lecha. R. nie był jednak skazanym za niewinność (czyt. udział w układzie z „podpórką”) – za uszami miał prawdziwe i surowo penalizowane przewinienia. Może lepiej dorabiać się właśnie na finansowych korzyściach płynących z tej pozytywnej motywacji.
Sezon 2003/2004 to jeden z tych przegniłych okresów w polskiej piłce ligowej, jednak dodatkowa motywacja do wygranej z polkowiczanami była jak najbardziej legalna. Mało elegancka, ale legalna. Świt w obawie przed kontaktami korupcyjnymi między działaczami z Polkowic a piłkarzami z Poznania zaproponował Lechitom układ — wygrana z Górnikiem wiązać się miała z solidną premią dla drużyny. Wszystkie nieczyste i oparte na korzyściach finansowych relacje trzech zainteresowanych stron przykrywały jednak ten, trudno o takie słowa w kontekście polskiej piłki przełomu wieków, czysty proceder. W całym morzu niegodziwości, w tym jednym meczu nikt nie mógł zarzucić ani Lechowi, ani Świtowi łamania prawa. Cała sprawa budziła tylko i budzi wątpliwości etyczne. Jest też przypadkiem, w którym poznaliśmy nieco więcej faktów i nie opieramy się tylko na plotkach — sezon 03/04 został szeroko omówiony na wokandzie.
Dudka coś słyszał
Czerwiec 2015 roku. Teraz role się trochę odwróciły — Lech miał być poszkodowanym, a pieniądze zarobić miała Wisła Kraków. Legia, marząc o obronie mistrzostwa, musiała liczyć na porażkę Kolejorza z Białą Gwiazdą i oczywiście wygrać swoje spotkanie. Mocne słowa padły wówczas z ust Dariusza Dudki:
— Słyszałem o tym, że Legia Warszawa chciała dać nagrodę Wiśle Kraków, jeśli ta wygrałaby z Lechem Poznań w ostatniej kolejce. Kapitan zespołu Arek Głowacki nie zgodził się jednak i chłopcy zagrali fair — mówił Dudka dla Przeglądu Sportowego.
Insynuacje wielokrotnego reprezentanta Polski wywołały reakcję w gabinetach przy Łazienkowskiej. Słowa piłkarza wyśmiał ówczesny prezes Legii, Bogusław Leśnodorski: — Ze słów Dudki wnioskuję, że gdyby nie nasza propozycja, to Wisła w ogóle nie zamierzała wygrać z Lechem — odpowiedział zawodnikowi za pośrednictwem sport.pl. Ostatecznie Lech został mistrzem, wyprzedził Legię o jeden punkt. Możliwe, że to był właśnie ten zdobyty w meczu z Wisłą.
W reprezentacji też. Dawno temu
Mundialowy mecz Polska — Włochy z 1974 roku zakończył się wynikiem 2:1. Układ przed spotkaniem biało-czerwonych był, taki, że Argentyna musiała liczyć na nieustępliwość przewodzących grupie mistrzostw świata Polaków. W tym celu Albicelestes mieli zatrudnić Roberta Gadochę.
— To wszystko kłamstwa. Proszę tylko prześledzić moją karierę: jestem czysty jak łza — mówił dekadę temu sam zainteresowany w rozmowie z Polsatem Sport. Dyskusja o premii motywacyjnej przyznanej zawodnikowi naszej reprezentacji sprawiła, że on sam zaszył się za oceanem i stroni od polskich mediów. Jest kilka źródeł informacji potwierdzających, że za pokonanie Włochów Gadocha wpakował do kieszeni sporą sumę pieniędzy. Pisał o tym w swojej autobiografii Andrzej Szarmach, własnych informatorów znalazły redakcje z Italii, a swoje w temacie wiedział też Grzegorz Lato. Znów jednak słowo przeciwko słowu.
— Jestem pewien, że gdybyśmy dowiedzieli się o tym, co zrobił Gadocha, zawodnicy wyrzuciliby go z hukiem. Może lepiej, że wyszło to po latach — to Szarmach.
— To wszystko zostało wymyślone kilka lat po turnieju, kiedy poprosiłem moją byłą już małżonkę o rozwód. Wtedy zaczęło się szantażowanie — tłumaczył z kolei potencjalny udział w sprawie swojej ówczesnej żony Gadocha. To ona miała pośredniczyć w przekazaniu pieniędzy piłkarzowi, ale jak było, to tak naprawdę nie wiadomo.
W kuluarach mówi się o kwocie 18 tysięcy dolarów, ale największą zbrodnią Gadochy nie miałoby być samo przyjęcie premii. Najgorzej, że się chytrus nie podzielił.
Melodia przyszłości
Pewnie przy następnych takich historiach poznamy więcej faktów. Przestaniemy się opierać na domysłach i niedomówieniach. Insynuacjach, podejrzeniach, stawianiu tez i problemach z ich potwierdzeniem. Słowo wystąpi nie przeciwko innemu słowu, a przeciwko prawdzie i prawu. To ostatnie zmienia się na lepsze, bo nie pozostawia nam pola do własnej interpretacji. Zamiast ciągle wahać się między obrzydzeniem dla niezbyt czystych gierek a zrozumieniem korzyści płynących z motywującej marchewki, wreszcie będziemy mogli zająć jasne i zgodne z regułami rywalizacji stanowisko. Precz zatem z „podpórkami”! To już nie tylko nieetyczne. To nielegalne.
Czytaj więcej o hazardzie:
- PZPN na wojnie, czyli ludzie piłki nie mogą grać u bukmacherów [WYWIAD]
- PZPN a zakaz bukmacherki dla amatorów. Zły znak w złym miejscu
Fot. Newspix